Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Uczciwy układ [10/10]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:51, 30 Mar 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
Richie, jesteś niesamowita. Wybrałaś chyba najbardziej frustrujący fik, jaki tylko powstał!
dziękuję
well, myślę, że znalazłoby się jeszcze kilka równie lub bardziej frustrujących w takim sensie fików (np "Altruizm" w tłumaczeniu BluesowejNutki), a ja po prostu wybrałam "Uczciwy układ", bo GeeLady to sprawdzona marka

A do końca jeszcze tylko 3/5 fika



***

Anai napisał:
Ale się teraz głupia poczułam Przecież to takie oczywiste było...
a nie mówiłam?

Anai napisał:
Czemu Wilson jest taki ślepy, no czemu?
spokojnie, to nie serial, więc Wilson przejrzy na oczy

Anai napisał:
Ale ta przygoda sprzed lat... interesujące
jestem prawie pewna, że mogło chodzić o coś w ten deseń: [link widoczny dla zalogowanych]

Anai napisał:
Mógłby sobie wymyślić lepszą wymówkę
na przykład: "House, sorry, ale ciasto mi się przypali"?

Anai napisał:
Jakoś gdy zdradza żony z kobietami, nie jest to żadna przeszkoda.
spójrzmy na to w ten sposób - jednonocne panienki nie mają dla Wilsona znaczenia, więc to taka mniejsza zdrada, niż gdyby przespał się z House'em, którego kocha nad życie

Anai napisał:
Szacun, że potrafi jeździć w takim stanie i wyjść z tego w jednym kawałku
ot, szczęście osoby, której nie zależy na życiu - ktoś przesadnie ostrożny i bojący się śmierci prędzej się zabije idąc piechotą po chodniku, niż pijany pirat drogowy

Anai napisał:
Czy tylko mnie przy tych "dirty talks" Roystona robi się niedobrze?
nope, mnie też Aczkolwiek ich absurdalność sięga tak daleko, że bawią mnie do łez



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:41, 30 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
well, ten kawałek Gimme, do którego się odwoływałam, był publiknięty kilka miesięcy temu, więc mogłaś zapomnieć Ale następna część (jak już ją napiszę) powinna odświeżyć Ci pamięć
jestem tępa, naprawdę. Nie mogę mieć aż tak tragicznej pamięci. Albo mogę, bo to już nie pierwszy raz, gdy o czymś zapomninam Z Gimme pamiętam raczej te miłe rzeczy, więc cięzko mi cokolwiek dopasować. Cofnę się o kilka stronek i poczytam, bo mnie intryguje co to jest

Richie117 napisał:
A jeżeli taki "gratis" okaże się prowadzić do punktu zwrotnego? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif">
hm... wtedy może być ciekawie;)

Richie117 napisał:
mnie też to dziwi, ale z drugiej strony my mamy wszystko podane na tacy i w skondensowanej formie... a zauważyć związki przyczynowo-skutkowe na przestrzeni roku chyba nie jest tak łatwo.
no tak, już dawno zgubiłam poczucie czasu. Tak szybko minął ten rok, że jakbym o tym nie przeczytała, nawet bym sobie nie zdała sprawy. Anyway, mam nadzieje, że House wyjdzie w jednym kawałku z tego całego układu.

Ja nigdy nie wpadnę na oczywiste! Royston i vicodin!

A te odwiedziny w domu Wilsona są tragiczne. W sumie sie Houseowi nie dziwie - najpierw Wilson mu wyznał miłość, a teraz nie chce go nawet pocałować;p Ale powaznie, smutna scena. Zwłaszcza, że zaraz potem House się poświecił i pojechał na spotkanie do hotelu, jakże miłe.

Cytat:
- Ty pierdolona, mokra dziwko. Rozkładaj nogi. Szerzej, suko! Szerzej! O taak, obejmij mnie nimi i weź go. Do jasnej cholery - weź go. Patrz na mnie, dziwko, albo stłukę cię do nieprzytomności.
mokra dziwko?

Cytat:
- Jestem jak pierdolony gejzer w twoim ciasnym tyłku. Po dzisiejszym wieczorze zabierzesz ze sobą do domu cały cholerny galon mojej spermy.
Zajrzę z ciekawości do oryginału, ale na swój sposób niezłe te teksty są. Aż głupio to głośno przyznać

Nie mogę się doczekać aż to wszystko się wyda

weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:51, 30 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
a nie mówiłam?


Ach, ta skłonność do kombinowania - najtrudniej domyslić się czegoś oczywistego


Richie117 napisał:
jestem prawie pewna, że mogło chodzić o coś w ten deseń: klik


oh yeah Chyba ep 5x04 powinien zostać moocno rozszerzony.
Albo nie, lepiej zrobić cały, oddzielny ep (lub dwa, połączone w jeden, jak Broken - lepsze wykorzystanie kamery )

Richie117 napisał:
na przykład: "House, sorry, ale ciasto mi się przypali"?


Niee.
"House, ty gorący chłopcze, zaraz podpalisz mi dom, nie możemy zrobić tego tutaj, więc wyłączę to ciasto i stąd spadamy"

Richie117 napisał:
spójrzmy na to w ten sposób - jednonocne panienki nie mają dla Wilsona znaczenia, więc to taka mniejsza zdrada, niż gdyby przespał się z House'em, którego kocha nad życie


bullshit, zdrada to zdrada, może to ma znaczenie dla niego, ale napewno nie dla jego żony

Richie117 napisał:
ot, szczęście osoby, której nie zależy na życiu - ktoś przesadnie ostrożny i bojący się śmierci prędzej się zabije idąc piechotą po chodniku, niż pijany pirat drogowy


Może nie tyle szczęście, co autosugestia? Jak zawsze zanim usiądzie za kółkiem myśli, że będzie miał wypadek, to się boi, a przez ten strach nie myśli tak jak powinien. Ja tak mam, że im bardziej się spinam, żeby coś wyszło, tym bardziej się nie udaje, a kiedy to olewam wtedy wszystko idzie świetnie

Richie117 napisał:
Aczkolwiek ich absurdalność sięga tak daleko, że bawią mnie do łez


Gdyby nie były tak obleśne, to też by mnie śmieszyły Może inaczej się na nie patrzy, gdy czyta się po raz któryś (i przy okazji tłumaczy ), a inaczej gdy po raz pierwszy.

Jak tam idzie kolejna część? (nie żebym Cię popędzała )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:33, 31 Mar 2011    Temat postu:

advantage napisał:
Z Gimme pamiętam raczej te miłe rzeczy, więc cięzko mi cokolwiek dopasować. Cofnę się o kilka stronek i poczytam, bo mnie intryguje co to jest
well... to sort of było miłe... pod warunkiem, że ktoś lubi czytać o zażenowanym/spanikowanym Wilsonie Dla ułatwienia dodam, że chodzi o wątek poruszony w części 34 c (aż sama musiałam sprawdzić, gdzie to było )

advantage napisał:
Anyway, mam nadzieje, że House wyjdzie w jednym kawałku z tego całego układu.
jakże mogłoby być inaczej

advantage napisał:
Ja nigdy nie wpadnę na oczywiste! Royston i vicodin!


advantage napisał:
Ale powaznie, smutna scena. Zwłaszcza, że zaraz potem House się poświecił i pojechał na spotkanie do hotelu, jakże miłe.
indeed Właściwie nie wiem, po co House do Wilsona pojechał - żeby się dowiedzieć, czy ten rok poświęcenia był wart wysiłku, czy może hm... żeby ewentualna wspólna noc dodała im sił przed stawieniem czoła temu, co miało się stać, gdyby Royston spełnił swoje groźby (bo House nie mógł się łudzić, że Royston tak po prostu odpuści)? Bo już motywy poświęcenia są oczywiste - House za bardzo kocha Wilsona i zależy mu na nim, żeby przestać go ochraniać tylko dlatego, że Wilson nie chce z nim być. Trochę odwrócona sytuacja jak w OSCA

advantage napisał:
mokra dziwko?
albo "wilgotna" Roystonowi chyba się wydaje, że House jest kobietą czy coś

advantage napisał:
Nie mogę się doczekać aż to wszystko się wyda
To już w następnym rozdziale. W części C o ile dobrze szacuję

thx

***

Anai napisał:
Chyba ep 5x04 powinien zostać moocno rozszerzony.
Albo nie, lepiej zrobić cały, oddzielny ep (lub dwa, połączone w jeden, jak Broken - lepsze wykorzystanie kamery )
ja tam bym widziała materiał na cały sezon - chłopaki biorą długi urlop z PPTH i wyjeżdżają tropić wspomnienia

Anai napisał:
"House, ty gorący chłopcze, zaraz podpalisz mi dom, nie możemy zrobić tego tutaj, więc wyłączę to ciasto i stąd spadamy"
uuuh, aż mi się cieplej zrobiło

Anai napisał:
bullshit, zdrada to zdrada, może to ma znaczenie dla niego, ale napewno nie dla jego żony
jego żony to były głupie... whatever Jeśli o mnie chodzi, to byłabym skłonna zachować się w takiej sytuacji jak żona Tauba - wolałabym mieć dobrego męża, który czasem robi skoki na boki, niż wiernego łajdaka, który by wyładowywał na mnie swoją frustrację.

Anai napisał:
Może nie tyle szczęście, co autosugestia? Jak zawsze zanim usiądzie za kółkiem myśli, że będzie miał wypadek, to się boi, a przez ten strach nie myśli tak jak powinien. Ja tak mam, że im bardziej się spinam, żeby coś wyszło, tym bardziej się nie udaje, a kiedy to olewam wtedy wszystko idzie świetnie
Można to i tak ująć. I też tak mam, że im bardziej się staram, tym gorsze efekty - tylko jak tu się nie starać, kiedy nam na czymś naprawdę zależy?

Anai napisał:
Może inaczej się na nie patrzy, gdy czyta się po raz któryś (i przy okazji tłumaczy ), a inaczej gdy po raz pierwszy.
w sumie racja. Przy pierwszym czytaniu to było po prostu Ewwwww

Anai napisał:
Jak tam idzie kolejna część? (nie żebym Cię popędzała )
nowa część jeszcze nigdzie nie zaszła, bo ostatnie dwie noce miałam strasznie zajęte Ale jeżeli nic mi nie wypadnie, to na piątek (najpóźniej na sobotę) powinno się coś pojawić



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 23:05, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:04, 31 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
well... to sort of było miłe... pod warunkiem, że ktoś lubi czytać o zażenowanym/spanikowanym Wilsonie Dla ułatwienia dodam, że chodzi o wątek poruszony w części 34 c (aż sama musiałam sprawdzić, gdzie to było )
nawet bym nie zobaczyła podobieństwa, gdybyś nie powiedziała Ale muszę sie upewnić - chodzi o ten wątek ze skutkami seksu i używanie i nieużywanie prezerwatyw?

Richie117 napisał:
indeed Właściwie nie wiem, po co House do Wilsona pojechał - żeby się dowiedzieć, czy ten rok poświęcenia był wart wysiłku, czy może hm... żeby ewentualna wspólna noc dodała im sił przed stawieniem czoła temu, co miało się stać, gdyby Royston spełnił swoje groźby (bo House nie mógł się łudzić, że Royston tak po prostu odpuści)? Bo już motywy poświęcenia są oczywiste - House za bardzo kocha Wilsona i zależy mu na nim, żeby przestać go ochraniać tylko dlatego, że Wilson nie chce z nim być. Trochę odwrócona sytuacja jak w OSCA
motywy poświecenia tak. A House będąc w takiej sytuacji jakiej jest, chyba potrzebował oparcia w Wilsonie jako przyjacielu. A że był pijany, i jeszcze cała sprawa z tym 'kocham cię' to zechciał trochę więcej tego oparcia.

Richie117 napisał:
albo "wilgotna" Roystonowi chyba się wydaje, że House jest kobietą czy coś
albo przesadzili z ilością lubrykantu chociaż Royston nie wydaje się kłopotać takimi sprawami.

Richie117 napisał:
To już w następnym rozdziale. W części C o ile dobrze szacuję
juz? To co w takim razie przez drugą połowę fika? Nie, nie odpowiadaj

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:22, 31 Mar 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
ja tam bym widziała materiał na cały sezon - chłopaki biorą długi urlop z PPTH i wyjeżdżają tropić wspomnienia


Hilson MD?

Richie117 napisał:
uuuh, aż mi się cieplej zrobiło


Sprawdź, czy House Ci się po domu nie włóczy

Richie117 napisał:
Jeśli o mnie chodzi, to byłabym skłonna zachować się w takiej sytuacji jak żona Tauba - wolałabym mieć dobrego męża, który czasem robi skoki na boki, niż wiernego łajdaka, który by wyładowywał na mnie swoją frustrację.


Zgadzam się, ale nie jestem pewna, czy chciałabym o tych skokach w bok wiedzieć

Richie117 napisał:
I też tak mam, że im bardziej się staram, tym gorsze efekty - tylko jak tu się nie starać, kiedy nam na czymś naprawdę zależy?


Nie da się tak, a przynajmniej ja tego nie potrafię. Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby można było przestać chcieć i cieszyć się z tego co jest, ale taka natura ludzi, że ciągle chcą więcej. Może to i dobrze, bo bez tego nie byłoby postępu, "leżelibyśmy w gównie, ale bylibyśmy szczęśliwi", jak to powiedział kiedyś House

Richie117 napisał:
nowa część jeszcze nigdzie nie zaszła, bo ostatnie dwie noce miałam strasznie zajęte Ale jeżeli nic mi nie wypadnie, to na piątek (najpóźniej na sobotę) powinno się coś pojawić


Spoko, w takim razie czekam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:33, 01 Kwi 2011    Temat postu:

advantage napisał:
nawet bym nie zobaczyła podobieństwa, gdybyś nie powiedziała Ale muszę sie upewnić - chodzi o ten wątek ze skutkami seksu i używanie i nieużywanie prezerwatyw?
taaa, dokładnie o to chodzi bosh, jak miałabym to wyrazić jeszcze dosadniej, żeby było widać podobieństwo?

advantage napisał:
A House będąc w takiej sytuacji jakiej jest, chyba potrzebował oparcia w Wilsonie jako przyjacielu. A że był pijany, i jeszcze cała sprawa z tym 'kocham cię' to zechciał trochę więcej tego oparcia.
good point! chodziło mi to po głowie, ale nie umiałam tego ująć I mean, House trzymał Wilsona z daleka od całej sprawy, żeby go chronić, ale skoro wszystko miało się jebnąć, to nie opierał się już dłużej potrzebie skorzystania z jego wsparcia...

advantage napisał:
chociaż Royston nie wydaje się kłopotać takimi sprawami.
żeby tylko nie skończył jak Tritter

advantage napisał:
juz? To co w takim razie przez drugą połowę fika? Nie, nie odpowiadaj
czemu mam nie odpowiadać - toż to oczywiste przez resztę fika chłopaki będą szukać sposobu na załatwienie Roystona

***

Anai napisał:
Hilson MD?
(ależ z nas hipokrytki to znaczy trochę, bo absolutnie NIE chcemy, żeby WSZYSTKO kręciło się wtedy wokół Hilsona )

Anai napisał:
Sprawdź, czy House Ci się po domu nie włóczy
nope, gdyby tak było, Rex już by go zjadł, bo według niego jedynym samolubnym dupkiem w moim domu może być tylko on sam

Anai napisał:
nie jestem pewna, czy chciałabym o tych skokach w bok wiedzieć
tego też nie jestem pewna Z drugiej strony, chyba nie dałoby się o tym nie wiedzieć...

Anai napisał:
Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby można było przestać chcieć i cieszyć się z tego co jest, ale taka natura ludzi, że ciągle chcą więcej. Może to i dobrze, bo bez tego nie byłoby postępu, "leżelibyśmy w gównie, ale bylibyśmy szczęśliwi", jak to powiedział kiedyś House
House i jego złote myśli Mi by to absoltunie nie przeszkadzało, bo nie przepadam za postępem. Owszem, często jest pożyteczny, ale powinien mieć granice (np. wystarczy już wersji Windowsa ). Szkoda, że - o ile ktoś nie zamierza zamieszkać w lesie w odcięciu od cywilizacji - nie da się stać z boku tego wszystkiego i trzeba podążać za postępem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:42, 01 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
(ależ z nas hipokrytki to znaczy trochę, bo absolutnie NIE chcemy, żeby WSZYSTKO kręciło się wtedy wokół Hilsona )


Nie wiem, czy jesteśmy hipokrytkami - przecież Hilson to jedyny (no, prawie) mający prawo bytu związek (powiedziała absolutnie obiektywna osoba) I na pewno nie chcemy, żeby WSZYSTKO kręciło się wokół Hilsona - jeszzce pacjenci z kliniki są fajni Klinika po godzinach też jest fajnaa


Richie117 napisał:
nope, gdyby tak było, Rex już by go zjadł, bo według niego jedynym samolubnym dupkiem w moim domu może być tylko on sam


Wilsona (z ciastem) też by zjadł?

Richie117 napisał:
Z drugiej strony, chyba nie dałoby się o tym nie wiedzieć...


No raczej nie, ale zawsze przecież można sobie wmawiać, że wcale tak nie jest

Richie117 napisał:
(np. wystarczy już wersji Windowsa )


Nie tylko Windowsa - jak dla mnie mogliby już przestać robić jeszcze bardziej bajeranckie telefony, telewizory itd

Ogólnie rzecz biorąc, to dla mnie postęp w pewnych kwestiach mógłby się zatrzymać na poziomie, na jakim jest teraz. Ale na pewno nie we wszystkich - w takiej np medycynie wciąż jest dużo rzeczy, które możnaby udoskonalić


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:19, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Anai napisał:
I na pewno nie chcemy, żeby WSZYSTKO kręciło się wokół Hilsona - jeszczce pacjenci z kliniki są fajni Klinika po godzinach też jest fajnaa
A 'w godzinach' nie jest? Bo IMO jest nawet lepsza, niż po
ech, pacjenci z kliniki - tak dawno nie widziałam żadnego z-prawdziwego-zdarzenia, że już prawie nie pamiętam, jak to fajnie bywało

Anai napisał:
Wilsona (z ciastem) też by zjadł?
hmm... Myślę, że najpierw zjadłby ciasto, później Wilsona, a na koniec by żałował, że nie ma już więcej ciasta (Rexu uwielbia słodycze -szczególnie czekoladę - więc jak mógłby się oprzeć Wilsonowi? )

Anai napisał:
Ogólnie rzecz biorąc, to dla mnie postęp w pewnych kwestiach mógłby się zatrzymać na poziomie, na jakim jest teraz. Ale na pewno nie we wszystkich - w takiej np medycynie wciąż jest dużo rzeczy, które możnaby udoskonalić
Na przykład polską służbę zdrowia?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 0:21, 02 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:17, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Cytat:
Udało mi się zrobić trochę mniej niż planowałam tym razem, ale przynajmniej zdążyłam na sobotę
Powolny internet sucks, btw

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ PIĄTY
(część pierwsza)</center>


17. stycznia 2011, 15:30

- Doktorze Royston?

- Słucham, doktorze Wilson, co mogę dla pana zrobić? - Mężczyzna skinieniem wypielęgnowanej dłoni zaprosił Wilsona, żeby wszedł do środka.

Wilson był w tym gabinecie może tylko trzy razy, odkąd Royston przejął stanowisko Dziekana Medycyny. Biuro było nieskazitelnie zadbane, podobnie zresztą jak sam Royston, którego rzadkie włosy były starannie zaczesane w poprzek czubka głowy w oczywistej próbie zamaskowania ich mocno przerzedzającej się natury. Za to jego blade, szare oczy przyswajały każdy szczegół otaczającej go przestrzeni, a na ten moment jego uwaga była całkowicie skupiona na Wilsonie. W niczym nie przypominało to stylu porozumiewania się Cuddy, która mogła mówić do kogoś, równocześnie pisząc, prowadząc rozmowę telefoniczną lub czytając raporty. Royston prezentował postawę człowieka, który rzeczywiście chciał wysłuchać tego, co miało mu się do powiedzenia.

- Ja... no cóż, my - to znaczy zespół House'a wraz ze mną - zastanawialiśmy się, czy powinniśmy zwracać się z tym do pana, czy nie, jednak...

Uszy Roystona wsłuchiwały się z uwagą w zatroskane słowa Wilsona, podczas gdy dziekan dyskretnie podziwiał urodę ciemnowłosego lekarza. Kiedy tylko wzrok onkologa skupiał się na czymś innym niż twarz Roystona - do czego miał wyraźną skłonność pod jego bacznym i nieruchomym, aczkolwiek przyjaznym, spojrzeniem - Royston robił w myślach szczegółowe notatki dotyczące gładkiej cery Wilsona, jego brązowych, zamyślonych oczu oraz wyrazu życzliwego zainteresowania, w jaki układały się jego miękkie usta.

Tak, doktor Wilson był przystojnym mężczyzną. Roystona ciekawiło, jaki byłby on w łóżku. Niestety, facet był żonaty oraz - co istotniejsze - stanowił jego zabezpieczenie, dzięki któremu Royston posiadał ścisłą kontrolę nad Gregiem. Nad Gregiem o oczach błękitnych jak jezioro, który posłusznie zdejmował ubranie i wydawał z siebie słodkie jęki. Royston poczuł, że w jego spodniach robi się ciasno pod wpływem gorących wspomnień, pochodzących sprzed kilku nocy. Greg był zachwycającą zabawką do pieprzenia.

Jednakże uprzejmy doktor Wilson zaiste bardzo się martwił o swojego przyjaciela, więc Royston zmusił swój umysł do skupienia się na powrót na naglących obawach onkologa.

- Chodzi o doktora House'a - mówił Wilson - bardzo się o niego martwimy. Ostatnio zaczął pić więcej... niż zazwyczaj.

Znacznie więcej. Royston uśmiechnął się łagodnie, zachęcająco.

- I uważamy, że być może nadużywa środka przeciwbólowego... narkotyku. Vicodinu.

Ależ Wilson usiłował złagodzić swoje rozczarowanie Gregiem poprzez ubieranie prawdy w delikatne słowa.
- Rozumiem. - Royston udał poważne zaniepokojenie, odchylając się na oparcie fotela, jak gdyby ta nowina była dla niego niespodzianką, a nawet prawdziwym zaskoczeniem. - Cóż... - powiedział ze śmiertelną powagą - ...czy waszym zdaniem wpływa to na jego funkcjonowanie? Zauważyłem spadek liczby rozwiązanych przez niego przypadków, lecz jego skuteczność wciąż jest imponująca. A może uważacie, że jego postępowanie może stanowić zagrożenie dla jego pacjentów? Doktor House nie pije w czasie pracy, prawda? - Royston był zadowolony ze swojego występu. Spisał się co najmniej wspaniale. Jak przystało na przykładnego i uznanego Administratora.

Wilson pokiwał głową. - House jest oddanym lekarzem - słowom onkologa towarzyszył cień dumy - i nie wydaje mi się, by robił cokolwiek, żeby narażać swoich pacjentów, jednak uważamy, że House być może zaczyna tracić nad tym kontrolę. Nad zażywaniem leków. I możliwe, że również nad piciem alkoholu.

Wilson zostawił sobie na koniec powiedzenie tego, co najgorsze. Lek przeciwbólowy nie zmieniłby znacząco medycznych umiejętności House'a, o czym Royston wiedział równie dobrze, co ten zafrasowany onkolog, lecz alkohol niemal na pewno by tego dokonał. Dlatego właśnie Wilson usiłował sprowadzić do minimum udział tej używki w skomplikowanym równaniu, jakie stanowił Gregory House-nałogowiec. Wilson, rzecz jasna, nie chciał być świadkiem tego, jak jego przyjaciel traci pracę z powodu swojego problemu z tabletkami i alkoholem. Royston uniósł głowę w udawanym geście zrozumienia i położył kres męczarniom doktora Wilsona:
- I uważacie, że doktor House nie będzie skłonny, by poddać się odwykowi. Czy to próbuje pan powiedzieć?

Wilson skinął głową, zawstydzony tym, co robił swojemu przyjacielowi za jego plecami - donosił szefowi o jego niechlubnych poczynaniach.

- Rozumiem. Jeżeli sprawy mają się tak źle, jak pan mówi, mogę nakazać mu pójście na odwyk. - Już się nie mógł doczekać przepychanki, jaką będzie stanowiła ta rozmowa. Zrobi to jeszcze dziś wieczorem. Na przed-randkowej randce.

- Nie jestem pewien, czy to zadziała na obecnym etapie.

Royston przytaknął kiwnięciem głowy. Mały Willie dobrze znał swojego przyjaciela. W zamyśleniu przygryzł końcówkę długopisu.
- A gdybym z nim porozmawiał, doktorze Wilson? Jeżeli się zgodzi, to dobrze, jeżeli nie, wówczas będziemy mogli przedyskutować sporządzenie przymusowej poprawki do jego kontraktu. Ocenianie osiągnięć pracowników zaczyna się ponownie w przyszłym tygodniu. Mógłbym wyjaśnić doktorowi House'owi, że jego oddział został przesunięty na początek kolejki. To mogłoby go zachęcić, by zechciał zapanować nad swoim problemem na tyle wcześnie, by zaliczyć tę ocenę. - Sprawy stawały się zdecydowanie zbyt dostrzegalne. Będę musiał pogawędzić sobie z Gregiem na temat jego społecznej niedbałości.

Wilson pokiwał głową. - To może zadziałać. - W jego głosie dało się słyszeć ostrożny optymizm. - Dziękuję, doktorze Royston. - Wilson wstał i uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń. Palce Roystona były gorące i spocone. - Um, powie mi pan, jaka była jego odpowiedź? - Wilson wytarł dłoń o bok swojego fartucha.

Royston przytaknął. - Oczywiście. Jestem pewien, że zdołamy znaleźć jakieś rozwiązanie. Bardzo niechętnie podchodzę do możliwości utraty doktora House'a. On tak wzorowo wypełnia swoje obowiązki.

Zaskoczenie Wilsona ujawniło się w postaci drgnięcia jego brwi. Jeden nieznaczny ruch ku górze.
- Wzorowo? - zapytał. - Naprawdę?
House? Wyjątkowo. Tak. Genialnie. Nikt nie mógł się sprzeczać, że House wykazywał się wnikliwością [link widoczny dla zalogowanych], gdy chodziło o medycynę - a często też o ludzi. House był ekscentrycznym przestępcą, który sunął na falach geniuszu z prądem szaleństwa. Ale wzorowo? To określenie jest zarezerwowane dla kogoś, kto nie tylko wykonuje swoją pracę bardzo, bardzo dobrze, ale na dodatek robi to w sposób, który budzi zawodową i społeczną dumę. Wdzięczność. Uznanie... a to cechowało wazeliniarzy. House nigdy nikomu nie właził w tyłek.

Royston gładko wybrnął ze swojego niewielkiego potknięcia w doborze słów: - Cóż, przyznaję, że doktor House nie jest człowiekiem, z którym można się łatwo dogadać, ale nikt nie może zaprzeczyć, że jest on geniuszem.

Wilson dał się temu przekonać i skinął głową. - Owszem. Jeszcze raz dziękuję, doktorze.

---
---

17. stycznia, 18:56

- Idziesz na odwyk. - To były pierwsze słowa, jakimi Royston zwrócił się do niego na ich kolejnym spotkaniu przy kolacji. Greg był pochłonięty wgryzaniem się w hamburgera z pieczarkami, co było potrawą, której Royston nie spróbowałby nawet za tysiąc dolarów.

House przestał przeżuwać na moment i z ustami pełnymi pieczywa i mięsa zapytał: - A po jaką cholerę?
Jego wybitnie skąpe pokłady tolerancji eksplodowały w jednej chwili. House nie lubił, kiedy mówiono mu, co ma robić, a to sprawiało, że kontrolowanie go było o wiele bardziej ekscytujące.

- Dlatego, że ja tak powiedziałem. Oraz dlatego, że twoja nieprzemyślana nocna wizyta w mieszkaniu Wilsona wzbudziła w nim podejrzenia, że nie wróciłeś tak po prostu do taniej wódy i prochów, żeby poradzić sobie z bólem, samotnością czy czymkolwiek spośród twoich żałosnych wymówek, które wykorzystywałeś, żeby się regularnie nawalić, lecz że w tle kryje się za tym coś bardziej - Royston nakreślił w powietrzu cudzysłów - "złowieszczego". - Pociągnął ze zmrożonej szklanki łyk importowanego piwa o temperaturze pokojowej. - Musimy rozmazać to tło. Sprawić, że znów będzie niewidoczne.

- Nie mam zamiaru iść na odwyk.

Royston spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Na szczęście dla ciebie, to nie będzie prawdziwy odwyk. To będzie odwyk pod moim osobistym nadzorem. Poinformowano mnie zresztą o twojej przygodzie z detoksem, a skoro jestem Dziekanem, oczekuje się ode mnie, że będę w pełni świadomy wszystkich kłopotów, jakich mogą doświadczać moi szefowie oddziałów. Zatem, jako dodatek do leków, które przepisał ci Nolan, zlecę podawanie ci - ponownie nakreślił cudzysłów - "alternatywnych" środków przeciwbólowych, podczas gdy w rzeczywistości nadal będziesz otrzymywał hydrokodon.

House zastanowił się nad słowami Roystona. - Jak w ogóle udaje ci się realizować te recepty bez wzbudzania wątpliwości u farmaceuty? Wiesz przecież, że przechowują dokumentację.

- Oczywiście. Ale to mój osobisty lekarz wystawia je na moje nazwisko. Poszedłem do niego, uskarżając się na łagodną postać [link widoczny dla zalogowanych], co jest prawdą, bo faktycznie dolegają mi obolałe mięśnie. Głównie ostatnimi czasy, z twojego powodu.

House nienawidził tego, że drobne wyznanie Roystona przyprawiło go o lekki dreszcz. Royston był sukinsynem, ale w łóżku sprawiał, że tego się właśnie pragnęło.
- Czyżbym był dla ciebie zbyt ostry? - zapytał sarkastycznie.

Royston rzeczywiście, niemalże, bardzo-prawie się uśmiechnął. Poczucie humoru niemal opuściło jego duszę. - Nie bardzo. Za to w seksowniejszy sposób niż większość.

House jednym haustem wypił swojego podwójnego bourbona. - Jesteś świnią. - Rozejrzał się dookoła po twarzach pozostałych gości restauracji, już zaczynając się nudzić tym wieczornym spotkaniem. - A więc kiedy ma się zacząć ta rehabilitacja?

- Jutro stawisz się na szóstym piętrze i zostaniesz tam przez dwa tygodnie. Zastosujemy błyskawiczny detoks - przeprowadzony i odpowiednio nadzorowany oczywiście przeze mnie - a potem będziesz mógł śmiało wrócić na własny oddział, wyglądając świeżo i czysto jak przysłowiowa stokrotka.

- Stokrotki rosną w brudzie i są zapylane przez insekty.

Royston obdarzył go dobrotliwym spojrzeniem. - Dziś wieczór w Holiday Inn. Za godzinę.

Powiedziała napalona pszczoła do Stokrotki. House westchnął, próbując nadać swojemu głosowi neutralne brzmienie, mimo że jego zmysły przeszły w stan gotowości.
- Jak sobie chcesz.

---
---
---

5. lutego, 8:11

House zapukał do drzwi Wilsona i czekał.

Kiedy Wilson powiedział "proszę", House wszedł, lecz zamiast usiąść na krześle czy położyć się na wygodnej kanapie Wilsona, został przy drzwiach.

Wilson był zaskoczony, widząc swojego przyjaciela, ale nie w nieprzyjemnym znaczeniu.
- Wypuścili cię?? - Nie chciał, żeby zabrzmiało to, jakby House siedział w więzieniu, czy też że on jest tak bardzo zaskoczony tym, że lekarze z oddziału odwykowego go wypisali.

House skinął głową, drobny uśmiech prześlizgnął się po jego ustach. - Taaa. Wczoraj. Za dobre zachowanie. Trudno jest być niegrzecznym, kiedy przywiążą cię pasami do łóżka i naćpają po same uszy.

Wówczas House zajął miejsce na krześle. Wilson wyglądał tak zwyczajnie. Domowo. Uspokajająco. Jeżeli House chciał przetrwać ten długoterminowy "związek" z Roystonem, potrzebował obecności Wilsona w swoim życiu.
- Chciałem tylko przeprosić za to, że byłem... - spojrzał na sufit, a potem na swoją laskę - ...takim dupkiem. Wybacz, że próbowałem cię pocałować. - Pierwsze nie było prawdą. Drugie już było.

Wilson kiwnął głową. - Nie byłeś sobą.

House przytaknął. - Nie. Chyba nie byłem. - Przypomniał sobie, że był pijany, ale nie do tego stopnia. Wiedział, gdzie pragnął, by znalazły się jego usta... i usta Wilsona.

- Lunch?

House poczuł, jak z powrotem ogarnia go odrobina beztroski. Mógł trzymać swoją nocną aktywność w oddzieleniu od całej reszty. Wilsona będzie miał tutaj - w tym gabinecie, w kafeterii, w laboratoriach, w korytarzach. Tutaj, w pracy, gdzie wszystko było czyste, bezpieczne i pod kontrolą. Gdzie on był doktorem House'em-Diagnostą. Było rzeczą niezbędną, by on pozostał tym człowiekiem. House'em lekarzem, a nie "Gregiem" - lojalnym wobec przyjaciela wariatem i męską dziwką, który przynajmniej trochę nauczył się lubić seksualny sadyzm, a wszystko to dla dobra Wilsona.

Greg był teraz daleko, daleko [link widoczny dla zalogowanych]. House i Wilson najlepiej niech zostaną w Kansas.
- Ty stawiasz?

Oni dwaj idący na lunch? To byli normalni oni. Jego przyjaciel płacący za jedzenie? To był normalny Wilson. On pozwalający Wilsonowi płacić? To był normalny House. Normalność była przyjemna.

- Oczywiście - odparł Wilson z miną pełną ulgi.

House'a cieszył ten widok. Dopóki z Wilsonem wszystko było w porządku i miało tak pozostać, było to warte jego wysiłków. Wet za wet. Quid-pro-quo. Uczciwy układ.

---
---

- Twój młodszy przyjaciel jest bardzo atrakcyjny - stwierdził jednej nocy Royston, po tym jak spuścił się ostro w odbyt House'a. Tej nocy kazał mu się położyć twarzą w dół, co było jedną z rzadszych zachcianek. Apetyt Roystona na absolutną kontrolę wymagał, by jego "partner" leżał twarzą do góry, żeby Royston mógł widzieć, jaki efekt jego natarczywy kutas oraz nieprzyjemne dłonie wywierają na House'ie od wewnątrz, a nie tylko na powierzchni.

House zignorował go, lecz Royston zdawał się być w nastroju do rozmowy.
- Wygląda na młodszego, niż jest w rzeczywistości. Ma czterdzieści dwa lata? - zapytał na głos Royston.

House wiedział, że Royston nie czeka na odpowiedź. On wprost kochał słuchać własnego głosu.

- Prawie nie wygląda ani o dzień starzej niż trzydzieści lat. - Royston przerwał czesanie swoich przerzedzających się włosów i spojrzał przez ramię na Grega, który ciągle leżał na zmiętej pościeli. W pokoju unosił się zapach kopulacji i potu. - Czy ty z nim kiedykolwiek...?

Marząc, by ten skurwiel po prostu skończył się ubierać i wyszedł, House nie otwierał zaciśniętych powiek, usilnie próbując zasnąć. Lecz tym razem Royston chciał odpowiedzi, a House nie chciał iść następnego dnia do pracy z kolejną "malinką", więc nie wykazując zainteresowania, wymamrotał:
- Gdyby tak było, myślisz, że powiedziałbym o tym
tobie?

Royston prychnął z irytacją. - Zaprzeczenie jest tylko słabym kłamstwem. To oczywiste, że spaliście ze sobą. Jesteś w nim zakochany, ale przez lata miało miejsce kilka związków i zerwań - kilka małżeństw, jeśli chodzi o niego - i kilka razy wy dwaj godziliście się po kłótniach. Twoje uczucia do niego musiały w pewnym momencie wyjść na światło dzienne, ale wygląda mi na to, że on ich nie podziela.

House ziewnął. - Odpierdol się - powiedział i przewrócił się na brzuch.

Niewzruszony przekleństwem, Royston wyprostował swój krawat i spoglądając w lustro na toaletce, przyjrzał się odbiciu House'a, który leżał twarzą w dół na łóżku. Słowa nie mogły ranić, chyba że się w nie wierzyło. Słowa zazwyczaj gówno mogły zrobić człowiekowi o tak silnym umyśle jak u Gregory'ego House'a. Psychicznie silni mężczyźni stanowili olbrzymią podnietę. Mężczyźni fizycznie upośledzeni - jak jego kaleki, uległy Greg - nakręcali go jeszcze bardziej. Takie połączenie było elektryzujące.

Zachwycając się widokiem, rzekł: - Ależ ty masz smakowity tyłek, Greg.

Teraz House już naprawdę go zignorował i ponownie zamknął oczy, wypowiadając - jak miał nadzieję - swoje ostatnie słowa tego wieczoru:
- Staram się zasnąć.

Royston jednakże nie skończył: - Twój przyjaciel ma mniej kuszącą pupę, ale nie miałbym nic przeciwko, by zawrzeć z nią bliższą znajomość.

House uniósł jedną powiekę. - Znowu fantazjujesz?
Zaciągnięcie Wilsona do łóżka było wykluczone.
Powinienem był wiedzieć. Poza tym Wilson był zabezpieczeniem Roystona, dzięki któremu House wracał do nijakich pokoi hotelowych tydzień za tygodniem. Royston był zbyt sprytny, żeby teraz zacząć coś odpierdalać.

Royston włożył marynarkę. Jej czarny jak węgiel odcień stanowił kontrast, który uwydatniał skrajną jasność jego włosów i cery.
- Jesteś zazdrosny, mój cukiereczku?
Royston wyszedł bez pożegnania. Drwiący śmiech House'a rozległ się zbyt późno, by dotrzeć do uszu Roystona, kiedy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem.


---
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 7:20, 02 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:30, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Fałsz kipi z House'a jak z wrzącego garnka. Że też Wilson niczego nie podejrzewa...

Swoją drogą, zastanawia mnie, czy R. na serio CHCE przespać się (no dobra, więcej niż jeden raz) z Wilsonem. Chyba nie jest na tyle głupi, żeby to zrobić. Zakładając, że to zrobi - jaki warunek mu postawi? Mam na myśli - co zrobiłby jemu samemu bądź House'owi?

Bo nie wierzę, że tknąłby Leanne. Zresztą, Wilson chyba by się tym nie przejął xD

No, ale gdybanie zostawmy. Czekam na następny part
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:15, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
taaa, dokładnie o to chodzi bosh, jak miałabym to wyrazić jeszcze dosadniej, żeby było widać podobieństwo?
hahaha xd cięzko mi wskazać rzeczywistą wersje, jednak skłaniam się ku Twojej - z gumką

Richie117 napisał:
House trzymał Wilsona z daleka od całej sprawy, żeby go chronić, ale skoro wszystko miało się jebnąć, to nie opierał się już dłużej potrzebie skorzystania z jego wsparcia...
yeah, tylko odrobinę mu nie wyszło.

Richie117 napisał:
przez resztę fika chłopaki będą szukać sposobu na załatwienie Roystona
przez tyle częsci?! to chyba znaczy, że zapowiada się dobra zabawa;)


Cytat:
Greg był pochłonięty wgryzaniem się w hamburgera z pieczarkami, co było potrawą, której Royston nie spróbowałby nawet za tysiąc dolarów.

Cytat:
- Ależ ty masz smakowity tyłek, Greg.
co do tych dwóch, zgadzam się z Roystonem

Royston ma nadzieje na trójkąt z Housem i Wilsonem? Fajnie, że Wilson zaczyna się przejmować, tylko teraz niech go ten odwyk nie uspokoi i niech trochę powęszy wokoł House'a. A potem niech zjednoczą siły i pokonają wspólnego wroga;)

weny na resztę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez advantage dnia Sob 23:16, 02 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:31, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Narcy napisał:
Że też Wilson niczego nie podejrzewa...
Ech, Wilson i ta jego uporczywa (już od serialu) postawa, że wszystkie kłopoty House'a to zasługa złej woli diagnosty, jego uzależnienia i bóg wie czego jeszcze. Moje Hilsonowe serce wierzy, że Wilson w ten sposób chroni samego siebie przed zbyt straszną prawdą na temat House'a, ale obiektywnie - patrząc na serial - to coraz bardziej mi się wydaje, że Wilson po prostu nigdy nie był tak dobrym przyjacielem House'a, za jakiego stara(ł) się uchodzić

Narcy napisał:
Swoją drogą, zastanawia mnie, czy R. na serio CHCE przespać się (no dobra, więcej niż jeden raz) z Wilsonem. Chyba nie jest na tyle głupi, żeby to zrobić. Zakładając, że to zrobi - jaki warunek mu postawi? Mam na myśli - co zrobiłby jemu samemu bądź House'owi?
*spoiler fikowy*
Ofkors, że Royston CHCE się przespać z Wilsonem, ale w tej kwestii będzie się musiał zadowolić fantazjowaniem I, imo, zachowanie 'układu' w tajemnicy oraz utrzymanie kontroli nad House'em to nie najważniejsze czynniki, które go powstrzymują przed zrealizowaniem jego pragnienia - to, czym Royston szantażuje House'a, jest wystarczające, żeby zmusić do posłuszeństwa również Wilsona, tyle że gdyby Royston wciągnął do swojej gierki obu chłopaków, to im dwóm razem byłoby łatwiej znosić te upokorzenia, a chyba ważnym aspektem 'układu', który daje Roystonowi satysfakcję, jest to, że House jest w tym wszystkim bezradny i zupełnie sam.
...
Nieee, Leanne nie jest w typie Roystona
*koniec spoilera*

Next part powinna się pojawić w poniedziałek albo we wtorek
Thx

***

advantage napisał:
cięzko mi wskazać rzeczywistą wersje, jednak skłaniam się ku Twojej - z gumką
good to know Właściwie przy pierwszym nieuważnym czytaniu myślałam, że GeeLady też pisała o tym, że 'z gumką lepiej' - bądź co bądź Royston nie używał prezerwatyw, więc jak miałby przestać?

advantage napisał:
yeah, tylko odrobinę mu nie wyszło.
jeszcze wszystko przed nimi (oprócz ery, przynajmniej w tym fiku)

advantage napisał:
przez tyle częsci?! to chyba znaczy, że zapowiada się dobra zabawa;)
z tego co pamiętam, to będzie raczej nudno, U know, więcej bezradnego czekania na rozwój wypadków, niż faktycznych działań.

advantage napisał:
co do tych dwóch, zgadzam się z Roystonem
a ja nie Bo co jest złego w pieczarkach? Jego zdanie o tyłku House'a jeszcze mogę zaakceptować, ale żeby krytykować tyłeczek Wilsona?! Bezguście!!!

advantage napisał:
Royston ma nadzieje na trójkąt z Housem i Wilsonem? [...] A potem niech zjednoczą siły i pokonają wspólnego wroga;)
uh-huh, to by dopiero była akcja, gdyby Royston zszedł na zawał od nadmiaru seksu



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 23:50, 02 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:32, 03 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
good to know Właściwie przy pierwszym nieuważnym czytaniu myślałam, że GeeLady też pisała o tym, że 'z gumką lepiej' - bądź co bądź Royston nie używał prezerwatyw, więc jak miałby przestać?
właśnie... tak na moj mózg, to np gumki z dodatkowym środkiem nawilżającym powinny być bardziej pomocne niż żadne. No ale świat zaskakuje

Richie117 napisał:
U know, więcej bezradnego czekania na rozwój wypadków, niż faktycznych działań.
a spodziewałam się Wilsona w stroju Supermana...

Richie117 napisał:
a ja nie Bo co jest złego w pieczarkach? Jego zdanie o tyłku House'a jeszcze mogę zaakceptować, ale żeby krytykować tyłeczek Wilsona?! Bezguście!!!
pieczarki i hamburgery są ok, byle osobno. No i mnie odrzuca jak sobie wyobrażam McChickena z pieczarkami xd hm... ja do tyłka Wilsona nic nie mam

Richie117 napisał:
uh-huh, to by dopiero była akcja, gdyby Royston zszedł na zawał od nadmiaru seksu
a gdzieś czytałam o czymś podobnym, więc why not?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:53, 03 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
ech, pacjenci z kliniki - tak dawno nie widziałam żadnego z-prawdziwego-zdarzenia, że już prawie nie pamiętam, jak to fajnie bywało


To House w ogóle jeszcze chodzi do kliniki? Bo ostatni "pacjent" jakiego sobie przypominam to matka Cuddy

Richie117 napisał:
(Rexu uwielbia słodycze -szczególnie czekoladę - więc jak mógłby się oprzeć Wilsonowi? )


W takim razie najpierw zjadłby "czekladowe" oczy

Richie117 napisał:
Na przykład polską służbę zdrowia?


Żeby jeszcze polska służba zdrowia miała w swoim słowniku takie słowo jak "postęp"


Cytat:
Greg był pochłonięty wgryzaniem się w hamburgera z pieczarkami, co było potrawą, której Royston nie spróbowałby nawet za tysiąc dolarów.


Eeeeeej, pieczarki są dobre! Nawet z hamburgerem

Cytat:
Poszedłem do niego, uskarżając się na łagodną postać fibromialgii, co jest prawdą, bo faktycznie dolegają mi obolałe mięśnie.


Szkoda, że tylko łagodną

Cytat:
Jesteś świnią.


Dokładnie

Cytat:
Wybacz, że próbowałem cię pocałować.


Buu
Teraz House mnie denerwuje na zmianę z Wilsonem. Ślepe pacany


Cytat:
Oni dwaj idący na lunch? To byli normalni oni. Jego przyjaciel płacący za jedzenie? To był normalny Wilson. On pozwalający Wilsonowi płacić? To był normalny House. Normalność była przyjemna.


już lepiej


Cytat:
- Twój młodszy przyjaciel jest bardzo atrakcyjny - stwierdził jednej nocy Royston, po tym jak spuścił się ostro w odbyt House'a.


Niech trzyma te swoje obleśne łapska( i nie tylko) z daleka chociaż od Wilsona

Cytat:
- Prawie nie wygląda ani o dzień starzej niż trzydzieści lat.


No dobra, tu akurat ma rację


Trochę krótka ta część, ale rozumiem ten ból, gdy internet chodzi w ślimaczym tempie

Więc życzę weny i szybkiego neta


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:12, 04 Kwi 2011    Temat postu:

advantage napisał:
a spodziewałam się Wilsona w stroju Supermana...
A ja w stroju Adama, ale obie musimy obejść się smakiem

advantage napisał:
No i mnie odrzuca jak sobie wyobrażam McChickena z pieczarkami xd
a co byś powiedziała o pieczonej kiełbasie połączonej z jagodami z cukrem?

advantage napisał:
ja do tyłka Wilsona nic nie mam
i dopsz, bo miałabyś ze mną do czynienia

***

Anai napisał:
To House w ogóle jeszcze chodzi do kliniki? Bo ostatni "pacjent" jakiego sobie przypominam to matka Cuddy
ostatnio poszedł do kliniki pooglądać telewizję A wcześniej była krótka retrospekcyjna scenka w epie o Dniu Kariery w szkole... Szkoda gadać

Anai napisał:
W takim razie najpierw zjadłby "czekladowe" oczy
a później jajka, bo za nimi też przepada Good thing, że Rex i Wilson nigdy się nie spotkają.

Anai napisał:
Żeby jeszcze polska służba zdrowia miała w swoim słowniku takie słowo jak "postęp"
tjaaa, póki co w tym słowniku znajduje się tylko "POSTĘPujący rozkład"

Anai napisał:
Teraz House mnie denerwuje na zmianę z Wilsonem. Ślepe pacany
House miał pewnie na myśli, że żałuje tej próby pocałunku, bo była nieudana

Anai napisał:
No dobra, tu akurat ma rację
pewnie Royston tak się skupiał na tyłku Wilsona, że nie zauważył jego seksownie posiwiałych skroni

Następnym razem też będzie dosyć krótko, bo taki niepodzielny ten rozdział Ale najważniejsze, żeby posuwać się naprzód



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:32, 04 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
a co byś powiedziała o pieczonej kiełbasie połączonej z jagodami z cukrem?



Mam nadzieję, że to "danie" to jedynie twór Twojej weny

Richie117 napisał:
ostatnio poszedł do kliniki pooglądać telewizję A wcześniej była krótka retrospekcyjna scenka w epie o Dniu Kariery w szkole... Szkoda gadać


Zabierają nam Hilsona, pacjentów z kliniki... niedługo w ogóle pacjentów nie będzie, przecież są ważniejsze rzeczy do pokazania Czy ja nie narzekam za dużo?

Richie117 napisał:
Good thing, że Rex i Wilson nigdy się nie spotkają.


Good, bo w przypływie złości na Wilsona sama mogłabyś go rzucić Rexowi na pożarcie


Richie117 napisał:
House miał pewnie na myśli, że żałuje tej próby pocałunku, bo była nieudana


Tak czy siak, denerwuje mnie to, że oszukuje Wilsona. Boi się, że go straci? Hmm... mogę prosić o malutki spoiler? W którym mniej więcej momencie fika Wilson dowie się o układzie?

Richie117 napisał:
Ale najważniejsze, żeby posuwać się naprzód


Otóż to


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:36, 04 Kwi 2011    Temat postu:

Anai napisał:
Mam nadzieję, że to "danie" to jedynie twór Twojej weny
nope, to właściwie wytwór zbiegu okoliczności, bo trzeba było zjeść jagody zanim się zepsują, ale nie mogłam zrezygnować z kiełbaski z ogniska I tak w ramach eksperymentu kulinarnego wykorzystałam jagody zamiast musztardy, co okazało się genialnym posunięciem

Anai napisał:
Czy ja nie narzekam za dużo?
w porównaniu ze mną?

Anai napisał:
Good, bo w przypływie złości na Wilsona sama mogłabyś go rzucić Rexowi na pożarcie
co tam złość, mogłabym po prostu nie mieć pomysłu na obiad

Anai napisał:
Tak czy siak, denerwuje mnie to, że oszukuje Wilsona. Boi się, że go straci? Hmm... mogę prosić o malutki spoiler? W którym mniej więcej momencie fika Wilson dowie się o układzie?
Taa, myślę, że utraty Wilsona House obawia się najbardziej. Bo przecież Wilson - wiedząc o wszystkim - nie byłby zdolny do siedzenia cicho, pozwalając, żeby House tak się dla niego poświęcał.
Gdzieś wcześniej pisałam, że Wilson dowie się o wszystkim pod koniec 5. rozdziału, ale się pomyliłam, bo wtedy dowie się tylko, co właściwie jest z House'em nie w porządku. A o układzie dowie się zaraz na początku rozdziału 6.

Anai napisał:
Richie117 napisał:
Ale najważniejsze, żeby posuwać się naprzód
Otóż to
tylko zastrzegam, że nie chodziło mi o "posuwanie" w zuym znaczeniu

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:11, 05 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
I tak w ramach eksperymentu kulinarnego wykorzystałam jagody zamiast musztardy, co okazało się genialnym posunięciem


W takim razie to smakuje lepiej niż brzmi

Richie117 napisał:
w porównaniu ze mną?


Kurde, a tak się starałam

Richie117 napisał:
co tam złość, mogłabym po prostu nie mieć pomysłu na obiad


Właśnie dlatego wymyślono "Pomysł na... "
Jak już będziesz miała ochotę na ludzkie mięso, to zjedz Cuddy, tylko uważaj na jad

Richie117 napisał:

Gdzieś wcześniej pisałam, że Wilson dowie się o wszystkim pod koniec 5. rozdziału, ale się pomyliłam, bo wtedy dowie się tylko, co właściwie jest z House'em nie w porządku. A o układzie dowie się zaraz na początku rozdziału 6.


Hm, więc jesteśmy blisko

Richie117 napisał:
tylko zastrzegam, że nie chodziło mi o "posuwanie" w zuym znaczeniu


Nigdy bym Cię o coś takiego nie posądziła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
advantage
Otorynolaryngolog
Otorynolaryngolog


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:59, 05 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
A ja w stroju Adama, ale obie musimy obejść się smakiem
takim Wilsonem też nie pogardzę

Richie117 napisał:
a co byś powiedziała o pieczonej kiełbasie połączonej z jagodami z cukrem?
pycha!

Richie117 napisał:
i dopsz, bo miałabyś ze mną do czynienia
męskie tyłki są fajne a nie lepiej mieć do czynienia z Wilsonem?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:37, 06 Kwi 2011    Temat postu:

Anai napisał:
W takim razie to smakuje lepiej niż brzmi
nie wiem, jak smakowałoby komuś innemu, ale ja to uwielbiam

Anai napisał:
Jak już będziesz miała ochotę na ludzkie mięso, to zjedz Cuddy, tylko uważaj na jad
Cuddy byłaby pewnie jak ryba fugu - tylko z odwrotnymi proporcjami części jadalnych i trujących
a wracając do zjadania Wilsona - mój Rexu nie znosi bananów, więc przynajmniej mały Jimmy by się uratował

Anai napisał:
Nigdy bym Cię o coś takiego nie posądziła
damn, chyba musiałam coś zrobić źle

***

advantage napisał:
a nie lepiej mieć do czynienia z Wilsonem?
pewnie, że lepiej - dlatego miałabyś do czynienia ze mną, gdyby Ci się jego tyłek nie podobał

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 3:41, 06 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:38, 06 Kwi 2011    Temat postu:

Cytat:
sorki za drobny poślizg w czasie szukanie pracy to prawdziwy koszmar, w dodatku tak czasochłonny, że powinni za to wypłacać pensję

Enjoy!



<center>ROZDZIAŁ PIĄTY
(część druga)</center>


5. lutego, 8:44

- Nowy przypadek. - Chase podał House'owi cienki folder.

House przekartkował znajdujące się wewnątrz kilka stron. - Z iloma lekarzami widział się ten facet, zanim wepchnięto go mnie?

Chase usiadł, popijając gorzką kawę z kafeterii. House ograniczył się do napojów i przekąsek, które znajdowały się w pokoju konferencyjnym, i Chase nie był pewien, czy chodziło w tym o pieniądze, czy o to, że House'owi zwyczajnie już nie zależało.
- Wepchnięto go nam. I trzech. Z powodu jego uskarżania się na ból w dłoniach i stopach, jeden lekarz przepisał mu ibuprofen, drugi polecił mu schudnąć i zacząć codziennie spacerować, a trzeci lekarz powiedział mu, że ból ustąpi, jeśli będzie się masturbował. Ten był psychologiem.

- Do tego trzeciorzędnym w najlepszym razie. - House rzucił folder na stół. - To nigdy nie skutkuje. - Przeciągnął się, drapiąc się w głowę obiema dłońmi. - Okej. Powtórzcie każde sensowne badanie, jakie przeprowadzili tamci idioci i zróbcie tomografię, której oni nie zdołali zrobić. Jazda.

To powinno ich zająć przez więcej niż jeden dzień. On miał wolne.

House zadzwonił do Wilsona. Kiedy Wilson odebrał, powiedział: - Mam dla ciebie trzy słowa: pizza, piwo i golizna.

- Chcesz zamówić pizzę i pooglądać pornosy?

- Cóż, myślę, że moglibyśmy po prostu pooglądać goliznę...

House usłyszał, jak Wilson przerzuca kartki swojego małego, czarnego terminarza. Mógł sobie wyobrazić, że jest on przepełniony sprawami w stylu: Balet (Leanne udawała, że lubi balet, by mieć poczucie, że posiada wyrafinowany gust); Kolacja w [link widoczny dla zalogowanych] (zwykła bezmyślna rozrywka, by zadowolić żoneczkę, ale nie na tyle nudna, by Wilson mógł zasnąć i narobić jej wstydu); oraz notatkami typu: "[link widoczny dla zalogowanych] z mamą w niedzielę", "wizyta Wilsona u dentysty" albo "dzień w SPA". Ach, ta prozaiczna gonitwa za małżeńską martwotą.

- Planujesz to na dziś wieczór? - zapytał Wilson. - Bo mi to pasuje.

Wolny piątkowy wieczór? - A gdzie się podziewa twoja mała pani?

- Zatrzymała się u swojej matki. Urządzają sobie "weekend matki i córki".

- Jasne.

- Co masz na myśli, mówiąc: jasne?

- Nic. Przynieś piwo o zmniejszonej zawartości alkoholu, to zrobię ci lewatywę. - House zniżył głos do zmysłowo uwodzicielskiego tonu: - Przynieś prawdziwe piwo, to zrobię ci dwie.

---
---

Zgodnie z planem pizza została zjedzona, a pornos obejrzany. Było to amatorskie przedsięwzięcie, w którym faceci byli umięśnieni do niemożliwości, ich jednookie maczugi w podrygach przemieszczały się od jednej panienki do drugiej, z których każda wyglądała jedynie odrobinę mniej groteskowo niż [link widoczny dla zalogowanych], i w którym wszyscy mieli okazję pociupciać, ale nikt nie sprawiał wrażenia, że dobrze się przy tym bawią.

W trakcie tego wszystkiego House raz po raz wykonywał okrężne ruchy prawym ramieniem, starając się złagodzić ból.

- Nadwyrężyłeś rękę? - spytał Wilson. Prawdopodobnie przez używanie laski.

House kiwnął głową. - Taaa. Z nogą było kiepsko od paru dni.

To oznaczało większe obciążenie ręki, w której trzymał laskę, a zatem również większe obciążenie dla jego barku. Tyle że Wilson tak naprawdę mu nie wierzył. Kiepsko od paru dni pochodzące z ust House'a stało się nic nieznaczącą wyuczoną formułką. Wilson z ociąganiem skupił ponownie uwagę na żałosnym filmie porno. Napakowani sterydami goryle chodzili od kobiety do kobiety, które wiły się i jęczały jeszcze zanim penis zbliżył się do nich na tyle, by mógł cokolwiek zdziałać. Wilson westchnął i potarł oczy. Bez wątpienia całe to filmidło nakręcono w czyjejś piwnicy.

- House, skąd wytrzasnąłeś ten...

- ...wiesz, ten wieczór upływałby znacznie przyjemniej, gdybyśmy uprawiali seks.

Zmrużone brązowe oczy i ściągnięte gąsienicopodobne brwi wyraziły dezaprobatę.
- Mógłbyś przestać żartować na ten temat?

- Od kiedy ja żartuję na temat seksu?

- Żartowałeś z Cuddy, z Chase'em, z Cameron, z Foremanem na miłość boską.

- A z tobą? - zapytał House; ani jego mina, ani głos nie wyrażały złośliwości.

- Tak, ze mną. Zawsze ze mną.

- Owszem, ale to nie to samo.

- Co ty nie powiesz.

- Kocham cię. Pamiętasz? - House pociągnął łyk piwa i skrzywił się; ostatnia ćwiartka zrobiła się zbyt ciepła. - Uprawialiśmy seks. Możesz temu zaprzeczyć, jeśli chcesz, ale było wspaniale. Rozkoszowałem się każdą jego minutą. Następnego dnia wstałeś, spędziłeś godzinę pod prysznicem, by zmyć cały swój wstyd i wyrzuciłeś mój numer telefonu.

- Zgubiłem go. - Wilson wiedział, że House go kocha; po prostu nie wiedział o tym tamtej nocy, kiedy House wpłacił za niego kaucję. Dla niego był to seks służący rozładowaniu napięcia. - W każdym razie, zapłaciłeś kaucję, żebym mógł wyjść z więzienia. Doszedłem do wniosku, że jestem ci coś winien. A ty nigdy więcej nie wspomniałeś o tamtej nocy.

- Bo ty nie chciałeś o tym słuchać. Za każdym razem kiedy się później spotykaliśmy, pierwszą rzeczą, o której mi opowiadałeś, było to, z którą seksowną małolatą nagle regularnie sypiałeś. Ja byłem wykluczony z konkurencji. - House odstawił ciepławe piwo. - Tęskniłem za tobą. To bolało.

Wilson nigdy nie domyślał się również, że uczucia, które House żywił do niego, sięgnęły tak głęboko w tak krótkim czasie i - o czym House dawał mu do zrozumienia nad wyraz jasno - nic się w tym względzie nie zmieniło.
- Chcesz powiedzieć, że się we mnie zakochałeś? Po dwóch dniach znajomości?

House utkwił spojrzenie w brązowym szkle butelki z piwem.
- Wydaje ci się, że wskakuję do łóżka z każdym przystojnym facetem, jakiego spotkam? Nigdy nie byłem dziwką. - Odwrócił głowę. Niespodziewanie kominek stał się strasznie interesujący. - Wierz mi, potrzeba zajebiście więcej, niż tylko nadarzającej się okazji, żebym poszedł do łóżka z mężczyzną.

Wilson usiłował uporządkować swoje uczucia do House'a - takimi, jakimi były wtedy oraz jakimi były obecnie. Jedne i drugie zmieniały położenie, wspomnienia zamazywały się, stając się mniej wyraźne. Wiele szczegółów z godzin i dni, które spędzili razem w ciągu tych pierwszych kilku tygodni, teraz nabrało nowego znaczenia. Dotknięcia, słowa, spojrzenia - wszystko pogrążyło się w nowych głębiach i szczytach możliwości.
- Naprawdę nie miałem pojęcia... to znaczy, wtedy.

- Cóż, teraz wiesz. Kocham cię. Zawsze tak było i zawsze będzie.

- Niewyraźnie wymawiasz "sz".

- Mój język nadal jest spragniony. Brakuje mi tamtego seksu.

Ach, uczucia prawdziwego, fabrycznego House'a. Wilson w myślach dopowiedział sobie resztę - brakuje mu również mojego towarzystwa. Zrobiło mu się przykro z jego powodu. To wszystko było takie popieprzone.

- Chciałem powiedzieć - ciągnął House, zdejmując kapsel z następnej butelki - że nie chodziło wyłącznie o seks, ale stanowił on... - zacisnął podbiegnięte krwią oczy - ...jakieś siedemdziesiąt pięć procent całości.

- Jestem wzruszony.

House skinął głową. Wyznał to, co chciał, niemalże na trzeźwo. Był dumny z tego powodu. Następnie, po pijanemu, przekonał Wilsona, że mówi serio. To prawdopodobnie nie było najostrożniejsze posunięcie. Teraz Wilson mógłby odpowiedzieć: Ja też cię kocham, z czym - jak House nagle sobie uzmysłowił (przez całe to zamieszanie pomiędzy nim a koszmarem o nazwisku Royston) - on nie miał pojęcia, jak sobie obecnie poradzić. Albo, co gorsza, Wilson mógł nie skomentować tego w żaden sposób, i House miał sporą pewność, że z czymś takim nie byłby w stanie w ogóle sobie poradzić. Nie tego wieczoru, kiedy jego najlepszy przyjaciel i obiekt jego głębokiego pożądania siedział pół metra od niego, pachnąc i wyglądając tak dobrze.

- Idź do domu, Wilson.

Wilson wzdrygnął się, omiatając wzrokiem pokój, jakby szukał trzeciej części ostatniej rozmowy, która najwyraźniej go ominęła, ponieważ przeszli od intymnej rozmowy o wzajemnych uczuciach, od niemalże czułych wyznań, do Nie spiesz się i wynoś w cholerę.
- Co ja takiego zrobiłem?

- Jestem zmęczony. - House podciągnął pod siebie swoje długie nogi i stanął wystarczająco prosto, by pokuśtykać do drzwi, gdzie Wilson zostawił swoje skórzane buty. - Trzymaj. - House rzucił je Wilsonowi, który musiał wykazać się zręcznością, żeby złapać drugi but.

- Wyrzucasz mnie?

- Aha. Chcę iść do łóżka. - Technicznie rzecz ujmując. I to nie w jego własnym mieszkaniu.

Przez chwilę Wilson tylko stał bezmyślnie, po czym zdecydował, że nie było warto się o to kłócić. House wypił o wiele za dużo, by wciąż zachowywać się normalnie o tej nocnej godzinie. To znaczy, House'o-normalnie, i nie było mu nawet blisko do tego. Odnotowując to pod hasłem "co do cholery?", Wilson włożył buty i zawiązał sznurówki. House prawie że narysował dla niego mapę, prowadzącą od kanapy do drzwi mieszkania.

Wilson wykrztusił tylko: - House, myślę, że powinieneś iść to odespać...

...zanim drzwi zatrzasnęły się przed jego nosem.

---
---

5. lutego, 22:00

Royston otworzył drzwi swojego mieszkania i zastał za nimi swojego kochanka. Ogarnęła go stłumiona wściekłość.
- Co ty, do kurwy nędzy, robisz na moim progu?

House rzucił okiem na przedpokój mieszkania. Zapomniany sześciopak piwa od Wilsona (dzięki niech będą jego małemu serduszku!) dobrze ugruntował jego poalkoholowe oszołomienie. Był zaskoczony, widząc zagracony korytarz i tanią wykładzinę na podłodze. Wydawało mu się, że Royston chciałby, żeby jego szalenie drogie ubrania wisiały w pomieszczeniu z odrobinę większą klasą.
- Wilson poszedł do domu - ogłosił w ramach wyjaśnienia, choć w rzeczywistości nie wyjaśniało to niczego. Ale on ani trochę się tym nie przejmował. - Jestem znudzony i napalony, i mam już dosyć hoteli.

Royston wciągnął House'a do środka za skórzany rękaw, zatrzasnął drzwi jedną ręką, a drugą brutalnie pchnął House'a na ścianę.
- Nigdy nie miałeś tutaj przychodzić. - Przysunął twarz na odległość paru centymetrów do twarzy House'a. - Nigdy!

Oddech Roystona czuć było kurczakiem i pastą do zębów, więc House odwrócił głowę od tej odrażającej kombinacji zapachów. Dał sobie już spokój ze spełnianiem każdego życzenia Roystona, zamartwiając się przy tym do upadłego jego groźbami. Wzruszył ramionami, jedną dłonią łapiąc Roystona za krocze.
- O co biega, szefie? Nie masz na mnie dzisiaj ochoty? - Rozciągnął usta w diabolicznym uśmiechu, kiedy poczuł, jak Roystonowi natychmiast zaczyna stawać pod jego palcami.

Royston warknął. - Nie jestem facetem, który marnowałby dobrą erekcję, suko. - Rzucił House'a na podłogę korytarza, rozdzierając jego ubranie i bijąc go po twarzy pod wpływem szybko narastającego podniecenia. Turlali się po ziemi z oszalałą gorliwością miotających się kończyn i drgających penisów, dopóki obaj nie osiągnęli orgazmu.

Narzucając na siebie kurtkę, House przygotował się do wyjścia. Wiedział, że wstrząsnął schludnym światkiem Roystona, przychodząc do niego tego wieczoru. Towarzyszyło temu przyjemne uczucie. Uczucie wolności. Wilson był bezpieczny. On sam mógł żyć własnym życiem, aczkolwiek z częstymi zakłóceniami w postaci sadystycznego seksu, lecz to wciąż miało być jego życie - a nie życie, które należałoby do Roystona.

Zanim House zdołał się wymknąć, Royston chwycił szczękę swojego kochanka w wygiętą niczym szpony dłoń i ścisnął ją mocno.
- Jeżeli kiedykolwiek jeszcze raz mi się przeciwstawisz, zostawię na tobie ślad, który nigdy nie zblednie. Już zdążyłem cię oznakować pod ubraniami, laleczko, a co byś powiedział na znamię na twarzy?

- Jedno już tam mam. Tamten gość też był kutasem z wielkim gnatem. Nie, czekaj, chciałem powiedzieć, kutasem ze spluwą - odparł House.
Royston wzmocnił swój uścisk. Jego oczy były szalone, i House z trudem przełknął ślinę. Może już wystarczająco wystawił swoje szczęście na próbę jak na jeden wieczór.

- Wynoś się - odezwał się Royston twardym jak stal głosem.

House odwrócił wzrok i spojrzał w dół. Nie podobało mu się to, co widział w tamtych lodowatych, szarych oczach. Jego własne oczy spoczęły na stosie korespondencji, której Royston jeszcze nie przeczytał. Na przodzie jednej z kopert znajdowało się starannie wydrukowane pełne nazwisko Roystona: "Albert P. Royston". House omal się nie roześmiał. Nagle te szalone, szare oczy wydały mu się komiczne.
- Albert? - powiedział, wykrzywiając usta w kpiącym uśmieszku. - To twoje imię? Albert??

Royston zawarczał i obnażył zęby. - Skarbie, nie wiesz, że to niegrzeczne, czytać cudzą korespondencję? - poruszył się, by pocałować House'a w usta, ale w ostatniej sekundzie przesunął się w lewo i zatopił zęby w szyi House'a, tuż ponad starą raną postrzałową oraz blizną, która powoli bledła przez minione lata, aż stała się niczym więcej, jak białą kreską pozbawioną melaniny.

House wrzasnął, kiedy poczuł zęby Roystona przecinające skórę, zagłębiające się coraz bardziej, zaciskające się z całej siły. Royston błyskawicznie zakrył mu usta jedną ręką, by go uciszyć, równocześnie wgryzając się coraz mocniej w krwawiące ciało.

Wreszcie Royston go puścił i House osunął się po ścianie na tyłek, jego prawa ręka uciskała krwawiącą ranę. Podniósł wzrok na swojego tak-zwanego kochanka, oddychając ciężko, by złagodzić pulsujący ból.
- Ty parszywy pojebie!

- Uwielbiasz to - odparował Royston, ocierając krew z ust wierzchem dłoni. - Masz okazję uprawiać najlepszy seks w swoim życiu. Drobne ukąszenie to niska cena do zapłaty.

- To było głębokie, dupku. I boli jak skurwysyn.

Royston oparł się o przeciwległą ścianę, splatając ramiona na piersi, zachwycony swoim dziełem.
- Jesteś wolny od bólu, bo wiem, że potrzebujesz Vicodinu. Możesz pić ile chcesz, a ja nie upominam cię z tego powodu oraz zapewniam ci niesamowite, regularne orgazmy. Nie rozumiem, jakie masz powody, żeby się skarżyć.

- Mam piwo w lodówce, Royston. Jeśli chodzi o orgazmy, mam dwie sprawne ręce i nigdy nie prosiłem o hydrokodon.

- Ani też go nie odmawiałeś. - Royston wyglądał na znudzonego. - Idź do domu, Greg.
Royston przyglądał mu się ze spokojem, jego oczy już nie pałały obłędem, a zachowanie było opanowane. Znowu miał pełną kontrolę nad sobą oraz nad Gregiem, który ostatnio o wiele za bardzo przeciągał strunę.
- Piątek wieczór. "Motor Motel" za miastem przy autostradzie. - Royston zachichotał, kiedy Greg spróbował wstać z ziemi. Uczynnie podał mu laskę. - Nie spóźnij się, cukiereczku. A jeśli jeszcze kiedyś przyjdziesz tutaj, bezpieczne życie Wilsona z jego żoną numer cztery będzie skończone.

---
---

Umywalka w łazience była zaśmiecona zakrwawionymi wacikami. House oczyścił i opatrzył świeżą ranę, zaklejając kwadratem sterylnej gazy wyraźnie widoczne ślady zębów. Znowu czekało go kilka tygodni chodzenia w golfie. Co za sukinsyn!

---
---
---

6. lutego, 7:15

Wilson zobaczył House'a po raz kolejny, kiedy trafiła mu się okazja, by zerknąć do biura diagnosty. Przyłapał go na ucinaniu sobie drzemki. Tego ranka House wydawał się być bardziej sobą, choć był to tylko wniosek wyciągnięty z obserwacji. Mimo wszystko House zdawał się niezręcznie brnąć przez życie, przez które - przez jakiś czas po Mayfield - kroczył śmiało naprzód z pewnością siebie. Teraz jego posuwanie się do przodu wzięło ostry zakręt w prawo, zwolniło i zaczęło zataczać coraz mniejsze kręgi, aż House sprawiał wrażenie, że nie porusza się prawie w ogóle. Gdyby nie patrzeć na jego zachowanie, House był człowiekiem, który gorączkowo przygląda się terenowi przed sobą, ze strachu przed tym, dokąd może go zaprowadzić jego kuśtykanie.

Wilson zakradł się do środka i przez krótką chwilę spoglądał badawczo na twarz śpiącego House'a. Jego przyjaciel się postarzał, wyglądał na przemęczonego. Znowu miał na sobie golf, tym razem w granatowym kolorze.

Obaj nie byli już tymi samymi ludźmi, co kiedyś. Panta rhei, nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. A w ich rzece przepłynęły już całe oceany wody. Lecz obaj byli identyczni pod względem jednej, podstawowej cechy, która nigdy nie przeminęła - nieważne, ile czasu spędzili ze sobą, obaj byli samotni.

Wilson westchnął. Był w czwartym związku małżeńskim i ze smutkiem stwierdzał, że nadal czuł się samotny. Sugestia House'a, że on i Leanne powinni udać się na terapię, oczywiście nigdy nie przyniosła owoców. Po co mieliby próbować, skoro ona spędzała niemal każdy dzień albo jeżdżąc gdzieś w interesach, albo siedziała w domu, zajęta jedną z pół tuzina swoich pasji, albo spędzała niekończące się godziny pracując jako ochotniczka.

Wilson prawie się już z nią nie widywał, a ona sprawiała wrażenie, że nie ma nic przeciwko temu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anai
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:04, 06 Kwi 2011    Temat postu:

Richie117 napisał:
nie wiem, jak smakowałoby komuś innemu, ale ja to uwielbiam


Trzeba kiedyś spróbować

Richie napisał:
Cuddy byłaby pewnie jak ryba fugu - tylko z odwrotnymi proporcjami części jadalnych i trujących


Aż wygooglowałam to coś i omg, ludzie naprawdę to jedzą Japończycy zawsze mieli oryginalne potrawy

Richie117 napisał:
a wracając do zjadania Wilsona - mój Rexu nie znosi ów, więc przynajmniej mały Jimmy by się uratował


I co by począł taki samotny? W ogóle nie widziałam psa, który by ruszył owoce albo warzywa


Cytat:
a trzeci lekarz powiedział mu, że ból ustąpi, jeśli będzie się masturbował


Już niedługo na recepcie zamiast środków przeciwbólowych


Cytat:
To nigdy nie skutkuje.


No jasne, że nie. Co dwie hmm... głowy to nie jedna

Cytat:
"wizyta Wilsona u dentysty"


Wilson pisze o sobie w trzeciej osobie? Przegięcie

Cytat:
- Nic. Przynieś piwo o zmniejszonej zawartości alkoholu, to zrobię ci lewatywę. - House zniżył głos do zmysłowo uwodzicielskiego tonu: - Przynieś prawdziwe piwo, to zrobię ci dwie.


Ach, te ich zabawy

Cytat:
- ...wiesz, ten wieczór upływałby znacznie przyjemniej, gdybyśmy uprawiali seks.


Trzeba tak było od razu

Cytat:
- Chcesz powiedzieć, że się we mnie zakochałeś? Po dwóch dniach znajomości?


Ech, Wilson, ty palancie...

Cytat:
- Nie jestem facetem, który marnowałby dobrą erekcję, suko.


Może ktoś go uświadomi, że House nie jest kobietą?

Cytat:
- Albert? - powiedział, wykrzywiając usta w kpiącym uśmieszku. - To twoje imię? Albert??


Yy... mogło być gorzej, nie?

Cytat:
House wrzasnął, kiedy poczuł zęby Roystona przecinające skórę, zagłębiające się coraz bardziej, zaciskające się z całej siły. Royston błyskawicznie zakrył mu usta jedną ręką, by go uciszyć, równocześnie wgryzając się coraz mocniej w krwawiące ciało.


Eww, to było okropne

On widocznie ma jakąś manię gryzienia, niech ktoś mu kość kupi


Część niemal wesoła, zwłaszcza na początku, widać, że House się do swojej sytuacji... przyzwyczaił? Już z Roystonem nie walczy. Tyle, że trudno to zaliczyć do pozytywów.

Weny, czasu i wszystkiego, czego tam jeszcze potrzebujesz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:01, 06 Kwi 2011    Temat postu:

Ech, nareszcie nadrobiłam zaległości Czytałam jednym ciągiem, także na początku muszę wspomnieć jeszcze o wcześniejszych częściach. Przepraszam za mały bałagan ^^"

Przyznam, że najbardziej spodobała mi się scena, w której House odwiedził Wilsona w jego domu. Świetne dialogi, dużo emocji i problem z dotarciem do właściwego znaczenia wyznania Wilsona. Od początku czułam, że miał na myśli tylko przyjaźń (to byłoby zbyt proste), ale i tak na koniec byłam trochę zawiedziona. Zakończenie tej części, chociaż trochę zbyt wulgarne i przerysowane, pokazało po raz kolejny, że House zrobi dla Wilsona wszystko. Późniejsze szczegółowe opisy tego, co robił z Roystonem czytało się przez to bardzo nieprzyjemnie.
I tylko do tej wulgarności mogę się przyczepić. Royston i jego upodobania od początku fika byłby bardzo szczegółowe, ale sam House był do tej pory jakby trochę poza tym. Teraz chwilami już nie jest tylko ofiarą. Właściwe, nawet jego sposób mówienia się zmieniał. Przeklina często i gęsto, a to niestety jest trochę ooc.
Btw. Już chyba nie będę krytykować postaci Roystona. Z trudem, ale przyzwyczaiłam się do jego dziwnego zachowania. Już nawet najdziwniejsze zachcianki przestają mnie dziwić. Przy każdej dziwnej wypowiedzi powtarzam sobie po prostu, że to Royston. On już tak ma o.O


Cytat:
- (...)co jest prawdą, bo faktycznie dolegają mi obolałe mięśnie. Głównie ostatnimi czasy, z twojego powodu.

House nienawidził tego, że drobne wyznanie Roystona przyprawiło go o lekki dreszcz. Royston był sukinsynem, ale w łóżku sprawiał, że tego się właśnie pragnęło.
- Czyżbym był dla ciebie zbyt ostry? - zapytał sarkastycznie.


Uch. Niepokojący fragment. To już jest rasowy flirt.


Zastanawiam się też, po co właściwie House poszedł do Roystona w ostatniej części? Czego on oczekiwał?

Cytat:
Wiedział, że wstrząsnął schludnym światkiem Roystona, przychodząc do niego tego wieczoru. Towarzyszyło temu przyjemne uczucie. Uczucie wolności. Wilson był bezpieczny. On sam mógł żyć własnym życiem, aczkolwiek z częstymi zakłóceniami w postaci sadystycznego seksu, lecz to wciąż miało być jego życie - a nie życie, które należałoby do Roystona.


Dla mnie to nie ma sensu. Jakie "uczucie wolności"? To, że tym razem sam podjął decyzję, jest dla niego aż tak znaczące? Wilson wcale nie jest bezpieczny, a Royston tak naprawdę ma całkowitą kontrolę nad jego życiem. Royston powinien być wręcz z siebie dumny. To, że House przychodzi do niego z własnej woli (żeby było śmieszniej, z piwem od Wilsona), świadczy o tym jaką ma nad nim kontrolę. Aż trudno chwilami rozpoznać House'a w tym fiku. A co gorsze, wydaje się że ta zmiana jest nieodwracalna.

Cytat:
Teraz Wilson mógłby odpowiedzieć: Ja też cię kocham, z czym - jak House nagle sobie uzmysłowił (przez całe to zamieszanie pomiędzy nim a koszmarem o nazwisku Royston) - on nie miał pojęcia, jak sobie obecnie poradzić.


Kolejne posunięcie House'a, które jest dla mnie niezrozumiałe. Przecież w tej sytuacji oni i tak nie mogę być razem... Mało wiarygodne wydaje mi się też to, że tak nagle zaczyna mówić mu otwarcie o swoich uczuciach. Chociaż może nawet nie sam fakt, że o nich mówi, a sposób w jaki to robi. Taki... roystonowy?

A co samego Wilsona, to muszę przyznać, że z rozdziału na rozdział robi się coraz mniej irytujący. Jego starania i chęć pomocy zaczynają mnie przekonywać. Zdziwiło mnie to, że temat uczuć House'a wypłynął tak szybko. Wydawało mi się, że na to trzeba będzie poczekać do samego końca fika. W pierwszej chwili pomyślałam, że ten pośpiech, to nie najlepsze rozwiązanie. Ale to chyba tylko z powodu przyzwyczajenia do takiej konstrukcji w większości tekstów.
Teraz jestem do tego przekonana. Wszystko w tym tekście jest tak pokręcone, że chłopakom będzie potrzeba dużo czasu.Wyznanie miłości w ostatniej chwili zdecydowanie tutaj nie pasuje. Tak będzie bardziej realistycznie. Oj, nie sądziłam, że użyję tego określenia w stosunku do tego tekstu

Wiem, że komentarz jest trochę chaotyczny, ale to jedyne, na co stać mnie w tej chwili.

Chyba nie muszę pisać, że tłumaczenie jest, jak zwykle, świetne?

Weny (i powodzenia w poszukiwaniu pracy)!
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:55, 07 Kwi 2011    Temat postu:

Anai napisał:
I co by począł taki samotny?
już ja bym mu znalazła jakieś zajęcie

Anai napisał:
W ogóle nie widziałam psa, który by ruszył owoce albo warzywa
Ja znam psy, które jedzą wszystko (jeden ma wprost obsesję na punkcie surowych ziemniaków ) Mój Rexu za młodu chrupał surową marchewkę i jabłka, a teraz nie pogardzi prawie niczym, o ile jest ugotowane - nawet smażoną cukinię mi zeżarł A, no i w lesie lubi jagody, co bardzo utrudnia napełnienie słoika

Anai napisał:
Już niedługo na recepcie zamiast środków przeciwbólowych
dostępne tylko w aptekach

Anai napisał:
Wilson pisze o sobie w trzeciej osobie? Przegięcie
może tą notatkę zapisała mu żona? Chociaż to i tak by było głupie

Anai napisał:
Może ktoś go uświadomi, że House nie jest kobietą?
a może House jest? W którymś fiku natura obdarzyła House'a dwoma kompletami działających... "organów"

Anai napisał:
Yy... mogło być gorzej, nie?
um... na przykład jak?

Anai napisał:
On widocznie ma jakąś manię gryzienia, niech ktoś mu kość kupi
albo byczego penisa - podobno psy to uwielbiają

dzięki

***

Pino napisał:
Ech, nareszcie nadrobiłam zaległości
lepiej późno niż później a z bałaganem jakoś sobie poradzę

Pino napisał:
Przyznam, że najbardziej spodobała mi się scena, w której House odwiedził Wilsona w jego domu.
taaa, to było takie urocze i smutnawe zarazem. Jedynym małym minusem tej sceny jest powtórzenie przez GeeLady schematu z OSCA, ale przecież nie zawsze da się zachować całkowitą oryginalność.

Pino napisał:
I tylko do tej wulgarności mogę się przyczepić. Royston i jego upodobania od początku fika byłby bardzo szczegółowe, ale sam House był do tej pory jakby trochę poza tym. Teraz chwilami już nie jest tylko ofiarą. Właściwe, nawet jego sposób mówienia się zmieniał. Przeklina często i gęsto, a to niestety jest trochę ooc.
Jeśli wejdziesz między wrony... House zaadaptował się do okoliczności po prostu - IMO ta jego wulgarność to nic innego, jak jedyny sposób wyrażania agresji wobec Roystona, na jaki może sobie pozwolić. Dziwię się, że Royston nie ma nic przeciwko temu, ale z drugiej strony mnie by to na jego miejscu śmieszyło - House go obraża, ale poza tym jest kompletnie bezsilny. No i Roystona kręci opór stawiany przez ofiarę, więc wulgarność House'a może być jakąś niepisaną częścią układu.

Pino napisał:
Przy każdej dziwnej wypowiedzi powtarzam sobie po prostu, że to Royston. On już tak ma o.O


Pino napisał:
Uch. Niepokojący fragment. To już jest rasowy flirt.
może trochę. Dla mnie to było bardziej takie fałszywie-troskliwe "oooch, jakże mi przykro (szkoda, że nie boli cię bardziej)". Jak by nie patrzeć, House potrafi odruchowo flirtować z każdym, nawet z Foremanem

Pino napisał:
Zastanawiam się też, po co właściwie House poszedł do Roystona w ostatniej części? Czego on oczekiwał?
Myślę, że to było wprowadzenie w życie planu, by wykorzystać Roystona dla własnej przyjemności. House miał ochotę na seks, więc się o niego skutecznie upomniał, na jeden króciuteńki moment stając się dominującą stroną tego chorego 'związku'.

Pino napisał:
Dla mnie to nie ma sensu. Jakie "uczucie wolności"? To, że tym razem sam podjął decyzję, jest dla niego aż tak znaczące?
och, podejmowanie decyzji dla ofiar wszelkiego typu ma OGROMNE znaczenie, bo daje to, czego ofiarom brakuje: poczucie kontroli, nawet jeśli jest ono złudne i ofiara na pewnym poziomie zdaje sobie z tego sprawę (np osoba śmiertelnie chora łatwiej zaakceptuje perspektywę śmierci, jeżeli może poddać się eutanazji, bo w ten sposób sama decyduje, kiedy umrze i nie musi zdawać się na łaskę choroby). House mógł się poczuć wolnym również dlatego, bo odważył się złamać najważniejszy zakaz Roystona i - jak na tamten moment - nie spotkała go przez to żadna kara. On był panem sytuacji, a Royston mu uległ i House miał pewnie wrażenie, że po roku bycia marionetką wreszcie udało mu się zyskać władzę i odzyskać godność.

Pino napisał:
Royston powinien być wręcz z siebie dumny. To, że House przychodzi do niego z własnej woli (żeby było śmieszniej, z piwem od Wilsona), świadczy o tym jaką ma nad nim kontrolę.
gdyby Royston zaczął być z siebie jeszcze bardziej dumny, to chyba by go rozerwało Tutaj się wściekł, bo przecież co by pomyśleli sąsiedzi, gdyby wyszło na jaw, że ich szanowany, przyzwoity współlokator jest sadystycznym maniakiem seksualnym? To jedyna rzecz, jakiej się Royston absolutnie obawia - utraty nieskazitelnej reputacji. (a to piwo od Wilsona raczej było już w krwioobiegu House'a)

Pino napisał:
A co gorsze, wydaje się że ta zmiana jest nieodwracalna.
na szczęście nie. House tylko czasowo zdecydował się płynąć z prądem, bo nie widzi innego wyjścia.

Pino napisał:
Kolejne posunięcie House'a, które jest dla mnie niezrozumiałe. Przecież w tej sytuacji oni i tak nie mogą być razem... Mało wiarygodne wydaje mi się też to, że tak nagle zaczyna mówić mu otwarcie o swoich uczuciach. Chociaż może nawet nie sam fakt, że o nich mówi, a sposób w jaki to robi. Taki... roystonowy?
mhm, to rzeczywiście trochę niejasne. Jak zostało powiedziane w fiku, na poziomie racjonalnym House wie, że nie powinien tego robić, bo to może jedynie skomplikować sprawy jeszcze bardziej i nie ma szansy, żeby to jakoś pomogło w jego sytuacji. Ale jest też nieracjonalna strona House'a, która wbrew rozsądkowi liczy chyba na to, że dzięki odwzajemnionym uczuciom Wilsona House'owi będzie łatwiej znosić układ z Roystonem i dlatego nie przestaje próbować przekonać Wilsona do miłości.
Sposób w jaki House mówi o uczuciach - bezpośredni, wykalkulowany, lekko obojętny, jakby House pogodził się z tym, że nic z tego nie będzie - kojarzy mi się z wyznaniami ludzi, których tylko sekundy dzielą od śmierci. Oni wiedzą, że to ich ostatnia okazja, by powiedzieć, co im leży na sercu i wiedzą, że cokolwiek stanie się później, nie będzie miało już dla nich znaczenia. Wydaje mi się, że to trochę tak, jakby chwilami House podświadomie dążył do zerwania układu, bo jest już tak zmęczony, że nie ma siły przejmować się konsekwencjami, a perspektywa odrobiny odpoczynku jest strasznie kusząca.

Pino napisał:
Teraz jestem do tego przekonana. Wszystko w tym tekście jest tak pokręcone, że chłopakom będzie potrzeba dużo czasu. Wyznanie miłości w ostatniej chwili zdecydowanie tutaj nie pasuje. Tak będzie bardziej realistycznie. Oj, nie sądziłam, że użyję tego określenia w stosunku do tego tekstu
yay!!!
skoro punkt zwrotny fika już tuż-tuż, to nie mogę się doczekać Twojej opinii na temat realizmu całej reszty

Dziękuję (a może lepiej: nie-dziękuję?)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 5 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin