Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Hold on to love / MnS [Hilson]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:37, 30 Kwi 2008    Temat postu:

powoli zbliżamy się do końca
jednak nie będzie Mody na Sukces
bo już mam pomysł na innego fika, teraz mi Richie podsunęła kolejny, bo jeden mam wesoły napisać postaram się
jeśli nie uda mi się nic jutro wrzucić (bardzo możliwe) to niestety bedziecie musieli poczekać do niedzieli/środy...


I want you to be crazy
'Cause you're boring baby when you're straight



Dzień pierwszy.

Poklepała mnie po ramieniu. Spojrzałem w jej kasztanowe oczy i odetchnąłem z ulgą. Wreszcie zachowywała się jak przyjaciółka, nie jak szefowa. Udałem, że nie zauważyłem tego, jak wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Agnes.

Zerknąłem na moją zielonooką przyjaciółkę i kiwnąłem głową. Westchnęła cicho, pocałowała mnie w policzek i wyszła w pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Zdążyłem jeszcze usłyszeć dzwonek jej telefonu i pośpieszne słowa „już wracam”.

-James – odezwała się Cuddy – musimy porozmawiać.

Wahanie w jej głosie sprawiło, że miałem ochotę uciec, zapaść się pod ziemię. Proszę, nie pytaj mnie o to, nie próbuj. Błagam, nie mam siły na walkę.

-James – powtórzyła – o co poszło?

Tak, pytanie light, na początek coś spokojnego! Miało pokazać, że nie naciska, że mogę na niej polegać. Przecież jest moją przyjaciółką. Na pewno zorientowała się, że dzieje się coś innego, coś złego. Że się zmieniam, mam huśtawki nastrojów. Boże, gdybym był kobietą, powiedziałaby, że jestem w ciąży.

-O nic – odpowiedziałem głupio.

Zamknęła na chwilę oczy. Odwróciłem wzrok. Nachyliła się nade mną. Czułem jej świeży oddech na twarzy, ale wciąż nie mogłem na nią spojrzeć. W końcu chrząknęła lekko, niby przypadkiem i musiałem zagłębić się w orzechowe oczy.

-Czy ty go… - zaczęła i natychmiast urwała, patrząc na mnie wymownie.

Bang! Oto prawidłowe pytanie! Teraz cokolwiek powiem będzie źle! Zaprzeczę – zobaczy, że kłamię. Potwierdzę – DOWIE SIĘ. Ona! Natychmiast powie Cameron, stracę wszystkie szanse. Już straciłem. Nie odpowiem – to jednoznaczne z przyznaniem się. Westchnąłem i uśmiechnąłem się żałośnie.

-O co ci chodzi? – spytałem niewinnie.
-Do diabła, Wilson! – wykrzyknęła, uderzając ręką w stół.

Odsunęła się i przechadzała się po pokoju. Złapała się za głowę i mierzwiła swoje kręcone włosy przez chwilę. Zauważyłem, że robi to zawsze, gdy się denerwuje. Gdy myśli, że nikt nie widzi. Pomyślałem, że teraz czas coś powiedzieć. Cokolwiek. Prawdę? Tak, najlepiej prawdę. Ale jak miałem jej wyjawić swój największy sekret. NASZ sekret? Gdyby się dowiedział… zabiłby mnie. Znienawidził do końca. Ostatnio raniłem go nieświadomie, ale tym razem stwierdziłem, że cokolwiek się stanie, już nigdy nie będzie przeze mnie cierpiał.

-Cuddy! – zdenerwowałem się i również wstałem.

Chciałem się cofnąć, gdy podbiegła do mnie, jak błyskawica, podniosła ręce na wysokość twarzy i gwałtownie opuściła w geście rozpaczy i zdenerwowania. Przez chwilę wzdychała głośno i patrzyła na mnie ze złością. Gdybym był obserwatorem tej sceny, uśmiechnąłbym się łagodnie, jednak wtedy miałem ochotę się upić, położyć, zasnąć, nic nie czuć, umrzeć, wyskoczyć przez okno. Cokolwiek.

-Co? – uniosła się – co, do cholery, co?!

Zamknąłem oczy, a moje ręce opadły. Nawet nie zdążyłem tego zarejestrować, ale upadłem na kolana. Zwinąłem się w kłębek i załkałem. Cuddy natychmiast kucnęła i przytuliła mnie mocno. Czułem się żałośnie. Wciąż zajmowały się mną kobiety, jak gdybym był jakąś kompletną ofiarą losu, osobą przegraną, która nawet nie potrafi wziąć się w garść i wyrazić swoje uczucia.

Płakałem wciąż i czułem jej łzy na mojej głowie, szyi. Tuliła mnie mocno, jakby się bała, że mnie straci, że runę w nicość i przepadnę na zawsze. Doceniałem jej poświęcenie. Wiedziałem, że Agnes teraz wraca do domu, gardząc sobą, bo opuściła mnie w tak ważnym dla mnie momencie. Bałem się, że moja przyjaciółka załamie się z tego powodu, będzie czuła, że jest nikim, że nie spełniła swoich obowiązków. Chciałem wtedy być z nią i powiedzieć, żeby się o mnie martwiła, że sam muszę poradzić sobie ze swoimi problemami.

Niczego bardziej nie pragnąłem, jak zostać sam. Otworzyłem usta, by poprosić Cuddy o zostawienie mnie w spokoju, chociaż na tę jedną noc. By tylko przemyśleć pewne sprawy. Jednak słyszałem irytujący głos w moim umyśle – wyjedź, musisz wyjechać, nie masz, czego tu szukać. Chciałem uciec. To było jedyne rozwiązanie. Tylko to. Nic więcej. Zostawić go w spokoju, pozwolić mu żyć dalej. Cuddy, błagam, zostaw mnie teraz, proszę, bardzo, proszę, myślałem gorączkowo i nabrałem powietrza, by wreszcie to powiedzieć.

-Tak bardzo go kocham…

Zamarłem, gdy uświadomiłem sobie, że to zdanie wydostało się z moich ust. Oderwałem moją prawą dłoń od Cuddy i dotknąłem palcami swoich warg. Otworzyłem szeroko oczy, zdenerwowany. O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże.

Cuddy podniosła głowę i odsunęła się lekko, patrząc na mnie równie zdziwiona. Przeniosła ciężar swojego ciała na prawą nogę, wciąż kucając przy mnie. Widziałem powagę na jej twarzy i tym razem twardo patrzyłem prosto w jej oczy. Stało się. Teraz muszę się z tym zmierzyć. Tylko ona może mi teraz pomóc. Tylko ona zna go prawie tak samo dobrze, jak ja.

-James – powiedziała łagodnie i poczułem jej ciepłe dłonie na mojej twarzy.

Uniosłem wzrok i spojrzałem na nią z wdzięcznością. Nie żartowała ze mnie. Nie krzyczała. Nie oskarżała. Nie usłyszałem słów „jak mogłeś coś takiego zrobić!?”. Uśmiechnąłem się lekko i kiwnęła lekko głową, jak gdyby chciała mi pokazać, że widzi, jak bardzo jej dziękuję.

-James – powtórzyła nieco głośniej – czy on wie?

Chciałem kiwnąć głową, ale przypomniałem sobie, że właściwie nigdy mu o tym nie powiedziałem. Nigdy nie wyjawiłem swoich uczuć. Czy wie? Nie, teraz na pewno nie. Jeśli… jeśli on coś do mnie czuje, pewnie siedzi załamany w swoim domu, myśląc o tym, że był dla mnie tylko zabawką, z którą mógłbym… Gdyby coś do mnie czuł… Ja sam nawet nie mogłem myśleć o tym, że on może mnie KOCHAĆ. Byłem wrakiem człowieka. Nie zasługiwałem na jego miłość. Nie, to niemożliwe, by mógł…

-On… ja… - zacząłem się plątać i spojrzałem na nią błagalnie, jak gdyby mogła teraz wyrzucić z siebie wszystko za mnie.

Usiadła koło mnie, oparła się o hotelowe łóżko i westchnęła ciężko. Czekałem cierpliwie, aż otworzy oczy. Szybko otworzyłem lodówkę i wziąłem butelkę zimnego piwa. Wyciągnęła mi je z ręki, wciąż z zamkniętymi oczami i przyłożyła butelkę do czoła. Otworzyła ją, wypiła łyk i podała mi. Upiłem sporą część i podałem jej. W końcu spojrzała mi głęboko w oczy.

-Opowiedz mi wszystko – poprosiła.

Westchnąłem, pociągnąłem łyk piwa i spojrzałem na nią żałośnie. Proszę, nie zmuszaj mnie do tego. Nie mogę. Po prostu nie mogę…

-James – powiedziała cicho – proszę.

Nabrałem trzy razy głęboko powietrza do płuc i czekałem, aż w pełni się uspokoję. Jeszcze chwilę, daj mi jeszcze sekundę.

-On zaczął… - odezwałem się nagle.

Spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę wydawało mi się, że zaraz roześmieje się i powie „nie bądź głupi, James, on NIE MOŻE być gejem, prawda? Nie on… nie mój plan awaryjny na posiadanie dzieci… proszę, powiedz, że to nie on…”. Była blisko takiej reakcji. Widziałam to w jej oczach. Pytałem ją kiedyś bez zażenowania, co czuje do House’a. Choć on sam mówił, że od nienawiści do miłości daleka droga, a pomiędzy tym wszystkim stoi Mur Chiński ze strażnikami co pięć metrów, to zauważyłem, że ostatnio stali się sobie bliscy. Wtedy jąkała się i powiedziała, że jeśli przez najbliższe pięć lat nie znajdzie nikogo innego… Czułem się jak śmieć. Chociaż wiedziałem, że ostatnio jej uczucia do niego zmieniły się, ważniejsze było dla mnie moje dobro. A przecież od początku wiedziałem, że z nią byłoby mu lepiej. Nie musieliby się ukrywać, uszczęśliwiłby ją. A ja wszystko spieprzyłem w tak krótkim czasie.

Gdy kiwnęła głową, zachęcając mnie do kontynuowania, znów westchnąłem, spojrzałem na nią jeszcze raz i opowiedziałem wszystko, obserwując jej reakcję, kiedy doszedłem do momentu, w którym go zdradziłem.

Obserwowałem jej przerażone spojrzenie, otwarte usta. I wiedziałem, że nie mogła uwierzyć w to, że byłem w stanie zranić najważniejszą osobę w moim życiu.

To była moja pokuta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:49, 30 Kwi 2008    Temat postu:

Kurde... się zdziwiłam... Jimmy nie powiedział Gregowi, że go kocha??? A już widziałam to między wierszami... czy raczej między pocałunkami No, ale skoro nie powiedział... :?

Świetny kawałek... Zawsze wszystko jest świetne

evay - Kopalnio Pomysłów Na Hilsonowe Fiki... Padam do nóg i całuję stopy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koko
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Kwi 2008
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:52, 30 Kwi 2008    Temat postu:

*.*
Podziwiam Cię za to, że każdy z 'twoich' bohaterów jest po prostu identyczny z oryginałem. Poza tym bardzo fajny styl pisania.


I strasznie mi Cuddy szkoda, nie wiem czemu ; p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Śro 17:41, 30 Kwi 2008    Temat postu:

jejku cudowne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koko
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Kwi 2008
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:16, 05 Maj 2008    Temat postu:

Już, kochana, wszyscy zniecierpliwieni ; D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:27, 05 Maj 2008    Temat postu:

ech, no będzie dziś wieczorem, najpóźniej o 21.30 ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:44, 05 Maj 2008    Temat postu:

no mógł mu powiedzieć , czekam niecierpliwie na kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:22, 05 Maj 2008    Temat postu:

no, to co...
finał, tak?
jutro, tak?



It's alright (it's alright)
To be mean (to be mean)



Dzień drugi

Dała mi jasno do zrozumienia, że nie powinienem przychodzić do pracy. Miałem zostać w domu i „spakować swoje pieprzone rzeczy”. Gdy w końcu wyszła widziałem żal i złość mieszającą się na jej twarzy.

-Skoro złożyłeś już rezygnację – powiedziała, zakładając sweter – nie przychodź jutro.
-Dlaczego? – spytałem – mam pacjentów, chcę się pożegnać…

Wiedziałem, że powiedziałem coś nieodpowiedniego. Uśmiechnęła się tylko ironicznie i przez chwilę myślałem, że zaraz wybuchnie, zacznie na mnie krzyczeć. Ale ograniczyła się tylko do jadowitej wypowiedzi, która była o wiele gorsza od wrzasku.

-Chcesz pożegnać się z umierającymi pacjentami – wysyczała – a nie masz odwagi pożegnać się z nim?

Milczałem. Wiedziałem, że każdą kłótnię na ten temat przegrałem. Nie chciałem tracić nerwów, ale gdy zakazała mi leczyć, wszystko we mnie wrzało. Prychnąłem tylko i podrapałem się po karku.

-Ty nic nie rozumiesz – szepnąłem do siebie.
-Co? – spytała bojowniczo.

Chciała czuć się potrzebna. To straszna przypadłość, na którą również „choruję”. Zawsze potrzebowałem towarzystwa ludzi, którzy pragną i muszą mieć kogoś, kto będzie dla nich oparciem. Najlepszym przykładem jest właśnie Greg. I wszystkie moje żony, które potem… cóż… znudziły mi się.

-Nigdy… - starałem się powiedzieć to tak, aby jej nie zranić – nigdy przez coś takiego nie przechodziłaś i nie przejdziesz, Cuddy.

Westchnęła tylko i spojrzała na mnie. Ból bił z niej tak intensywnie, że aż nie mogłem uwierzyć w to, że tak się przejęła. Cóż, przecież to ona z nim zostanie, gdy mnie zabraknie. To ona będzie biegać z miotłą i zbierać szczątki, zastanawiać się, co zrobić z jego sercem. Zamknęła za sobą drzwi i znów zostałem sam.

**************************************************************************

Drzwi windy otworzyły się. Pewnie ruszyłem w stronę swojego gabinetu. Ostatni dzień w szpitalu, w którym przepracowałem tyle wspaniałych lat. Tego nie da się tak po prostu zapomnieć… Westchnąłem po raz kolejny i przymknąłem na chwilę oczy. Pewnie uniosłem głowę i ruszyłem w stronę mojego gabinetu.

Nie wiem, dlaczego, ale nie przewidziałem, że tak, ona przecież dowie się, że jednak przyszedłem do pracy. Myślałem, że mam więcej czasu na obmyślenie jakiegoś planu. Jednak wtedy wpadłem na nią.

Wychodziła właśnie z gabinetu House’a. Stanęła na środku korytarza i spojrzała na mnie zaskoczona. Na jej twarzy pojawiło się zirytowanie. Greg przystanął obok niej, przeniósł ciężar ciała na lewą nogę i przechylił lekko głowę w prawo, mrużąc oczy. Widywałem go takiego od lat. Myślał, że moja obecność w szpitalu tamtego dnia jest… niezwykła. Było to dla niego tylko interesujące, co skłoniło mnie do przyjścia do pracy. Coś we mnie pękło, gdy zauważyłem to spojrzenie. Poczułem niesamowitą ulgę – tak, już dochodzi do siebie… Jednak nie trwało to długo. House uśmiechnął się lekko i spojrzał na Cuddy.

Nacisnąłem klamkę i drzwi mojego gabinetu ustąpiły. Nim zdążyłem ściągnąć marynarkę i usiąść do pokoju wpadła Cuddy. Widziałem ogień w jej oczach. Jęknąłem i usiadłem wygodnie w moim ulubionym fotelu. Pomyślałem tylko, że będę tęsknić za moim przytulnym gabinetem, tym fotelem, moimi plakatami na ścianach, a przede wszystkim za balkonem, który dzieliłem z Housem. Ale natychmiast wyrwała mnie z tych myśli. Uderzyła mocno otwartą dłonią o moje biurko. Ocknąłem się i spojrzałem w jej oczy.

-A jednak… - wysyczała.
-Cuddy – wyjąkałem – błagam, przestań. Już przez to przechodziliśmy…
-Który lot? – spytała nagle.

To była dla mnie zaskoczenie. Już otworzyłem usta, by automatycznie wyrecytować wiadomość, która tkwi w mojej głowie od dni – nazwa lotniska, godzina lotu, linie lotnicze… Jednak roześmiałem się tylko, gdy uświadomiłem sobie, dlaczego chce wiedzieć o wszystkim.

-Co? – spytałem głupio.

Prychnęła. Skarciłem się w duchu. Nie zdołałem ukryć mojego przebiegłego spojrzenia i tego głupiego uśmieszku na twarzy. Przygryzłem wargi i spojrzałem na nią po raz kolejny.

-Jestem twoją przyjaciółką – odpowiedziała automatycznie – chcę cię pożegnać.

Roześmiałem się szyderczo, ale gdy zauważyłem ból w jej oczach mój śmiech zamarł. Wyprostowałem się i przybliżyłem się nieco do biurka, do niej. Starałem się wpatrywać w jej oczy badawczo, tak jak robił to House, ale wiedziałem, że nie mam do tego talentu. Zrezygnowałem ze zbędnych gierek.

-Nie chcę – odpowiedziałem krótko.

Nie dała mi tak łatwo wygrać. Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu i spojrzała na mnie znów, opanowana.

-W razie wypadku lotniczego muszę wiedzieć, w którym samolocie jesteś.

Tym razem nie mogłem się powstrzymać i roześmiałem się głośno. I mimo, iż znowu na jej twarzy pojawił się ból – tym razem byłem przekonany, że jest fałszywy – śmiałem się głośno jeszcze przez kilkanaście sekund. Zmrużyła oczy i wpatrywała się we mnie ze złością.

-Wiem wszystko – odpowiedziałem łagodnie – wiem dlaczego chcesz ode mnie te wszystkie informacje…
-Wiesz…? – wydawała się zaskoczona, jak gdybym był kompletnym idiotą.
-On nie pojedzie… - powiedziałem cicho, patrząc na nią.
-Co?
-Nie pojedzie – powiedziałem głośniej.

Wstałem i okrążyłem biurko. Dotknąłem delikatnie jej dłoni i poczułem, że moje serce pęka, gdy ujrzałem łzy w jej oczach. Zmusiłem się do wytrzymania spojrzenia. Przytuliła się do mnie i wreszcie mogłem ukryć się w jej włosach.

-On nie pojedzie – powtórzyłem i spojrzałem na nią – już wszystko stracone.

Przygryzła wargę i pozwoliła łzom kapać na moją koszulę. Ten widok oraz moje uczucia złamały mi serce.

**************************************************************************

Zrozumienie w jej oczach. Bezsilność. Złość. Rozpacz. Desperacja. Pragnienie zadania mi niemiłosiernego bólu.

-Wiem, że cierpisz i że to też moja wina – odpowiedziała.

Odwróciłem wzrok od jej zielonych oczu. Przytuliła się znów do mnie, a ja nie miałem siły jej odepchnąć. Byłem świadomy tego, że wszystko spowodowałem sam. Teraz musiałem cierpieć, czuć, że moje serce pęka, a krew, która z niego wycieka, jest czarna jak smoła. To ja, mój egoizm, niedojrzałość… To wszystko moja wina. Cierpienie najbliższych mi osób.

-James – odezwała się – kocham cię.
-Ja ciebie też – odpowiedziałem automatycznie, czując falę sympatii do mojej przyjaciółki.

Przytuliłem ją mocno do siebie i pogładziłem po włosach. Przygryzłem wargi, starając się opanować drżenie dłoni i łzy, które napływały do moich oczu.

-Powiedz to – zachęciłem ją.

Byłem gotowy. Wreszcie mogła dobitnie sprowadzić mnie na ziemię po raz kolejny, zmieszać z błotem, sprawić, że będę czuł, żył, jak kiedyś. Zmusi mnie, bym zmienił zdanie. Bym walczył. O niego. O moje życie…

-Ty tchórzu – wypaliła natychmiast – uciekasz przed miłością… po raz kolejny. Zostawiasz mnie, Cuddy i przede wszystkim jego. Nie obchodzi cię to, że teraz to Lisa będzie musiała przejąć wszystkie twoje obowiązki…

Chciałem krzyczeć, aby przestała. Nie krzywdź mnie. Proszę, nie tak gwałtownie. Nie wbijaj mi noża w serce, nie niszcz ostatnich uczuć, jakie jeszcze u mnie są. „Zasadź” te inne, te lepsze. Spraw, by we mnie kiełkowały, napełniły mnie całego. Daj mi swoją siłę, wiarę i optymizm… Swoją odwagę, abym wreszcie to zrobił. Zmienił wszystko.

-Muszę tam jechać – powiedziałem – on… jestem skreślony… on mnie nienawidzi.
-To nieprawda – szepnęła natychmiast.
-Prawda – odpowiedziałem.

Westchnęła ciężko i oparła głowę na moim ramieniu. Zamknąłem oczy. Ostatni raz zasypiałem z nią na tamtej kanapie, trzymając ją w swoich ramionach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez evay dnia Pon 20:25, 05 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:32, 05 Maj 2008    Temat postu:

evay napisał:
Ostatni raz zasypiałem z nią na tamtej kanapie, trzymając ją w swoich ramionach.
A dlaczego to nie był Greg???? No ale nie wszystko stracone prawda???? Napisz że jednak Jimmi nie wyjedzie proszę. Evay, jesteś zła, przez Ciebie cały tydzień zasnąć nie mogłam tylko zastaniawiałam się czy James wyjedzie czy nie. Ale napisz, że nie wyjedzie... że będzie jak w fiku z Ery. Wiem mam wygórowane oczekiwania. A z tym, że zła jesteś to dżołk był.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 20:34, 05 Maj 2008    Temat postu:

Ja... No cóż, jestem pod wrażeniem. Pozwolisz, że napiszę komentarz nieco później, kiedy już ochłonę?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:36, 05 Maj 2008    Temat postu:

jasne ;]
oj, jutro będzie suprajs ;D
tak mnie wzięła wena teraz, że idę pisać w zeszycie, bo mi komputer odbierają ;]
dobranoc!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:03, 05 Maj 2008    Temat postu:

no, evay, ja liczę na ten "suprajs"... Bo przygotowuję tłumaczenie takiego fika, że cała jestem załamana...

Eh... Biedny Jimmy :? Mam wrażenie, że sam już nie wie czego chce - czy żeby ktoś go poklepał po plecach, czy kopnął w d... Chyba jak House nie wkroczy do akcji, to Wilson jeszcze wyskoczy z tego samolotu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:38, 06 Maj 2008    Temat postu:

taaaa, to czekajcie, muszę zmienić następny rozdział i napisać coś o tym, że Cuddy i Agnes kupiły mu spadochron czy coś ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:35, 06 Maj 2008    Temat postu:

Nadrobiłam zaległości w czytaniu Baaaardzo mi się podoba ten fick, nie mam pojęcia jak masz zamiar go zakończyć, co tylko potęguje oczekiwanie na kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:17, 06 Maj 2008    Temat postu:

ok, mam nadzieję, że około 18 będzie ten "upragniony" finał ;D
teraz skończyłam, mam nadzieję, że nie będziecie narzekać ;pp
wreszcie mam czas by obejrzeć 4x14, mam go już od kilkunastu minut i śpieszę się, jak szalona, by dokończyć tego fika


Come Home

Dzień trzeci

Otworzyłem oczy i natychmiast poczułem niesamowity ból głowy, jak gdyby ktoś wbijał mi sztylety w czaszkę lub wiercił w mózgu. Lewą dłonią przeczesałem włosy i przesunąłem się lekko, by nie obudzić Agnes.

Usiadłem gwałtownie, gdy dotarło do mnie, że mojej przyjaciółki nie ma obok mnie. Rozejrzałem się zdezorientowany. Nagle, gdy uświadomiłem sobie, że jestem sam, poczułem strach. Proszę, Agnes, gdzie jesteś?, mruczałem, przechadzając się po pokoju.

Mój wzrok przykuł wielki pakunek, stojący obok drzwi. Podbiegłem do niego szybko i przemknęło mi przez głowę, że może zostawiła wszystkie rzeczy, które dostała ode mnie. Prezenty urodzinowe, płyty z muzyką, które jej nagrywałem, bilety z koncertów, na które szliśmy razem…

Drżącymi dłońmi rozerwałem opakowanie i ze środka wyleciał śliski, czarny materiał. Dezorientowany próbowałem się z niego wyplątać, ale płachta, która wylała się z pudełka, wypadła na podłogę. Moje ręce zaplątały się w dziwne sznurki. Wstałem i rozpaczliwie machałem kończynami, aż w końcu materiał spadł powoli na podłogę.

Zauważyłem karteczkę, leżącą w pudełku. Natychmiast rzuciłem się, by ją przeczytać i poślizgnąłem się na dziwnej tkaninie. Klnąc pod nosem przeczytałem liścik napisany starannym pismem Agnes „Spadochron, Jimmy, w razie, gdybyś wreszcie uświadomił sobie, że popełniasz największy błąd swojego życia”.

Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem i osunąłem się po drzwiach na czarny materiał. Jak to się składa?, pomyślałem ze śmiechem. Zerknąłem na zegarek i zerwałem się z podłogi. Włożyłem spadochron do pudełka i stanąłem oniemiały w pokoju hotelowym, w którym mieszkałem już od kilku miesięcy. Przez chwilę nie mogłem zmusić się do jakiegokolwiek ruchu, aż w końcu usłyszałem dźwięk budzika.

Ubierając koszulę i czerwony krawat wpatrywałem się przerażony w swoje chłodne oczy. James, ty idioto, czy ty już nic nie czujesz? Starałem się „iść za głosem serca”, ale za każdym razem, gdy myślałem, że moja ucieczka jest błędem, ten cholerny chłodny głos w mojej głowie mówił „nie, nic cię tu nie czeka”.


**************************************************************************


Ostatni raz. Spojrzałem z lekkim uśmiechem na drzwi windy, które otworzyły się przede mną. Joana skinęła głową na mój widok. Przywołałem na twarz mój oficjalny uśmiech i ruszyłem w stronę mojego gabinetu. Zatrzymałem się z ręką na klamce, gdy usłyszałem głos Foremana.

-House, to z pewnością rak!

Odwróciłem się i zobaczyłem Grega zmierzającego ze swoim zespołem w stronę jego gabinetu. Wszyscy wyglądali okropnie. Gdy mój przyjaciel przystanął i oparł się o ścianę, szukając w kieszeniach pojemnika Vicodinu poczułem ucisk w klatce piersiowej. Patrzyłem na niego, gdy łykał tabletkę i przecierał oczy.

-Zróbcie biopsję – powiedział tylko.

Zauważył mnie i wyprostował się. Skinął na młodych lekarzy, którzy natychmiast pobiegli do pokoju pacjenta. A ja czekałem na jakikolwiek sygnał od niego. Przechylił lekko głowę i ruszył zdecydowanym krokiem w moją stronę.

Natychmiast otworzyłem drzwi i przepuściłem go. Wślizgnąłem się za nim i rzuciłem marynarkę na wieszak. Poczułem pustkę w głowie. Nie wiedziałem, jak się teraz zachować. Usiąść na kanapie, oprzeć się o biurko, czy może w fotelu? W końcu on przysunął krzesło do mojego biurka i rozsiadł się wygodnie, opierając laskę o poręcz. Natychmiast osunąłem się na fotel i czekałem, aż coś powie.

On jak zwykle sięgnął po moją korespondencję. Po chwili rzucił koperty z rachunkami na biurko, list w różowej kopercie, zaadresowany dziecięcym pismem do kosza. Gdy wyławiałem list zobaczyłem, że teraz rozrywa wielką białą kopertę i wyciąga certyfikat.

-Kiedy zrobiłeś kurs pilotażu? – spytał sceptycznie i podał mi dyplom.

Zdziwiony czytałem bzdury o tym, że posiadam uprawnienia do pilotowania samolotów pasażerskich w obrębie Stanów Zjednoczonych. Sięgnąłem po kopertę i wyciągnąłem z niej małą karteczkę z nabazgranymi słowami „Gdy już zrozumiesz, jak wielkim idiotą jesteś możesz zawrócić… I postaraj się nie rozbić w okolicach Jersey, bo znów będę miała setki pacjentów na ER. Cuddy”. Uśmiechnąłem się pod nosem i włożyłem certyfikat do kieszeni marynarki. Przedłużałem to, jak najdłużej mogłem, aż w końcu musiałem spojrzeć w te błękitne oczy.

-Więc, Jimmy… - odezwał się, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy – o której wylatujesz.
-Ja… - wyjąkałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
-Chcę wiedzieć czy zdążymy wyskoczyć na lunch – powiedział beztrosko.

Poczułem chłód w klatce piersiowej. Zastanawiałem się, czy naprawdę nie obchodzi go już nic i udaje, że wymazał wszystko z pamięci. Czy to jest jakieś pieprzone pożegnanie w stylu House’a? Musiał zauważyć wahanie w moich oczach, bo nachylił się nad biurkiem i spojrzał na mnie.

-Nie chcę niczego utrudniać – powiedział szczerze – ale wysyłasz takie sygnały, że nie mam zamiaru błagać cię teraz o powrót.

House i jego pieprzona duma, pomyślałem mimowolnie i nagle uświadomiłem sobie, że teraz powinienem przytulić go prosić o przebaczenie, o przygarnięcie mnie, jednak MOJA duma nie pozwala mi cofnąć wszystkiego. Niecierpliwie zmieniłem pozycję na fotelu i starałem się wyglądać, jak gdyby nic się nie stało.

-Wychodzę dopiero o szesnastej – powiedziałem lekko – muszę przenieść moich pacjentów do inny onkologów.

Pokiwał ze zrozumieniem głową i uśmiechnął się lekko pod nosem. W tym momencie próbowałem zapamiętać sobie jego twarz. Już na zawsze. Ten krzywy uśmieszek, lekko ironiczny, ale… sympatyczny? Pełen troski?

W końcu podniósł się, złapał swoją laskę i odszedł w stronę drzwi. Przystanął na chwilę, obrócił się z otwartymi ustami, ale natychmiast je zamknął i pokręcił głową. Lewą dłonią wymacał za sobą klamką, otworzył lekko drzwi i spojrzał na mnie znów.

-O pierwszej w kafeterii – powiedział – i weź pieniądze, ty stawiasz.


**************************************************************************


Starałem się zachowywać normalnie, ale czułem na sobie spojrzenia innych ludzi. Widziałem pielęgniarki i lekarzy, szepczących plotki na nasz temat. Wydawało mi się, że to wręcz niewiarygodne, iż prawie każdy pracownik szpitala siedział teraz w kafeterii i rzucał nam ukradkowe spojrzenia. Nawet nie starali się już tego ukryć. Gapili się w nas, jak w telewizor. Panie i panowie, przed państwem film, który podbił miliony serc – pożegnanie House’a i Wilsona!

Patrzyłem na niego zdziwiony, zastanawiając się, czy przypadkiem to nie jest jego zemsta. Przez chwilę myślałem nawet, że zebrał tu tych wszystkich ludzi i zaraz wstanie, i zacznie głośno krzyczeć, wyzywać mnie. Właściwie, gdyby nagle mnie pocałował, poczułbym się najszczęśliwszym facetem na świecie. Ale natychmiast sam siebie sprowadziłem na ziemię. Teraz udawał, że nic między nami nie ma. Zachowywał się normalnie. Dbał o swój szpitalny wizerunek aroganckiego dupka, niezdolnego do miłości.

Słuchałem jego opowieści o pacjencie, wtrąciłem kilka uwag. Teraz udawałem zainteresowanego najnowszą plotką o Joanie, która podobno przeleciała najlepszego przyjaciela radiologa.

Odłożył sztućce i spojrzał na mnie zirytowany. Westchnął i spojrzał wymownie w sufit. Tak, czas na kazanie wielebnego House’a. Wyprostowałem się i czekałem na to, co powie.

-Jimmy – odezwał się tak łagodnie, że wytrzeszczyłem oczy.

Widziałem w nim dawnego Grega, którego kochałem całym moim sercem. Grega, mojego kochanka, z którym spędzałem noce. Grega, przy którym leżałem w łóżku, ściskając jego dłoń. Grega, który lustrował mnie wzrokiem i wiedział o wszystkich moich problemach. Grega, który trzymał mnie rozpaczliwie w ramionach, bojąc się, że mnie straci. I śmiejącego się ze mnie, gdy mówiłem, że nie chcę, by to wszystko rozpadło się, jak domek z kart.

-Nie będę cię namawiał do porzucenia tej głupiej decyzji – powiedział, opierając głowę o lewą dłoń.

Kiwnąłem głową, dając do zrozumienia, że cieszę się i czuję ulgę. Tak, nie przekonuj mnie. Nie zostanę. Nie mogę dalej z tobą żyć.

-W końcu zrozumiesz – rzekł, zerkając na Cuddy, która obserwowała nas zza drzwi – że nie możesz tak po prostu zostawić nas wszystkich… mnie, Cuddy, Agnes… i wrócisz.

Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się pod nosem. Greg, nigdy nie wrócę, starałem się przekazać mu taką wiadomość bez słów, ale na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek.

-Nie, spieprzaj, Jimmy – powiedział cicho z wahaniem, jak gdyby chciał przekonać samego siebie, że to prawda – wiem, że wrócisz.

Wstał, a ja natychmiast podniosłem się z mojego krzesła. Co teraz? Uścisk dłoni? Czy może niezdarnie się przytulimy? Ale zanim zdołałem cokolwiek zrobić on już przytulał mnie mocno, znakomicie udając, że jest to tylko uścisk dwóch stuprocentowych mężczyzn. Szybko mnie puścił. Stanowczo za szybko. Nie zdążyłem nabrać w płuca jego zapachu, poczuć jego ciała pod moimi dłońmi.

Złapał kanapkę z mojego talerza, mrugnął do mnie nieznacznie. Wytrzeszczyłem oczy, a on odszedł, zanim zdołałem wydusić z siebie słowo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez evay dnia Wto 14:18, 06 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:44, 06 Maj 2008    Temat postu:

Teraz pozostaje mi tylko czekać na finał.
Szkoda, że jesteśmy już tak blisko końca, bo ten fick bardzo mi się podoba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:44, 06 Maj 2008    Temat postu:

skomentuję fik po finale, na który baaardzo czekam. Świetne Evay, świetne!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Wto 14:55, 06 Maj 2008    Temat postu:

jeju....jakie smutne....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:58, 06 Maj 2008    Temat postu:

A myślałam, że z tym spadochronem to żarty były...

No i co to było? Ostatnia konfrontacja? Ostatnia? Ostatnia?... Nie !!!

evay, wiem, że nie wolno mi do niczego Cię zmuszać Ale mam nadzieję, że mnie nie załamiesz do końca... *prosi*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:17, 06 Maj 2008    Temat postu:

o jaaa... z każdą częścią to jest lepsze jak Ty to robisz? xD
tak, tak Wilson chyba naprawdę musi wyjechać, by dowiedzieć się ile zostawia i co najważniejsze, że bez House'a nie potrafi żyć... a potem będą razem
lubię dramatyzm i nawet lubię jak bohaterowie sobie pocierpią, ale Wilsonik już się nacierpiał xD czekam na happy end


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:25, 06 Maj 2008    Temat postu:

z każdą częścią to jest lepsze?
shit! została jedna część!

Richie, specjalnie wylaczylam gg ;pp

mam nadzieje ze uda mi sie wieczorem wrzucic final ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:28, 06 Maj 2008    Temat postu:

tiaaa, wyłączyłaś, żebym cię nie molestowała

ej, chyba nikt się nie obrazi, jak potrzymasz nas w niepewności do jutra


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 15:29, 06 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:33, 06 Maj 2008    Temat postu:

tak?
do jutra? ;D
no dobra ;pp
ale w razie czego zażalenia do Richie ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:35, 06 Maj 2008    Temat postu:

do jutra w oczekiwaniu zwiędnę
ale to zapewne jeszcze bardziej wzmocni moje doznania podczas czytania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Wto 16:54, 06 Maj 2008    Temat postu:

Jaki z tego Wilsona idiota... Ale House zachował się moim zdaniem w porządku, gdyby błagał Jimmy'iego o zostanie, to nie byłby ten sam wredny House. Z niecierpliwością czekam na koniec .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin