Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Deep In The Heart [prosto z ery!]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:42, 13 Maj 2008    Temat postu:

Ale dzisiaj przed 20.30 :?: Bo jeśli później, to dla mnie będzie znaczyło, że jutro... Ehhh... Na Twojego fika waaarto czekać

Btw - ten fik, o którym Ci wczoraj pisałam, chyba będzie "teraz-zaraz", bo potrzebuję jakiejś terapii po tych finałowych epach


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:45, 13 Maj 2008    Temat postu:

No to czekamy, czekamy niecierpliwie na kolejną część, bo jest świetne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:50, 13 Maj 2008    Temat postu:

no będzie do 18 jeśli mi się uda, Richie, nie martw się
finałowego epa zobaczę dopiero za... 54 minuty transfer mi siadł
więc piszę i piszę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:33, 13 Maj 2008    Temat postu:

hihihihihihihi
dedykacja dla wszystkich, którzy czytają, komentują, wspierają
dziękuję Wam bardzo, to wiele dla mnie znaczy

no, to macie ^^


Door is closed behind me now
House

Leżałem na łóżku, czując pulsujący ból nogi. Najchętniej otworzyłbym usta i krzyknął, wyrzucił to z siebie, ale nie chciałem dawać tej satysfakcji Wilsonowi, który zaledwie kilkadziesiąt minut wcześniej zacmokał, gdy próbowałem wdrapać się na górny materac. Uparłem się, że dam radę, jak gdyby to głupie łóżko pokazywało, że ja tu góruję, w tej celi, że jestem lepszy.

Przymknąłem oczy, marząc o tabletce Vicodinu i prawie czułem ten charakterystyczny smak w ustach. Uśmiechnąłem się lekko i poczułem, jak wspaniale po moim ciele rozlewa się gorąca fala. Mój mózg sprawił, że ciało uwierzyło, że jest pod wpływem leków. Ból w nodze nieco zelżał, ale i tak był rozdzierający.

Słyszałem przyśpieszony oddech Wilsona pode mną i otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się w sufit nade mną. Zauważyłem jaśniejsze punkty i uniosłem rękę. Łóżko zaskrzypiało straszliwie, zatrzęsło się i zamarłem, czekając aż wszystko runie w dół. Ale ono wciąż stało, więc odetchnąłem z ulgą. Uświadomiłem sobie, że łóżko jest niesamowicie szerokie, a na materacu zmieściłyby się dwie osoby. Pomyślałem, że architekci budujący to więzienie byli złośliwi, stawiając tak szerokie łóżko do ciasnej celi. Po chwili wykonałem kolejny ruch i dotknąłem dłonią sufit nad swoją głową. Pod palcami wyczułem litery i kreski, jak gdyby autor „dzieła” liczył, ile czasu tu spędził.

I wtedy dotarło do mnie to wszystko. To, że jestem skazańcem. Naprawdę jestem w więzieniu. I nic mnie z niego nie wyciągnie. Nie będę leczył przez najbliższe dziesięć lat. Nie, to już dziewięć i kilkaset dni.

Westchnąłem cicho, gdy uświadomiłem sobie, jak wielki błąd popełniłem. Wiedziałem, że teraz muszę zrobić wszystko, by on jakoś to przetrwał. By był bezpieczny.

-Nie mógłbyś tu spać – powiedziałem nagle.

Usłyszałem, jak Wilson głośno wypuszcza powietrze z ust i śmieje się cicho tak, bym tego nie usłyszał. Czekałem przez chwilę na reakcję. Nie słysząc żadnego słowa odezwałem się po raz kolejny.

-Naprawdę – przekonywałem go – przecież masz klaustrofobię…
-I co z tego? – odpowiedział zirytowany.

Tak, trafiłeś, Greg, pomyślałem z satysfakcją i od razu się opanowałem, gdy zorientowałem się, że irytacja jest prawdopodobnie spowodowana lękiem. Naraziłem mojego przyjaciela na więzienie, na ból i upokorzenie, na spędzenia życia w ciasnej celi, wywołującej klaustrofobię.

-Jimmy? – rzuciłem cicho.
-Co? – usłyszałem cichy głos.

Wychyliłem się za poręcz, ignorując skrzypienie łóżka i wysiliłem słuch, pragnąc, by dotarł do mnie każdy dźwięk. Wreszcie usłyszałem coraz szybszy oddech Wilsona, jak gdyby powoli zaczynał się dusić.

-Jimmy! – powiedziałem głośniej.
-Co, do cholery? – prawie krzyknął – Co, House? Czego chcesz.
-Chcę z tobą spać.

Zamknąłem oczy, gdy wypowiedziałem te słowa, czekając na wybuch. Usłyszałem tylko, jak James znów głośno wypuszcza powietrze. Łóżko zaskrzypiało i byłem pewien, że podrapał się po karku, zażenowany.

Stałem, szurając głową po suficie. Zsunąłem się z łóżka i powoli zszedłem z górnego materaca, czując, że moje udo zaraz eksploduje z bólu. W końcu zobaczyłem jego zdziwioną twarz i niepokój w oczach, gdy wpatrywał się moją prawą nogę.

Wilson podpierał się na łokciach, leżąc tuż przy ścianie. Przez chwilę zastanawiałem się czy przed chwilą zrobił mi miejsce, czy spał przytulony do ściany, bojąc się, że kraty się otworzą i wpadnie ktoś, kto zrobi mu coś złego.

Stałem przez minutę na środku celi, czując zimno podłogi. Poprawiłem więzienną piżamę i czekałem, aż da mi jakikolwiek znak, że nie uzna mnie od razu za geja, który już odczuwa tęsknotę za kobietami.

Zmarszczył brwi i lewą dłonią pokazał na miejsce obok siebie. Pokiwałem gorliwie głową, jak małe dziecko, próbując rozluźnić atmosferę.

W końcu Jimmy wykonał gwałtowny ruch głową i spojrzał wymownie w sufit. Przesunął lekko poduszkę na środek materaca i położył się na nim. W końcu powoli wszedłem do jego łóżka, czując ciepłą pościel i jego drżące ciało.

Uśmiechnąłem się pod nosem, ciesząc się, że ja mogę usprawiedliwić nieopanowane ruchy mego ciała bólem nogi.

Moje serce biło coraz mocniej, coraz szybciej i nagle zrobiło mi się okropnie gorąco. Zaryzykowałem i spojrzałem w bok w jego twarz.

Leżał na plecach, wpatrując się w górny materac łóżka. Przez chwilę obserwowałem rytmiczne unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej aż w końcu spojrzałem w jego twarz, a on obrócił się i wbił we mnie swe spojrzenie.

-Boję się, Greg – wyszeptał.

Wiedziałem, że to głupie pytanie, ale musiałem zapytać, aby poznać go lepiej, by zrozumieć, co go trapi i przed czym muszę go chronić.

-Czego, Jimmy? – spytałem cicho, przysuwając się nieco bliżej.
-Boję się, że cię stracę – wyjąkał.

Zmarszczyłem brwi, czując się, jak gdybym spadał dół z drapacza chmur. Nagle gwałtownie wylądowałem w łóżku więziennym, leżąc obok mojego najlepszego przyjaciela, najbliższej mi osoby, którą kochałem z całego serca, za którego mógłbym oddać wszystko… życie.

-Dlaczego? – wyjąkałem.

Wzruszył ramionami, spojrzał w moje oczy. Ujrzałem na jego twarzy smutek, jak gdyby już mnie stracił. W mojej głowie ukazały się wszystkie obrazy ostatnich dni i przez kilka minut rozpaczliwie starałem się przypomnieć sobie, co zrobiłem nie tak, jak i czym go uraziłem. Uniosłem lekko brwi i tym razem to on zbliżył się do mnie.

-Ból cię niszczy – szepnął – ból cię zmienia.
-Jimmy…

Gdy gwałtownie przylgnął do mnie całym swoim ciałem, tuląc mnie, jak gdybym miał zniknąć za sekundę, zamarłem i przestałem mówić. Prawą dłonią objąłem jego plecy, wzdychając głośno. Czując jego ciepło przy sobie myślałem tylko o tym, jak go uchronić od tego wszystkiego.

Moje serce biło coraz szybciej i przestałem czuć jakikolwiek ból. Przytuliłem go mocniej, chcąc by wiedział, jak bardzo go kocham bez wypowiedzenia tych dwóch słów.

Byłem coraz bardziej śpiący, a on wciąż ściskał mnie, jak pluszowego misia. Czułem się bezradny, a przytulanie go było jedyną rzeczą, jaką mogłem teraz zrobić. Zamknąłem oczy, czekając na słodki sen, by odlecieć i obudzić się następnego dnia ze świadomością, że coraz mniej kary przede mną.

-Kocham cię.

Kiedy usłyszałem to zdanie płynące z jego ust ogarnęła mnie ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:55, 13 Maj 2008    Temat postu:

Taaaaak, poprawił mi się humorek Dzięki

Czuję tu wpływy fika o windzie... Mam rację?
Chcę z tobą spać. - cute Bezpośredniość House'a zabija...

Sweet, sweet, sweet


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:00, 13 Maj 2008    Temat postu:

W takim momencie!?

Buuuuuuuu, a ja byłam taka ciekawa co dalej [nadal jestem]

Teraz akcja się rozkręci, tak?

Wspaniałe, wspaniałe i jeszcze raz wspaniałe.

Nie wiem jak ty to robisz.

I jeszcze jedno [przepaszam że przynudzam]: kiedy dalszy ciąg? Jutro? A nie dałoby się dziś??? *robi minę bambi nr 41*

Evay, cudne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:47, 13 Maj 2008    Temat postu:

nie wiem, nie mogę oddychać po 4x15 i pewnie będę szukać pocieszenia, pisząc coś nowego...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:14, 13 Maj 2008    Temat postu:

Lolok naprawdę chciałam dziś, ale nie zdążyłam
będzie jutro okolo 14...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:55, 13 Maj 2008    Temat postu:

piękne... tylko takie ... smutne
może uważam to za takie dlatego, że nie mam dzisiaj najlepszego nastroju
Chcę z Tobą spać. - wczoraj bym się uchachała z takiego tekstu, a dzisiaj mnie przygnębia, jest dla mnie formą ukazania/schowania strachu...
brawo evay


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Wto 21:47, 13 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:01, 14 Maj 2008    Temat postu:

evay napisał:
Lolok naprawdę chciałam dziś, ale nie zdążyłam
będzie jutro okolo 14...
Jestem punktualnie o 14. I czekam Evay. Cierpliwie czekam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:17, 14 Maj 2008    Temat postu:

ojej, wybaczcie mi
dopiero wrocilam do domu (lekcje dluzej ;/)
ale tylko czytam fika Richie, patrzę co z tymi napisami i piszę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:48, 14 Maj 2008    Temat postu:

specjalna dedykacja dla Karoliny
Lolok, bardzo przeraszam, że prawie trzy godziny spóźnienia!

i przepraszam wszystkich za to, że miało być wesoło, a znów ich męczę...


The Window is sealed to shut out the light
Wilson

Obudziło mnie wycie jakiegoś więźnia. Otworzyłem oczy, a moim ciałem wstrząsnęło gwałtowne drżenie. Po chwili usłyszałem krzyki strażników i odgłosy walki, gdy go kopali i wciągali do izolatki.

Greg przytulił mnie mocniej i poczułem ucisk w klatce piersiowej spowodowany nie tylko tym, że jego głowa leży akurat na moim brzuchu, ale samą świadomością, że spędziłem noc z nim w jednym łóżku.

Czułem podświadomie, że coś się wczoraj wydarzyło. Coś, co powinienem pamiętać, ale… nie pamiętam? Leżałem więc, trzymając go w ramionach, a w moim umyśle powoli kształtowały się wszystkie obrazy wczorajszej nocy.

Pamiętałem mój strach, gdy leżałem na materacu przy ścianie, bojąc się, że ktoś mnie skrzywdzi, nękany również atakiem klaustrofobii. Zamknąłem oczy i zobaczyłem Grega, który wszedł do mojego łóżka. Przypomniałem sobie naszą rozmowę. Najpierw nerwową, potem szczerą. Wytężałem umysł, ale nie pamiętałem drugiej tak szczerej rozmowy w naszym życiu. Chociaż właściwie to była wymiana kilku słów.

Słów… Odrętwiałem, gdy przypomniałem sobie dwa słowa, które same wyrwały się z moich ust. Słów, których w życiu nie wypowiedziałbym do niego. Słów, które całkowicie oddawały moje uczucia. Słów, które opisywały miłość, o której nikt, a zwłaszcza on, nie może się dowiedzieć.

Spojrzałem na niego ze strachem. Gdy tylko mój wzrok natrafił na jego spokojną twarz, moje serce zamarło i zmiękło. Westchnąłem głęboko i przytuliłem go jeszcze mocniej. Czułem rosnący niepokój na myśl o tym, jaka będzie jego reakcja na te słowa, mieszający się z miłością i sympatią, która rozpierała mnie całego.

Nagle Greg drgnął lekko i uniósł zaspaną głowę. Mrugał przez chwilę niebieskimi oczami, aż w końcu wbił spojrzenie we mnie. Wpatrywałem się z zapartym tchem w jego zdziwioną twarz, jak gdyby usilnie próbował sobie przypomnieć, co wydarzyło się w nocy.

Gdy obserwowałem jego twarz wydawało mi się, że nagle jego oczy zmrużyły się lekko. Zauważyłem w nich zaskoczenie, którego nie chciałem widzieć. Poruszyłem się niespokojnie i chrząknąłem lekko.

-Chyba… czas wstawać – powiedziałem.

Kiwnął lekko głową i podniósł się z łóżka. Wyskoczyłem z niego gwałtownie, gdy nagle zachwiał się i runął na ziemię. Przykucnąłem obok niego, widząc ból na jego twarzy, wstrząsający całym jego ciałem.

-Greg – wydusiłem tylko.

On tylko pokręcił głową i przymknął oczy, opierając się o zimną ścianę celi. Prawą rękę położył na swym prawym udzie, masując je lekko, jak gdyby bał się, że silniejszy ruch spowoduje jeszcze większy ból. Położyłem swoją zimną dłoń na jego, czując, że jest rozpalona. Natychmiast dotknąłem jego czoła i przerażony stwierdziłem, że ma gorączkę.

-O Boże, o Boże – mamrotałem pod nosem – House…
-Nie mogłem znaleźć rozwiązania – wyjąkał.
-Co?

Spojrzałem na niego przerażony i właśnie wtedy otworzył oczy. Jego wzrok był zamglony i nieobecny. Złapał mnie mocno za ramię, dukając do mojej piersi niewyraźne słowa, które nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia.

-Nie mogłem znaleźć rozwiązania… ja się starałem – mamrotał – naprawdę… nie bądź na mnie zły, tato, proszę…
-House! – powiedziałem ostro, kładąc dłonie na jego ramionach i wstrząsając nim – to ja! Wilson!

Drgnął i przez chwilę czułem cudowną ulgę, ale zauważyłem, że jego spojrzenie jest coraz bardziej nieobecne. Chciałem cofnąć się i podejść do krat, by wezwać pomoc, ale on trzymał mocno moje ręce.

-House! – zawołałem – musisz… ja muszę… Puść mnie, to ja, Wilson, muszę ci pomóc!
-Wilson… - wyjąkał – Jimmy.

Gdy wypowiedział moje imię przestałem się wyrywać i nachyliłem się nad nim, szukając zrozumienia w jego niebieskich oczach. On jednak był już nieobecny, nieświadomy mojej obecności. Czułem, że moja więzienna piżama jest już zupełnie mokra od jego pocących się dłoni.

-On jest tak blisko i tak daleko – szepnął – ja nie wiem, co zrobić, by traktował mnie poważnie.
-Kto? – spytałem, zapominając o tym, że mój przyjaciel gotuje się we własnym ciele.
-Jimmy – odpowiedział słabo – ja tak bardzo go kocham…
-Greg… - wydusiłem.
-…ale on nigdy nie może się o tym dowiedzieć… słyszysz mnie? Słyszysz?
-Greg, to ja… Wilson – powiedziałem głośno, powoli otrząsając się z zaskoczenia.
-…słyszysz Cuddy? Nigdy mu tego nie mów… nigdy.
-Cuddy? – wyszeptałem.

Gdy jego uścisk zelżał i zsunął się na posadzkę natychmiast doskoczyłem do krat. Wiedziałem, że łamałem jeden z regulaminów. Trwała jeszcze cisza nocna, a my i tak robiliśmy zbyt dużo hałasu. Byłem pewien, że strażnicy nie zrozumieją tak przyziemnej sprawy, jak wysoka gorączka spowodowane bólem nie do zniesienia. Nabrałem powietrza do ust i zaryzykowałem, gotowy na ból. Dla niego.

-POMOCY! – wrzasnąłem rozpaczliwie.

Złapałem za książkę od Marcella i zacząłem nią okładać o kratach, krzycząc wciąż. Usłyszałem śmiechy i wulgarne odzywki innych więźniów. Obelgi nie docierały do mnie. Ignorowałem wszystko, wrzeszcząc.

-POMOCY! – krzyknąłem jeszcze raz – JESTEM LEKARZEM, MAM TU PACJENTA… - zamarłem na chwilę, gdy dotarło do mnie to, że wciąż zachowuję się jak lekarz – ON MA GORĄCZKĘ, HALUCYNACJE…. POMOCY!

W końcu przed kratami pojawili się strażnicy, więc odetchnąłem z ulgą i uskoczyłem na bok, gdy weszli do celi. Oni jednak nie podeszli do Grega, ale otoczyli mnie. Gdy po raz pierwszy uderzyli mnie w brzuch pałką, trzymałem się dzielnie, czując przeraźliwy ból, rozchodzący się po całym moim ciele. Rany z poprzednich dni odezwały się i przez chwilę zataczałem się z modlitwą na ustach.

-Proszę… - wydusiłem.

Ale w tym momencie drugi strażnik uderzył mnie w miednicę. Poczułem ból kości, najgorszy, jaki można sobie wyobrazić. Opadłem na kolana, widząc przez łzy jego zamazaną sylwetkę na podłodze.

-Proszę… on umiera… pomóżcie mu.

Kolejna pałka uderzyła o moją dłoń, łamiąc mi palce. Natychmiast oderwałem ją od brzucha, a wtedy trzeci strażnik, rechocząc głośno, wbił przeraźliwą broń w mój brzuch.

To stało się w ciągu kilku sekund. Nagle mój mózg przestał odczuwać złamane kości i strzaskaną miednicę. Zwymiotowałem krwią prosto na strażnika, czując, że wszystko rozmywa się coraz bardziej. Ból nie do zniesienia. Gdy opadałem na podłogę ostatnią myślą w mojej głowie był on i strach, panujący nad moim ciałem.

Osuwając się w ciemność bałem się, że nie zdołałem go uratować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:11, 14 Maj 2008    Temat postu:

Czy to sezon na męczenie Wombata?
Ja go męczę psychicznie, a Ty fizycznie i psychicznie...

Ale najważniejsze, że jak już się pozbierają i dojdą do siebie, to już będą wiedzieli, co tak naprawdę ich łączy

Pięęęęknie jak zawsze, evay!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:15, 14 Maj 2008    Temat postu:

gratka będzie dla fanów Cuddy
przede wszystkim tej... rozłoszczonej ;D
oh tak tak, jestem wspaniała


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:19, 14 Maj 2008    Temat postu:

Evay, śliczne.

Tym że napisałaś tak cudną część od razu Ci wybaczam maleńkie spóźnienie. Dzięki, to była naprawdę świetna część.

mam nadzieję że jednak się pozbierają... no i więcej ery będzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:08, 14 Maj 2008    Temat postu:

evay napisał:

-On jest tak blisko i tak daleko – szepnął – ja nie wiem, co zrobić, by traktował mnie poważnie.
-Kto? – spytałem, zapominając o tym, że mój przyjaciel gotuje się we własnym ciele.
-Jimmy – odpowiedział słabo – ja tak bardzo go kocham…
-Greg… - wydusiłem.
-…ale on nigdy nie może się o tym dowiedzieć… słyszysz mnie? Słyszysz?
-Greg, to ja… Wilson – powiedziałem głośno, powoli otrząsając się z zaskoczenia.
-…słyszysz Cuddy? Nigdy mu tego nie mów… nigdy.
-Cuddy? – wyszeptałem.


najlepszy fragment.
czy muszę pisać jak bardzo mi się to podoba?
padam na twarz przed Mistrzynią Mieszania Hilsonowatymi Uczuciami


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Śro 19:08, 14 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:13, 14 Maj 2008    Temat postu:

niech Wasze hilsonowe serca biją mocno!
jutro do 18 (I hope so!) kolejna paczka!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:03, 15 Maj 2008    Temat postu:

zmiana planów, odcinek wcześnie

chrzanię to! zmieniam nazwę tematu!
to miał być fik z ery (i będzie, ale potem), lecz ja ich po prostu uwielbiam męczyć za każdym razem. w dodatku przed chwilą po raz kolejny oglądałam 4x15 i nie będzie "ku pokrzepieniu serc" lecz jeszcze smutniejsze no bo... bo taki mam humor.

jednak OBIECUJĘ, że erowy fik będzie, tylko muszą najpierw... wrócić.
nie wiem czy przypadkiem nie ma jakis bledow, nie mam czasu na korekte, musze do szkoly leciec.


And the cure of the meadow stain

House

Oślepiający blask. Zamrugałem. Zamknąłem. Ciepła dłoń na moim ramieniu. Wygodne łóżko. Charakterystyczny zapach. Maska tlenowa. Kable oplatające moją pierś. Ręka przykuta do łóżka. Nie chciałem otworzyć oczu.

-House – usłyszałem znajomy głos – House, spójrz na mnie, proszę.

Lewą dłonią na oślep wymacałem maskę tlenową i ściągnąłem ją. Otworzyłem oczy i natychmiast oświetliło mnie białe światło. Po chwili zmysł wzroku zaostrzył się i zobaczyłem małą, lekarską latarkę i twarz Cuddy.

-Hej… Cuddy – wydusiłem.

Pustka w głowie. Co ja tu robię? Nagle wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Niewyraźny głos Wilsona, mówiącego o tym, że boi się… Wyznanie… Jakie? Co to były za słowa…? Jak przez mgłę pamiętałem jego rozpaczliwy krzyk…

-Cuddy… - powiedziałem głośniej, łapiąc ją za rękę – co się stało? Gdzie jest… gdzie jest Wilson? Gdzie JA jestem?

Wtedy zobaczyłem, że przygryza wargę, w charakterystyczny dla niej sposób. I wtedy zobaczyłem dwie, wielkie łzy, kapiące z jej oczu na białe łóżko. Pochyliła się nade mną, patrząc w moje oczy. Wstrzymałem oddech, wiedząc, że coś się stało.

-Cuddy – powtórzyłem z naciskiem – błagam.

Ona westchnęła głęboko, jak gdyby nie potrafiła zebrać się w sobie i wypowiedzieć słów prawdy. Czekałem niecierpliwie, przeklinając ją w duchu. Weź się w garść Cuddy, muszę wiedzieć, co się stało…

-Pamiętasz, jak trzy miesiące temu… - zaczęła i urwała na chwilę - … tak, dokładnie trzy miesiące temu… - uśmiechnęła się lekko, zamykając oczy - … przyszedłeś do mojego gabinetu. Jak zwykle chciałam Cię spławić, byłam zajęta, a ty tamtego dnia znów bez mojej zgody przeprowadziłeś ten niebezpieczny zabieg…
-Tak, pamiętam – odpowiedziałem ostrożnie, a moje serce zabiło szybciej, gdy przypomniałem sobie tamten dzień.

Ona spojrzała na mnie po raz kolejny, uśmiechając się przez łzy i ściskając mocniej moją dłoń. Milczałem w oczekiwaniu na jej dalsze słowa.

-Ale ty zostałeś… nie patrzyłam z początku na ciebie, ale gdy podniosłam głowę i ujrzałam… wrak człowieka… ja wtedy myślałam, że stało się coś strasznego…
-Bo stało się… - przerwałem jej, odwracając wzrok.
-Nie, House, nie… - powiedziała spokojnie – ja byłam zdziwiona, że przychodzisz z problemami do mnie… i wtedy powiedziałeś, że unikasz Wilsona, bo to jego dotyczy ten problem… Ja… Ja bardzo się wtedy bałam, wiesz? Byłam przerażona, że coś złego… zaszło między wami.
-Bo zaszło… - odezwałem się znowu.
-Nie, House, nie… -powtórzyła, ściskając moją rękę obiema dłońmi – i wtedy powiedziałeś, że go kochasz… że on nie może się dowiedzieć… A ja nie wiedziałam, co ci poradzić… Na początku… chociaż tego nie okazywałam… ja, byłam… załamana – wyznała.

Zerknęła w bok, unikając mojego spojrzenia. Otworzyłem usta, łapiąc rozpaczliwie powietrze. Uniosłem dłoń i dotknąłem jej twarzy, a wtedy popatrzyła na mnie.

-Dlaczego? – spytałem.
-Zawsze… było coś pomiędzy nami – wyszeptała – ja zawsze myślałam, że w końcu…

Kiwnąłem głową, dając jej znak, że rozumiem. Ale obecność pięknej kobiety na moim łóżku, płaczącej i mówiącej, że zawsze coś do mnie czuła, nie sprawiła, że moje serce biło szybciej, tak jak biło za każdym razem, gdy byłem z Wilsonem.

-Kocham cię.

Otworzyłem szerzej oczy, obserwując jej łzy, łkanie, które wstrząsało całym jej pięknym ciałem. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, by jej nie zranić. Pomocy…

Westchnąłem i rozchyliłem wargi, by powiedzieć cokolwiek, ale zanim zdołałem wydusić chociaż słowo, ona już pochyliła się nade mną i pocałowała mnie w usta. Zamknąłem więc oczy, oddając pocałunek, nie czując jednak żadnego podniecenia.

W końcu odsunęła się i spojrzała na mnie. Przerażający blask.


**********************************************************************************

Oślepiający blask. Zamrugałem. Zamknąłem. Ciepła dłoń na moim ramieniu. Wygodne łóżko. Charakterystyczny zapach. Maska tlenowa. Kable oplatające moją pierś. Ręka przykuta do łóżka. Nie chciałem otworzyć oczu.

-House – usłyszałem znajomy, drżący głos – House, spójrz na mnie, proszę.

Lewą dłonią na oślep wymacałem maskę tlenową i ściągnąłem ją. Otworzyłem oczy i natychmiast oświetliło mnie białe światło. Po chwili zmysł wzroku zaostrzył się i zobaczyłem małą, lekarską latarkę i białą twarz Cameron.

-Hej…– wydusiłem.

Pustka w głowie. Co ja tu robię? Nagle wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Niewyraźny głos Wilsona, mówiącego o tym, że boi się… Wyznanie… Jakie? Co to były za słowa…? Jak przez mgłę pamiętałem jego rozpaczliwy krzyk…

-Cameron… - powiedziałem głośniej, łapiąc ją za rękę – co się stało? Gdzie jest… gdzie jest Wilson? Gdzie JA jestem? Gdzie jest Cuddy? Czemu nagle odeszła?

Zobaczyłem narastające zdziwienie i przerażenie na jej twarzy. Zerknęła na monitor i przyłożyła rękę do mojego czoła. Zmarszczyła brwi i usiadła na moim łóżku.

-Widziałeś Cuddy? – spytała tylko.

Wiedziałem, że nie ma czasu na dyskusje. Dlaczego nie odpowiadała na moje pytania? Zamknąłem wściekły oczy i zacisnąłem szczęki, bojąc się, że nagle wybuchnę, zranię ją, sprawię, że odejdzie, a ja pozostanę bez odpowiedzi.

-Tak… tu… była… ona.
-Cuddy jest w Princeton General… - odpowiedziała w końcu, zerkając na przeźroczyste drzwi, jak gdyby wzywała kogoś wzrokiem – u Wilsona.
-Co… jak…?

Czułem pustkę w głowie i wbiłem błagalne spojrzenie w oczy Cameron, modląc się w duchu, by zrozumiała mój strach, by powiedziała mi coś więcej. Proszę, zrozum mnie, Cameron, błagam…

-Co się stało – wyjąkałem powoli, ważąc każde słowo i starając się, aby mój głos zabrzmiał normalnie.

Ona tylko spuściła głowę i spojrzała na swoje dłonie. Po chwili dotknęła mojej ręki i roześmiała się nerwowo, a w jej oczach dostrzegłem łzy.

-To trudne – przyznała – nie chcę… lekarze często wpadają w rutynę… na przykład Wilson… gdy mówią o śmierci pacjenta… informują o tym… to używają tych samych sformułowań… Nie chcę tego.
-O śmierci? - powtórzyłem głucho.

Pokręciła gwałtownie głową i ścisnęła mocniej moją dłoń. Gdy gwałtownie próbowałem podnieść się z łóżka, popchnęła mnie na nie, marszcząc brwi z rozdrażnieniem.

-Nie zachowuj się jak dzieciak – skarciła mnie.
-Jak… jak mam się tak nie zachowywać? – krzyknąłem, nie zważając na to, co mówię – mówisz mi, że on… że on…
-Nie umarł! – zawołała i dodała ciszej – jeszcze…
-Jeszcze?

Opadłem na poduszki, zamykając oczy. Starałem się powstrzymać łzy, uspokoić się. Spokojnie, Greg, nic mu nie jest… Na pewno nic mu nie jest.

-Powiesz mi wreszcie…?

Przyjęła wygodniejszą pozę i pochyliła się lekko, patrząc mi głęboko w oczy, jak gdyby samym spojrzeniem starała się rozszyfrować, co dzieje się w mojej głowie i sercu.

-Miałeś gorączkę… - powiedziała spokojnie – gdy do nas dotarłeś dochodziła już do czterdziestu stopni… Wilson to zauważył… Zaczął wzywać pomoc. Czy… - zawahała się – czy oni się nad nim znęcali?
-Zależy o kogo chodzi…
-Strażnicy?
-Pierwszego dnia – odpowiedziałem szybko – oblali mnie wodą… w nogę… upadłem, on chciał mi pomóc… Straciłem przytomność, ja nic nie pamiętam.

Teraz pozwoliła łzom płynąć i wtedy wiedziałem już, że cokolwiek się stanie, ja muszę być silny. Muszę wszystko wytrzymać, nie pozwolić na cierpienie. Muszę być silny dla niego.

-Do waszej celi wpadli strażnicy i… - urwała – skatowali Wilsona.

Znowu podniosłem się gwałtownie. Nasze twarze znalazły się bardzo blisko, a ona nie odskoczyła tylko patrzyła na mnie z oczami pełnymi łez i przerażenia. Ścisnąłem jej dłoń, patrząc na nią uważnie, próbując odgadnąć, co zataiła.

-Co mu się stało? – spytałem powoli.
-Krwotok wewnętrzny.

Jedno zdanie. Jedna diagnoza. Sprawiła, że zadrżałem gwałtownie, chociaż nie czułem żadnego bólu. Byłem otępiały po olbrzymiej ilości morfiny, którą dostałem. Ale wiedziałem, co to oznacza…

-Operują go – dodała – od sześciu godzin.
-Nie… - wyszeptałem…
-Przepraszam…

Wtedy rozpłakała się na dobre i przytuliła mnie mocno. Objąłem ją, czując łzy na mojej koszuli i jej ciepłe ciało, którym zapanowało łkanie. Zamknąłem oczy i rozpłakałem się, jak małe dziecko.

Zobaczyłem czekoladowe oczy Wilsona, jego zaniepokojoną twarz i zażenowane spojrzenie, gdy powiedziałem, że go kocham.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:00, 15 Maj 2008    Temat postu:

Nie przestajesz zaskakiwać... Kolejny poranek i kolejny kawałek Twojego fika
Cóż za cudowny początek dnia

Wiem, że trudno pisać wesołe rzeczy jak się jest smutnym...

Muszę się zabierać za coś, co Cię pocieszy
(Tak więc dziś wieczorem albo jutro - pierwszy kawałek tzw. "Kociego Fika" )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:22, 15 Maj 2008    Temat postu:

Evay, tylko nie zrób z tego fika Huddy albo Hameron!!!!

...no i nie uśmierć Jimmiego (co będzie wtedy z fikiem a ERY?)

Smutny kawałek, ale cieszę się że tak szybko opublikowany [bo ja się zawsze doczekać nie mogę ]

Twoja wyobraźnia jest bezcenna.

Czekam na erę, i tym samym na ciąg dalszy.

Smutne, ale i tak mi się podobało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:21, 15 Maj 2008    Temat postu:

Lolok, nie znasz mnie?
Mid na początku był huddzinkowy, bo wtedy byłam pół na pół, a teraz jestem z olbrzyyyymią przewagą na Hilsona ;pp
nie uśmiercę Wilsona, bo co to za fik będzie? ;D
mam już zaplanowaną kolejną scenę spod prysznica, prosto z Ery ;D
dzis wieczorem lub jutro rano!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:30, 15 Maj 2008    Temat postu:



A już miałam napisać, że Koci fik będzie już dziś (za niecałe dwie godzinki, bo muszę z piesem wyjść i dotłumaczyć kawałek), żebyś z rozpędu nie zabiła Wombacika

Teraz niecierpliwie oczekuję kolejnej części Twojego dzieła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 3:47, 17 Maj 2008    Temat postu:

ech nie miałam czasu wrzucić wczoraj, przepraszam

za to macie fika o bardzo fajnej godzinie, taki poranny, o


już mi się tak chce spać że nie robię korekty, jesli cos bedzie zle, jakies powtorzenie czy cos, to dajcie znac

Do your work, it'll work out right
Wilson



Oślepiający blask. Zamrugałem. Zamknąłem. Ciepła dłoń na moim ramieniu. Wygodne łóżko. Charakterystyczny zapach. Maska tlenowa. Kable oplatające moją pierś. Ręka przykuta do łóżka. Nie chciałem otworzyć oczu.

Leżałem spokojnie z zamkniętymi oczami, wiedząc od początku, że nie jestem w moim szpitalu. Zapach był inny. Hałas był inny. Nawet łóżko było inne, chociaż ja, w przeciwieństwie do House’a, nie miałem doświadczenia z przebywania w salach naszego miejsca pracy jako pacjent.

Usłyszałem wrzask. I od razu rozpoznałem jej głos. Zawsze opanowany, teraz zdecydowany i… przerażający. Zadrżałem i otworzyłem oczy, szukając jej wzrokiem.

Wpadła do pokoju, a za nią szedł powoli straszny, poważny człowiek w drogim garniturze. Obrzucił mnie jadowitym spojrzeniem i znów zerknął na nią.

-To hańba dla pańskiego więzienia! – wrzasnęła, łapiąc moją kartę – SKATOWAĆ, tak… SKATOWAĆ więźnia, bo próbował pomóc drugiemu!
-Droga doktor Cuddy! – nie wytrzymał dyrektor Westdorn – z całym szacunkiem, ale to są… skazańcy.
-Mogą być nawet i Irlandczycy! – krzyknęła głośniej, rzucając z trzaskiem kartę – ale to LUDZIE… ale pan tego oczywiście nie rozumie… dla pana liczy się tylko forsa, drogie samochody… co z tego, że w pańskim więzieniu giną ludzie…

Zrobiła pauzę, chcąc zaczerpnąć powietrza, ale dyrektor, który był znacznie niższy od niej, uniósł swój pulchny palec. Zlustrował ją wzrokiem, po czym spojrzał chłodno na mnie.

-Wygląda na zdrowego – powiedział tylko i skierował się w stronę drzwi.

Zobaczyłem ogień w oczach Cuddy i złość, jakiej nie widziałam jeszcze nigdy wcześniej. Jednym szybkim skokiem dopadła dyrektora, pociągnęła go do mojego łóżka. Automatycznie próbowałem podnieść się na łokciach, ale każdy ruch sprawiał mi ból. Szybko sprawdziłem leki, które mi podawali. Maksymalna dopuszczalna dawka morfiny. Wolałem nawet nie myśleć o tym, co będzie, gdy znów trafię do więzienia.

Cuddy szarpnęła za kołdrę, którą byłem okryty i podciągnęła moją koszulę wysoko, odsłaniając mój brzuch.

Sam otworzyłem zdumiony usta i po chwili zacisnąłem oczy, jęcząc pod nosem, nie mogąc uwierzyć w to, że moje ciało jest tak zmasakrowane. Nic nie pozostało już po zdrowym kolorze mojej skóry. Teraz na brzuchu widać było fioletowo-żółte siniaki i krwiaki, wystające spod bandaży, przykrywających szwy.

W końcu zmusiłem się do spojrzenia na łysiejącego dyrektora. Na jego twarzy obrzydzenie mieszało się ze złością. Wpatrywał się we mnie, a potem zerknął na Cuddy, wskazując na mnie palcem.

-Sam to sobie zrobił, nieodpowiedzialny, głupi skazaniec – wysyczał i wyszedł z sali, zanim Cuddy zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

Wpatrywałem się w nią, stojącą przy moim łóżku bez ruchu. Jej klatka piersiowa rytmicznie i szybko unosiła się i opadała, oddech miała płytki. W oczach dojrzałem niedowierzanie i złość, ustępujący szyderczemu spojrzeniu. Zacisnęła mocno usta i pięści, aż w końcu chrząknąłem lekko, przypominając jej o swojej obecności.

Drgnęła lekko i spojrzała na mnie, a jej postać natychmiast uległa metamorfozie. Uśmiechnęła się lekko i radośnie, spojrzała na mnie z troską i usiadła na krawędzi mojego łóżka. Dotknęła delikatnie mojej ręki, a w jej oczach zaszkliły się łzy.

-James – odezwała się miękko – witaj z powrotem.
-Hej Cuddy – odpowiedziałem i zdziwiłem się tym, jak słaby jest mój głos.

Chrząknąłem kilka razy, zanim znowu cokolwiek powiedziałem. Ona czekała cierpliwie, aż będę gotów, wciąż patrząc mi w oczy z uśmiechem na twarzy i już wtedy wiedziałem, że z nim wszystko w porządku, że przeżył, że zdążyłem, że było warto.

-Co z nim? – spytałem.

Spuściła głowę, starając się ukryć szeroki uśmiech. Parsknęła śmiechem i znów spojrzała mi w oczy, ściskając mocniej dłoń.

-Dlaczego każdy z was od razu pyta o drugiego, zamiast martwić się o swoje zdrowie? – spytała.
-Bo mamy tylko siebie – wypaliłem i spłonąłem rumieńcem.

Jej uśmiech lekko zbladł, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo samotni bylibyśmy, gdyby nas rozdzielili. Wiedziałem, że myśli dokładnie o tym samym – co by było gdyby któryś z nas nie przeżył tej próby – on z powodu gorączki, ja ginąc w walce z krwotokiem wewnętrznym.

-Musimy porozmawiać – wyszeptała.

Bałem się tych słów, jak niczego innego. Westchnąłem cicho, próbując podnieść się trochę na poduszkach, by być trochę wyżej. Ale ból, jaki natychmiast odczułem, nie pozwolił mi na to. Jęknąłem, a ona położyła dłoń na moim ramieniu, powstrzymując mnie od ruchu. Zrezygnowany opadłem na poduszki.

-Co z nim? – powtórzyłem.
-W porządku – odpowiedziała natychmiast, jak gdyby wiedziała, że nie ma sensu się ze mną kłócić – jest na morfinie, nic nie czuje… w przeciwieństwie do ciebie… jest z nim Cameron… przynajmniej była. Oczywiście wciąż pyta tylko o ciebie.

Kiwnąłem głową, czując cudowny przypływ ulgi, gdy dowiedziałem się, że tak, nic mu nie jest, wszystko w porządku, dobrze się spisałem, wykonałem moje zadanie. Dzięki Bogu, żyje, jest zdrowy, wytrzyma, przetrzymaliśmy pierwszą próbę.

-Co ze mną? – spytałem w końcu.
-Twoja operacja trwała aż siedem godzin – powiedziała, a ja wypuściłem głośno powietrze – na szczęście chirurgom udało ocalić się wszystko… masz naprawdę wielkie szczęście, James.
-Wiem… - szepnąłem.

Przechyliła lekko głowę, czekając, aż będę gotów na Poważną Rozmowę. Problemem było to, że nie miałem na nią ochotę, a już na pewno nie z Cuddy. Spojrzałem więc w bok, mając nadzieję, że do sali wejdzie pielęgniarka, lekarz, sprzątaczka… ktokolwiek.

-Powiedziałeś, że go kochasz – przypomniała mi dobitnie.
-Co?
-Nie pogrywaj ze mną – odpowiedziała zirytowana.

Westchnąłem po raz kolejny, zmuszając się do wpatrzenia się w jej wyraźne oczy. Siedzieliśmy przez kilka minut w milczeniu, czekając na następny ruch przeciwnika. W końcu to ona przerwała i nie wytrzymała.

-Rzecz w tym, James… - zawahała się – ja nie powinnam ci o tym mówić…
-O czym? – nie wytrzymałem i spytałem.

Teraz to ona unikała mojego spojrzenia, jak gdyby żałowała, że zaczęła ten temat. Tym razem to ja ścisnąłem mocno jej dłoń, czekając niecierpliwie na to, co ma do powiedzenia. W końcu westchnęła i spojrzała w moje oczy.

-On cię kocha.
-Co?

Nagle poczułem niesamowitą złość. Jak mogła tak okrutnie ze mnie kpić. Wiedziała o moich uczuciach, chciała to wykorzystać, zniszczyć mnie w takim momencie. Przyjaciółka, pomyślałem z pogardą. Moja nienawiść musiała emanować ze mnie z niesamowitą siłą, bo spojrzała na mnie zdziwiona i odsunęła się lekko.

-On cię kocha – powtórzyła głośniej – powiedział mi. James, musisz mi uwierzyć.
-Jak możesz mi to robić…
-JAMES! – wykrzyknęła, zrywając się na nogi – ja nie kłamię.

Pokręciłem tylko głową, prychając pod nosem. Nie, to przecież niemożliwe. Nie Greg. Nie on, który zawsze był tym twardszym. Nie Greg, który ocalił nas od gwałtów, zapewnił nam pozycję w tym więzieniu. Nie Greg, który był nieczuły, gdy starałem się rozwijać naszą przyjaźń, gdy wszystko jeszcze się układało.

-Jimmy…
-Jak…?

Nachyliła się nade mną, łapiąc moją rękę w obie dłonie i patrząc mi głęboko w oczy, próbując samym spojrzeniem zmusić mnie do zaufania.

-Musisz mi uwierzyć.
-Kiedy?

Najwidoczniej uznała, że nie wybuchnę po raz kolejny i usiadła na skraju łóżka, wciąż ściskając moją dłoń i dbając o utrzymanie kontaktu wzrokowego.

-Trzy miesiące temu – powiedziała – równe. Przyszedł do mojego gabinetu. Powiedział mi to. Obiecałam mu, że nigdy nikomu nie powiem, a już z pewnością nie tobie…
-„On nie może się dowiedzieć” – wymamrotałem.
-Co?

Wpatrywała się we mnie zdziwionym wzrokiem, ale ja myślami byłem daleko, w więzieniu. Trzymał mnie za rękę i mówił, że mnie kocha. Mówił to do Cuddy.

-Gdy jego mózg się gotował – powiedziałem drżącym głosem – on… on myślał, że jestem tobą i chyba… chyba już wiem, jak wyglądała ta rozmowa.

Otworzyła szeroko usta, wytrzeszczając oczy. Czekałem cierpliwie, aż jej zaskoczenie minie, gorączkowo myśląc, co teraz mam zrobić. W końcu otrząsnęła się, a na jej twarzy stopniowo rozprzestrzeniał się uśmiech.

-Co teraz, James? – spytała.
-Nie wiem, Cuddy, naprawdę nie wiem – odpowiedziałem szczerze.

Prawda jest taka, że czułem narastające podniecenie i szczęście, gdy przypomniałem sobie widok jego błękitnych oczu, lekkiego uśmiechu na twarzy i ciepłych rąk na moim ciele.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:39, 17 Maj 2008    Temat postu:

Evay na początek co ty tak wcześnie wstajesz? Chcesz się wykończyć? A kto dokończy fika? [tak, wiem podła jestem]

Boski fragment. Na miejscu Cuddy to pierw zaczęłabym torturować tego dyrektora, a potem by zdychał w bólu.

A może dało by się położyć ich na jednej sali??

Cuuuudne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:18, 17 Maj 2008    Temat postu:

rotfl, ja wtedy jeszcze NIE POSZŁAM spać ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 3 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin