Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: One Step Closer Away - O krok bliżej oddalenia [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Kto wymyślił najlepszy tytuł?
Marau Apricot "Krok bliższy od dalekiego"
0%
 0%  [ 0 ]
Katty B. "O krok bliżej oddalenia"
45%
 45%  [ 10 ]
Kasinka "Krok bliżej, który (nas) oddala"
22%
 22%  [ 5 ]
rysiaczek "Krok po kroku"
13%
 13%  [ 3 ]
unblessed "Kiedy każdy krok bliżej oddala"
18%
 18%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 22

Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:01, 07 Cze 2008    Temat postu:

No dobra... Przewrażliwiona jestem :wink: Ale nie wszyscy muszą wiedzieć, że coś się będzie działo już teraz-zaraz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Sob 10:44, 07 Cze 2008    Temat postu:

No ok, ok. Będę grzeczna

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:23, 07 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Część, w której czarno na białym zostanie wyjaśniony powód dziwnego zachowania Wilsona...


[05]
Cuddy odebrała telefon z Pensylwanii.

Jeden z jej lekarzy trafił jako pacjent do Regionalnego Centrum Medycznego w Bradford. Pojedynczy wypadek motocyklowy. Obrażenia nie zagrażały życiu. Został przyjęty z powodu poważnego złamania lewej kostki, jednego pękniętego żebra, otarć na skórze, ogólnych skaleczeń i stłuczeń. Musieli ponownie zszyć wcześniej opatrzoną ranę na jego głowie. Komplikacje: Pacjent był okropnym dupkiem. Doktor House był przytomny i prosił, żeby doktor Cameron przyjechała i odwiozła go do domu.

- O Boże - Cuddy odłożyła słuchawkę, a potem wybrała numer do Diagnostyki.

Cameron wyraźnie mocno się zaniepokoiła, ale była zajęta bardzo chorym przypadkiem i diagnostyczną łamigłówką.

Cuddy spróbowała z Neurologią. Foreman zgodził się pojechać i chwilowo zostawić wszystko pod opieką Chase'a.

- W porządku, ale lepiej weź ze sobą trochę Tylenolu na ból głowy, który z pewnością cię czeka - powiedział Chase, kiedy Foreman zakładał płaszcz. - Albo środek uspokajający dla House'a.

- Ty byś to zrobił? - spytał Foreman.

- Żartujesz? House mnie wylał - przypomniał mu cierpko Chase. - Mam nadzieję, że na jego głowie jest wielka blizna.

********************************************************************************

Foreman pomógł House'owi przesiąść się z wózka inwalidzkiego Bradfordzkiego Centrum na fotel pasażera swojego nowego, lśniącego czterodrzwiowego sedana Impala Limited Edition. Był nadzwyczaj dumny ze swojej nowej pozycji w PPTH i ze swojego nowego samochodu.
- Spróbuj nie zakrwawić tapicerki.

House był w podłym nastroju. Nie zadał sobie trudu, żeby odpowiedzieć czy podziękować swojemu byłemu pracownikowi-teraz-koledze i pozwolił Foremanowi zamknąć za nim drzwi. Stopa zabijała go, udo tętniło, głowa bolała, otarta skóra paliła, a on nie miał Vicodinu.

Idioci z Bradford odmówili jego prośbie o ponowne napełnienie opakowania i zamiast tego dali mu cztery tabletki Ekstra Mocnego Tylenolu. Przez około dwie godziny spełniały swoje zadanie, ale później wszystkie zranione miejsca zaczęły sprawiać ból. Teraz miał przed sobą sześciogodzinną jazdę do domu – w dodatku z Foremanem - i bez Vicodinu.

House nie był w nastroju, żeby być miłym czy uprzejmym. Kiedy Foreman nie patrzył, zanurzył palec w lepkiej krwi sączącej się z jego szwów i wytarł go o bok pięknego, brązowego, skórzanego fotela Foremana.

Gdzieś po wschodniej stronie granicy stanu New Jersey, House zapytał: - Masz ochotę na piwo?

Foreman spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Dopiero wyszedłeś ze szpitala.

- Co z tego?

- To, że mam pracę, do której muszę wrócić i po drodze mam odwieźć ciebie. A ostatnią rzeczą jakiej potrzebujesz po lekach, jakie wpompowali w ciebie w Bradford jest alkohol, który mógłby spowodować kilka przykrych następstw, z których nie najmniej istotne jest to, że alkohol rozrzedzi twoją krew i najprawdopodobniej zakrwawiłbyś mi w całości mój nowy samochód.

- Coś jeszcze oprócz tego? - House uniósł brwi, naśladując krnąbrne dziecko, ale musiał przestać, kiedy jego podbite oko przeszył palący ból.

- Tak. Wyglądasz jak kupa gówna, House. I pomijając fakt, że cię nie lubię, nie zabiorę cię do żadnego pubu, kiedy wyglądasz jak jeden wielki siniak. Ludzie prawdopodobnie pomyśleliby, że cię pobiłem.

- Dlaczego nie chcesz trzymać się ze mną? Jestem interesujący, zabawny i obiecuję, że nie będę się wychylać, kiedy będziemy siedzieć przy tym samym stoliku.

- Wow, jak mogę się nie zgodzić? - Foreman potrząsnął głową nad swoim pomylonym mentorem. - Musisz tęsknić za Wilsonem jak diabli, skoro mnie zapraszasz.

- Nie "zapraszam cię". Nie szukam kolesia na randkę. Jedynie zapytałem, czy masz ochotę na piwo.

- Cóż, nie mam. Chcę wrócić do szpitala i mojej pracy. A ty powinieneś dostarczyć swój tyłek do łóżka w domu. Jesteś jeszcze bielszy, niż bywa większość białych ludzi.

House nie odezwał się ani słowem przez resztę podróży, sprawiając, że Foreman spoglądał na niego od czasu do czasu, żeby upewnić się, czy nie zemdlał.

Twarz House'a była pokryta kropelkami potu i ściskał swoje prawe udo dłonią jak imadłem. Ból go uciszył.

Foreman rozmyślał o tym całym nieporozumieniu pomiędzy House'em i Wilsonem. To w żaden sposób nie był jego interes, ale wyglądało na to, że House znalazł się na jednej w tych jego spirali prowadzących ku upadkowi, ale tym razem nie było w pobliżu Wilsona, żeby podnieść go, zanim sięgnie dna.

Kto podejmie się zadania, którego nikt by nie pozazdrościł? Kto będzie skłonny utrzymać House'a przy zdrowych zmysłach na tyle, by pozostał przy życiu i wykonywał swoją pracę, jeśli nie Wilson?

********************************************************************************

Foreman odprowadził House'a do jego mieszkania. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ House musiał posługiwać się balkonem. Jego prawa, kaleka noga została teraz zmuszona, by utrzymywać większość ciężaru jego ciała, ponieważ jego lewa stopa wraz z kostką były pokryte gipsem i prawie w ogóle nie mógł na niej stawać. House przygryzł wargę przy ostatnich kilku krokach i prawie upadł na kanapę, skręcając się z bólu. Foreman zauważył, że dłoń House'a zaciska się na jego pokiereszowanym udzie.

Foreman spędził kilka minut, pomagając mu się ułożyć. Przyniósł mu koc i poduszkę, szklankę wody i jego Vicodin. House bezzwłocznie połknął cztery tabletki i oparł głowę, czekając, aż zaczną działać.

- Coś jeszcze? Muszę iść - powiedział Foreman, kiedy House zaczął wyglądać trochę lepiej.

House potrząsnął głową i wymamrotał podziękowanie, kiedy Foreman otworzył drzwi, by wyjść. Zawahał się, trzymając rękę na klamce. Wyciągnął kawałek papieru z kieszeni, nabazgrał coś na nim i podał go House'owi.
- Masz. Numer mojej prywatnej komórki. Jeśli będziesz potrzebował czegokolwiek, zadzwoń.

House położył kartkę na stoliku do kawy i skinął głową w podziękowaniu.

Foreman zamknął za sobą drzwi i zatrzymał się na stopniach. Zrobił wszystko, co mógł. Zadzwonił do Cuddy, by sprawdzić, czy ma jakiekolwiek pomysły. House będzie potrzebował stałej opieki, dopóki jego noga będzie w gipsie. House ledwie będzie w stanie poruszać się po własnym mieszkaniu, nie mówiąc już o gotowaniu czy wykąpaniu się bez pomocy.

Foreman powiadomił również Wilsona.

********************************************************************************

Cuddy wezwała Wilsona do swojego biura. - Wiesz o House'ie?

- Tak - Wilson pragnął uciec sprzed jej oskarżycielskich oczu. Ale dokąd? Do wściekłych oczu House'a?

- Potrzebuje stałej opieki. Do której Agencji chcesz zadzwonić?

Kiedy Wilson podniósł niezdecydowaną dłoń, Cuddy uznała to za sprzeciw i powstrzymała go. - Wiem, że nie możesz albo nie chcesz sam się tym zająć, ale to ty musisz poczynić przygotowania i upewnić się, że praca zostanie wykonana właściwie. Wiesz jakim on potrafi być trudnym pacjentem.

Wilson skinął głową.
- Ja to zrobię - powiedział zwyczajnie. No proszę, zrobione. Zobowiązał się, że zobaczy się i porozmawia z House'em. Tylko jedna sprawa pozostała do wyjaśnienia: Czy House zechce się z nim zobaczyć lub porozmawiać. Jeszcze kiedykolwiek.

- Chcesz tego? Jesteś pewien? - Cuddy oparła się o swoje biurko, gryząc w zamyśleniu pióro. - Skąd ta nagła zmiana? W zeszłym tygodniu pozbawiłeś go przytomności, a w tym chcesz udawać niańkę?

Wilson westchnął i przesunął dłonią po zmęczonej twarzy. - To jest skomplikowane.

- Rany, chciałabym dostawać pięciocentówkę za każdym razem, kiedy słyszę kogoś mówiącego te słowa w odniesieniu do House'a.

Cuddy wstała i obeszła biurko, żeby porozmawiać z nim oko w oko. - Co jest między wami? Wiem, że House jest dupkiem. Wiem, że jest wyczerpujący i wymaga mnóstwa wysiłku. Ale on... - Cuddy szukała właściwego słowa - ... on jest tego wart.
Rozłożyła bezradnie ręce, wiedząc, że to nie ma żadnego sensu. Ale wiedziała również, że ma rację.

Wilson poczuł dziwną ulgę, że Cuddy trafiła dokładnie w to, co on czuł. House był zagrożonym stworzeniem. Trudnym. Rozwścieczonym, tak. Ale jedynym w swoim rodzaju. Kilka osób miało zaszczyt być jego przyjaciółmi. On, Cuddy i garstka innych, pobłogosławionych wystarczającą intuicją, by rozpoznać coś rzadkiego i specjalnego w tym człowieku.

- Tak - powiedział Wilson. - On jest tego wart. A ja jestem idiotą.

- Potrzebowałeś od niego odetchnąć. To nie jest idiotyzm, to ochrona zdrowia psychicznego.

Wilson doceniał jej moralne wsparcie, ale...
- Nie, okłamałem go we wszystkim. I to nie było tylko niewinne kłamstewko, ale prawdziwe wielkie kłamstwo. Tylko po to, żeby mnie było łatwiej.

- O czym ty mówisz? Jakie kłamstwo?

Wilson przełknął ślinę i przez moment zbierał się w sobie. Tak czy inaczej - co to zmieni? House prawdopodobnie nie wpuści go za próg. Bez różnicy. Jeśli Cuddy będzie wiedzieć, przynajmniej będzie mu lżej.

- Kocham go.

Cuddy skinęła głową, z pełnią zgody i życzliwości. - Ja też go kocham, jest moim przyjacielem...

- Nie, nie miałem na myśli: "Kocham go, jest moim kumplem". Miałem na myśli to, że... kocham go.

Cuddy przekrzywiła głowę, jej brwi prawie zniknęły pod linią włosów.
- Och...
Kiwnięcie głową. Uświadomienie.

Usiadła ponownie za biurkiem, ciężko, z powodu wagi tego, co właśnie wyznał.
- Och.
Zrozumienie. Szybka akceptacja.

- Yeah - przytaknął.
To z całą pewnością była jedna z tych "och"-sytuacji.

- Uh, kiedy... ? - zaczęła z ciekawością Cuddy.

- Dawno temu. Wydaje mi się, że jeszcze przed odejściem Stacy. W czasie moich trzech żon i mojej ruiny. Po prostu tego nie rozpoznałem. Myślałem, że to specjalny rodzaj lojalności z mojej strony. Uważałem siebie za zbawiciela albo wybawcę. Trzy rozwody, a to nadal nie zaskoczyło w mojej głowie.

- Co?

- Że House zawsze był najważniejszy. Zawsze - Wilson usiadł ze znużeniem na skórzanej sofie Cuddy. - Przynajmniej do ostatniego Bożego Narodzenia. Nigdy ci nie powiedziałem, ale House przedawkował mieszając alkohol z Vicodinem.

Widząc wstrząśniętą minę Cuddy, szybko ją uspokoił: - Znalazłem go. Nic mu nie było, ponieważ zwymiotował większość tabletek. Nawet nie zostałem, żeby upewnić się, że wszystko będzie z nim w porządku. Nie mogłem znieść bólu, jaki sprawiało mi oglądanie go w takim stanie. Nie, kiedy nie mogłem nic zrobić, by to powstrzymać.

- Wtedy podjąłem decyzję, żeby odsunąć się od niego. Wybrałem tchórzliwe rozwiązanie. Tak więc, kilka tygodni temu, zamiast powiedzieć mu prawdę o tym, co czuję, kazałem mu myśleć, że to on jest problemem. Tylko on.

- Nikt nie może cię winić. Czasami nie jest łatwo z nim przebywać - uśmiechnęła się nieznacznie. - Cieszę się, że ma kogoś w swoim życiu. Kogoś, komu na nim zależy.

- Zależy mi. Tylko mam ochotę go zabić od czasu do czasu! Cóż, może dobrze się złożyło, że nie będę miał okazji.

- Wilson - Cuddy urwała, dopóki nie skupiła na sobie całej jego uwagi. - House tęskni za tobą. Może jest rozgniewany, może jest urażony, ale cierpi. W ciągu poprzednich dwóch tygodnie, przed wypadkiem na motocyklu, spędzał każdą sobotę w moim domu, siedząc na mojej kanapie, oglądając mecz i zostawiając okruchy krakersów na moich meblach. Widziałam już House'a rozczarowanego, sfrustrowanego, wściekłego, przygnębionego. Ale aż do ostatnich kilku tygodni nigdy nie widziałam go naprawdę smutnego.

Cuddy splotła dłonie. - Jestem jego szefową, mogę być jego przyjaciółką, ale nie kumplem. Ty nim jesteś. On cię potrzebuje. Idź z nim porozmawiać.

- Nie wiem, co mam mu powiedzieć.

- Powiedz mu prawdę. Łatwiej poradzi sobie z tym, niż z wiarą, że jego najlepszy przyjaciel nienawidzi go do żywego. Bądź jego przyjacielem. Ponieważ, szczerze mówiąc, jestem zmęczona odkurzaniem.

Wilson uśmiechnął się, słysząc to. Potem powiedział cicho: - Zraniłem go dość poważnie.

- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć. Co jeszcze masz do stracenia?

********************************************************************************


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:47, 07 Cze 2008    Temat postu:

nooooooooo!
nareszcie!
już myślałam, że po prostu nie przeżyję *_*

Komplikacje: Pacjent był okropnym dupkiem.
buahahah rzeczywiscie to dosyc powazne komplikacje, na miejscu tych lekarzy bym od razu uciekla, znajac House'a jeszcze pewnie na nich krzyczal, gdy go zszywali, jak na Cameron w 4x15 ;D

- Albo środek uspokajający dla House'a.
oj, to bym zdecydowanie wziela przypomniala mi sie scena z Przyjaciol wlasnie z Hugh, gdy Rachel mu opowiada o swoich klopotach sercowych, a on mowi, ze jesli bedzie tak robila przez caly lot do Londynu to niech mu powie, by wzial cos na sen, lub dal jej ;D

Nie zadał sobie trudu, żeby odpowiedzieć czy podziękować swojemu byłemu pracownikowi-teraz-koledze
taaaaaa, Foreman mu pomog, House teraz musi zaprosic go na herbatke [czyt. piwko] i zaprzyjaznic sie z nim

Teraz miał przed sobą sześciogodzinną jazdę do domu – w dodatku z Foremanem - i bez Vicodinu.

straszna perspektywa...
...dla Foremana!

- Wow, jak mogę się nie zgodzić? - Foreman potrząsnął głową nad swoim pomylonym mentorem. - Musisz tęsknić za Wilsonem jak diabli, skoro mnie zapraszasz.

buhahahah "pomylony mentor" boskie okreslenie. i Foreman uderzyl w ten czuly punkt... przynajmniej to nie House rozpoczal ten temat.

Foreman rozmyślał o tym całym nieporozumieniu pomiędzy House'em i Wilsonem. To w żaden sposób nie był jego interes, ale wyglądało na to, że House znalazł się na jednej w tych jego spirali prowadzących ku upadkowi, ale tym razem nie było w pobliżu Wilsona, żeby podnieść go, zanim sięgnie dna.
Jezuuu jeszcze Foreman nekany wyrzutami sumienia (cos dla Eriss ;D) zacznie pocieszac House'a!
i widzicie? "without you I'm nothing"! oni sie wzajemnie uzupelniaja, MUSZA byc razem!

Kto podejmie się zadania, którego nikt by nie pozazdrościł? Kto będzie skłonny utrzymać House'a przy zdrowych zmysłach na tyle, by pozostał przy życiu i wykonywał swoją pracę, jeśli nie Wilson?
WŁAŚNIE!
no kto?
przeciez nie Cuddy!

House potrząsnął głową i wymamrotał podziękowanie, kiedy Foreman otworzył drzwi, by wyjść. Zawahał się, trzymając rękę na klamce. Wyciągnął kawałek papieru z kieszeni, nabazgrał coś na nim i podał go House'owi.
- Masz. Numer mojej prywatnej komórki. Jeśli będziesz potrzebował czegokolwiek, zadzwoń.

ach, how sweeeeeet...
pieknie, Foreman przynajmniej troche serca pokazal, ale i tak musialo go strasznie duzo kosztowac...

- Tak - Wilson pragnął uciec sprzed jej oskarżycielskich oczu. Ale dokąd? Do wściekłych oczu House'a?
ach, jakie przepiekne zdanie
Wilson ma wyrzuty sumienia...
i wlasciwie troche slusznie..

Wilson skinął głową.
- Ja to zrobię - powiedział zwyczajnie. No proszę, zrobione. Zobowiązał się, że zobaczy się i porozmawia z House'em. Tylko jedna sprawa pozostała do wyjaśnienia: Czy House zechce się z nim zobaczyć lub porozmawiać. Jeszcze kiedykolwiek.

woah, Wilson! brawa dla tego pana!
i chyba tez musialo go to duzo kosztowac...
hm, i wlascie, czy House go zechce?
(jasne, ze zechce! MUSI!)

garstka innych, pobłogosławionych wystarczającą intuicją, by rozpoznać coś rzadkiego i specjalnego w tym człowieku.
to o nas *_*

- Kocham go.
Boże, autorka powinna mnie PRZYGOTOWAĆ JAKOŚ!
zakrztusiłam się wodą mineralną, prawie spadlam z krzesla.
TAK!
TAK JIMMY!
Tak! Tak trzymaj! Mordo Ty moja!
Tylko teraz nie zachowuj sie jak dziewczynka tylko mu to powiedz!
Chyba ze... House nie kocha jego?

Cuddy skinęła głową, z pełnią zgody i życzliwości. - Ja też go kocham, jest moim przyjacielem...
- Nie, nie miałem na myśli: "Kocham go, jest moim kumplem". Miałem na myśli to, że... kocham go.

(hihihi gdybym byla huddzinka to juz bym myslala, ze ona go KOCHA)
to zażenowanie Wilsona jest wspaniałe
TAKIEGO go kocham. właśnie takiego *_*
(tak, kocham go, gdy cierpi i się męczy ;D jest taki słodki )

Cuddy przekrzywiła głowę, jej brwi prawie zniknęły pod linią włosów.
- Och...
Kiwnięcie głową. Uświadomienie.
Usiadła ponownie za biurkiem, ciężko, z powodu wagi tego, co właśnie wyznał.
- Och.
Zrozumienie. Szybka akceptacja.

Boski fragment, jestem pełna uznania dla autorki. I te krótkie zdania. Coś wspaniałego. No i reakcja Cuddy jest bezbłędna!

Widząc wstrząśniętą minę Cuddy, szybko ją uspokoił: - Znalazłem go. Nic mu nie było, ponieważ zwymiotował większość tabletek. Nawet nie zostałem, żeby upewnić się, że wszystko będzie z nim w porządku. Nie mogłem znieść bólu, jaki sprawiało mi oglądanie go w takim stanie. Nie, kiedy nie mogłem nic zrobić, by to powstrzymać.
o, kiedyś mi wspominałaś nawet, że w "One Step" Wilson uświadomił sobie, że kocha House'a właśnie wtedy.
Ach, boskie *_* i taki szczery Jimmy wreszcie... tylko mowi to niewlasciwej osobie!
no... w sumie Cuddy moze pomoc...

- Wilson - Cuddy urwała, dopóki nie skupiła na sobie całej jego uwagi. - House tęskni za tobą. Może jest rozgniewany, może jest urażony, ale cierpi. W ciągu poprzednich dwóch tygodnie, przed wypadkiem na motocyklu, spędzał każdą sobotę w moim domu, siedząc na mojej kanapie, oglądając mecz i zostawiając okruchy krakersów na moich meblach. Widziałam już House'a rozczarowanego, sfrustrowanego, wściekłego, przygnębionego. Ale aż do ostatnich kilku tygodni nigdy nie widziałam go naprawdę smutnego.

o mój Boże, to jest tak niesamowicie smutne i wzruszające!
wyobrażam sobie, jak siedział u niej, pewnie nic nawet nie mówiąc tylko po to, by z kimś pobyć.
no bo nawet House nie może przetrwać bez kontaktu z drugą osobą, prawda?


- Powiedz mu prawdę. Łatwiej poradzi sobie z tym, niż z wiarą, że jego najlepszy przyjaciel nienawidzi go do żywego. Bądź jego przyjacielem. Ponieważ, szczerze mówiąc, jestem zmęczona odkurzaniem.
ech, najgorzej jest myśleć, że przyjaciel Cie nienawidzi....
a tekst o odkurzaczu jest bezbledny

- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć. Co jeszcze masz do stracenia?
właśnie Jimmy! nie masz! nie masz!

Richie, proszę, powiedz, że od teraz będzie dobrze, dobrze?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:18, 07 Cze 2008    Temat postu:

w dodatku z Foremanem - i bez Vicodinu.

współczucie dla house'a ,że aż tyle musi wycierpieć

Tak. Wyglądasz jak kupa gówna, House. I pomijając fakt, że cię nie lubię;Jesteś jeszcze bielszy, niż bywa większość białych ludzi.- a gdzie współczucie dla biednego house'ika

Nie, nie miałem na myśli: "Kocham go, jest moim kumplem". Miałem na myśli to, że... kocham go.-co za romantyzm wykonaniu wilsona

To z całą pewnością była jedna z tych "och"-sytuacji.- świetny rozweselacz w smutnej rozmowie

Ponieważ, szczerze mówiąc, jestem zmęczona odkurzaniem.- o rany a moze teraz wilson powinnen sprzatac u niej? ciekawe czy przy odkurzaniu greg mówi jej o jej pieknym wygladzie i ze moze sie poprudzic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:37, 07 Cze 2008    Temat postu:

Jesteś jeszcze bielszy, niż bywa większość białych ludzi.

Foreman się odgryzł za docinki z działu "Jesteś czarny"
no i ten zostawiony numer telefonu... widać, że też na swój sposób go lubi
pewnie jak już zobaczy ślady krwi na tapicerce to będzie miał ochotę wrócić do House'a... by mu przyłożyć dziwne że przez całe 4 sezonu jeszcze tego nie zrobił, miał tyyyyle okazji

- Kocham go.
jak ja uwielbiam te wyznania *_*

- Powiedz mu prawdę. Łatwiej poradzi sobie z tym, niż z wiarą, że jego najlepszy przyjaciel nienawidzi go do żywego. Bądź jego przyjacielem.
idź, idź, idź
tylko szybko!

- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć.
pobawicie się w doktora


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:07, 07 Cze 2008    Temat postu:

W tym całym zamieszaniu tracę ochotę na wszystko...

evay napisał:
hm, i wlascie, czy House go zechce?
(jasne, ze zechce! MUSI!)

taaa... nie będzie miał wyboru :wink:
(sorki, muuuszę zacytować, co będzie jutro: House - Get out of my house! // Wilson - Make me. )
evay napisał:
Chyba ze... House nie kocha jego?

pamiętasz, jak pisałam, że to jest SKOMPLIKOWANY fik???
evay napisał:
Ach, boskie *_* i taki szczery Jimmy wreszcie... tylko mowi to niewlasciwej osobie!

oj, jak powie tej właściwej...
evay napisał:
wyobrażam sobie, jak siedział u niej, pewnie nic nawet nie mówiąc tylko po to, by z kimś pobyć.
no bo nawet House nie może przetrwać bez kontaktu z drugą osobą, prawda?

eee... na pewno liczył na to, że wpadnie Wilson i wszystko się wyjaśni
evay napisał:
- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć. Co jeszcze masz do stracenia?
właśnie Jimmy! nie masz! nie masz!

:? ...
evay napisał:
Richie, proszę, powiedz, że od teraz będzie dobrze, dobrze?

Zdefiniuj: "dobrze" ...

**************************************************************************************
martuusia napisał:
- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć.
pobawicie się w doktora

albo w... pacjenta i pielęgniatkę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:38, 07 Cze 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:
W tym całym zamieszaniu tracę ochotę na wszystko...

oj, kochana ;* *przytula mocno*

Richie117 napisał:

evay napisał:
hm, i wlascie, czy House go zechce?
(jasne, ze zechce! MUSI!)

taaa... nie będzie miał wyboru :wink:
(sorki, muuuszę zacytować, co będzie jutro: House - Get out of my house! // Wilson - Make me. )

heeeeeeeeeeeeeeej! SAMA SPOILERUJESZ!
co? że niby House go... wyrzuci? nie! jak mogłaś! ;pp
teraz nie będę sie mogła doczekać!

Richie117 napisał:

evay napisał:
Chyba ze... House nie kocha jego?

pamiętasz, jak pisałam, że to jest SKOMPLIKOWANY fik???

ech, niestety pamiętam
fajnie by było gdyby było tak luźno, tak jak... "One Week" ;pp czy coś...
(powiedziała ta, co nie potrafi napisać fika bez wymęczenia ich...)

Richie117 napisał:

evay napisał:
Ach, boskie *_* i taki szczery Jimmy wreszcie... tylko mowi to niewlasciwej osobie!

oj, jak powie tej właściwej...

NIE! ZNOWU TO ROBISZ!
ja będę sobie wierzyć do jutra...
coraz mniej...
ale będę...
że House też go kocha!
przynajmniej kiedyś POKOCHA!

Richie117 napisał:

eee... na pewno liczył na to, że wpadnie Wilson i wszystko się wyjaśni
evay napisał:
- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć. Co jeszcze masz do stracenia?
właśnie Jimmy! nie masz! nie masz!

:? ...

eeeeeeeeeeeeeeeeeeej!
jak możesz mi to robić?

Richie117 napisał:

evay napisał:
Richie, proszę, powiedz, że od teraz będzie dobrze, dobrze?

Zdefiniuj: "dobrze" ...

SEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEKS!

Richie117 napisał:

martuusia napisał:
- No i? Idź i spróbuj to wyleczyć.
pobawicie się w doktora

albo w... pacjenta i pielęgniatkę

o tak, jak na wyuzdany dział przystało!


powiedziałaś, że mam Cię pocieszyć po "Wtorku", a Ty mnie załamałaś tą odpowiedzią
idę się schować i wyjdę z nory, gdy cały fik zostanie wrzucony i zakończony pocałunkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:07, 07 Cze 2008    Temat postu:

evay napisał:
oj, kochana ;* *przytula mocno*

*czuje się przytulona*
evay napisał:
heeeeeeeeeeeeeeej! SAMA SPOILERUJESZ!
co? że niby House go... wyrzuci? nie! jak mogłaś! ;pp
teraz nie będę sie mogła doczekać!

jaki spoiler - to tylko dialog wyrwany z kontekstu
evay napisał:
NIE! ZNOWU TO ROBISZ!
ja będę sobie wierzyć do jutra...
coraz mniej...
ale będę...
że House też go kocha!
przynajmniej kiedyś POKOCHA!

A ty??? Ty też zadajesz wciąż zadajesz pytania, na które chciałabym odpowiedzieć, a przecież nie mogę :?
ale nie trać wiary...
evay napisał:
eeeeeeeeeeeeeeeeeeej!
jak możesz mi to robić

mogę... Bo gdyby Jimmy wiedział, że nie ma nic do stracenia, to by przecież powiedział :?
evay napisał:
SEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEKS!

a, jeśli TYLKO o to chodzi, to będzie dobrze
evay napisał:
idę się schować i wyjdę z nory, gdy cały fik zostanie wrzucony i zakończony pocałunkiem.

to trochę tam posiedzisz, bo mam jeszcze dużo do napisania, zanim fik się skończy...
A który - że się dla pewności zapytam - ma sie zakończyć pocałunkiem???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:19, 07 Cze 2008    Temat postu:

we wtorek . tak długo o boże

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:37, 07 Cze 2008    Temat postu:

motylek napisał:
we wtorek . tak długo o boże

Spox, chodzi o Wtorek - ten z Zagadki, a nie o wtorek :wink:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:45, 07 Cze 2008    Temat postu:

aha, tak reaguje na dłuższe przerwy bo lubie czytac ficki na tym forum , bo niestety ograniczam sie do ogladania tylko na tvp2 a pozostałych czesci jeszcze sama nie wiem jak mam zdobyc .zobacze

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Sob 22:25, 07 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
- Żartujesz? House mnie wylał - przypomniał mu cierpko Chase. - Mam nadzieję, że na jego głowie jest wielka blizna.

Właśnie, w tym fiku Chase pozostaje tym nieznośnym, cynicznym dzieciakiem, którego znamy z pierwszych trzech sezonów. Problem w tym, że pod koniec trzeciego Chase się zmienia i ja bardzo polubiłam tego zmienionego Chase’a z czwartego sezonu i żałuję, że w tym fiku występuje jako taki gówniarz, którym był. To jeden z tych (zupełnie subiektywnych) zarzutów, które mam do tego fika.

Cytat:
House był w podłym nastroju. Nie zadał sobie trudu, żeby odpowiedzieć czy podziękować swojemu byłemu pracownikowi-teraz-koledze i pozwolił Foremanowi zamknąć za nim drzwi. Stopa zabijała go, udo tętniło, głowa bolała, otarta skóra paliła, a on nie miał Vicodinu.

Powiecie, że jestem okropna. Ale ja naprawdę nie potrafię współczuć temu facetowi, choćby w nie wiem jak beznadziejnej był sytuacji.

Cytat:
Gdzieś po wschodniej stronie granicy stanu New Jersey, House zapytał: - Masz ochotę na piwo?

Cały House: „Mam gdzieś was wszystkich. To może wyskoczymy do pubu?” Eh, stracony przypadek.

Cytat:
- Tak. Wyglądasz jak kupa gówna, House. I pomijając fakt, że cię nie lubię, nie zabiorę cię do żadnego pubu, kiedy wyglądasz jak jeden wielki siniak. Ludzie prawdopodobnie pomyśleliby, że cię pobiłem.
- Dlaczego nie chcesz trzymać się ze mną? Jestem interesujący, zabawny i obiecuję, że nie będę się wychylać, kiedy będziemy siedzieć przy tym samym stoliku.
- Wow, jak mogę się nie zgodzić? - Foreman potrząsnął głową nad swoim pomylonym mentorem. - Musisz tęsknić za Wilsonem jak diabli, skoro mnie zapraszasz.
- Nie "zapraszam cię". Nie szukam kolesia na randkę. Jedynie zapytałem, czy masz ochotę na piwo.
- Cóż, nie mam. Chcę wrócić do szpitala i mojej pracy. A ty powinieneś dostarczyć swój tyłek do łóżka w domu. Jesteś jeszcze bielszy, niż bywa większość białych ludzi.

Za to w tym dialogu jest oddany cały obojętny, pewny siebie Foreman z pierwszych dwóch sezonów, jakiego bardzo lubiłam (dopóki nie schrzanili mu osobowości w trzecim xD). Cały on, bez dwóch zdań. Uwielbiam ten fik, za dobrze oddane postacie.

Cytat:
- Potrzebowałeś od niego odetchnąć. To nie jest idiotyzm, to ochrona zdrowia psychicznego.

Yeah! <rozwija transparent I love Cuddy> I podobnie jak evay, jestem oczarowana tym, jak autorka opisała reakcję Cuddy.

Tak, naprawdę lubię czytać ten fik. I jeszcze raz (bo nigdy tego za wiele): DZIĘKUJĘ CI, ŻE TO TŁUMACZYSZ.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:55, 08 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Moja sadystyczna natura szaleje Jeden z moich ulubionych kawałków... Ale też cholernie rozczulający


[06]
Wilson blisko godzinę siedział w samochodzie przed mieszkaniem House'a, zanim znalazł odwagę, by wejść do budynku, ale i tak doszedł jedynie do małego foyer. Apartament "B" przykuł jego uwagę. Najlepszy przyjaciel. "Najlepszy kumpel"*. Słowa House'a.

Wilson zapukał. Nie był zaskoczony, kiedy nie usłyszał dobiegającego ze środka zaproszenia. Foreman powiedział, że przed jego wyjściem House zażył garść Vicodinu, by uśmierzyć swoje liczne bóle, zatem teraz House prawdopodobnie leżał nieprzytomny na kanapie.

Wilson zapukał jeszcze raz i wyłowił z kieszeni swój zapasowy klucz do mieszkania House'a. House nigdy nie poprosił o jego zwrot. Nawet po tym, jak Wilson podbił mu oko i zranił jego godność w obecności tamtych wszystkich świadków.

Wilson wszedł cicho do środka. W pokoju paliła się jedna mała lampka, która nie oświetlała wszystkich kątów. Kanapa stała po jego prawej stronie i Wilson podszedł do niej ostrożnie, by sprawdzić, czy House na niej śpi.

Istotnie, spał tam, ale nie wydawało się, że jest mu wygodnie. Leżał skulony na lewym boku, koc zsunął się z niego na podłogę, a zmięta poduszka znajdowała się w dole jego pleców. Wilson pochylił się nad nim lekko.

- House? - powiedział cicho, nie chcąc wyrwać go gwałtownie ze snu. - House? - powtórzył trochę głośniej.
Nieprzyjemny zapach dotarł do jego nozdrzy. House zmoczył się w spodnie przez sen. Wilson sprawdził puls na jego szyi. Był mocny, ale trochę zbyt wolny, poniżej sześćdziesięciu uderzeń na minutę. House musiał wziąć całkiem porządną garść środków przeciwbólowych.

Wilson zauważył aluminiowy balkon wywrócony na podłodze w korytarzu w połowie drogi między salonem i łazienką. Widocznie House próbował tam dotrzeć, ale nie zdołał. Na stoliku do kawy stała szklanka pełna odbarwionego moczu.

Odbarwiony. Mętny. To mogło oznaczać rozwijającą się gdzieś infekcję. Wilson dotknął czoła swojego przyjaciela i poczuł, że jest dosyć ciepłe. Trochę zbyt ciepłe jak na człowieka, który śpi, kiedy temperatura ciała naturalnie powinna być o stopień niższa, niż u człowieka w pełni rozbudzonego.

Wilson zrzucił płaszcz i marynarkę, i położył je na drugim końcu kanapy. Wsunął dłonie pod pachy House'a i podniósł go. House nie był lekko zbudowanym człowiekiem. Ale Wilsonowi udało się zarzucić sobie na ramiona prawą rękę House'a i na wpół zaniósł, na wpół zawlókł go do sypialni.

Wilson położył go tak delikatnie jak tylko był w stanie i otarł pot z czoła. Z trudem zdjął z House'a brudne ubranie. Rozważał pomysł, by szybko i bezboleśnie wytrzeć go czystym, ciepłym ręcznikiem, ale odrzucił go, i zamiast tego jedynie przykrył House'a czystym prześcieradłem i kocem. Martwił się, że jakoś jutro będzie go musiał wykąpać.

Kanapa była niezdatna do użytku.

Wilson zastanawiał się nad powrotem do własnego mieszkania, ale było ono oddalone o czternaście mil w przeciwnym kierunku, a on już teraz miał kłopoty z utrzymaniem otwartych oczu. Znalazł jeszcze jedno prześcieradło i koc w szafie w sypialni, zdjął pasek, krawat i koszulę , a potem ułożył się na fotelu House'a. Nie było to zbyt wygodne, ale Wilson był tak zmęczony, że nie miało to żadnego znaczenia. Po kilku minutach już drzemał.

********************************************************************************

House obudził się, czując zapach smażonego bekonu. Próbując przypomnieć sobie, kiedy wstał i zaczął smażyć bekon, otworzył oczy i szybko zamknął je na powrót, kiedy to prawe zaprotestowało z tępym bólem.

Siniak wokół oka zbladł, ale opuchlizna pozostała.

Nie miał w domu bekonu. Nie mógł przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz poszedł do sklepu po jedzenie lub otworzył lodówkę po cokolwiek innego, niż jagodowy dżem do tostów czy tanie piwo.

To musiała być Cameron. Od kiedy ona i Chase zaczęli ich horyzontalny "związek", spędzała o wiele mniej czasu martwiąc się jego kłopotami i potrzebami, co było świetne, ale również trochę wkurzające. Musiał zacząć samodzielnie zajmować się swoją papierkową robotą, i - nie licząc Wilsona - ona była jedyną osobą, która wpadała do niego raz lub trzy razy w ciągu roku. Chociaż nie robiła tego nigdy, kiedy czuł się dobrze i doceniał...

... tolerował to.

- Cameron? - zawołał słabo z sypialni. - Cameron! - powtórzył trochę głośniej.
Spróbował usiąść. Nie potrafił. Jeszcze nie teraz. Jego noga zapłonęła z bólu. Głowa pulsowała, plecy zakłuły, jakby... ktoś wbił w nie igły.

- Nie musisz mi niańkować, jakbym był niemowlakiem! - spróbował jeszcze raz. - Mogę sam ugotować sobie własne śniadanie i wytrzeć własny tyłek, Królewno Śnieżko - mruknął do siebie.

- Jak dostałeś się do łóżka?

Głos dobiegający od drzwi sypialni sprawił, że House usiadł gwałtownie i odwrócił głowę. Uderzyły go mdłości i zawroty głowy, i musiał odczekać kilka sekund, zanim się odezwał.

- Co ty, do diabła, tutaj robisz?

Wilson odwrócił się i rzucił przez ramię: - Wycieram twój tyłek i gotuję ci śniadanie.

House odrzucił koc (potrzebował do tego trzech prób) i zsunął jedną nogę - tę kaleką - i drugą nogę - tę złamaną - na podłogę.
- Wynoś się z mojego domu! - krzyknął, ale w rzeczywistości był to żałosne chrypienie.

Wilson usłyszał go. - To nie jest dom, House.

- Powiedziałem, wynoś się!

- Zmuś mnie.

Wilson przeskoczył przygotowawczy słowny sparring, który notorycznie następował w takich okolicznościach w czasie wszystkich ich kłótni, i jako pierwszy przekroczył linię mety.

Nie było takiej możliwości, by Wilson zechciał odejść tylko dlatego, że House mu tak powiedział, a nie było żadnego fizycznego sposobu, żeby House zmusił go do tego siłą.

- Jesteś na mnie skazany - krzyknął Wilson z kuchni, jakby czytał w jego myślach.

- Wspaniale - wymamrotał House. - Jesteś tutaj, żeby podbić mi drugie oko?

Wilson nie odpowiedział. Bez wątpienia celowo, więc House musiał posłużyć się balkonem, żeby wyjść z sypialni i dostać się do kuchni, by móc z bliska krzyczeć na swoją ofiarę.

Wilson przewidział wszystkie potrzeby House'a. Na szafce nocnej, obok budzika, postawił świeżą wodę w czystej szklance i pojemniczek z Vicodinem, a jego aluminiowy balkon stał pół metra od ramy łóżka. Ciemnoniebieski szlafrok House'a wisiał na uchwycie balkonu.

- Hej, Królewno Śnieżko! - krzyknął znowu House. - Lepsza byłaby kawa!

Wilson usłyszał balkon i przerywane kroki House'a, wolno posuwające się do salonu.

- Nie siadaj na kanapie - ostrzegł go Wilson.
Niepotrzebnie, ponieważ House wyczuł wysychający mocz zanim usiadł. Podszedł do drugiego końca kanapy i usadowił się na jej poduszkach.

Był spocony z powodu wysiłku.
- A więc? - zwrócił się do Wilsona, który wciąż kręcił się po jego kuchni. - Mówisz mi, że z nami koniec, podbijasz mi oko, rozwalasz mi głowę, a teraz znów jesteśmy kumplami?

Wilson przyniósł dwa talerze do salonu.
- Niczego nie oczekuję. Masz - podał House'owi talerz obładowany bekonem, pełnoziarnistym tostem posmarowanym masłem, i dwoma złocistymi jajkami, posypanymi roztopionym cheddarem. Na serze znajdował się czerwonawy sos.

- Co to jest?

- Jajka w stylu południowym. Będą ci smakować.

- Wątpię - odparł, ale zaczerpnął pełen widelec. Umierał z głodu. Jajka były mocno przyprawione i przepyszne. - Dziwnie smakują - powiedział kątem ust.

Wilson przyzwyczaił się do kłamstw House'a na temat jego gotowania. House lubił jego kuchnię, ale nigdy by się do tego nie przyznał.

Wilson grzebał we własnym śniadaniu. Obudził się głodny, ale teraz, kiedy rozmawiał z House'em, jego żołądek fikał koziołki. W zależności od tego, jak poradzi sobie z House'em, to mogła być jego ostatnia rozmowa z nim.
- Naciskałem, aż wszystko się rozpadło - powiedział po prostu Wilson. - Przepraszam.

- Nie przyjmuję przeprosin - odparł House i zerknął w skryte oczy Wilsona. - To nie wyjaśnia, dlaczego naciskałeś.

Wilson nie wiedział, jak dużo może mu powiedzieć. Wierzył, że w końcu powie mu wszystko, ale czy powinien zrobić to już w tym momencie?
- Mam osobisty problem, którego nie mogę omawiać... a tej chwili. Ja... wydawało mi się, że byś tego nie zrozumiał. Nie wiedziałem, jak mam sobie z tym poradzić. Nadal nie wiem.

- To wszystko?

- Jak na razie to wszystko, co mogę powiedzieć.

House skinął głową i w dalszym ciągu wpychał sobie jedzenie do ust.
- Dzięki za śniadanie, możesz już iść.

Wilson nie był zaskoczony reakcją swojego przyjaciela. Zostawił nietknięty talerz i zabrał swój krawat i płaszcz. Kiedy otworzył drzwi, usłyszał dobiegający z tyłu głos House'a:
- Zostań.

Wilson powiesił płaszcz i usiadł z powrotem na fotelu.

House pociągnął duży łyk kawy i spojrzał znad filiżanki na swojego przyjaciela. - Jesteś idiotą.

Wilson wyczuł żartobliwy ton i zaryzykował maleńki uśmiech.

House potrząsnął głową, widząc to. - Idiota - powtórzył.

********************************************************************************

House włączył telewizor i oglądał Spongebob Square Pants, chichocząc co chwila.

Wilson zmywał naczynia i wycierał piec. Usłyszał, że House wytrząsa tabletkę Vicodinu i popija ją resztką kawy ze swojej filiżanki. Chwilę czy dwie później, usłyszał szuranie balkonu, posuwającego się wgłąb korytarza.

Dobrze. House'owi potrzeba snu.

Kilka sekund później Wilson usłyszał odgłos wymiotów i spuszczanej wody.

Kiedy Wilson podszedł, House podniósł głowę znad muszli. Nie był już blady, był zdecydowanie zielony.
- Powiedziałem ci, że miały dziwny smak - wychrypiał.

Wilson zmoczył ręcznik i podał go House'owi, który wytarł nim sobie usta.

- Masz mdłości z powodu bólu czy pigułek?

House wzruszył ramionami. - W apteczce powinien być Gravol** - House wskazał szafkę kiwnięciem głowy.

- Piwo imbirowe mogłoby być lepsze. Czasem Gravol nasila mdłości.

- Nienawidzę piwa imbirowego.

Wilson znalazł opakowanie tabletek, wycisnął dwie z listka i nalał wody do szklanki. W tym czasie House wrócił do łóżka. Usiadł na jego skraju i pochylił się. Najwyraźniej nudności miały utrzymywać się jeszcze przez chwilę.

- Masz.

Wciąż w szlafroku, House połknął pigułki, wypił mały łyk wody i podniósł swoje nogi, jedną po drugiej, na łóżko, obracając się, żeby wygodnie się ułożyć.
- Vicodin - powiedział.

Wilson zdał sobie sprawę, że House prawdopodobnie zwrócił Vicodin razem ze śniadaniem.
- Po prostu zjadłeś zbyt dużo na raz. Wybacz, powinienem o tym pomyśleć. Następnym razem zrobię owsiankę.

- Vicodin - powtórzył House.

Wilson podał mu tabletki i zostawił opakowanie przy jego łóżku. House połknął dwie i zamknął oczy, wzdychając ze zmęczenia. Zasnął prawie natychmiast.

********************************************************************************

Kiedy House spał, Wilson po raz drugi wyruszył do sklepu po jedzenie. Lodówka House'a była pusta. Były w niej jedynie jajka, chleb i masło.

Wilson kupił świeże owoce, chudą szynkę i kotlety schabowe, makaron z pełnego ziarna, sosy i mrożone warzywa. Dodał jeszcze około tuzina puszek zupy o niskiej zawartości soli. Wybrał kilka paczek owsianki o różnych smakach i trochę zdrowych przekąsek, które House prawdopodobnie będzie jadł tak jak złociste frytki, oraz herbatniki z płatków owsianych. Z dobroci serca dorzucił również do kosza kilka batoników. Sześciopak piwa light dopełnił dzieła i Wilson udał się do kasy.

Po cichym chrapaniu dobiegającym z sypialni, Wilson poznał po powrocie, że House wciąż śpi. Wprawną ręką wypakował niedawno kupione jedzenie i zaparzył nowy dzbanek kawy.

Wilson zdjął brudne pokrowce z poduszek kanapy i zabrał je (i wszystkie inne poplamione rzeczy jakie znalazł) do pralni w piwnicy. Wrzucił monety do pralki, dodał sproszkowane mydło i nastawił podwójny cykl prania.

Wilson spędził kilka minut skacząc po kanałach i popijając gorącą kawę. Sprawy pomiędzy nim a House'em wróciły do normy.

Błąd. Wcale nie wróciły. House myślał, że tak jest, ale Wilson wiedział, że tak nie jest i nigdy więcej nie będzie. Był zakochany w House'ie. House w nim nie. House był hetero. Opowiadał kawały o gejach, korzystał z usług prostytutek i - chociaż nigdy nic o tym nie powiedział bezpośrednio jej czy Wilsonowi - Wilson wiedział, że House szalał na punkcie Cuddy. Czy ją kochał? Tego Wilson nie wiedział na pewno. Ale House ją lubił. Wystarczająco, by śledzić ją na jej randkach i gapić się na jej tyłek, kiedy myślał, że nie patrzy.

Czy Wilson mógł się z tym zmierzyć? Nie miał żadnych szans. On i House nigdy nie będą razem. Siedząc tak, Wilson doszedł do smutnego wniosku, że nie powinien przenosić się do innego skrzydła.

Powinien przenieść się na Zachodnie Wybrzeże.

********************************************************************************


Cytat:
* oryg. "Best friend. "Bestest buddy.""
** Gravol - lek o działaniu przeciwwymiotnym [link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 19:43, 08 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:06, 08 Cze 2008    Temat postu:

To rzeczywiście rozczulająca część

Richie, geniuszu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Nie 19:13, 08 Cze 2008    Temat postu:

Ha! Wreszcie ten i następny fragment One Stepa są absolutnie moimi ulubionymi.
Czy dziękowałam Ci już za to tłumaczenie?

No tak, więc konfrontacja. House’a nie da się unikać w nieskończoność. Najlepiej sprawę tego fragmentu komentuje chyba ten akapit (popraw literówkę przy Był zakochany!):
Cytat:
Błąd. Wcale nie wróciły. House myślał, że tak jest, ale Wilson wiedział, że tak nie jest i nigdy więcej nie będzie. Był zakochany i House'ie. House w nim nie. House był hetero. Opowiadał kawały o gejach, korzystał z usług prostytutek i - chociaż nigdy nic o tym nie powiedział bezpośrednio jej czy Wilsonowi - Wilson wiedział, że House szalał na punkcie Cuddy. Czy ją kochał? Tego Wilson nie wiedział na pewno. Ale House ją lubił. Wystarczająco, by śledzić ją na jej randkach i gapić się na jej tyłek, kiedy myślał, że nie patrzy.

Tak, to jest to. Świetne, dobrze napisane podsumowanie. Autorka pisze wszystko tak, że właściwie nie ma czego komentować, można tylko przyznać jej rację. A wiadomo, w świecie według House, kto ma racje, ten jest najlepszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:30, 08 Cze 2008    Temat postu:

może ma racje ale nie zna się dobrze na uczuciach
świetny fragmęt . taki uczuciowy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:58, 08 Cze 2008    Temat postu:

Wilson blisko godzinę siedział w samochodzie przed mieszkaniem House'a, zanim znalazł odwagę, by wejść do budynku, ale i tak doszedł jedynie do małego foyer. Apartament "B" przykuł jego uwagę. Najlepszy przyjaciel. "Najlepszy kumpel"*. Słowa House'a.
ach, wyobrażam sobie naszego Jimmy'ego w tym pustym, ciemnym samochodem, wpatrujacego się w okna House'a... pełna podziwu jestem, że W KOŃCU się przełamał!

Wilson położył go tak delikatnie jak tylko był w stanie i otarł pot z czoła. Z trudem zdjął z House'a brudne ubranie. Rozważał pomysł, by szybko i bezboleśnie wytrzeć go czystym, ciepłym ręcznikiem, ale odrzucił go, i zamiast tego jedynie przykrył House'a czystym prześcieradłem i kocem. Martwił się, że jakoś jutro będzie go musiał wykąpać.

Jezu, te OPISY!
no i dobry przyjaciel, Jimmy, sie przejął i tak wspaniale zaopiekował. moje serce jest takie miękkie teraz i nie dziwię się, że boi się tej kąpieli, w końcu... no wiecie... naga sympatia ;pp

- Co ty, do diabła, tutaj robisz?
woooooah, a jednak zły

- A więc? - zwrócił się do Wilsona, który wciąż kręcił się po jego kuchni. - Mówisz mi, że z nami koniec, podbijasz mi oko, rozwalasz mi głowę, a teraz znów jesteśmy kumplami?
ach, to naprawdę zabrzmiało, jakby byli parą how sweeeeet. no i nie rozumiem skoro mowi tak o ich ZWIĄZKU to jakim cudem moglby teraz byc zly, gdy Wilson powie, ze go kocha? ;D dobra, musze przeczytać całość

Wilson nie był zaskoczony reakcją swojego przyjaciela. Zostawił nietknięty talerz i zabrał swój krawat i płaszcz. Kiedy otworzył drzwi, usłyszał dobiegający z tyłu głos House'a:
- Zostań.

taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!
na to, właśnie na to czekałam!
House wreszcie okazał trochę pokory i przyznał, że potrzebuje Wilsona!

Był zakochany i House'ie. House w nim nie. House był hetero. Opowiadał kawały o gejach, korzystał z usług prostytutek i - chociaż nigdy nic o tym nie powiedział bezpośrednio jej czy Wilsonowi - Wilson wiedział, że House szalał na punkcie Cuddy. Czy ją kochał? Tego Wilson nie wiedział na pewno. Ale House ją lubił. Wystarczająco, by śledzić ją na jej randkach i gapić się na jej tyłek, kiedy myślał, że nie patrzy.

biedny Wombacik tak mi żal go, że zakochał się bez wzajemości. no ale gdyby powiedział, to House w końcu by się PRZEKONAŁ, że też go kocha prawda?
PRAWDA?

Powinien przenieść się na Zachodnie Wybrzeże.
i tak będzie, taaaak? pamiętam Nasz Fik...


krótki komentarz bo mecz trwa i trudno czytać i patrzeć na tv równocześnie ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:56, 08 Cze 2008    Temat postu:

świetna część
Wilson w końcu stał sie na powrót opiekujący

końcówka najlepsza
Błąd. Wcale nie wróciły. House myślał, że tak jest, ale Wilson wiedział, że tak nie jest i nigdy więcej nie będzie. Był zakochany w House'ie. House w nim nie. House był hetero. Opowiadał kawały o gejach, korzystał z usług prostytutek i - chociaż nigdy nic o tym nie powiedział bezpośrednio jej czy Wilsonowi - Wilson wiedział, że House szalał na punkcie Cuddy. Czy ją kochał? Tego Wilson nie wiedział na pewno. Ale House ją lubił. Wystarczająco, by śledzić ją na jej randkach i gapić się na jej tyłek, kiedy myślał, że nie patrzy.

Powinien przenieść się na Zachodnie Wybrzeże.
nawet o tym nie myśl, Wilsonie!

podoba mi się cooooraz bardziej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:48, 09 Cze 2008    Temat postu:

Na początek taka mała informacja:
Niestety nie wiem, czy dziś uda mi się wrzucić kolejną część, bo popołudnie spędzam (z konieczności) poza domem, bez kompa - i nie będę mogła tłumaczyć No, ale będę się starała zdążyć mimo wszystko

No, oki
Dzięki za wszystkie entuzjastyczne komenty

******************************************************************************************
evay napisał:
Jezu, te OPISY!
no i dobry przyjaciel, Jimmy, sie przejął i tak wspaniale zaopiekował. moje serce jest takie miękkie teraz i nie dziwię się, że boi się tej kąpieli, w końcu... no wiecie... naga sympatia ;pp

Tiaaa, moje serce aż się roztopiło, jak asfalt w upalny dzień
Uff... Moje szczęście, że Autorka nie zamieściła opisu tej kąpieli... Ten Fik jest już wystarczająco wyczerpujący :wink:
"naga sympatia"... Cóż - a co powiesz na NAGĄ, NIEPRZYTOMNĄ sympatię??? Bo w końcu go przecież rozebrał Taaa, jestem ZUA i zadam nieczułe, retoryczne pytanie: Dlaczego Wilson tego nie wykorzystał??? :wink:
evay napisał:
no i nie rozumiem skoro mowi tak o ich ZWIĄZKU to jakim cudem moglby teraz byc zly, gdy Wilson powie, ze go kocha? ;D dobra, musze przeczytać całość

Jakim cudem...? W końcu House is House (i znów tak baaardzo, baaardzo chciałabym uprzedzić fakty... :? )
mam nadzieję, że nie polecisz do oryginału, tylko poczekasz... *prosi*
evay napisał:
House wreszcie okazał trochę pokory i przyznał, że potrzebuje Wilsona!

a mnie się wydawało, że House okazał się być House'em i tylko się droczył z Wilsonem - przecież to oczywiste, że w sytuacji, w jakiej się znalazł, sam by sobie nie poradził
evay napisał:
gdyby powiedział, to House w końcu by się PRZEKONAŁ, że też go kocha prawda?
PRAWDA?

...kluczowe słowo to: W KOŃCU
evay napisał:
i tak będzie, taaaak? pamiętam Nasz Fik...

coś w tym guście
evay napisał:
mecz trwa i trudno czytać i patrzeć na tv równocześnie ;D

Taaa, ale mecz hihihi... Nasi grali wspaniale ( z wyjątkiem tych dwóch momentów, kiedy padły gole )

Przypomniał mi się cytat z książki "sen_numer_9": Chłopcy, jesteście kompletnie, ale to absolutnie do dupy. Gracie bezładnie. Nie jak ludzie. Nawet nie jak ssaki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 9:51, 09 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tenebrae
Forumowy Baobab


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:49, 09 Cze 2008    Temat postu:

Witam po krótkiej nieobecności i już nadrabiam zaległości.
Najpierw jeszcze ustosunkuje się do komentarza, mojego komentarza ;D

Cytat:
3) jakby nie było jest "grabbed" a nie "took off"... I odniosłam, być może mylne, wrażenie, że Wilsonowi się spieszyło, a "zdejmowanie" jest taaakie powooolne Wink
niby tak, ale wtedy to znadnie nie brzmi po polsku, tylko po polskiemu.

Cytat:
4) oryg. "Then there was to wait for his patient. Then there was to wait for quitting time. Then for suppertime. Then for bed." - nienawidzę tego zdania Twisted Evil I właściwie nie "do łóżka" tylko "na łóżko" Wink
- Potem musiał czekać na pacjenta. Poźnej na wyjście. Jeszcze później na kolację. A dopiero wtedy, na sen. - co Ty na takie rozwiązanie?

Cytat:
5) oryg. "House was on the hunt for the explanation..." - House niczego nie oczekiwał. Może poza tym, że uda mu się upolować jakieś wyjaśnienie Laughing
- powtórzę się jeszcze raz, bo chodzi o to, żeby zdania brzmiały po polsku i w naszym języku były ładne i zgrabne, co oznacza czasami niewielkie odstępstwo od oryginału.

Cytat:
6) Stosy folderów nie urosły, zatem "nie przyjęła"
- żeby na takie rozwiązanie wpaść, trzeba naprawdę nieźle pogłówkować .

Cytat:
7) oryg. "Cuddy tossed him a doubting smirk".
- Cuddy posłała mu powątpiewający uśmieszek.

A teraz jedźmy dalej:

Cytat:
Foreman cieszył się ze sporadycznych wizyt Wilsona w swoim nowym gabinecie. Wilson nie mówił do ciebie, on z tobą rozmawiał. Był człowiekiem, z którym mogłeś pracować i czuć się lepiej dzięki temu doświadczeniu.
to zdanie tutaj jakoś dziwnie wygląda, zgaduje, że jest to myśl Foremana czy coś, proponowałbym w takim razie, dać to drukiem pochyłym, albo zmienić formę zdania.

Cytat:
Masz, wypij kofeinę.
- ekhm... tę?
Cytat:

Jestem lepszym lekarzem, mając tą praktykę.
- ekhm

Cytat:
, sprawiając, że House chwycił powietrze, i
zmuszając go, żeby z powrotem się położył.
- ładnie by brzmiało; zmuszając go, do powtórnego położenia się.

Cytat:
Cameron wyraźnie mocno się zaniepokoiła, ale była zajęta bardzo chorym przypadkiem i diagnostyczną łamigłówką.
- przepraszam, ale ten bardzo chory przypadek powalił mnie na kolana i przyprawił o wybuch niekontrolowanego śmiechu , tu zdecydowanie jest coś nie tak...

Ohh i ahhh widzisz to, widzisz??? zbaraniałam i albo zupełnie oślepłam nie mogąc znaleźć bardziej rażących błędów, albo ich jest już naprawdę niewiele...
Jejciu, jejciu, jejciu to jest taaakie słodkie. Bidulek House i Wilson tak nieszczęśliwie zakochany... rozpływam się niczym lody śmietankowe w upalne popołudnie w Afryce .
Nie jestem nawet w stanie sklecić porządnego zdania... ja kocham tego House'a i tego Wilsona i trzymam za nich kciuki u rąk i stóp... a i zęby też zaciskam...
Niech moc House'owa będzie z Tobą i tłumacz, tłumacz dalej, bo inaczej mogę nie wytrzymać i porzucić naukę i zabrać się za czytanie oryginału, a to nie jest najlepszy scenariusz, przynajmniej nie w mojej sytuacji.

Zniecierpliwiona ale dzielna Tinka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:21, 09 Cze 2008    Temat postu:

Tinka napisał:
Cytat:
3) jakby nie było jest "grabbed" a nie "took off"... I odniosłam, być może mylne, wrażenie, że Wilsonowi się spieszyło, a "zdejmowanie" jest taaakie powooolne Wink
niby tak, ale wtedy to znadnie nie brzmi po polsku, tylko po polskiemu.

cóż - polska języka, trudna języka A mnie się zdarzało pisać o "chwytaniu" ubrań z wieszaka, nawet kiedy nie tłumaczyłam...
Tinka napisał:
Potem musiał czekać na pacjenta. Poźnej na wyjście. Jeszcze później na kolację. A dopiero wtedy, na sen. - co Ty na takie rozwiązanie?

ehhh... jak pisałam: nienawidzę tago zdania!!! I wszystkich innych, które po angielsku brzmią o wiele zgrabniej niż po polsku :? Podoba mi się Twoje rozwiązanie, jak znajdę chwilę czasu i nie zapomnę, to zmienię
Tinka napisał:
Cytat:
5) oryg. "House was on the hunt for the explanation..." - House niczego nie oczekiwał. Może poza tym, że uda mu się upolować jakieś wyjaśnienie Laughing
- powtórzę się jeszcze raz, bo chodzi o to, żeby zdania brzmiały po polsku i w naszym języku były ładne i zgrabne, co oznacza czasami niewielkie odstępstwo od oryginału.

Ale ja naprawdę nie rozumiem czemu "Polował na wyjaśnienia" brzmi nie po polsku... Ja swego czasu polowałam na nauczycieli pod pokojem nauczycielskim i było dobrze :wink: Gdybym napisała: "House był na polowaniu za wyjaśnieniami..." - no, to by dopiero był szczyt kretynizmu
A poza tym podoba mi się wyobrażenie House'a skradającego się korytarzami PPTH, który spod zmrużonych powiek wypatruje jakiejś wskazówki nt Wilsona... A jak już by ją dojrzał, to... hyc i cap
Tinka napisał:
Wilson nie mówił do ciebie, on z tobą rozmawiał.
to zdanie tutaj jakoś dziwnie wygląda, zgaduje, że jest to myśl Foremana czy coś, proponowałbym w takim razie, dać to drukiem pochyłym, albo zmienić formę zdania.

Wiem, że dziwnie wygląda - nawet starałam się doszukać jakichś przesłanek, że to myśl Foremana, ale w końcu doszłam do wniosku, że to pogląd narratora/Autorki nt sposobu zachowania Wilsona.
Tinka napisał:
Cytat:
Masz, wypij kofeinę.
- ekhm... tę?
Cytat:

Jestem lepszym lekarzem, mając tą praktykę.
- ekhm

Bez komentarza :wink: (ja mam jakąś niezrozumiałą awersję do słowa "TĘ" :? )
Tinka napisał:
zmuszając go, do powtórnego położenia się.

jak dla mnie to to brzmi "po polskiemu"... I na dodatek jakoś tak nieludzko (myślałam o takiej formie, ale z w/w powodu ją odrzuciłam)
Tinka napisał:
Cytat:
Cameron wyraźnie mocno się zaniepokoiła, ale była zajęta bardzo chorym przypadkiem i diagnostyczną łamigłówką.
- przepraszam, ale ten bardzo chory przypadek powalił mnie na kolana i przyprawił o wybuch niekontrolowanego śmiechu , tu zdecydowanie jest coś nie tak...

cóż... "very sick case" to coś baaardzo nie tak


Na wszelki wypadek nie będę popadać w samozachwyt, że jestem coraz lepsza :wink: Po prostu te kawałki znam prawie na pamięć i takie mniej-więcej tłumaczenie miałam w głowie już od dawna. Czekam na to, aż dojdę do fragmentów tego Fika, których w ogóle nie czytałam... Wtedy może być masakrycznie

W ramach oczekiwania na kolejne cz. One Step możesz zajrzeć do innych moich tłumaczeń (jeśli chcesz) Ciekawe, czy tam też jest tyle błędów, czy po prostu One Step jest tak niemożliwie napisany :wink:

Życzę duuużo cierpliwości, bo jesteśmy dopiero w 1/6 Fika

I powodzenia w nauce


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tenebrae
Forumowy Baobab


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:58, 09 Cze 2008    Temat postu:

Bardzo chorym przypadkiem podzieliłam się z koleżanką i teraz obie chichramy zamiast się uczyć
Richie czyżbyś odkryła w sobie jakieś znęcającolubne zapędy??? Ahhh gdyby każdy tak spokojnie podchodził do wytykanych mu błędów, to świat fików byłby o wiele piękniejszy, ale niektórzy to odbierają jako dość osobisty atak na swoją osobę.
Z takim fikiem to ja jestem gotowa jeszcze na 10 takiej długości fragmentów czekać ;D. Do reszty tłumaczeń zajrzę jak tylko skończy się ten gorący naukowy okres... Ostatnio spałam po 2 godziny na dobę, a jak w końcu mogłam chwilę odsapnąć to jak położyłam się o 16 z zamiarem wstania ok 18 to wstałam o 10 następnego dnia.

Aha i jak teraz Cuddy przeleci albo chociaż palcem tknie House'a , wiedząc o uczuciach Willsona, to naślę na nią płatnego zabójce... albo i nie... zawsze chciałam się nauczyć strzelać, to dlaczego nie poćwiczyć tego na niej ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:30, 09 Cze 2008    Temat postu:

Ja nie muszę odkrywać takich zapędów - są od zawsze na powierzchni :wink:

Nie widzę powodu, żeby inaczej podchodzić do konstruktywnej krytyki. Bo co miałabym robić? Tupać nogami w podłogę, a potem zamknąć się w sobie i nikogo nie wpuszczać? Wolę bronić swojego zdania, o ile uważam, że jest słuszne :wink: i robić co w mojej mocy, żeby moje tłumaczenia były jak najlepsze

Btw - ja mam teraz wolne od nauki, ale cały czas tłumaczę... Czasem do 4. rano, a o 8. muszę wstać :? I kiedyś położyłam się tylko na chwilę, kiedy włączał mi się komp i obudziłam się po dwóch godzinach

Co do Cuddy... Ja jestem całkiem niezła w strzelaniu, ale z mojej broni raczej bym jej dużej krzywdy nie zrobiła
Niestety, jak wspomniałam już wyżej będzie w tym Fiku wątek Huddy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 18:34, 09 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:31, 10 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Kolejna porcja wzruszeń...


[07]
Pod koniec szóstego tygodnia House'owi zdjęto gips. Po kilku sesjach rehabilitacji był w stanie unieść niemal cały ciężar swojego ciała na lewej kostce i Wilson wyrzucił aluminiowy balkon do dużego pojemnika na śmieci, stojącego na tyłach budynku.

Używając laski, House ćwiczył chodzenie po swoim mieszkaniu.

Kiedy Wilson nadrobił zaległości w medycznych czasopismach, siedząc w fotelu, obserwował ukradkiem, jak jego przyjaciel spaceruje dookoła kanapy i stolika do kawy, idzie do kuchni, wraca do salonu, mija Wilsona na fotelu, potem kieruje się w głąb korytarza do sypialni, gdzie odwraca się o sto osiemdziesiąt stopni i zaczyna od nowa.

Tego dnia po raz pierwszy House był całkowicie ubrany. Miał na sobie spłowiałe jeansy i czerwony t-shirt.

House używał laski po prawej stronie ciała, tam, gdzie była jego kaleka noga. Nie po przeciwnej stronie, jak to zwykle bywa. Wilson czasem zastanawiał się, dlaczego House używa jej w ten sposób. Czy robił to dlatego, że gdyby używał jej po lewej stronie, byłby jak wszyscy starzy, kalecy ludzie? Czy tak było po prostu łatwiej?

House był praworęczny. Kiedy musiał napisać coś na białej tablicy w pracy, prowadzić, jeść, trzymać swojego penisa, kiedy sikał, House potrzebował swojej prawej ręki. Musiał wtedy przekładać laską chwilowo do lewej, albo wieszać ją na czymś, na czas, gdy jego prawa ręka była zajęta.

Byłoby bardziej logiczne, gdyby trzymał laskę w lewej ręce, ale on tego nie robił.

Używanie laski po prawej stronie było interesujące i trochę niewytłumaczalne. Ale również dodawało pochyłemu krokowi House'a cień gracji. Wilson był tak przyzwyczajony do widoku House'a z laską i jego delikatnie rozkołysanego utykania, że kiedy House rozkoszował się wolnością od bólu w następstwie leczenia Ketaminą, okazało się, jak obco wygląda on bez swojego stałego drewnianego dodatku.

House kontynuował swój spacer po mieszkaniu. Przez całą godzinę nie zrobił sobie przerwy.

Wilson zerknął ukradkiem na twarz House'a, kiedy ten mijał go następnym razem. Była błyszcząca od potu, a skóra na kościach policzkowych była mocno napięta. Mrużył oczy, jakby światło było zbyt jasne.

- Dokucza ci noga? - spytał Wilson.

House skinął głową, ale się nie zatrzymał.

- Jak bardzo?

House minął go kolejny raz. - Bardzo.

- Brałeś Vicodin?

- Cztery, godzinę temu. Dzisiaj to nie wystarczy.

Wilson poczuł się, jakby został uderzony w żołądek. Zakładał, że Vicodin zawsze pomaga. Właśnie dlatego House domagał się go i jadł tabletki jak gumę do żucia. Ale "Nie dzisiaj"?

Wilson zobaczył, że House zwolnił, a jego utykanie stało się wyraźniejsze. Zatrzymał się i oparł dłonie na oparciu kanapy, całkowicie zdejmując ciężar ciała z prawej nogi. Oddech uwiązł mu w gardle, jakby skurcze nagle stały się gorsze - po ćwiczeniu. Prawdopodobnie dlatego, że endorfiny łagodzące ból przestały krążyć wraz z jego krwią.

- Jak często z twoją nogą jest tak źle?

- Co kilka dni - odpowiedział krótko House, koncentrując się na oddychaniu. Może to pomagało.

Wilson był zaniepokojony i zawstydzony. Widział House'a cierpiącego w czasie detoksu i w czasie rehabilitacji. Ale jeszcze nigdy nie widział House'a odurzonego Vicodinem na tyle, że przyprawiłoby to bizona o zawroty głowy, a mimo to wciąż będącego w agonii. Noga nie była żartem. Nie była wymówką , żeby być na haju. Nigdy nie była.

Wilson zawsze wierzył, że House'owa potrzeba Vicodinu była spowodowana w połowie prawdziwym bólem, a w połowie narkotycznym głodem.
- Jezu - wyszeptał.

Nagle zobaczył powody, dla których House był tak trudny dla Stacy. Prawdopodobnie umarłby, gdyby - jako jego pełnomocniczka - nie dokonała wyboru za niego (wbrew jego woli), i nie kazała chirurgom zdecydować się na pośrednie rozwiązanie, by usunąć większość martwego mięśnia. Prawdopodobnie, ale nie na pewno.

Ale oni z pewnością wiedzieli, że to pośrednie rozwiązanie sprawi, że do końca życia będzie odczuwał chroniczny ból. W żaden sposób nie mogli jednak wiedzieć, jak wiele ewentualnego bólu będzie on musiał wytrzymać. Czy gdyby Stacy o tym wiedziała - widziała go w tej chwili - podjęłaby taką samą decyzję?

- Mogę przywieźć morfinę - zaproponował Wilson.

House potrząsnął głową. - Mam trochę - był zdyszany i wyczerpany. - Czasem to samo przechodzi po jakimś czasie.

Wilson pragnął dać mu zastrzyk już teraz, ale nie chciał lekceważyć właściwej decyzji House'a, by unikać nadmiaru uzależniającej morfiny i zamiast tego znosić ból trochę dłużej. Wyglądało na to, że House próbuje ograniczyć środki przeciwbólowe, tak bardzo, jak to możliwe. Dla Wilsona stało się oczywiste, że to po prostu nie zawsze było wykonalne.

Od pięciu lat House żył w ten sposób. Przez pięć lat, każdego dnia. I przez dwa lub trzy dni w każdym tygodniu ból był właśnie taki. Nie zaledwie przykry, ale nie do wytrzymania. Rozdzierający.

Wilson wykonał w pamięci szybkie obliczenia. Siedemset osiemdziesiąt dni nieznośnego bólu. Jak wiele godzin - zastanawiał się Wilson - House zwykle pocił się i łapał oddech w agonii, zanim ból załamywał go, i pokonany House sięgał po strzykawkę?

Wilson zapragnął przytulić go długo i mocno, ale zamiast tego pozostał na fotelu i, próbując oderwać uwagę House'a od jego nogi, zapytał: - Przychodzisz jutro do pracy?

House skinął głową. - Nowy przypadek. Cameron mówiła, że dziwny - House zawsze ożywiał się, kiedy miał do czynienia z nowym, interesująco brzmiącym przypadkiem. - Przyniesie akta dziś wieczorem.

Teraz Wilson nabrał otuchy. - To dobrze. Telewizja w niedzielne wieczory jest do niczego.

Cameron nie zjawiła się sama. Sprowadziła ze sobą Foremana oraz Chase'a, który ze zgorzkniałą miną trzymał się z tyłu. Dwaj lekarze uprzejmie pozdrowili Wilsona. Foreman przywitał się z House'em, a Chase wykonał wyłącznie neutralny gest i pozostał cicho.

Cameron szybko uściskała House'a, który zniósł to w milczeniu, a potem poprosił o akta sprawy.

- Kobieta - przeczytał na głos House. - Siedemnaście lat, ogólnie dobry stan zdrowia. Skóra jest pokryta pęcherzami i łuszczy się - podniósł wzrok na Cameron. - Historia?

- Tata choruje na cukrzycę. Matka ma nadciśnienie. Żadnego rodzeństwa. Babka ze strony matki dożyła dziewięćdziesięciu dwóch lat. Żadnych problemów zdrowotnych. Jej mąż zginął w drugiej Wojnie Światowej, w wieku trzydziestu ośmiu lat. Nie wiadomo nic o problemach ze zdrowiem...

- ... z wyjątkiem, prawdopodobnie, kilku pocisków w klatce piersiowej - powiedział Chase. - To może zabić.

- Ja miałem kilka i żyję - odparł House.

Cameron zignorowała to, że jej przerwano. - Dziadkowie ze strony ojca wciąż żyją. Ona jest zdrowa, on miał dwa zawały i podwójny by-pass - z powodu siedzącej pracy i złej diety - w przeciwnym wypadku byłby zdrowy.

House przeczytał jeszcze kawałek. - Jej skóra pokryła się pęcherzami i zaczęła schodzić po dwudziestu minutach grania w siatkówkę na plaży... - spojrzał na Cameron. - Ma alergię na słońce. Co w tym interesującego?

- Czytaj dalej.

Znalazł kluczową część. - Dostała oparzeń słonecznych, chociaż była całkowicie ubrana. A więc to poważna alergia na słońce.

Cameron potrząsnęła głową. - Nie, zbadałam ją. Żadnej alergii, nic jej nie było pod światłem. Żadnej reakcji.

- Jeśli miała już pęcherze, skąd możesz to wiedzieć?

- Zbadałam jej stopy. Stopy i dłonie były jedynymi częściami ciała całkowicie albo częściowo wolnymi od pęcherzy.

- Hmm...
Wilson mógł stwierdzić, że House był zaciekawiony.

- Artretyzm? Niesteroidowe leki przeciwzapalne? Steroidowe leki przeciwzapalne? Sulfonamidy? - spytał ją House.

- Nie. W rodzinie nie było przypadków artretyzmu. Początki osteoporozy po stronie matki.

- Infekcje?

- Wyniki badania krwi niczego nie wykazały, ale mogliśmy coś przegapić.

House zamknął kartę i podał ją Cameron. Złapał się za prawe udo. Krople potu pojawiły się na jego czole. - Jeśli jeszcze nie jest w sterylnym pokoju, przenieście ją tam. Leczcie oparzenia, podajcie siarczan morfiny, jeśli będzie odczuwała silny ból, podawajcie też płyny, a ja zobaczę się z wami jutro - spotkanie było skończone.

Cameron wstała. Foreman i Chase wymienili spojrzenia, które mówiły: "Czemu, do cholery, Cameron nalegała, żebyśmy przyszli?"

- Dzięki, że wpadliście - powiedział niedorzecznie Wilson, kiedy cała trójka wyszła za drzwi.

Wilson pomyślał, że powinien zbesztać House'a za to, że nie odezwał się ani słowem do Foremana i Chase'a, ale widząc jego cierpienie, zrezygnował z tego. Foreman i Chase byli wystarczająco dorośli, by wymyślić własne reguły co do House'a. A House - on nigdy nie przestrzegał reguł.

- Potrzebny ci masaż?

House spojrzał ostro na Wilsona nieufnymi oczyma.

- Chciałem powiedzieć, że mogę zadzwonić do Ingrid. Ona składa również wizyty domowe. Ta gra słów nie była zamierzona.*

House wstał i potrząsnął głową. Z laską w prawej ręce pokuśtykał do sypialni.
- Nie musisz zostawać tutaj dziś w nocy. Nic mi nie będzie - powiedział House, odchodząc. - 'Branoc.

Wilson poczuł się trochę zagubiony i trochę smutny, będąc zmuszonym wrócić do domu. Był zadowolony, mogąc spać ze świadomością, że House jest w pokoju obok, nawet jeśli nie mógł być tam razem z nim.
- Dobranoc, House.

Wilson przeprowadził się z powrotem do domu.

********************************************************************************


Cytat:
* Oryg. "House-calls" – stąd właśnie gra słów :wink:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 16:39, 10 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 3 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin