Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uczciwy układ [10/10]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:10, 25 Cze 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
wpadam tylko na chwilę, żeby wrzucić nowy rozdział, bo jak tego nie zrobię, to nie zasnę
i prawidłowo

Richie117 napisał:
exactly "babeczka" też mi przyszła do głowy, ale zdecydowanie nie chciałabym, żeby Royston mówił tak do House'a, nie mając na myśli wyrobu cukierniczego
lepsza już "babeczka" niż "laseczka"

Richie117 napisał:
ktoś mógłby nakręcić taki serial - o zombiakach żyjących wśród ludzi
przecież ci wszyscy nałogowi gracze w Tibię i inne są prawie jak zombie

Richie117 napisał:
jeśli chodzi o "House'a", to mnie dobija wszystko: dobrych momentów mi żal, a wszystko od 5. sezonu uświadamia mi, jaka byłam ślepa i naiwna, że nie zauważyłam nadciągającej z wolna katastrofy
może Cię to pocieszy, jeśli powiem, że na pewno nie byłaś bardziej naiwna niż ja

Richie117 napisał:
wiem, że człowiek może wiele znieść i pewnie bym przełknęła Huddy, gdyby opierało się na tym, że 'House po prostu nie chciał być sam', ale to całe jego zakochanie po uszy? Hell noł! No dopsz, to rzeczywiście nudne się robi
zacznijmy od tego, że ja w ogóle nie widziałam żadnych przesłanek, jakoby House w ogóle kochał Cuddy. Może i mu się podobała jako kobieta (ewww...), ale miłość? Yyy, przepraszam, GDZIE? A mogło być zupełnie inaczej, gdyby zamiast Cuddy do House'a przyszedł Wilson. Niekoniecznie z wyznaniem miłości, ale przecież niby jest jego przyjacielem Nawet czytałam takiego fika

Richie117 napisał:
Well, moja jedna znajoma ma taki talent do toczenia rozmowy wokół swojej osoby, że nie musi się nawet zapuszczać na tematy uczuć. Dziś na przykład przez ponad kwadrans opowiadała, co jadła na obiady w ciągu zeszłego tygodnia i co ma zamiar ugotować jutro...
chyba znam tę Twoją znajomą Jak można być tak zadufanym w sobie, żeby sądzić, że kogoś interesują takie bzdury? Najgorsze, że tacy ludzie uważają, że mają bardzo ciekawe rzeczy do powiedzenia *facepalm*

Richie117 napisał:
może to będzie ten jej 'występ gościnny'?
nie mam nic przeciwko Chociaż wróć, jednak mam. Pewnie zrobiliby z tego tragedię na cały sezon a House wpadłby w depresję po śmierci miłości swego życia...

Richie117 napisał:
raczej nie, o ile pamiętam. Ale tak jest lepiej, uwierz mi
przychodzi mi na myśl tylko jedna rzecz, która lepiej niż serduszka wyglądałaby na pościeli

Richie117 napisał:
hmm... kiedy na horum zajmowaliśmy się tłumaczeniem napisów, to w jednym poście mieściło się jakieś 50 stron, ale podejrzewam, że ostatecznie chodzi bardziej o ilość słów, a z tym nigdy nie eksperymentowałam
dzięki za info Nie no, 50 stron nie będzie... Chyba

Richie117 napisał:
*hugsa back*

***

Emotka "Foreman martwi" mnie rozwaliła

Niespecjalnie zaskoczyło mnie to "odkrycie" Lucasa. Royston jest strasznie przewidywalny

Cytat:
Boisz się, że Cuddy zobaczy, jak ze mną rozmawiasz? - House nie potrafił ukryć odrobiny goryczy w swoim głosie.
też bym się bała na jego miejscu. Kto wie, jaką karę by mu wymyśliła

Cytat:
Wilson czuł się lepiej, kiedy coś znajdowało się pomiędzy House'em a innymi ludźmi.
oh yeah, a Wilson się najlepiej do tego celu nadaje! Jest prawie jak pies obronny

Cytat:
Wiedział, że ma to czysto psychologiczne podłoże. Nie przejmował się tym.
wszystkie jego dziwactwa mają "psychologiczne podłoże" ^^

Cytat:
House ustąpił, mamrocząc coś o ciotowatych, żydowskich wypierdkach.
poor Wilson, to nie jego wina, że się tak zachowuje. On już taki jest

Cytat:
Lecz od powrotu z Mayfield, od jego załamania nerwowego, była to mina, która przyjemnie łaskotała serce Wilsona. House posiadający sumienie, House okazujący skruchę, House pragnący wrócić do zdrowia... było to niemal równie dobre, jak obserwowanie House'a, który się śmiał.
uh, jakoś nie podoba mi się ten fragment. Może dlatego, że "posiadający sumienie i okazujący skruchę House" kojarzy mi się z tym serialowym House'em, który nie ma własnego zdania

Cytat:
Wilson był z siebie zadowolony. - House nabawił się zatrucia pokarmowego.
po Roystonie to nic dziwnego

Cytat:
- I jak ci się to podoba, ty przeklęty szantażysto! Przez następne kilka dni możesz się zastanawiać, gdzie znajdą się usta House'a albo czyje usta znajdą się na nim!
podoba mi się taki Wilson

Cytat:

Wilson skłonił House'a, żeby się położył, a House zrobił to bez słowa protestu, pozwalając przyjacielowi, by przykrył ich obu kołdrą. Co więcej, nie zaprotestował, gdy Wilson otoczył go od tyłu ramionami oraz przylgnął nogami i miednicą do jego nóg i pośladków. W istocie, House nie poruszył się, ani nie odezwał nawet jednym słowem.
troskliwy Wilson and chłopaki w łóżku are love

Zauważyłam jedną literówkę:

Cytat:
Był też ta tyle naiwny, że zgodził się na popełnienie najgłupszego czynu, jakiego się kiedykolwiek dopuścił.
"na"

advantage napisał:
nie wiem dlaczego, ale jakoś ciekawiej by było, jakby to Royston ją zabił... albo ktoś na jego zlecenie... okropne, wiem
gaad, pomyślałam prawie to samo

Ciekawa jestem, w jaki sposób chłopaki ostatecznie dokopią Roystonowi, bo jak narazie nie widzę wyjścia z tej sytacji. House ma rację, że facet ma nad nimi przewagę, niestety.

Weny, weny (i mam straszną ochotę napisać: oraz nagiego Wilsona )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Sob 21:16, 25 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:43, 27 Cze 2011    Temat postu:

advantage napisał:
hmm... wydawało mi się, że jak faceta kręci to, gdy kobieta ma nad nim władzę, to upokorzenie nie jest bolesne, a pożądane. Ale może tylko ci dziwniejsi tak mają.
wtedy to nie są tortury, tylko zwyczajne sub/dom

advantage napisał:
Ou, nasty ficzek, dziękować
czy to nie było aby przedwczesne podziękowanie?

advantage napisał:
do House'a też, w sensie 'słodki jak czekolada'
w tym sensie może być

advantage napisał:
odwrócił na moment moje myśli od cholernie bolącego zęba mądrości;/ więc dzięki
nie ma za co zęby mądrości sucks; nie wiem jakim cudem mnie ząb mądrości nie bolał, tylko mi dokuczliwie dokuczał i nadal to robi od czasu do czasu

advantage napisał:
yeah, przebiegły Wilson wyprowadził w pole Roystona! Brawooo! Mam tylko nadzieję, że facet nie zacznie nic podejrzewać i że Wilson wyjdzie z tego cały i zdrowy. A Royston skończy gdzieś dalekoooo od Princeton.
fik nie zdradza, gdzie skończy Royston, ale te dwa dni, które 'kupił' House'owi Wilson to już ostatnie godziny, kiedy Royston może się cieszyć swoim dotychczasowym życiem

advantage napisał:
a tu niespodzianka, myślałam, że facet to 'Neil'... Nilu brzmi jak nazwa jakiegoś afrykańskiego plemiona xd
wnioskując po kolorze skóry, całkiem możliwe jest jakiś związek z Afryką tu występuje

advantage napisał:
nie wiem dlaczego, ale jakoś ciekawiej by było, jakby to Royston ją zabił... albo ktoś na jego zlecenie... okropne, wiem
nieee... zabijanie zupełnie mi do niego nie pasuje. To taki typ, co czerpie radochę z psychicznego wyniszczenia człowieka, a gdy nic już nie zostanie do zniszczenia, odchodzi, nawet nie oglądając się przez ramię.

dzięki

***

Anai napisał:
i prawidłowo
dziękuję, że przejmujesz się moim beauty sleep

Anai napisał:
lepsza już "babeczka" niż "laseczka"
ale gdyby Royston nazwał House'a "laseczką", to House miałby pretekst, żeby później zapoznać Roystona szczegółowo ze swoją laską

Anai napisał:
przecież ci wszyscy nałogowi gracze w Tibię i inne są prawie jak zombie
powiedziałabym raczej, że oni są jak coma guys - zombiaki może są tępe, ale nie usiedziałyby tyle w jednym miejscu

Anai napisał:
może Cię to pocieszy, jeśli powiem, że na pewno nie byłaś bardziej naiwna niż ja
yeah, może to troszkę pocieszające

Anai napisał:
zacznijmy od tego, że ja w ogóle nie widziałam żadnych przesłanek, jakoby House w ogóle kochał Cuddy. Może i mu się podobała jako kobieta (ewww...), ale miłość? Yyy, przepraszam, GDZIE?
Huddystki powiedziałyby, że wszędzie A ja uważam, że jeżeli Huddy-chemia istniała, to były to same kwasy

Anai napisał:
A mogło być zupełnie inaczej, gdyby zamiast Cuddy do House'a przyszedł Wilson. Niekoniecznie z wyznaniem miłości, ale przecież niby jest jego przyjacielem Nawet czytałam takiego fika
ja czytałam z tuzin takich Jasne, że byłoby lepiej, logiczniej, naturalniej, whatever... Może nawet pierwotnie tak było, zanim DS wpadł na pomysł, żeby zakończyć sezon niespodziewanym Huddy.

Anai napisał:
Jak można być tak zadufanym w sobie, żeby sądzić, że kogoś interesują takie bzdury? Najgorsze, że tacy ludzie uważają, że mają bardzo ciekawe rzeczy do powiedzenia *facepalm*
te osoby są chyba tak zadufane w sobie, że nawet do głowy im nie przyjdzie pomyśleć, czy ich rozmówca jest zainteresowany - bardziej przejmują się tym, czy ich rozmówca/słuchacz jest pod wystarczająco wielkim wrażeniem może nawet nie przeszkadzałoby im gadanie do siebie, gdyby to nie była oznaka szaleństwa *headdesk*

Anai napisał:
nie mam nic przeciwko Chociaż wróć, jednak mam. Pewnie zrobiliby z tego tragedię na cały sezon a House wpadłby w depresję po śmierci miłości swego życia...
z tragizmem i depresją możemy się spotkać tak czy inaczej Bardziej by mnie odstręczała perspektywa oglądania 'tragicznych' min konającej Cuddy

Anai napisał:
przychodzi mi na myśl tylko jedna rzecz, która lepiej niż serduszka wyglądałaby na pościeli
taaak? *zamienia się w słuch (tzn w oczy)* Anyway, ten konkretny zestaw pościeli najlepiej niech jest bez niczego

Anai napisał:
Nie no, 50 stron nie będzie... Chyba
*boi się*

Anai napisał:
Emotka "Foreman martwi" mnie rozwaliła
wolałabyś "Foreman martwy"?

Anai napisał:
też bym się bała na jego miejscu. Kto wie, jaką karę by mu wymyśliła


Anai napisał:
oh yeah, a Wilson się najlepiej do tego celu nadaje! Jest prawie jak pies obronny
Wilsonowe bycie psem obronnym polega głównie na tym, że to jego trzeba bronić

(offtopik) [link widoczny dla zalogowanych]

Anai napisał:
wszystkie jego dziwactwa mają "psychologiczne podłoże" ^^
damn, to tym podłożem nie jest House?

Anai napisał:
uh, jakoś nie podoba mi się ten fragment. Może dlatego, że "posiadający sumienie i okazujący skruchę House" kojarzy mi się z tym serialowym House'em, który nie ma własnego zdania
yeah i w ogóle WTF z tym sumieniem? Jakby House nie miał sumienia przed Mayfield... trzymanie się kanonu bywa taaakie dołujące

Anai napisał:
po Roystonie to nic dziwnego
ciepło, ciepło...

Anai napisał:
podoba mi się taki Wilson
zwłaszcza "ty przeklęty szantażysto". Soooo Wilson-like

Anai napisał:
Zauważyłam jedną literówkę: "na"
dzięki Oto co wyszło z mojego niezdecydowania, czy lepiej "na tyle naiwny" czy "taki naiwny"

Anai napisał:
Ciekawa jestem, w jaki sposób chłopaki ostatecznie dokopią Roystonowi, bo jak narazie nie widzę wyjścia z tej sytacji. House ma rację, że facet ma nad nimi przewagę, niestety.
szczerze mówiąc, to GeeLady trochę spaprała tę sprawę - dotarło to do mnie przy tłumaczeniu tego, co powiedział House. Ale cóż, nie pozostaje nic innego, jak wierzyć, że szczęśliwe zakończenie sprawy dla chłopaków jest zasługą szczęścia

Anai napisał:
Weny, weny (i mam straszną ochotę napisać: oraz nagiego Wilsona )
nagi Wilson nie przysłużyłby się mojej wenie, na wasze nieszczęście

w każdym razie, dzięki


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 1:46, 27 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:58, 27 Cze 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
dziękuję, że przejmujesz się moim beauty sleep
No wiesz, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem a jak chodzisz spać północy to na beauty sleep już za późno (a przynajmniej tak twierdzą babskie gazetki ) ^^ Poza tym, może ja się cieszyłam z tego, że wrzuciłaś nowy rozdział i dzięki temu mogłaś zasnąć, hę?

Richie117 napisał:
ale gdyby Royston nazwał House'a "laseczką", to House miałby pretekst, żeby później zapoznać Roystona szczegółowo ze swoją laską
Laską w oko (tą drewnianą, ofkors)!!!

Richie117 napisał:
powiedziałabym raczej, że oni są jak coma guys - zombiaki może są tępe, ale nie usiedziałyby tyle w jednym miejscu
Nie wiem, nie znam się na zwyczajach zombiaków

Richie117 napisał:
yeah, może to troszkę pocieszające
cieszem się, że się mogłam przydać ;]

Richie117 napisał:
Huddystki powiedziałyby, że wszędzie A ja uważam, że jeżeli Huddy-chemia istniała, to były to same kwasy
yeah, wszędzie i od zawsze... Ba! House kochał Cuddy nawet jak jej na świecie jeszcze nie było! Tjaa, to był kwas siarkowodorowy - ten o "zapachu" zgniłego jaja

Richie117 napisał:
ja czytałam z tuzin takich Jasne, że byłoby lepiej, logiczniej, naturalniej, whatever... Może nawet pierwotnie tak było, zanim DS wpadł na pomysł, żeby zakończyć sezon niespodziewanym Huddy.
Myślałam, że omijasz post-szósto- i siódmosezonowe fiki szerokim łukiem Yeah, pociesza mnie jedynie to, że dobrze na tym nie wyszedł

Richie117 napisał:
te osoby są chyba tak zadufane w sobie, że nawet do głowy im nie przyjdzie pomyśleć, czy ich rozmówca jest zainteresowany - bardziej przejmują się tym, czy ich rozmówca/słuchacz jest pod wystarczająco wielkim wrażeniem
Mhm, jak słucham tych bzdur to jestem pod takim wrażeniem, że większe mam tylko podczas... ekhem, nieważne

Richie117 napisał:
z tragizmem i depresją możemy się spotkać tak czy inaczej Bardziej by mnie odstręczała perspektywa oglądania 'tragicznych' min konającej Cuddy
No więc pomyśl, jaki dopiero tragizm byłby po śmierci Cuddy! Może nawet House by się pociął swoją maszynką do golenia...? Eeej, a te tragiczne miny jak dla mnie brzmią całkiem zachęcająco (jeśli można tak nazwać oglądanie LE)

Richie117 napisał:
taaak? *zamienia się w słuch (tzn w oczy)* Anyway, ten konkretny zestaw pościeli najlepiej niech jest bez niczego
Ech, nie udawaj, że nie wiesz Why bez niczego? Chłopakom będzie smutno w takiej nudnej pościeli

Richie117 napisał:
*boi się*
Uh, jak patrzę na ten swój bełkot to też się boję ^^

Richie117 napisał:
wolałabyś "Foreman martwy"?
Nie, dlaczego? Może sobie żyć, w tym fiku jest go tyle, jakby już był martwy

Richie117 napisał:
Co Ty, to pewnie codzienność

Richie117 napisał:
Wilsonowe bycie psem obronnym polega głównie na tym, że to jego trzeba bronić
Skąd taka mała wiara w zdolności obronne Wilsona?

Richie117 napisał:
(offtopik)
To rzeczywiście nowość. Tutaj, offtop?! A ten piesek jakoś strasznie mi się spodobał, chociaż jest taki brzydki

Richie117 napisał:
damn, to tym podłożem nie jest House?
Nie, myślę, że podłoże jego problemów stanowi dzieciństwo

Richie117 napisał:
yeah i w ogóle WTF z tym sumieniem? Jakby House nie miał sumienia przed Mayfield...
Przed Mayfield House nie miał sumienia, wtedy nie zgodziłby się na ogrodnika pracować w buszu Cuddy

Richie117 napisał:
ciepło, ciepło...
um... serio? Gdybym jeszcze wiedziała, o co może chodzić

Richie117 napisał:
zwłaszcza "ty przeklęty szantażysto". Soooo Wilson-like
wszystko jest Wilson-like, gdy w grę wchodzi House

Richie117 napisał:
dzięki Oto co wyszło z mojego niezdecydowania, czy lepiej "na tyle naiwny" czy "taki naiwny"
Przynajmniej na tyle mogę się przydać Aa, to dlatego! Bo się zastanawiałam, jakim cudem trafiłaś w drugi koniec klawiatury

Richie117 napisał:
szczerze mówiąc, to GeeLady trochę spaprała tę sprawę - dotarło to do mnie przy tłumaczeniu tego, co powiedział House. Ale cóż, nie pozostaje nic innego, jak wierzyć, że szczęśliwe zakończenie sprawy dla chłopaków jest zasługą szczęścia
Szczęście, zbieg okoliczności - whatever, byle się dobrze skończyło

Richie117 napisał:
nagi Wilson nie przysłużyłby się mojej wenie, na wasze nieszczęście
Bo kto by się skupił na pisaniu (myśleniu/oddychaniu itd ) przy nagim Wilsonie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:07, 28 Cze 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
wtedy to nie są tortury, tylko zwyczajne sub/dom
yeah, muszę się nauczyć rozróżniać, że różne tortury mają różne, odpowiednie nazwy

Richie117 napisał:
czy to nie było aby przedwczesne podziękowanie? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif">
indeed, było ficzek był bardzo nasty... jak Wilson mógł robić to wszystko?!

Richie117 napisał:
nie ma za co zęby mądrości sucks; nie wiem jakim cudem mnie ząb mądrości nie bolał, tylko mi dokuczliwie dokuczał i nadal to robi od czasu do czasu
wczoraj się jednak okazało, że to nie ząb mądrości, a że mam jakąś torbiel pod zębem... i mam dwie opcje leczenia, a jedna gorsza od drugiej... no i wtf teraz

Richie117 napisał:
fik nie zdradza, gdzie skończy Royston, ale te dwa dni, które 'kupił' House'owi Wilson to już ostatnie godziny, kiedy Royston może się cieszyć swoim dotychczasowym życiem
dobrze mu tak! miło wiedzieć, że za to wszystko co robił z Housem, zostały mu dwa dni w jego otoczeniu

Richie117 napisał:
wnioskując po kolorze skóry, całkiem możliwe jest jakiś związek z Afryką tu występuje
taak? teraz się zastanawiam jak mogłam przegapić ten fakt xd

Richie117 napisał:
nieee... zabijanie zupełnie mi do niego nie pasuje. To taki typ, co czerpie radochę z psychicznego wyniszczenia człowieka, a gdy nic już nie zostanie do zniszczenia, odchodzi, nawet nie oglądając się przez ramię.
możliwe... A wygląda na to, że jak on się już za kogoś weźmie, to nie zostawi go w zbyt życiowym stanie, więc samobójstwo załatwi tylko gościa to końca, co pewnie i tak będzie Roystonowi na rękę;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:11, 29 Cze 2011    Temat postu:

Anai napisał:
jak chodzisz spać po północy to na beauty sleep już za późno (a przynajmniej tak twierdzą babskie gazetki ) ^^
gdzieś na świecie z pewnością jest przed północą, kiedy kładę się spać

Anai napisał:
Poza tym, może ja się cieszyłam z tego, że wrzuciłaś nowy rozdział i dzięki temu mogłaś zasnąć, hę?
właśnie to pomyślałam wybacz, jeśli wyraziłam się dwuznacznie

Anai napisał:
Nie wiem, nie znam się na zwyczajach zombiaków
za mało zombiakowych filmów oglądasz

Anai napisał:
House kochał Cuddy nawet jak jej na świecie jeszcze nie było!
bóg ich sobie przeznaczył jeszcze przy stwarzaniu świata a przynajmniej DS twierdzi, że tak zrobił

Anai napisał:
Tjaa, to był kwas siarkowodorowy - ten o "zapachu" zgniłego jaja
nie dosyć, że Cuddy urwała House'owi jajka, to jeszcze pozwoliła im zgnić?

Anai napisał:
Myślałam, że omijasz post-szósto- i siódmosezonowe fiki szerokim łukiem
zazwyczaj tak, ale czasem nie mogę się oprzeć odmóżdżającemu pocieszeniu

Anai napisał:
Mhm, jak słucham tych bzdur to jestem pod takim wrażeniem, że większe mam tylko podczas... ekhem, nieważne
me too

Anai napisał:
No więc pomyśl, jaki dopiero tragizm byłby po śmierci Cuddy! Może nawet House by się pociął swoją maszynką do golenia...?
zaciąłby się, goląc się na pogrzeb

Anai napisał:
Eeej, a te tragiczne miny jak dla mnie brzmią całkiem zachęcająco (jeśli można tak nazwać oglądanie LE)
nie licz na zbyt wiele - LE ma tylko jedną tragiczną minę, tę którą można było zobaczyć np. w pierwszej sekundzie 7x23

Anai napisał:
Ech, nie udawaj, że nie wiesz Why bez niczego? Chłopakom będzie smutno w takiej nudnej pościeli
wieeem, wiem, że w tęcze i jednorożce
um... bo widzisz, chodzi o to, że oni już się uprzednio nie nudzili w komplecie takiej nudnej pościeli i przez to musieli odkupić podobny komplet

Anai napisał:
Nie, dlaczego? Może sobie żyć, w tym fiku jest go tyle, jakby już był martwy
good point Myślałam, że może chodzi o serialowy nadmiar 4mana czy coś

Anai napisał:
Co Ty, to pewnie codzienność
więc co, [link widoczny dla zalogowanych]?

Anai napisał:
Skąd taka mała wiara w zdolności obronne Wilsona?
um... z tych wszystkich fików, w których Wilson jest beznadziejnie beznadziejny?

Anai napisał:
To rzeczywiście nowość. Tutaj, offtop?!
yeah, zaplątał się przypadkiem

Anai napisał:
Nie, myślę, że podłoże jego problemów stanowi dzieciństwo
bracia kradli mu zabawki, więc teraz chce mieć House'a tylko dla siebie

Anai napisał:
Przed Mayfield House nie miał sumienia, wtedy nie zgodziłby się na ogrodnika pracować w buszu Cuddy
hmm... a może House bez sumienia wykorzystałby kombajn, żeby uporządkować ten busz

Anai napisał:
um... serio? Gdybym jeszcze wiedziała, o co może chodzić
dowiesz się w następnym rozdziale

Anai napisał:
Bo się zastanawiałam, jakim cudem trafiłaś w drugi koniec klawiatury
lepiej trafić w nie ten koniec klawiatury, niż nie w tę dziurkę, co trzeba (nie żebym mogła mieć taki problem)

Anai napisał:
Bo kto by się skupił na pisaniu (myśleniu/oddychaniu itd ) przy nagim Wilsonie?
to chirurg, który wycinał mu wątrobę, musiał być ślepy

***

advantage napisał:
yeah, muszę się nauczyć rozróżniać, że różne tortury mają różne, odpowiednie nazwy
czytaj dużo fików, to się szybko połapiesz

advantage napisał:
ficzek był bardzo nasty... jak Wilson mógł robić to wszystko?!
better question - jak ktoś mógł coś takiego napisać?

advantage napisał:
wczoraj się jednak okazało, że to nie ząb mądrości, a że mam jakąś torbiel pod zębem... i mam dwie opcje leczenia, a jedna gorsza od drugiej... no i wtf teraz
ech, te zęby... mnie kiedyś bolał lewy dolny kieł, a się okazało, że muszę wyrwać prawą górną siódemkę
Wybierz tę mniej gorszą opcję

advantage napisał:
taak? teraz się zastanawiam jak mogłam przegapić ten fakt xd
kto by się przejmował detalami o trzeciorzędnych postaciach, zwłaszcza jak w scenie pojawiają się też chłopaki

advantage napisał:
możliwe... A wygląda na to, że jak on się już za kogoś weźmie, to nie zostawi go w zbyt życiowym stanie, więc samobójstwo załatwi tylko gościa to końca, co pewnie i tak będzie Roystonowi na rękę;p
mhm, gdyby Nilu zabił się wcześniej, Royston świetnie by na tym wyszedł... A tak... nieee, nie będę spoilerować

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
flea-bitten mongrel
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: czeluści własnej psychozy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:23, 30 Cze 2011    Temat postu:

Richie117, nic o mnie nie wiesz i nie masz pojęcia kim jestem (z resztą z wzajemnością), ale aktualnie ja po prostu Cię kocham o.O Nie no dobra, jestem Ci ogromnie wdzięczna, o!
W momencie, kiedy skończył się Sezon-Którego-Numeru-Nie-Wolno-Wymawiać, autentycznie straciłam wszelką sympatię do House'a, znienawidziłam nawet starsze odcinki, uznałam to za chłam i zaczęłam po prostu tym rzygać. Ba! ogarnęła mnie obojętność do Hilsona! I nie tak nagle pojawiły się Twoje ficki. Co prawda, już wcześniej pełniły one rolę podtrzymywaczy mojego hopla zwanego "House MD", ale w momencie, kiedy totalny szajs przyćmiewa ciemnogranatową chmurą przejrzyste niebo świetnych, wcześniejszych odcinków, no po prostu fikaszony okazały się 'wykwintnym Tiramisu po zjedzeniu wczorajszej pizzy'.
Tyś jest liliją pośród wodorostów!
Tyś jest orłem wśród gołębi stada!
Tyś jest niemiecką autostradą na tle polskiej sieci dróg!
Tyś jest darmową wodą źródlaną w czasie piekącej gardło suchoty na pustyni!
Tyś jest niczym Nicola Tesla w dziedzinie prądu i energii!
Tyś jest alfa i omega (względnie A i Ż)!
Tyś jest parabola uśmiechnięta i smutna!
Tyś jest Franciszek Villon w towarzystwie cnotliwych mnichów!

Twój kunszt jako tłumacza i twórcy nie wyrazi się słowami, którymi tak umiejętnie i z wprawą władasz.
Mam nadzieję, że jeszcze znajdzie się jakieś miejsce w twojej świcie sługusów i wiernych fanów, bo choćżem plugawego ducha zaprzedała jakowej czarciej syrenie, tom twego łacnego miłosierdzia przebłagać gotowa, jiż byś jeno mogła wytrzeć swe obuwie w me odzienie szmacie podobne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:39, 30 Cze 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
czytaj dużo fików, to się szybko połapiesz
haha, po tym z Housem podpalanym świeczką i tą całą resztą jakoś mi przeszła ochota na fiki przynajmniej na takie złe.

Richie117 napisał:
better question - jak ktoś mógł coś takiego napisać?
i w dodatku powymyślać tyle makabrycznych rzeczy! I dać Foremana za podglądacza

Richie117 napisał:
ech, te zęby... mnie kiedyś bolał lewy dolny kieł, a się okazało, że muszę wyrwać prawą górną siódemkę
Wybierz tę mniej gorszą opcję
no ja chyba właśnie wyrwę dolną siódemkę... i to ta mniej gorsza opcja, a już na pewno tańsza, bo leczenie kosztuje mase kasy i nie ma 100% pewności, więc już wolę jechać gdzieś na wakacje za tą cenę xd

Richie117 napisał:
kto by się przejmował detalami o trzeciorzędnych postaciach, zwłaszcza jak w scenie pojawiają się też chłopaki
yeah, i House nie chce cheeseburgera, co było dziwne

Richie117 napisał:
mhm, gdyby Nilu zabił się wcześniej, Royston świetnie by na tym wyszedł... A tak... nieee, nie będę spoilerować
nieee, nie chce wiedzieć

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:05, 30 Cze 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
gdzieś na świecie z pewnością jest przed północą, kiedy kładę się spać
Ale to się nie liczy!

Richie117 napisał:
właśnie to pomyślałam wybacz, jeśli wyraziłam się dwuznacznie
Wygląda na to, że znalazłaś jednak swoją aluminiową, anty-włamaniową czapeczkę

Richie117 napisał:
za mało zombiakowych filmów oglądasz
Raczej "wcale"

Richie117 napisał:
nie dosyć, że Cuddy urwała House'owi jajka, to jeszcze pozwoliła im zgnić?
Yeah Gdzieś napisałaś, że Sam i Cuddy to zapleśniałe krypty czy coś - w takim warunkach nietrudno o zgnicie jajek

Richie117 napisał:
zazwyczaj tak, ale czasem nie mogę się oprzeć odmóżdżającemu pocieszeniu
Lepsze odmóżdżające pocieszenie, niż żadne

Richie117 napisał:
zaciąłby się, goląc się na pogrzeb
Goląc nogi, zapomniałaś dodać

Richie117 napisał:
nie licz na zbyt wiele - LE ma tylko jedną tragiczną minę, tę którą można było zobaczyć np. w pierwszej sekundzie 7x23
Ech, good point

Richie117 napisał:
wieeem, wiem, że w tęcze i jednorożce
um... bo widzisz, chodzi o to, że oni już się uprzednio nie nudzili w komplecie takiej nudnej pościeli i przez to musieli odkupić podobny komplet
A nie, bo w Pokemony!
Ale przecież nie muszą kupić takiej samej pościeli, nie? No chyba, że należała do rodziców Wilsona

Richie117 napisał:
Myślałam, że może chodzi o serialowy nadmiar 4mana czy coś
W takim przypadku najpierw zabiłabym Tauba

Richie117 napisał:
więc co, [link widoczny dla zalogowanych]?
Mniej więcej

Richie117 napisał:
um... z tych wszystkich fików, w których Wilson jest beznadziejnie beznadziejny?
To trzeba napisać fika o Wilsonie-superbohaterze

Richie117 napisał:
yeah, zaplątał się przypadkiem
taak, tak akurat wyszło

Richie117 napisał:
hmm... a może House bez sumienia wykorzystałby kombajn, żeby uporządkować ten busz
Albo kosiarkę! Btw, miało być "na ochotnika", a ten ogrodnik nie wiem skąd mi się wziął

Richie117 napisał:
dowiesz się w następnym rozdziale
Nie mogę się doczekać

Richie117 napisał:
lepiej trafić w nie ten koniec klawiatury, niż nie w tę dziurkę, co trzeba (nie żebym mogła mieć taki problem)
Racja

Richie117 napisał:
to chirurg, który wycinał mu wątrobę, musiał być ślepy
Albo miał kiepski gust

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:03, 02 Lip 2011    Temat postu:

OMG, flea-bitten mongrel Można prosić końcówkę posta przetłumaczoną z polskiego na nasze? *żarcik*

No cóż, z tego co piszesz, widzę, że nasze uczucia wobec Sezonu-Którego-Numeru-Nie-Wolno-Wymawiać oraz długofalowy efekt jaki na nas wywarł ten sezon są identyczne. Miło wiedzieć, że moje rozpaczliwe wysiłki podtrzymania własnej miłości do Hilsona i "House'a" poprzez fiki jeszcze kogoś podniosły na duchu, nawet jeśli jestem tylko zwykłą, wiejską tłumaczką, która ma szczęście wpadać na odpowiednie fiki do tłumaczenia i z rzadka wykrzesa coś z własnej weny

Wygląda na to, że nie ma wielkiego tłoku w mojej wiernej świcie sługusów i fanów, więc się spokojnie zmieścisz bez czołobitnych gestów i takich tam
Tylko lepiej nie nazywaj naszego towarzystwa "cnotliwymi" mnichami, bo tu przecież panuje zuo, wyuzdanie i perwersja, i jeszcze ktoś by się obraził

***

advantage napisał:
haha, po tym z Housem podpalanym świeczką i tą całą resztą jakoś mi przeszła ochota na fiki przynajmniej na takie złe.
zalecam unikanie przez jakiś czas fików z dark!Wilsonem A tamten fik był najbardziej dark jaki czytałam, więc nic gorszego nie powinnaś już znaleźć

advantage napisał:
i w dodatku powymyślać tyle makabrycznych rzeczy! I dać Foremana za podglądacza
brrr, 4man-podglądacz Za to widywałam gorsze makabryczne rzeczy na różnych stronach O__O niektórych ludzi naprawdę powinno się zamknąć dla ich własnego dobra i wyrzucić klucz...

advantage napisał:
no ja chyba właśnie wyrwę dolną siódemkę... i to ta mniej gorsza opcja, a już na pewno tańsza, bo leczenie kosztuje mase kasy i nie ma 100% pewności, więc już wolę jechać gdzieś na wakacje za tą cenę xd
good choice

advantage napisał:
yeah, i House nie chce cheeseburgera, co było dziwne
Wilson powinien był go przechytrzyć - zamówić żarcie dla siebie, a House by kradł z jego talerza

***

Anai napisał:
Ale to się nie liczy!
więc trudno, zadowolę się ugly sleep, skoro nie mam wyjścia

Anai napisał:
Wygląda na to, że znalazłaś jednak swoją aluminiową, anty-włamaniową czapeczkę
zrobiłam sobie nową ze sreberek po czekoladzie

Anai napisał:
Gdzieś napisałaś, że Sam i Cuddy to zapleśniałe krypty czy coś - w takim warunkach nietrudno o zgnicie jajek
tyle było tych epitetów na Sam i Cuddy, że już połowę zapomniałam To Cuddy wyszła na prawdziwą sukę ogrodnika - sama nie mogła skorzystać z plemniczków House'a, to innym też nie dała

Anai napisał:
Goląc nogi, zapomniałaś dodać
stupid me, ofkors, że tak! Żeby się dobrze prezentować w kabaretkach podczas tańczenia kankana na jej trumnie

Anai napisał:
A nie, bo w Pokemony!
w Pokeballsy!!

Anai napisał:
Ale przecież nie muszą kupić takiej samej pościeli, nie? No chyba, że należała do rodziców Wilsona
jeżeli chcieli zachować swoje igraszki w tajemnicy, to musieli. A chcieli bardzo, bo... to nie chodziło o rodziców Wilsona czy nawet House'a

Anai napisał:
To trzeba napisać fika o Wilsonie-superbohaterze
mamy już tutaj dwa takie króciutkie: Super Wilson & Wilson Superhero

Anai napisał:
Btw, miało być "na ochotnika", a ten ogrodnik nie wiem skąd mi się wziął
tak podejrzewałam ech, tyle było gadania o chwastach i buszu, że przejęzyczenie jest całkiem zrozumiałe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:45, 02 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
zalecam unikanie przez jakiś czas fików z dark!Wilsonem A tamten fik był najbardziej dark jaki czytałam, więc nic gorszego nie powinnaś już znaleźć
dzięki za uspokojenie teraz powinnam przeczytać najsłodszy z tych najbardziej fluffowych:D rozpocznę poszukiwania, a może akurat na coś trafię

Richie117 napisał:
brrr, 4man-podglądacz Za to widywałam gorsze makabryczne rzeczy na różnych stronach O__O niektórych ludzi naprawdę powinno się zamknąć dla ich własnego dobra i wyrzucić klucz...
gorsze rzeczy z Housem i Wilsonem? ale też trzeba mieć nieźle w głowie, żeby robić takie rzeczy ulubionym bohaterom xd

Richie117 napisał:
good choice
wyżej stawiać wakacje niż zęba? pewnie, że good choice

Richie117 napisał:
Wilson powinien był go przechytrzyć - zamówić żarcie dla siebie, a House by kradł z jego talerza
pewnie z wrażenia zapomniał z czyjego talerza Houseowi najlepiej smakuje a tak swoją drogą to ostatnio się przekonałam jak denerwujące jest, gdy ktoś wyjada z mojego talerza, więc tym bardziej podziwiam Wilsona, że tak ładnie to znosi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:24, 03 Lip 2011    Temat postu:

advantage napisał:
teraz powinnam przeczytać najsłodszy z tych najbardziej fluffowych:D rozpocznę poszukiwania, a może akurat na coś trafię
nooo... nie wiem, czy da się jednoznacznie wybrać tego najsłodszego, fluffowego fika Po namyśle wygrzebałam z pamięci takie dwa [link widoczny dla zalogowanych] & [link widoczny dla zalogowanych]

advantage napisał:
gorsze rzeczy z Housem i Wilsonem? ale też trzeba mieć nieźle w głowie, żeby robić takie rzeczy ulubionym bohaterom xd
nope, zupełnie nie z chłopakami - to były filmy na bardziej hardcorowych stronach niż redtube Sama nie do końca rozumiem, jak można się tak znęcać nad ulubionymi bohaterami, but still, to tylko fikcja. Ale robić takie różne rzeczy w realu, do tego samemu sobie...

advantage napisał:
pewnie z wrażenia zapomniał z czyjego talerza Houseowi najlepiej smakuje
gdyby tak faktycznie pamiętał, to musiałby się sam położyć na stole i służyć jako talerz

advantage napisał:
a tak swoją drogą to ostatnio się przekonałam jak denerwujące jest, gdy ktoś wyjada z mojego talerza, więc tym bardziej podziwiam Wilsona, że tak ładnie to znosi
miłość wszystko pomaga znieść zanim kupiłam sobie Rexa, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się z kimś dobrowolnie dzielić żarciem czy słodyczami, ale Rexowi zwyczajnie nie mogę odmówić ani tym bardziej się na niego gniewać

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:40, 03 Lip 2011    Temat postu:

Cytat:
Przedostatnia część, w której do House'a nareszcie uśmiecha się szczęście, a światełko na końcu tunelu wcale nie oznacza nadjeżdżającego pociągu

Jeszcze słówko... wyjaśnienia GeeLady musiała być mocno rozkojarzona, pisząc tego fika, bo z poprzedniego rozdziału wynikało, że żona Nilu się zabiła, a według tej części żyje (chyba że czegoś nie skumałam, co nie jest niewykluczone)
Poza tym - uwaga! warning! achtung! - na krótko pojawia się evil!Cuddy (ale nie w scenie z House'em, więc spox)

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY</center>


- Chcę, żebyś mi powiedział, co on ci zrobił. - Tak brzmiało pierwsze pytanie, jakie zadał mu Wilson, gdy House obudził się kilka godzin później.

House nie przekręcił się na drugi bok, ani się nie poruszył. Za cholerę nie miał pojęcia, skąd Wilson wiedział, że on już nie śpi.
- Czyżbyś miał oczy z tyłu głowy?

- Zawsze budzisz się w środku nocy. Moje ciało dostroiło się do tego.

- Przecież już wiesz.

- Chcę się poznać całą prawdę.

- Po co? Żebyś mógł się dowiedzieć, jaki popieprzony jestem tak naprawdę? Żebyś mógł zgromadzić garść powodów, by mnie zostawić?

Wilson wstrzymał oddech. Nie miał najmniejszego zamiaru zostawiać House'a, ani kończyć tego, co ich łączyło. Jak na razie dzielili łóżko przez kilkanaście nocy. Nie był to zbyt gruby fundament pod budowę intymnego związku, lecz oni mieli jeszcze poprzedzające to dwadzieścia lat przyjaźni. Zatem, koniec końców, będą uprawiać seks.
- Czemu twoje myśli automatycznie kierują się ku najgorszemu scenariuszowi?

- Ponieważ odszedłeś już wcześniej, a byłem wtedy w gorszym stanie, niż obecnie. Tylko że wtedy próbowałem zrobić szlachetny uczynek: próbowałem ocalić twoją dziewczynę. Zatem czemu teraz, gdy sypiam z wrogiem, tak bardzo palisz się do tego, żeby ze mną być?

- Ponieważ... - Aż do teraz Wilson unikał tego tematu. Wiedział, że House w końcu zapyta go o powód, czemu chciał spróbować się z nim związać. House musiał mieć dobry, niesentymentalny powód, by być kochanym. - Ponieważ jesteśmy dwoma pasującymi do siebie kawałkami kosmicznej układanki. - Ależ to głupie. - Chodzi mi o to, że zawsze ostatecznie chodzi o nas, prawda? Czemu nie mielibyśmy po prostu płynąć z prądem? I już przeprosiłem za to, że odszedłem.

House milczał przez jakiś czas, po czym zapytał: - Co chcesz wiedzieć?

Wilson oblizał wargi. House był gotów się przed nim otworzyć, a on nie miał pojęcia, jak zareaguje na to, co House za chwilę mu powie. Nie zacznij beczeć. Nie potępiaj. Nie mów niczego głupiego.
- Czy on zrobił ci krzywdę?

- Tak.

Ot, tak po prostu. - W jaki sposób cię krzywdził?

- A jak ci się wydaje? Gwałcił mnie, pobił mnie parę razy... ślady po ugryzieniach sam widziałeś. Nie możesz domyślić się reszty?

- Chyba miałem nadzieję, że nie było tak źle, jak to sobie wyobrażałem. Nigdy więcej się do niego nie zbliżysz.

House usiadł, nagle, jakby chciał wyskoczyć ze skóry. - Czemu znowu o tym rozmawiamy? Kiedy dopadniemy Roystona, wtedy zrobi się na tyle bezpiecznie, żebym mógł być...

- ...bezpieczny?

- Z tobą, tylko i wyłącznie. - House włożył kurtkę, którą porzucił na komodzie niewiele godzin wcześniej.

Wilson również usiadł. Był środek nocy. - Dokąd się wybierasz?

- Pojadę złożyć wizytę Lucasowi. Zobaczę, czy damy radę przeciągnąć tamtego dzieciaka na naszą stronę, zanim Royston się połapie, że jest coś, w czym powinien się połapać.

Wilson podążył za nim do drzwi, ale nie sprzeciwił się tej nagłej wycieczce w środku nocy do domu Cuddy. Co z tego, że ją to zirytuje, zaciekawi, da jej do myślenia. House wysnuje jakąś historyjkę godną porzuconego mężczyzny.

---
---

Lucas otworzył drzwi ubrany w wyblakłe, zielone spodnie od piżamy i z dwudniowym zarostem na twarzy. Wpatrywał się w House'a przez parę sekund, po czym szybko otrząsnął się z szoku i odwrócił się, drepcząc boso do salonu, zostawiwszy otwarte drzwi, żeby House mógł dobrowolnie za nim podążyć.

Lucas klapnął na fotel. House poznał, że to jeden z mebli ze starego domu Cuddy, w którym mieszkali, zanim ona i Lucas podjęli decyzję, by przeprowadzić się razem z osiemnastomiesięczną Rachel do ciasnego, lichego mieszkania o dwóch sypialniach.
- Co jest grane, House? - Detektywistyczny zmysł Lucasa powiedział mu, że o cokolwiek by nie chodziło, było to coś nowego. Nowszego nawet niż to, że sprowadził tamtego dzieciaka ze wschodniego wybrzeża.

House przysiadł na oparciu kanapy. - Jak bardzo przerażony jest ten dzieciak?

Lucas strzepnął nitkę z nogawki piżamy. - Dosyć mocno. I nieźle porąbany. Bierze antydepresanty i całą kolekcję innych prochów.

- Jest zbyt przerażony, żeby odegrać się na Roystonie za to, że skazał go na takie życie?

Lucas skinął wolno głową, usiłując przekonać samego siebie, że może nie jest tak źle. - Nieee, nie powiedziałbym, że jest aż tak przerażony. Co ci chodzi po głowie? To znaczy oprócz stawienia czoła Roystonowi, licząc jak diabli na to, że nabierze się na blef, którym zamierzasz się ze mną podzielić.

- Żadnego blefowania. Nagramy zeznanie tego dzieciaka. Skłonimy go, by nagrał zeznanie swojej żony...

- Mmm, jego żona nie jest szczególnie chętna do pomocy swojemu byłemu mężowi. Już tego próbowałem. A skoro o tym mowa, jesteście mi za to winni dodatkowe dwie setki. Musiałem kupić nowy dyktafon cyfrowy.

- Dopilnuję, żeby Wilson wysłał ci czek. - House postukał laską w podłogę. - Musi być jakiś sposób.

- Potajemnie nagrać Roystona? Sprowokować go, by powiedział, co robi?

- On nie jest taki głupi.

Lucas zacisnął usta z powątpiewaniem. - Skąd możesz wiedzieć, jeżeli nigdy do tej pory...

- ...bo każe mi się rozbierać do naga, oto skąd. Nie miałbym gdzie ukryć dyktafonu, chyba że byłoby to bardzo bolesne, a do tego zagłuszałoby dźwięki.

- Ah. - Lucas usiłował nie dopuścić, by obrazy House'a i Roystona pocących się i stękających na poplamionych hotelowych prześcieradłach wryły się tak głęboko w jego mózg, że nie dałyby mu już zasnąć tej nocy. - Nowy hotel za każdym razem?

House przytaknął.

- Może mógłbyś mu zapłacić, żeby dał ci spokój? - To był żałosny i zazwyczaj bezcelowy akt. Większość psychopatów nie robi tego, co robi, dla korzyści finansowych. Chyba że źródłem ich psychopatologii były pieniądze same w sobie.

House w milczeniu pokręcił głową. - W którym hotelu zatrzymał się ten dzieciak? I w którym pokoju?

Lucas przyniósł mu niezapisaną kopertę ze stojącego w salonie kosza na śmieci oraz długopis. - Proszę - powiedział, a potem wyrecytował żądane informacje, żeby House je sobie zapisał.

- Dzięki.

Lucas odprowadził swojego dawnego tak-jakby-kumpla do drzwi. - Powodzenia.

House pożegnał się z nim w dwóch słowach i Lucas zatrzasnął drzwi. Wrócił do łóżka i ostrożnie wsunął się pod kołdrę.

Jednak Lisa miała lekki sen. - Kto to był?

- Gazeciarz.

- Jest pierwsza w nocy.

- Miał całą masę gazet.

- Lucas... Pięć, cztery, trzy, dwa...

- ...dobrze, już dobrze. To był House.

Cuddy usiadła na łóżku. - House? Co on tu robił o tej godzinie?

- Nie jesteś już jego szefową, nie powinno cię to obchodzić. Powinnaś wrócić pod kołdrę i wyspać się, żeby być piękna... Nie to, żeby było ci to rzeczywiście potrzebne, tygrysico.

- Nie próbuj wykręcić się pochlebstwami od tej rozmowy. Dlaczego House był w moim domu w środku nocy? Skoro był tutaj, to po to, żeby zobaczyć się z tobą, co oznacza, że coś kombinuje, a to znaczy z kolei, że ty coś kombinujesz.

Lucas potrafił zachować całkowite opanowanie, kiedy Lisa zwracała się do niego autorytatywnym tonem.
- I tutaj się mylisz. Ja niczego nie kombinuję, tylko pomagam House'owi osiągnąć to, co on stara się osiągnąć.

- Mówisz zagadkami.

Lucas westchnął. - Musiałem przysiąc, że nic nie powiem.

- To nie jest liceum.

- Wybacz. To kwestia honoru prywatnego detektywa. - Lucas pochylił się w jej stronę. - Ale skoro oboje nie śpimy, co powiesz na trochę...

- ...zapomnij.

---
---

House bez żadnego problemu przemknął się pod nosem nocnego recepcjonisty. Hotel nie miał nawet trzech gwiazdek. Najwyżej dwie i pół. Dwu-i-pół-gwiazdkowe hotele nikomu nie płacą na tyle dobrze, żeby ludzie traktowali poważnie swoją robotę.

House skorzystał ze starej i powolnej windy, by dotrzeć na siódme piętro, odnalazł pokój numer 42 i zapukał. Nie było odpowiedzi. Zapukał jeszcze raz, tylko mocniej. Nic.

Być może dzieciak złapał wcześniejszy samolot do domu. House spróbował otworzyć drzwi i z zaskoczeniem stwierdził, że nie są zamknięte na klucz. Otworzył je i wszedł do środka. Wszystko było pogrążone w ciemności, więc House ledwie dostrzegał zarys dużego, masywnego łóżka, stolika w kącie i fotela. Oraz, co dziwne, kształt wysokiego wieszaka na płaszcze czy czegoś podobnego na samym środku pokoju.

Obmacując ścianę w poszukiwaniu włącznika światła, przełączył go i bez żadnego ostrzeżenia dowiedział się, że wieszak na płaszcze wcale nie był wieszakiem na płaszcze. To ten dzieciak, Nilu, zwisał za szyję z wiatraka na suficie. Związał razem kilka krawatów, które okazały się wystarczające, by wykonać swe zadanie.

House stłumił swoją pierwszą reakcję odrazy i przerażenia, i pozwolił swojemu medycznemu przeszkoleniu wejść głębiej do pokoju, zachowując wystarczającą przytomność umysłu, by zamknąć za sobą drzwi. Nie musiał szukać pulsu ani sprawdzać, czy dzieciak oddycha, by wiedzieć, że Nilu był martwy jak trup. Uświadomiła mu to bladość jego skóry. Poczerwieniała twarz, wybroczyny na białkach jego nieznacznie wybałuszonych oczu oraz głębokie zasinienie wokół jego szyi, gdzie krawat odciął jego drogi oddechowe, dusząc go w ciągu paru minut.

Z możliwych sposobów na spotkanie ze Stwórcą, ten należał do tych bardziej nieprzyjemnych. House włożył ręce do kieszeni i zapatrzył się na swoją bilet do wolności z chciwych, oślizgłych łapsk Roystona. Kurwa mać.

House podniósł słuchawkę telefonu i położył czubek prawego palca wskazującego na jednym z przycisków z numerami alarmowymi. Jedyne, co musiałby zrobić, to wcisnąć 911 i wyjaśnić sytuację. Tylko co jeszcze, oprócz tego, że znalazł zwłoki wiszące w hotelowym pokoju, w którym on, prawdę powiedziawszy, nie miał powodu przebywać, miałby być może wyjaśnić po tamtym wyjaśnieniu? W którym momencie pytania policjanta zwróciłyby się ku "Kim pan jest? Skąd pan znał zmarłego? Dlaczego odwiedzał go pan w środku nocy? Czy to pańska pierwsza wizyta w tym hotelu? Jaka była natura waszej znajomości?" A potem: "Chcielibyśmy, żeby przyjechał pan na posterunek i odpowiedział na kilka kolejnych pytań. Do tego będzie nam potrzebny wypełniony przez pana formularz zeznania świadka".

A potem sprawy przybrałyby tylko jeszcze gorszy obrót.

House odłożył słuchawkę. Czy powinien zadzwonić do Lucasa? Jeśli tak, to od teraz będzie dzwonił wyłącznie na jego komórkę. A co doradziłby mu Lucas? Prawdopodobnie: "To było samobójstwo. Nie ty go zabiłeś. Zadzwoń na policję, House." Lucas go nie nienawidził, ale House zakładał, że nie był on zainteresowany rozwaleniem swojego dobrego związku z Cuddy z powodu dalszego mieszania się w problemy spod znaku House'a. Sprytny chłopak.

Wilson zachłysnąłby się powietrzem i dostał wyrzutów sumienia z powodu martwego dzieciaka, a następnie chwycił za telefon i zadzwonił na policję. "To koniec. Oddam się w ręce władz i dobrowolnie poddam się karze. Nie mogę już dłużej patrzeć, jak to cię powoli zabija."

Taaak. To bardzo w stylu Wilsona.

House wziął swoją laskę, a potem, czując się jak kryminalista, zabrał kilka chusteczek z łazienki, upewniając się, że nie dotknął niczego prócz rolki papieru. Starł swoje odciski palców z telefonu. Wiedział, że nie dotykał niczego innego w pokoju, poza gałką po wewnętrznej i zewnętrznej stronie drzwi. Zatem House wytarł także te odciski, pozwalając by drzwi same się zatrzasnęły. Zanim odszedł, odwrócił zawieszkę z napisem "Proszę posprzątać pokój" na "Nie przeszkadzać".

Nie zwracając na siebie niczyjej uwagi, House wymknął się z hotelu.

Dzięki bogu za marne pensje hotelowego personelu. Nocny recepcjonista ani razu nie podniósł głowy znad swojej powieści science-fiction.

---
---

House jeździł bez celu na swojej Hondzie przez następne czterdzieści minut, usiłując zdecydować, dokąd byłoby najlepiej się udać o tej porze w środku nocy i w tych okolicznościach.

Przychodziła mu do głowy tylko jedna osoba, która idealnie by się nadawała.

Była druga trzydzieści nad ranem, gdy Royston otworzył drzwi, do których ktoś nachalnie się dobijał. Osłupiał na moment.
- Greg? - zapytał, zaskoczony jego widokiem. - Doktor Wilson powiedział, że jesteś chory.

- Bo jestem. - W końcu przyjechałem tutaj, zgadza się?

Royston nie był niezadowolony z jego wizyty, niemniej jednak chciał poznać wszystkie motywy Grega. - Powiedział, że bardzo źle się czujesz. Że jesteś zbyt chory, żeby wychodzić.

- Tęskniłem za tobą - oświadczył House. Krakanie wrony zabrzmiałoby bardziej przekonująco.

Royston zareagował na to krótkim śmiechem. - Oczywiście, że tak.

House zlustrował go spojrzeniem zmrużonych oczu, prowokując go odrobinę.
- Chcesz, żebym sobie poszedł? - Prawdę mówiąc, jego serce opowiadało się za tym z ostatecznym, entuzjastycznym "hura".

Royston - będąc w dobrym nastroju, co rzadko mu się zdarzało - nie dał się podpuścić pytaniu swojego kochanka, którego wyzywające znaczenie wisiało w powietrzu. Nie mógł się już doczekać, by sprawić, że inne zwisające rzeczy staną na baczność.
- Ha, ha, w żadnym razie.

- Mój boże! Ja pierdolę, skarbie, to cudowne. - Royston jęknął i poruszył biodrami, gdy House wziął go do ust i zaczął ssać jak wszyscy diabli. - Tak świetnie mi obciągasz, Greg. Cholernie kocham twoje usta.

Erotyczna gadka Roystona robiła się nudna. House przyspieszył, przechylając głowę pod innym kątem, pochylając się, by móc wziąć niezaspokojonego fiuta Roystona tak głęboko do gardła, jak tylko był w stanie nie dławiąc się przy tym. Kiedy wiedział, że Royston znalazł się zbyt blisko krawędzi, żeby zdołać się powstrzymać, House pozwolił, by jego członek wysunął mu się z ust i dokończył robotę ręką, dokładając starań, żeby wytrzeć większość mlecznego płynu garścią czystych chusteczek. Dla odmiany ani jedna kropla nie trafiła na jego skórę czy we włosy.

Royston dyszał, wracając na ziemię po swoim szczytowaniu. - Dla...dlaczego skończyłeś ręką?

House odkaszlnął. - Wybacz. Chyba mój żołądek nie wrócił jeszcze na tyle do formy, jak mi się wydawało. - House podniósł wzrok na Roystonna, który usiadł i spojrzał z góry na swojego kochanka, ciągle klęczącego przed nim na kolanach. House przyjął swoją najlepszą postawę wyrażającą skruchę. - To już się więcej nie powtórzy.

Royston, jakimś pieprzonym cudem, rzeczywiście zdobył się na chwilę współczucia dla swojego chorego lachociąga.
- Nie przejmuj się tym. Jestem pewien, że więcej się to nie zdarzy - powiedział, po czym o cholernie mały włos nie pozbawił House'a zdrowego rozsądku, pochylając się nad nim i całując go w usta.
- Za co to było? - spytał House, szczerze zaskoczony.

- Za to, że jesteś dla mnie taki seksowny. Za to, że robisz mi loda, kiedy ci powiem. - Royston delikatnie przesunął kciukiem po policzku House'a. - Bardzo cię lubię, Greg. Chociaż wątpię, że w to wierzysz.

Masz zasraną rację, że w to wątpisz, pomyślał House, ale mądrze nie odezwał się ani słowem.

Nieporuszony brakiem odpowiedzi swojego kochanka, Royston podniósł się i wszedł do łazienki, żeby wziąć oczyszczający ciało - jeśli nie duszę - prysznic.

House przez chwilę patrzył na zamknięte drzwi z niestosownym i zwyczajnie chybionym poczuciem straty.
- Teraz zmieniasz się w nieznacznie milszego faceta - wymamrotał pod nosem. Wpychając zabrudzone chusteczki do kieszeni, obserwował drzwi łazienki, żeby mieć pewność, że nie otwierają się ponownie. Dopiero gdy usłyszał odgłosy odsłaniania zasłonki prysznica, płynącej wody oraz charakterystyczne dźwięki wydawane przez osobę stojącą pod gorącym strumieniem i zmywającą z siebie całodzienny brud, pokuśtykał o lasce do drzwi pokoju hotelowego.

Tym razem to on wyjdzie pierwszy.
- Do zobaczyska.

---
---

- Gdzieś ty się, do diabła, podziewał? - Wilson sprawiał wrażenie człowieka, który spędził ubiegłą noc przechadzając się w tę i z powrotem w niewygodnych butach.

House rzucił swoje klucze na biurko przy frontowych drzwiach. Zrzucił kurtkę, czując budzącą się w jego sercu nadzieję. Pokój zdawał się być jaśniejszy. Nawet poczerwieniała, sfrustrowana twarz Wilsona nie wystarczyła, by zdławić jego nowego ducha wolności, którą miał w zasięgu wzroku, lecz jeszcze nie w zasięgu ręki.
- Mówiłem ci.

- Dzwoniłem do Lucasa. Odjechałeś stamtąd o pierwszej trzydzieści pięć. - Wilson przysunął swój nadgarstek z zegarkiem do twarzy House'a, by uzmysłowić mu, co ma na myśli. - Jest prawie piąta nad ranem. Coś ty, do diabła, robił przez ostatnie cztery godziny?

House wziął głęboki oddech, po czym wypuścił go w twarz Wilsonowi, by tym sposobem uzmysłowić mu, co sam myśli o niezwykle irytującym zachowaniu onkologa. Prześlizgnął się obok swojego ciemnowłosego przyjaciela i matki w jednej osobie, żeby dać odpocząć swoim obolałym mięśniom i kościom na skórzanych poduchach kanapy.
- Masz jakąś kawę?

- Kawę? Kawę? - Wilson zamachał przed sobą sztywnymi, wyrażającymi dezaprobatę dłońmi, jakby próbował odpędzić od siebie lądujący odrzutowiec. - Nie, żadnej kawy, dopóki nie powiesz mi, gdzie byłeś i co robiłeś.

House przekręcił swoją opartą o tył kanapy głowę z lewej strony na prawą, żeby śledzić wzrokiem spacerującego nerwowo Wilsona.
- Wiesz, jesteś paskudny, kiedy mnie kochasz.

Wilson zatrzymał się i opuścił ręce. To było wystarczająco zgodne z prawdą.
- Okej, tak, przyznaję, że przesadzam. Ale ja naprawdę cię kocham i dlatego właśnie się niepokoiłem, i dlatego właśnie jesteś mi winien wyjaśnienie. - Kiedy to nie wydobyło niczego z House'a, mina Wilsona zmieniła się z rozdrażnionej na wyrażającą wywołujące mdłości rozczarowanie. - Nie pojechałeś zobaczyć się z...

- ...pojechałem pogadać z tamtym dzieciakiem - odparł House, uspokajając, jak miał nadzieję, sumienie Wilsona. - Chciałem wiedzieć, czy zamierza pomóc mi obedrzeć Roystona z jego samozadowolenia.

Wilson przystanął, zastanawiając się przez kilka sekund. - Och. - Usiadł obok House'a na kanapie, zupełnie wyczerpany i to nie tylko dlatego, że niewiele spał tej nocy. - I co on powiedział?

- Powiedział, że się zastanowi.

- Och. - Wilson usiłował zabrzmieć optymistycznie. - Cóż, to lepsze niż nic.

- Skoro "nic" byłoby kompletnie bezużyteczne, podejrzewam, że masz rację. A przy okazji, na ile dni opłaciłeś jego pobyt w hotelu?

- Um, wydaje mi się, że na sześć.

House dokonał obliczeń w pamięci. Za jakieś dwa dni i dziewięć godzin od tego momentu pokojówka wejdzie do pokoju dzieciaka i odkryje coś więcej niż kilka karaluchów, pływających w toalecie.

- Czemu? - spytał Wilson.

- Hm?

- Czemu chciałeś to wiedzieć? - powtórzył onkolog.

- Bez powodu.

Wilson wstał i przeciągnął się. - No cóż, mam zamiar przespać ostatnie dwie godziny, które zostały z tej nocy. Idziesz ze mną?

House pokręcił głową. - Muszę pojechać do pracy... Mam pacjenta.

Wilson patrzył, jak jego zapracowany przyjaciel po raz kolejny zakłada skórzaną kurtkę. - Wiesz, tobie też przydałoby się trochę snu.

- Wiem.

- House...

House zasznurował buty, wziął laskę, ale zatrzymał się przy drzwiach. - Wilson, muszę iść - powiedział, jednak obrócił się na pięcie, gdy jego kochanek, jego prawdziwy, pożądany kochanek, podszedł do niego.

- Nie zobaczysz się już nigdy więcej z Roystonem, prawda?

- Powiedziałem już wcześniej, że nie, więc tego nie zrobię.

Wilson otoczył House'a ramionami w pasie. Nie miał zamiaru pozwolić mu wyjść, dopóki nie uwierzy, że to prawda.
- Obiecujesz? Chcę, żebyś obiecał. - Pocałował House'a w usta. - I mam na myśli prawdziwą obietnicę, a nie taką obietnicę w twoim stylu, która jest niczym więcej, tylko pokrętną grą słów dla nas, naiwnych, ufnych ludzi.

House próbował się wywinąć badawczemu spojrzeniu przyjaciela i z jego żelaznego uścisku.
- Zgniatasz mi żebra.

- Ciągle czekam.

House westchnął. - Najwyraźniej nie wydostanę się stąd, dopóki nie wykonam tego skautowskiego jak-mu-tam, zatem... - House zgiął mały palec prawej dłoni, a pozostałe trzy wyprostowane przyłożył do czoła w kpiącej parodii skautowskiego salutu, stuknął obcasami i wyrecytował: - Na mój honor, zrobię co w mojej mocy, by wypełnić swój obowiązek wobec Wilsona i mojego kraju; by pomagać innym ludziom; by trwać w duchowej sile i moralnej czystości. Dlatego, począwszy od tej chwili, ja, Gregory House, nie będę więcej spuszczał spodni przed moim wielkim, złym Zastępowym, bez względu na to ile pieniędzy mi za to zapłaci. Amen!

Wilson uśmiechnął się nieznacznie, jednocześnie starając się ze wszystkich sił nie przestawać marszczyć brwi w imię politycznej poprawności.
- No, dobrze. Ruszaj ratować życie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 7:53, 04 Lip 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:01, 03 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
więc trudno, zadowolę się ugly sleep, skoro nie mam wyjścia
Jest jeszcze no sleep

Richie117 napisał:
zrobiłam sobie nową ze sreberek po czekoladzie
Jesteś pewna, że ona działa?

Richie117 napisał:
tyle było tych epitetów na Sam i Cuddy, że już połowę zapomniałam
No i dobrze, trzeba przecież zrobić miejsce na nowe

Richie117 napisał:
stupid me, ofkors, że tak! Żeby się dobrze prezentować w kabaretkach podczas tańczenia kankana na jej trumnie


Richie117 napisał:
w Pokeballsy!!
To mi przypomniało, że miałam poszukać swojego pokeballa

Richie117 napisał:
jeżeli chcieli zachować swoje igraszki w tajemnicy, to musieli. A chcieli bardzo, bo... to nie chodziło o rodziców Wilsona czy nawet House'a
To może... um... ... którąś żonę Wilsona?

Richie117 napisał:
mamy już tutaj dwa takie króciutkie: Super Wilson & Wilson Superhero
Ależ ten świat fików mały - tego pierwszego już czytałam w oryginale (cały Altruizm też przeczytałam po angielsku, zanim skapnęłam, że na forum jest tłumaczenie ). Przynajmniej tego drugiego nie czytałam jeszcze ^^

***

Oh god, to już przedostatnia część? Nie lubię pożegnań, nawet z fikami

Richie117 napisał:
a światełko na końcu tunelu wcale nie oznacza nadjeżdżającego pociągu
Może to metro?

Richie117 napisał:
GeeLady musiała być mocno rozkojarzona, pisząc tego fika, bo z poprzedniego rozdziału wynikało, że żona Nilu się zabiła, a według tej części żyje
Aaa! Moda na Sukces nas dopadła!!! Jak dla mnie żona Nilu może sobie umierać i wstawać z grobu ile razy chce; ważne, że chłopaki cały czas żyją (btw, może GeeLady pomieszało się kto jest kto i dlatego w tym rozdziale zabija się Nilu? )

Cytat:
- Ponieważ jesteśmy dwoma pasującymi do siebie kawałkami kosmicznej układanki.
Jeszcze jabłka, mandarynki... banana (A zakochany Wilson gada jak potłuczony, tak btw )

Cytat:
- Lucas... Pięć, cztery, trzy, dwa...

- ...dobrze, już dobrze. To był House.
Wytresowany jak piesek

Cytat:
Powinnaś wrócić pod kołdrę i wyspać się, żeby być piękna...
Czyli zapaść w wieczny sen?

Domyślam się, że bohaterkami części ostatniego rozdziału będą chusteczki?

Weeny?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:19, 05 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
nooo... nie wiem, czy da się jednoznacznie wybrać tego najsłodszego, fluffowego fika Po namyśle wygrzebałam z pamięci takie dwa [link widoczny dla zalogowanych] & [link widoczny dla zalogowanych]
House organizujący ślub! słodkie indeed no i Wilson na wózku ze złamaną nogą... Jednoznacznie chyba nie da się stwierdzić, bo zawsze są jeszcze Pluszowy House, no i Gimme

Richie117 napisał:
nope, zupełnie nie z chłopakami - to były filmy na bardziej hardcorowych stronach niż redtube Sama nie do końca rozumiem, jak można się tak znęcać nad ulubionymi bohaterami, but still, to tylko fikcja. Ale robić takie różne rzeczy w realu, do tego samemu sobie...
nie pytam co robisz na tych stronach, bo... z ciekawości też bym popatrzyła Fikcja fikcją, ale i tak... już prędzej bym zrozumiała, gdyby wstawili Foremana zamiast House'a xd

Richie117 napisał:
gdyby tak faktycznie pamiętał, to musiałby się sam położyć na stole i służyć jako talerz
kinky, na środku restauracji

Richie117 napisał:
miłość wszystko pomaga znieść zanim kupiłam sobie Rexa, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się z kimś dobrowolnie dzielić żarciem czy słodyczami, ale Rexowi zwyczajnie nie mogę odmówić ani tym bardziej się na niego gniewać
pies też przyjaciel co innego jak zabierają jedzenie bez zgody właściciela;)


omg, jak to szybko zleciało! Już przedostatni rozdział... no i jak szybko Ci to poszło - w zeszłym tygodniu czytałam rozdział z bolącym zębem, a teraz już bez zęba xd

i jak House się zachował w tej części! Jeśli będzie tak jak mi się wydaje - czyżby zamierzał gdzieś podłożyć te chusteczki? To będzie to bardzo dobre zakończenie. A jeśli nie... no to pewnie też będzie dobre;) A to samobójstwo... dobrze, że House nie jest na tyle słaby, by się zabić. Hah, no i ma Wilsona po swojej stronie

Cytat:
- Gazeciarz.
chyba sprzedający pisemka dla samotnych panów xd

Cytat:
- Ponieważ jesteśmy dwoma pasującymi do siebie kawałkami kosmicznej układanki.
gosh, urocze

weny i czasu na zakończenie
faktycznie jakoś dziwnie będzie rozstać się z fikiem xd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:15, 06 Lip 2011    Temat postu:

Anai napisał:
Jest jeszcze no sleep
tjaaa... pracuję nad tym, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić

Anai napisał:
Jesteś pewna, że ona działa?
teraz to ja już sama nie wiem. Czy to możliwe, że świstak zepsuł sreberka?

Anai napisał:
No i dobrze, trzeba przecież zrobić miejsce na nowe
na wypadek, gdyby Sam albo Cuddy kiedykolwiek wróciły

Anai napisał:


Anai napisał:
To mi przypomniało, że miałam poszukać swojego pokeballa
o, pocieszyłaś mnie, że nie tylko ja zapominam realizować moją To-Do-List

Anai napisał:
To może... um... ... którąś żonę Wilsona?
noł, noł, zdecydowanie noł

Anai napisał:
Ależ ten świat fików mały - tego pierwszego już czytałam w oryginale (cały Altruizm też przeczytałam po angielsku, zanim skapnęłam, że na forum jest tłumaczenie ). Przynajmniej tego drugiego nie czytałam jeszcze ^^
albo mamy tu do czynienia z telepatyczną więzią horumowych Hilsonek, która przyciąga nas do tych samych dobrych fików

Anai napisał:
Oh god, to już przedostatnia część? Nie lubię pożegnań, nawet z fikami
ja teeeż Ale U know, coś się musi skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć (no, może z wyjątkiem Gimme ), więc jak się pożegnamy z "układem", to powitamy coś innego. A nawet dwa 'cosie'

Anai napisał:
Może to metro?
ani metro, ani jeżdżąca w poziomie winda

Anai napisał:
Aaa! Moda na Sukces nas dopadła!!!
Coś w tym jest, bo w 10. rozdziale żona Nilu chyba znowu nie żyje Ale śmierć Nilu musiała być z góry planowana, skoro no... jest jak jest

Anai napisał:
Jeszcze jabłka, mandarynki... banana
"pasować do siebie jak dwie połówki banana"... to by się chyba nie przyjęło Za to chłopaki pasują do siebie jak żółwik do skorupki albo bananek do skórki

Anai napisał:
(A zakochany Wilson gada jak potłuczony, tak btw )
potłuczony Wilson gada tak: "My concussion wants to marry you. I just want to have sex with you."

Anai napisał:
Wytresowany jak piesek
gdybym tak bardzo nie kochała Rexa, oddałabym go Cuddy na tresurę

Anai napisał:
Czyli zapaść w wieczny sen?
wieczność nie jest wystarczająco długa

Anai napisał:
Domyślam się, że bohaterkami części ostatniego rozdziału będą chusteczki?
um... to muszę next time dodać ostrzeżenie: second characters' death

dzięęękować, weny nigdy dosyć

***

advantage napisał:
Jednoznacznie chyba nie da się stwierdzić, bo zawsze są jeszcze Pluszowy House, no i Gimme
eee? Gimme słodko-fluffowe? Może fragmentami, ale jako całość to zdecydowanie nie

advantage napisał:
nie pytam co robisz na tych stronach, bo... z ciekawości też bym popatrzyła Fikcja fikcją, ale i tak... już prędzej bym zrozumiała, gdyby wstawili Foremana zamiast House'a xd
ależ możesz zapytać - chodzi mi wyłącznie o reaserch albo o sprawdzenie, czy to co było w fiku jest fizycznie możliwe Nie czytałam jeszcze żadnego fika z Foremanem jako główną postacią, więc być może są też fiki, w którym ktoś się znęca nad nim

advantage napisał:
pies też przyjaciel co innego jak zabierają jedzenie bez zgody właściciela;)
well... Rexu był u mnie od tygodnia czy dwóch, kiedy ukradł mi kolację z talerza potem sporadycznie kradł słodycze albo surową wątróbkę, a czasami, gdy nie patrzę, udaje mu się niepostrzeżenie poczęstować moim obiadem, chociaż trzymam talerz na kolanach

advantage napisał:
omg, jak to szybko zleciało! Już przedostatni rozdział... no i jak szybko Ci to poszło - w zeszłym tygodniu czytałam rozdział z bolącym zębem, a teraz już bez zęba xd
brave toothless girl!
yeah, szybko, od stycznia A GeeLady napisała to chyba w miesiąc. Anyway, mam nadzieję, że w tym tygodniu to już skończę

advantage napisał:
Jeśli będzie tak jak mi się wydaje - czyżby zamierzał gdzieś podłożyć te chusteczki?
ciepło, ciepło

advantage napisał:
dobrze, że House nie jest na tyle słaby, by się zabić. Hah, no i ma Wilsona po swojej stronie
może gdyby stawką nie było życie i kariera Wilsona, to House by się tak długo nie trzymał, a tak mógł się obawiać, że jego samobójstwo popchnęłoby Roystona do działania. Przynajmniej taki sposób myślenia miała autorka "Kontraktu"

advantage napisał:
chyba sprzedający pisemka dla samotnych panów xd
i przyniósł Cuddy prenumeratę jej czasopism

advantage napisał:
faktycznie jakoś dziwnie będzie rozstać się z fikiem xd
ale jakie nowe fikowe perspektywy to przed nami otwiera

dzięęęx


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:23, 06 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
tjaaa... pracuję nad tym, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić
Yeah, też nad tym pracuję. Tylko mi się jak narazie, kurczę, nie udało

Richie117 napisał:
teraz to ja już sama nie wiem. Czy to możliwe, że świstak zepsuł sreberka?
Who knows? Nawet świstaki nie są nieomylne

Richie117 napisał:
na wypadek, gdyby Sam albo Cuddy kiedykolwiek wróciły
no dobra, może one nie wrócą, ale zawsze istnieje możliwość, że pojawią się ex-mrs.Wilson nr 2 i ex-mrs.Wilson nr 3

Richie117 napisał:
Aż musiałam sprawdzić, jak się ta emotka nazywa, bo jak dla mnie to ona wygląda, jakby właśnie tę drugą dobiła i teraz oddychała z ulgą

Richie117 napisał:
o, pocieszyłaś mnie, że nie tylko ja zapominam realizować moją To-Do-List
yeah... mózg broni się przed zapamiętaniem tylu rzeczy do zrobienia i część z nich zapomina A reszta jest na tyle długa, że i tak nie wie, za co się zabrać -.-

Richie117 napisał:
noł, noł, zdecydowanie noł
Ech... dziecko???

Richie117 napisał:
albo mamy tu do czynienia z telepatyczną więzią horumowych Hilsonek, która przyciąga nas do tych samych dobrych fików
Taa, czuję się osaczona

Richie117 napisał:
Ale U know, coś się musi skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć (no, może z wyjątkiem Gimme ), więc jak się pożegnamy z "układem", to powitamy coś innego. A nawet dwa 'cosie'
Jak dla mnie, Gimme nie musi się kończyć! Nie da się czegoś zrobić, żeby Wilson był w niekończącej się ciąży? Dwa cosie? Będziesz grała na fikowe dwa fronty?

Richie117 napisał:
Coś w tym jest, bo w 10. rozdziale żona Nilu chyba znowu nie żyje
Może ona wraca do życia wtedy, kiedy jest potrzebna? ;>

Richie117 napisał:
Ale śmierć Nilu musiała być z góry planowana, skoro no... jest jak jest
yeah, Bóg tak chciał

Richie117 napisał:
"pasować do siebie jak dwie połówki banana"... to by się chyba nie przyjęło
Właśnie sobie uświadomiłam, że to byłoby trochę upokarzające, nie? Sugerowanie, że mają tylko po połowie bananka?

Richie117 napisał:
potłuczony Wilson gada tak: "My concussion wants to marry you. I just want to have sex with you."
To niech on lepiej nie przestaje być potłuczony (link do fika... Pretty please? )

Richie117 napisał:
gdybym tak bardzo nie kochała Rexa, oddałabym go Cuddy na tresurę
Tjaa, wyszkoliłaby go mnie więcej tak, jak "wyszkolili" House'a w ITMOM - za pomocą terroru i gróźb

Richie117 napisał:
wieczność nie jest wystarczająco długa
Ale jest wystarczająco długa, żeby Lucas mógł przeżyć resztę swojego życia w spokoju!

Richie117 napisał:
um... to muszę next time dodać ostrzeżenie: second characters' death
Chyba nie musisz... Nikt nie będzie płakał za chusteczkami ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:39, 06 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
eee? Gimme słodko-fluffowe? Może fragmentami, ale jako całość to zdecydowanie nie
no dobra, House wyrzucający Wilsona z domu na pewno nie jest fluffowy... ale ten moment kiedy tańczą razem w jakieś knajpce już tak
Richie117 napisał:
ależ możesz zapytać - chodzi mi wyłącznie o reaserch albo o sprawdzenie, czy to co było w fiku jest fizycznie możliwe Nie czytałam jeszcze żadnego fika z Foremanem jako główną postacią, więc być może są też fiki, w którym ktoś się znęca nad nim
pewnie nie ma, albo pojedyńcze jakieś, no bo kto normalny przeczytałby fika z Foremanem w roli głównej?
i zazwyczaj się to sprawdza, czy bywają też rzeczy niemozliwe do wykonania?

Richie117 napisał:
well... Rexu był u mnie od tygodnia czy dwóch, kiedy ukradł mi kolację z talerza
jak był szczeniakiem to już kradł jedzenie?

Richie117 napisał:
brave toothless girl! <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif">
yeah, szybko, od stycznia A GeeLady napisała to chyba w miesiąc. Anyway, mam nadzieję, że w tym tygodniu to już skończę
toothless, z dziurą w dziąśle xd
napisała to w miesiąc?! brzmi jak niewykonalne, tym bardziej pełen podziw!

Richie117 napisał:
może gdyby stawką nie było życie i kariera Wilsona, to House by się tak długo nie trzymał, a tak mógł się obawiać, że jego samobójstwo popchnęłoby Roystona do działania. Przynajmniej taki sposób myślenia miała autorka "Kontraktu"
w sumie to całkiem ma sens... no i House robiący dla Wilsona wszystko

Richie117 napisał:
ale jakie nowe fikowe perspektywy to przed nami otwiera
taa, to ta miła strona zakończenia fika

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:57, 08 Lip 2011    Temat postu:

Anai napisał:
Who knows? Nawet świstaki nie są nieomylne
i może do tego evil jak fretki

Anai napisał:
no dobra, może one nie wrócą, ale zawsze istnieje możliwość, że pojawią się ex-mrs.Wilson nr 2 i ex-mrs.Wilson nr 3
no tak, DS jest znany z serwowania odgrzewanych kotletów Albo dostaniemy really creepy finał serialu, w którym chłopaki są ścigani przez wszystkie kobiety ze swojej przeszłości i do końca życia muszą się ukrywać w szpitalnych schowkach na miotły
Btw, doczytałam w komentach do spoilerów, że LE prawdopodobnie nie pojawi się nawet gościnnie w 8. sezonie *nieśmiały happy! *

Anai napisał:
Aż musiałam sprawdzić, jak się ta emotka nazywa, bo jak dla mnie to ona wygląda, jakby właśnie tę drugą dobiła i teraz oddychała z ulgą
to niewykluczone - przecież po karetkę może dzwonić po to, żeby wykręcić się od podejrzeń

Anai napisał:
Ech... dziecko???
um... pewne dziecko ma z tym coś bardzo wspólnego

Anai napisał:
Taa, czuję się osaczona
jak w Matriksie

Anai napisał:
Jak dla mnie, Gimme nie musi się kończyć! Nie da się czegoś zrobić, żeby Wilson był w niekończącej się ciąży?
mam wrażenie, jakby ciąża Wilsona już była 'niekończąca się'

Anai napisał:
Dwa cosie? Będziesz grała na fikowe dwa fronty?
yup. Jak już gdzieś wspominałam, chcę się zająć tym AU 7. sezonu i fikiem o "zdziecinniałym" House'ie. Ale to dopiero za dwa tygodnie

Anai napisał:
Może ona wraca do życia wtedy, kiedy jest potrzebna? ;>
mam nadzieję, że nie, bo takie działanie za bardzo upodobniłoby GeeLady do DSa

Anai napisał:
Właśnie sobie uświadomiłam, że to byłoby trochę upokarzające, nie? Sugerowanie, że mają tylko po połowie bananka?
a ten bananek były podzielony wzdłuż czy w poprzek? Well, chyba trochę by było... ale zaletą byłoby to, że żeby zachować upokarzającą prawdę w tajemnicy, chłopaki musieliby zawsze trzymać się razem

Anai napisał:
To niech on lepiej nie przestaje być potłuczony (link do fika... Pretty please? )
tylko że House nie chce uprawiać ery z potłuczonym Wilsonem, żeby go bardziej nie uszkodzić Fik jest [link widoczny dla zalogowanych], a [link widoczny dla zalogowanych] sequel do niego

Anai napisał:
Tjaa, wyszkoliłaby go mnie więcej tak, jak "wyszkolili" House'a w ITMOM - za pomocą terroru i gróźb
gdybym nie kochała Rexa, obchodziłaby mnie skuteczność, a nie metody tresury

Anai napisał:
Ale jest wystarczająco długa, żeby Lucas mógł przeżyć resztę swojego życia w spokoju!
ale Lucas jest masochistą - on kocha Cuddy

Anai napisał:
Chyba nie musisz... Nikt nie będzie płakał za chusteczkami ^^
OK (a chusteczki i tak będą happy, że nie muszą dłużej znosić DNA Roystona )

***

advantage napisał:
no dobra, House wyrzucający Wilsona z domu na pewno nie jest fluffowy... ale ten moment kiedy tańczą razem w jakieś knajpce już tak
powinnam była wymyślić więcej angstowych kawałków, żeby zachować równowagę z fluffem

advantage napisał:
i zazwyczaj się to sprawdza, czy bywają też rzeczy niemozliwe do wykonania?
wiele rzeczy się sprawdziło, a inne albo są niewykonalne, albo nikt nie wpadł na nakręcenie i wrzucenie do neta takich kinky!zabaw

advantage napisał:
jak był szczeniakiem to już kradł jedzenie?
yup, już od szczeniaka przejawiał kryminalne skłonności

advantage napisał:
toothless, z dziurą w dziąśle xd
napisała to w miesiąc?! brzmi jak niewykonalne, tym bardziej pełen podziw!
dziura zarośnie w końcu - po mojej 'siódemce' nie został już nawet ślad; even better, jak byłam mała, musiałam wyrwać dolną 'dwójkę' i zęby tak mi się zeszły razem, że dentysta się mnie pytał, czy mi ta 'dwójka' nigdy nie wyrosła
mhm, GeeLady jak już się wzięła za pisanie, to publikowała kolejne rozdziały prawie codziennie O__O


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:20, 09 Lip 2011    Temat postu:

Cytat:
Hello, sick people!

Przed państwem ostatni rozdział tego oto fika, a w nagrodę, że tak dzielnie trwaliście ze mną przy nim przez pół roku, to pozwolę Wam odpocząć ode mnie i mojej tfurczości przez najbliższe dwa tygodnie (ale wiecie, nie planowałam tego, że mnie nie będzie; tak wyszło i wcale się z tego powodu nie cieszę )

Mam nadzieję, że końcowa rozprawa House'a z Roystonem chociaż odrobinę Was zaskoczy, nawet jeśli po ostatnim rozdziale można się w miarę domyślić, jak to będzie wyglądało I, jeśli będzie Wam się chciało, możecie spróbować wpaść na pomysł, gdzie w genialnie obmyślonym planie House'a tkwiły błędy (a przynajmniej wpaść na to, na co ja wpadłam, a co policja powinna odkryć po bliższym zbadaniu wszystkich dowodów)

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ DZIESIĄTY</center>


Życie, które House zamierzał uratować, było życiem Wilsona, a zatem - w pewnym sensie - również jego własnym.

Wjechał windą na piętro tuż poniżej tego, na którym martwy Nilu wisiał w swoim pokoju. Resztę drogi na górę pokonał schodami i gdy przybył na piętro Nilu, czuł jedynie minimalne dodatkowe skurcze w nodze wywołane wysiłkiem. Planował wyjść w ten sam sposób i - gdyby okazało się, że ktokolwiek nie spał i spacerował po korytarzu o tak wczesnej porze - postarać się, żeby widziano go, jak wchodzi do windy na piętrze poniżej piętra, gdzie Nilu skończył ze sobą.

House raz jeszcze wszedł do pokoju martwego dzieciaka, zamknął drzwi na zasuwkę, by zapobiec przypadkowemu wtargnięciu jakiejś zabłąkanej osoby, a następnie poświęcił kilka minut na rozważenie swoich kolejnych posunięć.

Musiał zrobić to tak, jak trzeba. Musiał pomyśleć o wszystkim. Nie mógł niczego przeoczyć. Wcześniej wykazał się wystarczającą przytomnością umysłu, by wydobyć ze schowka pod siodełkiem Hondy swoje stare, bardzo stare skórzane rękawiczki, tłuste od wymieniania oleju w silniku motocykla i zabrudzone drogowym kurzem, i włożyć je na dłonie, zanim w ogóle wszedł do hotelu. Miał zamiar wyrzucić je później do śmietnika w toalecie na jakiejś odległej o wiele kilometrów stacji benzynowej. Poplamione skórzane rękawiczki nie zwrócą niczyjej uwagi w miejscu, gdzie olej i brud stanowiły normę.

House założył też starą czapkę z daszkiem bez żadnego nadruku oraz okulary przeciwsłoneczne i zamierzał pozbyć się tych rzeczy z równą ostrożnością. Okulary zamierzał roztrzaskać na kawałeczki, a bejsbolówkę zostawić w parku miejskim oddalonym o całe kilometry od rękawiczek i okularów.

Poza tym, wchodząc do hotelu, House był ubrany w niebieską koszulę zapiętą po samą szyję, a swoją skórzaną kurtkę niósł przewieszoną przez ramię. Zaplanował, że wyjdzie, mając na sobie tylko swój t-shirt i pożyczoną z szafy Nilu sportową marynarkę albo sweter, gdyby dzieciak nie miał żadnej marynarki. House zamierzał schować swoją koszulę pod siodełkiem Hondy i następnego dnia odłożyć ją do prania razem z resztą ubrań, a później jak zwykle rzucić ją na krzesło w sypialni.

Wyglądu swojej laski House nie był w stanie zmienić, a skoro potrzebował tego przeklętego przedmiotu, żeby się poruszać, musiał ją mieć przy sobie, ale na to nic nie można było poradzić. Na szczęście był na tyle zaprzątnięty problemami, że od kilku dni używał najzwyklejszej laski o zaokrąglonej rączce. Pomyślna decyzja podjęta bez zastanowienia. Na tej lasce nie było żadnych znaków szczególnych. Niemal każdy mógłby mieć taką.

House zaplanował to wszystko na wypadek, gdyby dwie kamery, które poprzedniego dnia zauważył w hotelowym lobby, rzeczywiście działały. Wątpił w to jednak, biorąc pod uwagę, z jaką tanią dziurą miał do czynienia.

Lecz środki ostrożności były konieczne, ponieważ musiał zrobić to tak, jak trzeba.

House zdjął skórzane rękawiczki i ostrożnie wydobył z kieszeni jeansów poskładane chusteczki higieniczne. Działał bardzo, bardzo starannie, uważając, by jego palce czy ślina nie zetknęły się z lepką wydzieliną wewnątrz zawiniątka, będącą znakiem rozpoznawczym Roystona, i to w obfitej ilości.

Podszedł do dzieciaka.
- Wybacz, mały - wymamrotał, rozsmarowując niewielką ilość spermy na wewnętrznej stronie jego prawej dłoni, ponieważ pamiętał dokładnie, że chłopak posługiwał się właśnie tą ręką, gdy trzymał swoją filiżankę kawy. - Zasługujesz na coś lepszego, niż bycie wysmarowanym starym śluzem tego bydlaka, ale ty jesteś martwy, a Wilson nie, więc jestem pewien, że to rozumiesz - ciągnął półgłosem. - I tak nie będziesz już więcej używał tej ręki.

House przytknął papierową chusteczkę również do jednego z kącików sztywnych, zsiniałych ust dzieciaka, czując przy tym ukłucie wyrzutów sumienia.

Skończywszy ze zwłokami, zabrał się za łóżko. Używając złożonych razem kciuka i palca wskazującego, skotłował pościel trochę bardziej, niż Nilu pozostawił ją poprzedniego dnia, żeby wyglądało na to, że chłopak nie spał tam sam. Następnie House zużył resztę nasienia Roystona, przykładając chusteczkę w trzech czy czterech położonych blisko siebie miejscach pośrodku przykrytego prześcieradłem materaca, zachowując wyjątkową ostrożność, by nie zostawić tam ani jednego papierowego strzępka. Gdy skończył, wepchnął obciążającą chusteczkę z powrotem do swojej kieszeni.

House starannie przebrał się zgodnie z planem w jeden ze swetrów Nilu, obrócił czapkę tyłem na przód i założył swoje okulary do czytania, a okulary przeciwsłoneczne wsunął do tylnej kieszeni jeansów. Tuż przed wyjściem z pokoju zadzwonił dwukrotnie do biura Roystona, za każdym razem rozłączając się bez pozostawiania wiadomości, a potem wybrał domowy numer dziekana i rozłączył się tuż przed tym, zanim Royston mógł znaleźć się w odległości kilku metrów od podniesienia słuchawki. House pozwolił sobie na mały uśmiech satysfakcji wywołany tym, że prawdopodobnie obudził Roystona z głębokiego snu będącego efektem zrobionego mu loda albo wyciągnął go spod porannego prysznica i zmusił, by mokry i dygoczący z zimna przeszedł przez pół mieszkania.

Wreszcie House wrócił po własnych śladach, upewniając się, że niczego nie zapomniał. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił, było usunięcie zawieszki z zewnętrznej klamki drzwi pokoju i ukrycie jej za paskiem jeansów. Zamierzał ją spalić, gdyż przypomniał sobie, że zostawił na niej swoje odciski palców, gdy poprzednim razem zjawił się w hotelu i pukał do drzwi, nie spodziewając się, że znajdzie zwłoki dzieciaka, a w związku z tym nie przewidując, jak ważne będzie to, by nie zostawił po sobie żadnych śladów, które wskazywałyby na to, że kiedykolwiek odwiedzał ten hotel. Wziął drugą zawieszkę "Nie przeszkadzać" z innych drzwi, znajdujących się kilka pokoi dalej, i powiesił ją tak, by pokojówka zobaczyła prośbę o posprzątanie pokoju. Zatrzymał się jeszcze na moment, rozglądając się po pomieszczeniu, aby ostatecznie upewnić się, że o niczym nie zapomniał, a potem wyszedł, zamierzając pojechać do szpitala.

Być może uda mu się wytrzasnąć jednego czy dwóch pacjentów, których mógłby uratować.

---
---

Wilson znalazł House'a za jego biurkiem, siedzącego z opuszczoną głową i śpiącego jak kamień. Piskliwy jęk, jaki wydało powietrze wyciśnięte z tapicerowanego siedzenia krzesła dla gości powiadomiło House'a o jego obecności i diagnosta obudził się, podrywając twarz ze zgięcia łokcia tylko na tyle, by zobaczyć, kto przyszedł.
- Musisz tak skrzypieć?

- Od jak dawna tu jesteś?

- Nie mam pojęcia... parę godzin. A która jest?

- Wpół do dwunastej. Twój zespół jest w klinice, odrabiając twój dyżur.

- Cóż za wścibstwo z ich strony.

- Myślę, że się nudzili. Poza tym wyglądasz koszmarnie oraz... - Wilson zawiesił głos dla podkreślenia swych słów - nie masz żadnego pacjenta. - Przyjrzał się twarzy House'a, wypatrując kłamstwa. - Dlaczego powiedziałeś, że masz?

- Uznałem, że do tego czasu jakiegoś znajdę. Mój ostatni pacjent dwa dni temu został wypisany do domu.

- Wiem, że kłamiesz. - Wilson przełknął swój wzbierający strach, mając nadzieję wbrew wszelkim przesłankom, że House nie złamał danego mu słowa i nie poszedł zeszłej nocy zobaczyć się z Roystonem, który o tej porze musiał już wrócić do miasta. - Gdzie byłeś?

House stęknął, przeciągnął się i rozsiadł wygodnie w fotelu. - Pojechałem jeszcze raz zobaczyć się z tym dzieciakiem. Liczyłem na to, że zmienił zdanie?

- A zmienił?

- Nie.

- Więc dokąd pojechałeś?

House odwrócił głowę, lecz nie spuścił z oczu twarzy Wilsona. - Czy to zapowiedź tego, jak będzie wyglądać przyszłość? Zamierzasz przepytywać mnie za każdym razem, gdy wyjdę z naszego mieszkania? Będziesz szpiegował mnie, używając [link widoczny dla zalogowanych] swojej byłej żony? Zainstalujesz mi podsłuch w bieliźnie?

- Nie. - Wilson ze wszystkich sił próbował nie zacząć kipieć podejrzliwą, rozdygotaną zazdrością, lecz gdy chodziło o House'a i Roystona - gdy chodziło o Roystona dotykającego House'a rękami i innymi narządami - cholernie trudno było się przed tym powstrzymać. Wilson odnalazł niewielką pociechę w tym, że House użył sformułowania "nasze mieszkanie". To był bardzo, bardzo dobry znak, który rozgrzał Wilsona od środka, przynajmniej odrobinę. Pomogło to ostudzić palącą zawiść, która wypełniła jego serce i penisa. - Ale nienawidzę tajemnic, kiedy wiem, że masz kłopoty.

- To ty masz kłopoty. Ja jestem po prostu twoją ostatnią deską ratunku, zanim owe kłopoty przestaną wysyłać ostrzegawcze wiadomości i zamiast tego osobiście złożą ci nieprzyjemną wizytę, zatem szczerze ci współczuję.

- Co my zrobimy, House?

- Poczekamy.

- Poczekamy? Chcesz po prostu... czekać?

- Tak. Polega to ta tym, że nie robi się nic. Piękno tego tkwi w tym, że nie wymaga to żadnego podręcznika.

- A na co mamy czekać?

- Aż zajdą jakieś zmiany.

- Nie możesz podchodzić do czegoś tak poważnego, jak do jednej ze swoich zagadek.

- Jasne, że mogę. Widzisz? - House odchylił się na fotelu, zakręcił młynka kciukami i spojrzał w sufit, jak gdyby popadł w zamyślenie. Po chwili wrócił do swojej poprzedniej, przygarbionej pozycji. - Łatwizna.

Wilson poczuł się pokonany. Zrobiło mu się niedobrze. Wszystko miało dobiec końca, szczególnie wszystko dla niego. Dopiero co ściągnął House'a z powrotem do swojego życia, a teraz miał ponownie go stracić. Sytuacja przedstawiała się tak beznadziejnie, że miał ochotę się rozpłakać.
- Nie mogę tego zrobić... siedzieć i czekać. Coś takiego doprowadza mnie do szaleństwa.

- Dlatego masz cztery byłe żony.

Wilson potarł oczy i twarz, po czym bezradnie opuścił dłonie na kolana.
- Mam pacjenta za kilka minut.

- Zatem masz coś, czym możesz się zająć. Idź i zabierz się do roboty, zanim sam doprowadzisz mnie do szaleństwa.

- Chcę o tym jeszcze później porozmawiać.

- Za nic w świecie nie mam co do tego wątpliwości. - House z ulgą patrzył, jak Wilson wychodzi z jego gabinetu, chociaż jego przyjaciel wymaszerował stamtąd tak, jakby zamykał własny kondukt żałobny.

House był o wiele mniej spokojny, niż okazywał to przed swoim emocjonalnie rozbitym przyjacielem. W tym okolicznościach czekanie na dzwonek telefonu samo w sobie było rodzajem specjalnego marszu pogrzebowego. Kto będzie się znajdował po drugiej stronie słuchawki? Lucas? Zakładając, że Nilu zatrzymał wizytówkę Lucasa, a policja niewątpliwie ją znajdzie - być może. Lucas albo policja. Nie to, że House chciał, by Lucasa uczyniono odpowiedzialnym za śmierć dzieciaka.

Czemu, do diabła, nie pomyślał o tym, żeby poszukać jego wizytówki?

Było to poważne potknięcie, które House przypisał przemęczeniu. Obciążenie Lucasa podejrzeniem o związek ze śmiercią Nilu byłoby całkowicie krzywdzące, nie mówiąc już o tym, że niesprawiedliwe, lecz przez coś takiego z pewnością wyleciałby z życia Cuddy i jej córuni.

Jednak House przypomniał sobie, co łączyło go - albo co wkrótce miało połączyć go znowu - z Wilsonem, i myśl o drobnej zemście zniknęła. Lecz przez moment narobiła mu ona apetytu na wyrządzenie odrobiny słodkiego zła.

Czy będzie to Royston? Bardzo możliwe, owszem. Kiedy na miejscu zbrodni policja zgromadzi wystarczający, lecz nie nazbyt obfity, materiał dowodowy w postaci nasienia Roystona oraz prześledzi połączenia telefoniczne, które zostały wykonane do i z pokoju hotelowego, a także z komórki Nilu (chociaż żadne z nich nie było dziełem chłopaka), nawet nieopierzony, przestraszony żółtodziób powinien być w stanie powiązać to wszystko w całość.

Lucas wymyśli jakieś sprytne uzasadnienie dla swoich rozmów z Nilu, a Royston nie zdoła wyjaśnić, skąd się wzięła jego sperma na zwłokach chłopaka, i voil&agrave;! Koniec z dupkiem. Nawet gdyby w tym momencie Royston usiłował przekonać gliniarzy, że ktoś go wrabia, wystarczy, że prowadzący śledztwo rzucą okiem na jego przeszłość i znajdą tam Nilu razem z jego potajemnym gejowskim życiem oraz jego byłą żoną, zmarłą wskutek samobójstwa, ponieważ Royston nie mógł się powstrzymać przed zachowaniem się jak kawał chuja (House miał skrytą nadzieję, że zmarła eksżona przed śmiercią dokładnie opowiedziała swojej matce, siostrze, najlepszej przyjaciółce i swojemu fryzjerowi o potajemnym romansie tego homoseksualnego drania, jej byłego męża, z drugim draniem o imieniu Albert). Roystona otaczała wystarczająca ilość cierpienia i śmierci, żeby tym razem nie miał najmniejszych szans umknąć szakalom, chcącym rozerwać go na strzępy.

Dzwoń, przeklęty telefonie!

House tak naprawdę nie oczekiwał, że telefon go posłucha, a jednak tak się stało i przenikliwy sygnał rozbrzmiał niewinnie, skupiając na sobie całą jego uwagę. Serce House'a zaczęło walić mu w piersi, jakby był uczennicą na pierwszej randce.

Rozegraj to jak zwykle, House. Bądź sobą. Zachowuj się jak dupek.
- Czego? - odezwał się do słuchawki. Jego nuda została właśnie zakłócona, więc powyżywa się przez moment na tym, kto dzwonił, tylko po to, by zabić trochę czasu. Taaa, dobrze. Pierwsze, ostre słowo zabrzmiało idealnie, jak na dupka przystało.

- Greg. - To był Royston. House uniósł w górę dłoń zaciśniętą w pięść, co było odruchowym zademonstrowaniem radości. Punkt dla drużyny gospodarzy! Drużyna gospodarzy składała się z niego i z nikogo poza nim. [link widoczny dla zalogowanych]. Taniec.

- Greg... Jezu...

Głos należał do Roystona, lecz nie było w nim słychać zwyczajowej modulacji, z jaką mówił ten kutas, gdy miał pełną kontrolę nad sytuacją.
- No? Czego? - Idealnie. Jeszcze bardziej opryskliwie. Niech myśli, że nie obchodzi mnie, czego dotyczy pieprzony problem, który chce przedyskutować. Nic trudnego, bo taka była prawda. House nie zamierzał zawracać sobie głowy udawaniem, że był do tego stopnia znudzony.

- Policja sądzi, że kogoś zabiłem. Znaleźli jakiegoś dzieciaka w pokoju w hotelu. Był martwy. Powiesił się. Przysięgam na Boga, że to nie ja to zrobiłem.

Taaa, wiem. Dziwne. Royston oczekiwał od niego pomocy, na rany Chrystusa. Ten skurwiel rzeczywiście myślał, że jego jedynie-tak-zwany chłopak, nad którym się znęcał i którego poniżał przez okrągły rok, z ochotą okaże mu współczucie i wsparcie w trudnych chwilach.
- Och? Kim była ta do-niedawna ludzka istota? - I jakie to nieuprzejme z jego strony, że przerwał twój lunch, składający się z kanapki z wołowiną i wody Perrier, swoją odrażającą śmiercią.

- Oni uważają, że go zamordowałem. Och, Greg, skarbie, wiem, że czasami potrafię być nieco ostry, ale ty wiesz, że nie jestem zdolny do czegoś takiego.

Święty człowiek powieszony na słupku ogrodzenia... Royston naprawdę chciał jego pomocy. Jego moralnego wsparcia. Oraz, rzecz jasna, jego ust na swoim sztywnym penisie, kiedy to tylko możliwe. Nie można zapominać o tej części ich czułego romansu.
- I czego oczekujesz ode mnie w związku z tym?

- Mam już dobrego adwokata, ale czy mógłbyś przyjechać na posterunek? Twoja obecność w pobliżu dodałaby mi otuchy.

On sobie chyba, kurwa, żartował. - Um, niech no się zastanowię. Co powiesz na... nie?

House usłyszał gwałtowne wciągnięcie powietrza po drugiej stronie słuchawki. Telefon, z którego pozwolono skorzystać Roystonowi, prawdopodobnie był jednym z tych staromodnych modeli zawieszonych na ścianie, o poskręcanym kablu i poczerniały od odcisków palców wielu innych dupków, którzy przebyli tamte korytarze przed Roystonem. Poza tym w pokoju prawdopodobnie było zimno, a drzazgi z drewnianego krzesła powbijają się w jego blade dupsko. House nie posiadał się z radości.

- Ale jak to... nie? Greg, ja nie... nie rozumiem... Kocham cię. Wiem, że ty też czujesz coś do mnie i chcę, żeby to, co nas łączyło, trwało nadal.

- Masz na myśli ślady po ugryzieniach na moich plecach? Mój rozkwaszony nos? Brutalne gwałty? Taaa, dla mnie też to była wyśmienita zabawa.
"To, co nas łączyło"? Łączyła ich tylko fizyczna wymiana potu i innych płynów ustrojowych. Łączyły ich epizody zmagań w łóżkowych zapasach, dopóki obaj nie osiągnęli orgazmu. Łączył ich seks. Tylko to i nic więcej. House czuł się zbrukany, wiedząc, że w ogóle pozwolił sobie darzyć tego człowieka najsłabszym cieniem sympatii. Jego związek z Roystonem był jednym wielkim gównem. Nie łączyła ich intymna bliskość, nie uprawiali miłości, czy choćby seksu za obopólną zgodą. Nie było nawet miłych słów od czasu do czasu.

House wypływał na powierzchnię emocjonalnego dołu wypełnionego czarnym, oleistym szlamem, z którego niecierpliwie pragnął się wydostać. Chciał znów poczuć, że jest czysty. I nie mógł się już doczekać, by zostać sam na sam z Wilsonem.

- Wiesz, że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.

- Pierdol się, A-l-l-l-bert - parsknął do słuchawki House. Już samo imię tego człowieka sprawiało teraz, że czuł się brudny. "A-l-l-l", jak stęknięcie z bólu. "Bert", jak bluźnięcie jadem. Pierdolony wąż. - A czemu w ogóle oni sądzą, że to twoja robota?

- Powiedzieli, że znaleźli moją spermę na jego łóżku i n-na nim. Ale to niemożliwe, nie ma sposobu...

House usłyszał ciszę, która zapadła, gdy Royston urwał nagle w pół słowa, i poczuł porażający elektryczny impuls zrozumienia, który przeniknął na wskroś ciało mężczyzny znajdującego się po drugiej stronie telefonu w brudnym pokoju zatrzymań na posterunku policji. Albert coś wolno kojarzył tego dnia. Prawdopodobnie za sprawą straszliwej myśli, że trafi do więzienia na resztę swojego życia.

- Ty... to zrobiłeś?

House był zachwycony, słysząc furię zmieszaną ze strachem, który zaciskał krtań tego sukinsyna.
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz, Royston, ale ty zawsze byłeś odrobinę stuknięty.

Sapanie z gniewu i rozpaczy było wszystkim, co zostało Roystonowi, kiedy fala potwornej prawdy przetoczyła się po nim i przez niego. House dołożył starań, by ostatnie słowa wypowiedziane do jego ekskutasa składały się z licznych warstw złośliwej ironii:
- Nie schylaj się po mydło. Och, chwila, jak nad tym pomyśleć, prawdopodobnie będziesz to robił - powiedział i odłożył słuchawkę.

Jeżeli policja zjawi się, by go przesłuchać - a z całą pewnością tak będzie - wystarczy, że będzie udawał, iż o niczym nie wie. Skoro Royston tak strasznie uwielbiał trzymać ich związek w tajemnicy, to nikt oprócz Wilsona o nim nie wiedział, a nie istniało nic, przez co można by go powiązać z Roystonem w innym charakterze niż jako jego pracownika.

---
---

- Chyba że Royston zdecyduje się ujawnić, co ciebie z nim łączyło - zauważył Wilson, gdy kilka godzin później omawiali ekscytujące wydarzenia tego dnia, popijając przy tym doskonałą kawę w pobliskiej kawiarni. Szpitalna poczta pantoflowa aż huczała od szokującej nowiny, że ich Dziekan został aresztowany pod zarzutem morderstwa!

- Czemu miałby to zrobić? To by tylko niezbicie dowiodło, że Royston lubi pieprzyć się z mężczyznami oraz tłuc ich na kwaśne jabłko. Jeśli do tego dojdzie, z radością pokażę im moje blizny, które zostawił mi ten stręczyciel.

- Co będzie, jeśli wygada się o Naomi?

- A kto mu teraz uwierzy? - zapytał rozsądnie House. - Najgorszy scenariusz jest taki, że gdyby poruszył ten temat, to musiałby powiedzieć o wszystkim. Wówczas zapytaliby go, czemu zatrzymał taką informację dla siebie. Szczególnie interesujący byłby fakt, że szantażował mnie zniszczeniem ciebie, jeżeli nie będę uprawiał z nim seksu. A wtedy ja napomknąłbym przypadkiem, że Royston wspominał mi w wielu starannie dobranych słowach o "robieniu tego już wcześniej" z młodym pielęgniarzem na zachodnim wybrzeżu, co skierowałoby rozmowę z powrotem na Nilu oraz na niewygodny i niezaprzeczalny fakt, że znaleziono spermę Roystona w pokoju hotelowym martwego dzieciaka.

Wilson sprawiał wrażenie nieprzekonanego. - To jest niewiarygodne... i cudowne w straszny, wywracający żołądek sposób. - Jednak na myśl o przyszłości, w dalszym ciągu oblewał się zimnym potem: - Ale Royston nadal ma solidne argumenty.

- My mamy ich więcej - odparł House. - Uspokój się, Jimmy. Poczekamy i zobaczymy, co będzie.

- Nie wiem, jak ty możesz zawsze to robić - powiedział z wyrzutem Wilson.

House bawił się swoimi kluczami na niewielkim stoliku, pobrzękując nimi i podzwaniając.
- Mam ci to zademonstrować jeszcze raz?

Kręcąc głową, Wilson próbował się uspokoić. House zauważył, że filiżanka Wilsona była pusta i skinął na kelnerkę. Spostrzeżenie House'a nie uszło uwadze Wilsona. Drobne gesty. House był dobry w tego typu rzeczach. Zawsze bardzo dobrze mu szło przekazywanie tego, co czuł, za pomocą trywialnych, naturalnych - czasem nawet słodkich - gestów. To właśnie Wilson kochał w House'ie. Nie zamierzał nigdy o tym wspominać. Gdyby to zrobił, z pewnością wszystko by zrujnował.
- Nie mogę uwierzyć, że Royston znowu spotkał się z Nilu. Wydaje się to niewiarygodną głupotą z jego strony. Albo po prostu nadzwyczajnym egoizmem.

House zakręcił w dłoni swoją filiżanką, na dnie której pozostały mętne resztki kawy.
- Prawda?

Wilson usłyszał w tym pytaniu cień sarkazmu. Zmrużył oczy. Co takiego mu umykało? Jakaś drobna kwestia.
- Jak inaczej policja mogłaby znaleźć jego nasienie w pokoju? I czemu po wszystkim zabił tego dzieciaka? To nie ma żadnego sensu.

- Są tylko trzy rzeczy na świecie, które Royston kocha: seks, władza i przemoc. Zaufaj mi, to ma sens.

House wpatrywał się w swoją filiżankę, a Wilson zaczął się zastanawiać, na co on tak naprawdę patrzył. Albo czym było to, czego on sam nie potrafił dostrzec.
- House, co ty zrobiłeś? - Kiedy House nie odpowiedział natychmiast, Wilson mówił dalej: - Wiem, że coś zrobiłeś. Uparcie twierdziłeś, że powinniśmy poczekać, aż zajdą jakieś zmiany, ale ty nie wierzysz w bezczynne czekanie, pozwalając, by Karma wzięła sprawy w swoje ręce. Ty w ogóle nie wierzysz w Karmę... ani w to, że wszechświat potoczy się tak, jak powinien. Ty wierzysz w działanie. Zatem o jakim działaniu w tej sprawie ja zupełnie nic nie wiem?

- Zaufaj mi, to nie byłem ja. To wszystko dzięki Nilu. On jest bohaterem. Ja tylko stałem z boku i pchnąłem sprawy we właściwym kierunku.

- Zatem zrobiłeś coś "u jego boku". Co to było?

Jeżeli mieli być razem i trzymać się razem, ich związek powinien się przynajmniej zacząć we właściwym miejscu. Wilson był warty wszelkich działań, więc House musiał zrobić to tak, jak trzeba.
- Nilu popełnił samobójstwo. Był martwy, kiedy przyjechałem do hotelu.

- Nie, to Royston go zamordował. Policja znalazła jego spermę na miejscu zbrodni. To przynajmniej ma jakiś sens.

- Nie.

- No, to się pogubiłem. Co to...?

House oparł się na krześle, zwiększając odległość pomiędzy sobą a gniewem, którego nadejścia się spodziewał.
- Sperma Roystona odbyła małą przejażdżkę.

Brązowe oczy - dotychczas nieufne, lecz zaciekawione - przepełniły się nagłym zrozumieniem i szokiem.
- Chcesz powiedzieć, że podłożyłeś dowód?

House rozejrzał się wkoło, po twarzach kilku siedzących w pobliżu klientów. - Może mógłbyś to powiedzieć odrobinę głośniej, żeby ludzie przy końcu baru też mogli cię usłyszeć?

Wilson zniżył głos. - Jak... c-co... House... Jakim cudem? W jaki sposób mogłeś tego dokonać? To znaczy, czyżbyś zachował jakąś próbkę po jednym z waszych wcześniejszych spotkań?

- Aha.

Wilson pokręcił głową z niedowierzaniem i dezorientacją. - Ale po co miałbyś to robić? Po co ktokolwiek miałby robić coś takiego? Jakim cudem wiedziałeś, że Nilu się powiesi?

- Nie wiedziałem. Mówiłem ci już, że był martwy, gdy go znalazłem.

- I wtedy, oczywiście, wpadł ci do głowy niebezpiecznie szalony pomysł wrobienia niewinnego człowieka w morderstwo.

Twarz House'a pociemniała. - Royston w żadnym razie nie był niewinny.

Cienka dotychczas strużka płynącej prawdy nagle wezbrała, by wypełnić lukę w myślach Wilsona.
- To oznacza, że ty... po tym, jak mi obiecałeś... po tym, jak przysiągłeś, pojechałeś do Roystona tej samej nocy i... i...

House odstawił swoją pustą filiżankę na brzeg stolika. Skinął głową. - I.

Wilson był o krok od obrzucenia swojego wiarołomnego chłopaka bogatym repertuarem słów karcącej krytyki, lecz powstrzymał się, widząc, że na twarzy House'a nie pojawił się wyraz samozadowolenia z powodu bycia bohaterem dnia, tylko przygaszona mina wyrażająca zawstydzenie zbezczeszczeniem własnej osoby. Wilson ugryzł się w język na widok dawnego cierpienia, które House usiłował ukryć. Złamał swoją obietnicę tej samej nocy, gdy ją złożył, lecz nie po to, by zaspokoić egoistyczne, fizyczne żądze. Zrobił to wyłącznie po to, by ocalić jedyną rzecz, jaka została mu w życiu, którą uważał za wartą upokorzenia samego siebie.

House wpatrywał się przez chwilę we własne dłonie, po czym podniósł wzrok na Wilsona.
- A więc jak bardzo się gniewasz? Czy to znaczy, że z nami koniec?

Wilson nie dbał o to, kto patrzył. Wziął szorstką dłoń House'a w swoją i ścisnął kurczowo jego pokryte zgrubieniami palce, jakby zależało od tego jego życie.
- Nie... nie. - Co niezwykłe, House nie zabrał ręki. Wilson miał ochotę go pocałować, ale to byłoby wystawianie szczęścia na próbę. - Jezu, House, nie. - Nigdy-kurwa-przenigdy! - Kocham cię, pamiętasz?

Koniec końców, w przypadku House'a wszystko sprowadzało się do drobnych, tworzących całość spraw. Do maleńkich, honorowych, szczodrych gestów. Zawsze.

Chociaż z drugiej strony raz na jakiś czas bywały one oszałamiające!


<center>~~ the end ~~</center>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 2:10, 28 Lip 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:30, 10 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
i może do tego evil jak fretki
No w sumie... przecież świstak siedział za nieletnią wiewiórkę

Richie117 napisał:
no tak, DS jest znany z serwowania odgrzewanych kotletów
W dodatku zepsutych, bleeeh.

Richie117 napisał:
Albo dostaniemy really creepy finał serialu, w którym chłopaki są ścigani przez wszystkie kobiety ze swojej przeszłości i do końca życia muszą się ukrywać w szpitalnych schowkach na miotły
To brzmi... zachęcająco - w końcu w takich schowkach jest nudno i trzeba czymś wypełnić sobie czas Tylko miejsce nietrafione, bo taka Sam chociażby - jako czarownica - będzie doskonale w nich obeznana Albo wpadnie na chłopaków, kiedy będzie rozglądała się za swoją miotłą

Richie117 napisał:
Btw, doczytałam w komentach do spoilerów, że LE prawdopodobnie nie pojawi się nawet gościnnie w 8. sezonie *nieśmiały happy! *
Me też czytała (taa, tyle z mojego trzymania się z dala od spoilerów ) *śmiały happy! * (A co mi tam! )

Richie117 napisał:
to niewykluczone - przecież po karetkę może dzwonić po to, żeby wykręcić się od podejrzeń
aha! Mam Cię!

Richie117 napisał:
um... pewne dziecko ma z tym coś bardzo wspólnego
ech... dziecko, zabrudzona pościel *myśli intensywnie* Co oni, uprawiali erę w przedszkolu? O, wiem! Wilsona wyrzucili z pracy i musiał znaleźć nową. I został opiekunką do dziecka! Nie muszę mówić, że bardziej zajmował się małym, ale Gregiem... *wyobraźnia mode on*

Richie117 napisał:
jak w Matriksie
Nie, raczej jak w sekcie

Richie117 napisał:
mam wrażenie, jakby ciąża Wilsona już była 'niekończąca się'
Ależ ona wcale nie jest niekończąca się! Trwa tylko jakieś... 3 lata?

Richie117 napisał:
yup. Jak już gdzieś wspominałam, chcę się zająć tym AU 7. sezonu i fikiem o "zdziecinniałym" House'ie. Ale to dopiero za dwa tygodnie
Pamiętam, tylko... dwa fiki naraz? Ambitnie

Richie117 napisał:
a ten bananek były podzielony wzdłuż czy w poprzek?
w poprzek, bo gdyby był podzielony wzdłuż to by było bardziej kłopotliwe

Richie17 napisał:
Well, chyba trochę by było... ale zaletą byłoby to, że żeby zachować upokarzającą prawdę w tajemnicy, chłopaki musieliby zawsze trzymać się razem
Squee, banankowe bliźnięta syjamskie

Richie117 napisał:
tylko że House nie chce uprawiać ery z potłuczonym Wilsonem, żeby go bardziej nie uszkodzić
Kiedy on się taki troskliwy zrobił? dziękuję za fiki!

Richie117 napisał:
(a chusteczki i tak będą happy, że nie muszą dłużej znosić DNA Roystona )
"Śmierć cię uwolni"? Tak mi się skojarzyło.

***

Richie17 napisał:
Przed państwem ostatni rozdział tego oto fika, a w nagrodę, że tak dzielnie trwaliście ze mną przy nim przez pół roku, to pozwolę Wam odpocząć ode mnie i mojej tfurczości przez najbliższe dwa tygodnie
To ma być nagroda???


Sposób, w jaki House wybrnął z sytuacji z Roystonem mnie nie zaskoczył, te chusteczki z poprzedniego rozdziału były dość oczywiste Za to mam niezłą zagwozdkę z lukami w House'owym planie - przychodzą mi na myśl same dziwne rzeczy. Pewnie jak zwykle za bardzo kombinuję, a to jest coś oczywistego... Może jeszcze mnie olśni ^^ (Chociaż... tak sobie pomyślałam, że mógł poprzednim razem zostawić na klamce odciski palców. Tyle że wtedy drzwi chyba były uchylone, więc nie musiał jej dotykać Mam jeszcze kilka pomysłów, ale już sobie daruję )

Cytat:
Będziesz szpiegował mnie, używając teatralnej lornetki swojej byłej żony?
Jaka stylowa - świetnie by pasowała do tego "złotego" krawatu Wilsona!

Och, ten skamlący ze strachu Royston był jak miód na moje serce

Cytat:
- Nie schylaj się po mydło. Och, chwila, jak nad tym pomyśleć, prawdopodobnie będziesz to robił - powiedział i odłożył słuchawkę.
Whoaa!

Cytat:
Drobne gesty. House był dobry w tego typu rzeczach. Zawsze bardzo dobrze mu szło przekazywanie tego, co czuł, za pomocą trywialnych, naturalnych - czasem nawet słodkich - gestów.
Lepsze takie gesty niż puste słowa, nie?

Strasznie się ucieszyłam, że Wilson darował sobie moralizujący wykład. I że skupił się na tym, dlaczego a nie co House zrobił. Bo to, ile on dla Wilsona poświęcił mówi samo za siebie (jak w reklamie Raffaello - "Wyraża więcej niż tysiąc słów" ) (wstawiłabym tutaj serducho, ale posta mi ucina, jak tak robię. Wtf? )

(*udaje, że nie zauważyła braku ery* )


Korzystając z okazji chciałam jeszcze powiedzieć: Dziękuję! Za czas i wysiłek włożony w to (i nie tylko) tłumaczenie, za to ile zrobiłaś i wciąż robisz dla Hilsona (Pewnie słyszałaś to tyle razy, że już Ci się to znudziło, ale co mi tam )


Iii... wracaj szybko

PS. W ramach rozluźnienia atmosfery --> [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Nie 21:38, 10 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:44, 11 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
powinnam była wymyślić więcej angstowych kawałków, żeby zachować równowagę z fluffem
no co Ty, taka równowaga jest zupełnie niepotrzebna!

Richie117 napisał:
wiele rzeczy się sprawdziło, a inne albo są niewykonalne, albo nikt nie wpadł na nakręcenie i wrzucenie do neta takich kinky!zabaw
wyobraźnia na pewno jest o wiele bardziej 'giętka'

Richie117 napisał:
dziura zarośnie w końcu - po mojej 'siódemce' nie został już nawet ślad; even better, jak byłam mała, musiałam wyrwać dolną 'dwójkę' i zęby tak mi się zeszły razem, że dentysta się mnie pytał, czy mi ta 'dwójka' nigdy nie wyrosła
yeah, w końcu... tylko, że ja bym chciała już... źle być niecierpliwym xd Mój pierwszy mleczak za to wylądował w trawie w przedszkolu, po tym jak go sama wyrwałam

***

Ostatni rozdział fika, nie lubię tego... Ale lubię kryminalne zagadki, więc idę rozkładać na czynniki pierwsze plan House'a. Dobrze, że wspomniałaś, że można znaleźć jakiś błąd, bo inaczej pewnie bym nie zauważyła;p

Hmmm... schody i winda. No niech mu będzie, że się uda. Jeśli chodzi o rozmazywanie spermy z chusteczki, to nie wiem. Na pewno wygląda inaczej niż ta 'normalnie wyrzucona'. No ale załóżmy, że faktycznie chusteczki nie zostawiły śladu, ani to wszystko nie wzbudziło podejrzeń. No i zostaje to:

Cytat:
Wziął drugą zawieszkę "Nie przeszkadzać" z innych drzwi, znajdujących się kilka pokoi dalej, i powiesił ją tak, by pokojówka zobaczyła prośbę o posprzątanie pokoju.
tu coś widzę - House'owi pozorującemu morderstwo zależy na jak najszybszym wykryciu 'zbrodni', więc zmienił plakietkę na tą z prośbą o posprzątanie, tym samym odkrycie ciała. Morderca natomiast by tak nie zrobił, bo pewnie by mu zależało, by moderstwo zostało wykryte jak najpóźniej, a nie przy pierwszym sprzątaniu. (chyba, że jakiś durny moderca, ale zazwyczaj przecież im zależy, by zbrodnia nie została wykryta, najlepiej w ogóle).

A poza tym, czy to nie dziwne, że morderca wiesza swoją ofiarę, zamiast po prostu ją udusić?!

Cytat:
Czemu, do diabła, nie pomyślał o tym, żeby poszukać jego wizytówki?
wizytówka Lucasa... no dobra, nawet jak policja ją znajdzie, to co? Przecież dzieciak mógł potrzebować detektywa, skoro ktoś go gwałcił, a że się bał i z kilku innych przyczyn nie mógł pójść na policję... Nie pamietam tylko gdzie Lucas mieszka (się przenieśli, jak dobrze pamiętam, nie?), a gdzie Nilu, ale jest nadzieja, że zatrudnianie detektywa z drugiego stanu jest normalne.
Sprawdziłam, jeśli ten Nilu był z Seattle, to niemożliwe, by miał detektywa z drugiego wybrzeża USA

Cytat:
- Mam już dobrego adwokata, ale czy mógłbyś przyjechać na posterunek? Twoja obecność w pobliżu dodałaby mi otuchy.
no chyba go porąbało. Hahaha, dobry jest ten Albercik

Cytat:
Wiem, że ty też czujesz coś do mnie i chcę, żeby to, co nas łączyło, trwało nadal.
odrazę chyba czuje... lekko mówiąc

Cytat:
- Ty... to zrobiłeś?
no dobra, Royston dzwoni z policji, więc pewnie nagrywają/podsłuchują rozmowy. (Jak nie, to mam zbyt bujną wyobraźnię). No to już mają House'a - dlaczego niby Royston miałby go podejrzewać? O, no i jest temat i powód do przesłuchania diagnosty.

Chyba mnie ponosi... ok, już daje sobie spokój z tą policją i tym błędem. Daj znać co odkryłaś

Cytat:
- To jest niewiarygodne... i cudowne w straszny, wywracający żołądek sposób.
taaak, Wilson doceń starania House'a!

Cytat:
Wziął szorstką dłoń House'a w swoją i ścisnął kurczowo jego pokryte zgrubieniami palce
...
- Kocham cię, pamiętasz?
umm... ale perfect ending!


Richie, dzięki Ci za tego fika
i nie pozostaje nic innego, jak tylko życzyć Ci wielkiej weny i masy czasu na całą resztę fików


e: tak mi jeszcze wpadło do głowy... jeśli Royston byłby w tym hotelowym pokoju, to powinny być tam też jego odciski palców, nie? A nie tylko te inne ślady


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez advantage dnia Wto 13:08, 12 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 10:04, 18 Lip 2011    Temat postu:

Dawno mnie chyba tutaj nie było. Ale cóż długa opowieść dlaczego. I niezbyt miła, a chcę sie skupić na miłych rzeczach.

Czytałam każdą część z coraz to innym odczuciem. Ale dopiero ostatnia część pokazała mi piękny urok tego opowiadania. Nie mówię, ze mi się wcześniej nie podobało! No nie, chociaż czasami...
Podobała mi się ta podróż w ten świat i jestem Ci wdzięczna za nią.
Nie potrafię komentować, więc wybaczysz jak napiszę, że genialnie dobrałaś tekst i w ogóle jestem zachwycona?
Chyba będziesz musiała, bo więcej nie potrafię rzec

Weny, kochana!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:39, 20 Lip 2011    Temat postu:

Niestety trochę zwiodłam się zakończeniem
To znaczy, sama relacja między chłopakami i jej rozwój, jak najbardziej mi się spodobały. Dopiero teraz doceniam pierwsze rozdziały i to, jak zachowywał się wtedy Wilson. Wszystko rozwinęło się stopniowo i bardzo realistycznie. Tą częścią opowiadania jestem zachwycona
Ale sam Royston i intryga House'a... Khem. Khem. Nie wiem nawet, co powiedzieć. No bo Royston - od początku z uporem pokazywany jako sadysta i mistrza zła - ostatecznie okazał się być ckliwym mięczakiem. A genialny plan House'a? Jest po prostu strasznie naciągany. Odnoszę dziwne wrażenie, że w realnym świecie House trafiłby do więzienia jeszcze zanim on i Wilson zdążyliby dojść do gry wstępnej (dlaczego właśnie zamarzyłam o alternatywnym zakończeniu z sequelem i kilkoma rozdziałami w więzieniu? Zła, zła ja xD).

Także ogólnie fika oceniam pozytywnie. Naprawdę przekonałam się do niego Ale zakończenie niestety jest sporym minusem.

A i tak należą Ci się wielkie podziękowania! Nawet boję się zapytać ile pracy włożyłaś w tłumaczenie tego tekstu. Tłumaczenie, które jak zwykle jest po prostu świetne

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:21, 29 Lip 2011    Temat postu:

No, wreszcie i do tego fika się dokopałam
To zacznę od tego, jakie niedociągnięcia zauważyłam w planie House'a
1. House zadzwonił do Roystona z pokoju Nilu, kiedy chłopak był już od dawna martwy. Wystarczy, że policja porównałaby czas zgonu (określony w czasie sekcji zwłok przez patologa) z godzinami połączeń, i już Royston miałby podstawę by stwierdzić, że ktoś próbował go wrobić w morderstwo.
2. Być może patolog byłby w stanie stwierdzić, że sperma Roystona była "świeższa" niż zwłoki oraz że nie ma śladów spermy w ustach ofiary.
3. House upozorował, że Royston i Nilu uprawiali seks w łóżku, tymczasem sekcja musiałaby wykazać brak śladów po stusunku na ciele Nilu (oprócz tych na ustach i ręce), a na pościeli brakowało innych śladów po Roystonie, np włosów.
4. GeeLady nie wspomniała nic o wycieraniu odcisków palców z włącznika światła po pierwszej wizycie House'a.
5. Gdyby Royston wygadał się w sprawie Wilsona (nie po to, żeby pomóc sobie, tylko żeby się zemścić na chłopakach, bo nie miałby nic do stracenia), to tak czy siak policja musiałaby to sprawdzić i Wilson wpadłby jak śliwka w szambo.


***

Anai napisał:
To brzmi... zachęcająco - w końcu w takich schowkach jest nudno i trzeba czymś wypełnić sobie czas Tylko miejsce nietrafione, bo taka Sam chociażby - jako czarownica - będzie doskonale w nich obeznana Albo wpadnie na chłopaków, kiedy będzie rozglądała się za swoją miotłą
yup, chłopaki bardzo chętnie zajęliby się wypełnianiem czasu i... innych niewypełnionych luk
Good point, bo Cuddy pewnie jeszcze lepiej od Sam zna lokalizację schowków na miotły To powiedzmy, że chłopaki wystawiliby miotły na korytarz, żeby zrobić sobie miejsce, a jedną miotłę zachowali, żeby zablokować nią drzwi

Anai napisał:
aha! Mam Cię!
poor me, dałam się przyłapać

Anai napisał:
ech... dziecko, zabrudzona pościel *myśli intensywnie* Co oni, uprawiali erę w przedszkolu?
o bosh, lepiej żeby przedszkolanki pilnowały dziecięcych leżaków, kiedy chłopaki udadzą się na przedszkolne obchody Dnia Ojca (mówiąc tylko hipotetycznie)

Anai napisał:
O, wiem! Wilsona wyrzucili z pracy i musiał znaleźć nową. I został opiekunką do dziecka! Nie muszę mówić, że bardziej zajmował się małym, ale Gregiem... *wyobraźnia mode on*
ciepło ciepło

Anai napisał:
Ależ ona wcale nie jest niekończąca się! Trwa tylko jakieś... 3 lata?
yup, teraz jakoś minie trzeci rok mojej i waszej męczarni z Gimme

Anai napisał:
dwa fiki naraz? Ambitnie
żeby mnie tylko ta ambicja nie zgubiła

Anai napisał:
Squee, banankowe bliźnięta syjamskie
to przerasta możliwości mojej wyobraźni

Anai napisał:
Kiedy on się taki troskliwy zrobił? dziękuję za fiki!
zawsze taki był, tylko się z tym ukrywał and nie ma za co

Anai napisał:
"Śmierć cię uwolni"? Tak mi się skojarzyło.
tjaaa... jakby drzewa, z których zrobiono papier na te chusteczki znały swoje przeznaczenie, to powiesiłyby się na własnych korzeniach


Anai napisał:
To ma być nagroda???
okeeej, next time postaram się o bony towarowe do sexshopu

Anai napisał:
Za to mam niezłą zagwozdkę z lukami w House'owym planie - przychodzą mi na myśl same dziwne rzeczy. Pewnie jak zwykle za bardzo kombinuję, a to jest coś oczywistego... Może jeszcze mnie olśni ^^
tak do końca oczywiste to chyba nie było, bo ja wpadłam na to dopiero przy tłumaczeniu, a nie kiedy czytałam fika dwa razy

Anai napisał:
Chociaż... tak sobie pomyślałam, że mógł poprzednim razem zostawić na klamce odciski palców. Tyle że wtedy drzwi chyba były uchylone, więc nie musiał jej dotykać
nope, drzwi były zamknięte, tylko nie na klucz. W ogóle z tymi odciskami palców to dość niejasna sprawa jak dla mnie (np po pierwszej wizycie mogły zostać odciski w windzie), ale może GeeLady po prostu zapomniała napisać o kilku rzeczach.

Anai napisał:
Jaka stylowa - świetnie by pasowała do tego "złotego" krawatu Wilsona!
albo do smokingu Bo Wilson z jego poczuciem stulu nie wyszedłby na ulicę z teatralną lornetką, mając na sobie zwykły garnitur

Anai napisał:
Och, ten skamlący ze strachu Royston był jak miód na moje serce
yeah chociaż nie wiem, czy to skomlenie nie było przypadkiem udawane, na wypadek gdyby ktoś stał obok niego i słuchał, co mówi. Za to zdziwienie, że House go wrobił, wyglądało autentycznie

Anai napisał:
Lepsze takie gesty niż puste słowa, nie?
zwłaszcza w wykonaniu House'a

Anai napisał:
Strasznie się ucieszyłam, że Wilson darował sobie moralizujący wykład.
ale to pierwsze oburzenie, że House wrobił "niewinnego" człowieka było takie typowo Wilsonowe, co nie?

Anai napisał:
(wstawiłabym tutaj serducho, ale posta mi ucina, jak tak robię. Wtf? )
um... to chyba dlatego, że pod koniec posta zrobiłaś strzałkę ze znaczka ">" i w połączeniu z "<" z serduszka horumowy system traktuje to jako komendę w HTML. Można temu zaradzić, klikając przed wysłaniem posta w okienko przy "wyłącz html"

Anai napisał:
(*udaje, że nie zauważyła braku ery* )
*udaje, że dała się nabrać na to udawanie*

Anai napisał:
Korzystając z okazji chciałam jeszcze powiedzieć: Dziękuję! Za czas i wysiłek włożony w to (i nie tylko) tłumaczenie, za to ile zrobiłaś i wciąż robisz dla Hilsona (Pewnie słyszałaś to tyle razy, że już Ci się to znudziło, ale co mi tam )
oj nooo... nie rozpieszczajmy mnie
Prawdziwe podziękowania należą się Tobie i advantage, i innym komentującym, bo to Wy nadajecie sens temu, co robię i bez Was nie byłoby horumowego Hilsona

Anai napisał:
PS. W ramach rozluźnienia atmosfery --> KLIK
omg do twarzy chłopakom w takich kostiumach... takich różowych i pluszowych...

***

advantage napisał:
no co Ty, taka równowaga jest zupełnie niepotrzebna!
damn, no i jak w takich warunkach mam stworzyć chociażby pozory, że związek chłopaków czeka poważny kryzys?

advantage napisał:
wyobraźnia na pewno jest o wiele bardziej 'giętka'
i potrafi bez ograniczeń 'tryskać'... różnymi rzeczami

advantage napisał:
Mój pierwszy mleczak za to wylądował w trawie w przedszkolu, po tym jak go sama wyrwałam
oh my... *podziwia* ja się panicznie bałam wyrywać mleczaki i gdyby nie powypadały same, to miałabym je do dziś Ale mojemu Rexowi jednego mlecznego kła wyrwałam, a drugiego... wybiłam


advantage napisał:
Ostatni rozdział fika, nie lubię tego...
yeah, me too. Ledwo się człowiek przywiąże do historii i wczuje w sytuację, a tu już koniec. Z drugiej strony, tyle jest nowych kuszących projektów... aż mi te ostatnie rozdziały fików zajmują podwójną ilość czasu przy tłumaczeniu, bo się boję, żeby w euforycznym pędzie do końca nie zrobić wszystkiego byle jak.

advantage napisał:
tu coś widzę - House'owi pozorującemu morderstwo zależy na jak najszybszym wykryciu 'zbrodni', więc zmienił plakietkę na tą z prośbą o posprzątanie, tym samym odkrycie ciała. Morderca natomiast by tak nie zrobił, bo pewnie by mu zależało, by moderstwo zostało wykryte jak najpóźniej, a nie przy pierwszym sprzątaniu.
o, good point, na to nie wpadłam

advantage napisał:
A poza tym, czy to nie dziwne, że morderca wiesza swoją ofiarę, zamiast po prostu ją udusić?!
nope, gdyby chciał upozorować samobójstwo Ale podsunęłaś mi dwie myśli - po pierwsze, indeed, mordercy ponoć najpierw duszą swoje ofiary, a potem je wieszają (co wychodzi na jaw w czasie sekcji) plus brak śladów walki (czy ktoś dałby się ot tak powiesić?); po drugie - takie powieszenie mogłoby wcale nie być morderstwem, tylko wypadkiem podczas kinky erotycznej zabawy.
(booosh, bawimy się w adwokata diabła )

advantage napisał:
Sprawdziłam, jeśli ten Nilu był z Seattle, to niemożliwe, by miał detektywa z drugiego wybrzeża USA
to imo nie jest niemożliwe - gdyby Nilu potrzebował detektywa przeciwko Roystonowi, to mógł albo wynająć kogoś z Seattle i posłać go do Princeton, albo mógł przez telefon czy neta wynająć kogoś z Princeton, bo tak było taniej Ta wizytówka to raczej niewygodna komplikacja, niż poważny trop dla policji. Chyba

advantage napisał:
no chyba go porąbało. Hahaha, dobry jest ten Albercik
jeszcze trochę, a domagałby się "wizyt małżeńskich"

advantage napisał:
no dobra, Royston dzwoni z policji, więc pewnie nagrywają/podsłuchują rozmowy. (Jak nie, to mam zbyt bujną wyobraźnię). No to już mają House'a - dlaczego niby Royston miałby go podejrzewać? O, no i jest temat i powód do przesłuchania diagnosty.
o ile wiem, to podsłuchiwanie byłoby nielegalne bez nakazu sądu, ale to wiedza oparta na filmach itp. Ale ktoś mógłby to usłyszeć przypadkiem... cóż, przynajmniej House się wyparł, że wie o czymkolwiek. Anyway, House mógłby zeznać, co go łączyło z Roystonem, powtarzając historię Nilu (że najpierw było sweet, a później sprawy wymknęły się spod kontroli) i że Royston próbuje jego wrobić w morderstwo/podłożenie dowodów, bo jest psychopatą i wie, że House miałby motyw, żeby to zrobić.
Dopóki Royston nie poruszyłby sprawy Wilsona, a policja nie znalazłaby dowodów przeciwko House'owi, to finał sprawy powinien być szczęśliwy dla chłopaków.

advantage napisał:
umm... ale perfect ending!
też udajesz, że nie zauważyłaś braku ery?

advantage napisał:
tak mi jeszcze wpadło do głowy... jeśli Royston byłby w tym hotelowym pokoju, to powinny być tam też jego odciski palców, nie? A nie tylko te inne ślady
odciski palców mógłby od biedy powycierać, ale jeśli nie zrobił tego z czymś tak oczywistym jak ślady spermy, to brak odcisków można uznać za dziwny. Heh, gdyby badaniem dowodów zajęła się ekipa z książek Deavera, to Royston wyszedłby na wolność w mgnieniu oka

well, cała przyjemność po mojej stronie, jeśli chodzi o fika, i dziękuję za wytrwałe komentowanie and all

***

Agusss napisał:
Dawno mnie chyba tutaj nie było. Ale cóż długa opowieść dlaczego. I niezbyt miła, a chcę sie skupić na miłych rzeczach.
uh, mam nadzieję, że już wszystko dobrze albo chociaż lepiej Mniejsza o to, że Cię dawno nie było - ważne, że teraz jesteś

Agusss napisał:
Czytałam każdą część z coraz to innym odczuciem. Ale dopiero ostatnia część pokazała mi piękny urok tego opowiadania. Nie mówię, ze mi się wcześniej nie podobało! No nie, chociaż czasami...
kurcze, a ja dość szybko uznałam, że ten fikuś to drugie po OSCA najlepsze dzieło GeeLady

Skoro jesteś ogólnie zachwycona, to wybaczam I z radością zabiorę Cię w podróż w inne fikowe światy, jeśli tylko evil real life na to pozwoli.


***

Pino napisał:
Niestety trochę zwiodłam się zakończeniem
ja też, kiedy zobaczyłam te niedoróbki Ale w końcu nawet zawodowi pisarze nie są maszynami do wytwarzania samych idealnych dzieł

Pino napisał:
To znaczy, sama relacja między chłopakami i jej rozwój, jak najbardziej mi się spodobały. Dopiero teraz doceniam pierwsze rozdziały i to, jak zachowywał się wtedy Wilson. Wszystko rozwinęło się stopniowo i bardzo realistycznie. Tą częścią opowiadania jestem zachwycona
hah, a nie mówiłam? *is happy w imieniu swoim i Autorki*

Pino napisał:
No bo Royston - od początku z uporem pokazywany jako sadysta i mistrza zła - ostatecznie okazał się być ckliwym mięczakiem.
a tu się nie zgodzę... Tzn być może masz rację, bo nigdzie nie jest napisane, co tak naprawdę myślał sobie Royston. Mnie się jednak wydaje, że ta jego ckliwość była tylko pozorna - you know, taka manipulacyjna gierka i szopka na użytek policjantów, którzy prawdopodobnie kręcili się obok niego; może nawet sądził, że jak zwabi House'a do więzienia, to tam na miejscu skłoni go szantażem, żeby dał mu alibi na tę feralną noc. (A jeśli masz na myśli też ten ich ostatni pocałunek, który prawie namieszał House'owi w głowie... Ta ckliwość mogła być nawet "autentyczna" Psychopaci już tak mają - w jednej chwili tłuką swoje ofiary prawie na śmierć, a w następnej twierdzą z przekonaniem, że robią to z miłości.)
To, że Royston okazał się być mięczakiem, mnie nie zaskoczyło. Tylko mięczaki znęcają się nad słabszymi (Nilu) albo posuwają się do podstępów (szantażu), żeby zdominować silniejszych od siebie

Pino napisał:
A genialny plan House'a? Jest po prostu strasznie naciągany. Odnoszę dziwne wrażenie, że w realnym świecie House trafiłby do więzienia jeszcze zanim on i Wilson zdążyliby dojść do gry wstępnej
niestety, odnoszę to samo wrażenie. Jedyna nadzieja w tym, że GeeLady miała na głowie inne sprawy niż fik, dlatego nie postarała się bardziej. Poza tym w realnym świecie takie szczęśliwe zbiegi okoliczności jak ten z samobójstwem Nilu to rzadkość No ale mimo wszystko nie przychodzi mi do głowy żaden inny sposób, żeby House mógł się uwolnić od Roystona.

Pino napisał:
(dlaczego właśnie zamarzyłam o alternatywnym zakończeniu z sequelem i kilkoma rozdziałami w więzieniu? Zła, zła ja xD)
mmmmm, brzmi niecnie Tylko chłopakom byłby potrzebny kolejny cud, żeby się z tego więzienia wydostać

Pino napisał:
Także ogólnie fika oceniam pozytywnie. Naprawdę przekonałam się do niego Ale zakończenie niestety jest sporym minusem.
mam wrażenie, że napisanie dobrego, nieprzewidywalnego zakończenia jest najtrudniejszą częścią pracy nad fabułą, bo kogo teraz zadowala pojawienie się rycerza na białym koniu, który [tzn rycerz, nie koń] w ostatniej chwili ratuje sytuację?
No ale najważniejsze, że fik jednak do Ciebie przemówił, bo w końcu jesteśmy tu po to, żeby się dobrze bawić, a nie marnować swój czas

Hmm... wcale nie było tak wiele pracy przy tym fiku, jak się z początku obawiałam. Robiłam już cięższe tłumaczenia Za to chętnie się teraz zrelaksuję przy tych dwóch nowych (oby tylko nie okazały się straszniejsze, niż z pozoru wyglądają )
Dziękuję za dzielenie się swoimi dogłębnymi przemyśleniami

Buziaki


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 8:14, 30 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:50, 29 Lip 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
House zadzwonił do Roystona z pokoju Nilu, kiedy chłopak był już od dawna martwy. Wystarczy, że policja porównałaby czas zgonu (określony w czasie sekcji zwłok przez patologa) z godzinami połączeń, i już Royston miałby podstawę by stwierdzić, że ktoś próbował go wrobić w morderstwo
tak, no przecież!

Richie117 napisał:
damn, no i jak w takich warunkach mam stworzyć chociażby pozory, że związek chłopaków czeka poważny kryzys?
oooo nie, a czeka? dzieci powinny jeszcze bardziej ich zbliżyć!

Richie117 napisał:
i potrafi bez ograniczeń 'tryskać'... różnymi rzeczami
i nie brudzi

Richie117 napisał:
oh my... *podziwia* ja się panicznie bałam wyrywać mleczaki i gdyby nie powypadały same, to miałabym je do dziś Ale mojemu Rexowi jednego mlecznego kła wyrwałam, a drugiego... wybiłam
ech, byłam mała i pewnie niedouczona i nie wiedziałam co się dzieje xd
no a teraz udam, że wiedziałam, że psy też mają mleczaki... omg, już się nie pogrążam

Richie117 napisał:
Z drugiej strony, tyle jest nowych kuszących projektów... aż mi te ostatnie rozdziały fików zajmują podwójną ilość czasu przy tłumaczeniu, bo się boję, żeby w euforycznym pędzie do końca nie zrobić wszystkiego byle jak.
yeah, dopracowane wszystkie szczegóły to chyba Twój znak rozpoznawczy

Richie117 napisał:
o, good point, na to nie wpadłam
ja zawsze kopię głębiej i nie widzę przez to tych spraw oczywistych xd

Richie117 napisał:
Ale podsunęłaś mi dwie myśli - po pierwsze, indeed, mordercy ponoć najpierw duszą swoje ofiary, a potem je wieszają (co wychodzi na jaw w czasie sekcji) plus brak śladów walki (czy ktoś dałby się ot tak powiesić?); po drugie - takie powieszenie mogłoby wcale nie być morderstwem, tylko wypadkiem podczas kinky erotycznej zabawy.
(booosh, bawimy się w adwokata diabła )
fakt, w końcu koleś był dorosłym facetem, musiałby walczyć. Chyba, że Royston by go ogłuszył... ale nie było na to śladów. Uch, śmierć wynikiem takiej zabawy jest prawdopodobna. (i jak w ogóle można się w to bawić?!)

Richie117 napisał:
Ta wizytówka to raczej niewygodna komplikacja, niż poważny trop dla policji. Chyba
w sumie tak, bo w porównaniu z całą resztą, to w końcu tylko mała karteczka

Richie117 napisał:
jeszcze trochę, a domagałby się "wizyt małżeńskich"
jakby się gejowskie wizyty rozniosły po więzieniu to pewnie już by nie było mu tak miło i miałby za swoje

Richie117 napisał:
o ile wiem, to podsłuchiwanie byłoby nielegalne bez nakazu sądu, ale to wiedza oparta na filmach itp. Ale ktoś mógłby to usłyszeć przypadkiem... cóż, przynajmniej House się wyparł, że wie o czymkolwiek. Anyway, House mógłby zeznać, co go łączyło z Roystonem, powtarzając historię Nilu (że najpierw było sweet, a później sprawy wymknęły się spod kontroli) i że Royston próbuje jego wrobić w morderstwo/podłożenie dowodów, bo jest psychopatą i wie, że House miałby motyw, żeby to zrobić.
właśnie zdałam sobie sprawę, że z House’a mógłby być całkiem niezły morderca... gdyby tak tylko dopracował szczegóły zbrodni i nieco lepiej podkładał dowody a potem mógłby udawać bezbronnego kalekę, który nie skrzywdzi nawet muchy. Wygodne, dopóki policja by się nie dowiedziała o jego wrednym zachowaniu

Richie117 napisał:
też udajesz, że nie zauważyłaś braku ery?
trochę... znaczy bardziej nieśmiało od Anai

Richie117 napisał:
odciski palców mógłby od biedy powycierać, ale jeśli nie zrobił tego z czymś tak oczywistym jak ślady spermy, to brak odcisków można uznać za dziwny. Heh, gdyby badaniem dowodów zajęła się ekipa z książek Deavera, to Royston wyszedłby na wolność w mgnieniu oka
chociaż pewnie trudno byłoby zetrzeć odciski z pościeli... no już nie wnikam.
Cała nadzieja w tym, że policja nie jest tak dobra i nie czepia się szczegółów, tylko, miejmy nadzieje, zamyka oczywistego winnego



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 14 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin