Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Hold on to love / MnS [Hilson]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:34, 06 Maj 2008    Temat postu:

przykro mi... już napisany, a tu masochisci zabronili mi dzis wrzucic ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Wto 18:39, 06 Maj 2008    Temat postu:

evay... wrzuć... będę cię o to maltretować .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:41, 06 Maj 2008    Temat postu:

przykro mi, moja zielonooka muza mi zakazała ;D
poza tym muszę jeszcze przepisać (bo na razie jest tylko w zeszycie) ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:53, 06 Maj 2008    Temat postu:

nie mogłam się powstrzymać.
jednak jest dzisiaj
i kilka wyjaśnień, bo obawiam się, że nie zorientujecie się o co chodzi.
wstęp jest ten sam, a potem mamy DWA zakończenia.
jedno smutne i drugie prosto z ery.
to smutne miało być... no jeszcze lepsze, ale napisanie tego wyczerpało mnie emocjonalnie i nie mogłam się zmusić do czegoś więcej.
no, to teraz życzę miłego czytania!
i zapraszam do kolejnego fika, może już jutro ;D


It’s over
Every time I lies I see your fallen


Gdy jechałem żółtą taksówką zrozumiałem, dlaczego Agnes tak bardzo kocha to miasto. Nowy Jork nocą był piękny i pomyślałem, że mogłem uciec właśnie tu. W końcu zatrzymaliśmy się przed JFK i z ciężkim sercem wysiadłem z samochodu. Obserwowałem, jak taksówkarz wyciąga moją walizkę pełną ubrań i znienawidzonych przez House’a krawatów.

Gdy dałem kierowcy napiwek i chwyciłem bagaż pomyślałem, że w Miami będę mógł zmienić wizerunek, pozbyć się tych głupich krawatów, ba, nawet koszul. Czas na zmiany, Jimmy, czas na zmiany. Może nawet znajdę dziewczynę? Nie, koniec z życiem w kłamstwie… To może… mężczyzna? Nie bądź głupi, Jimmy, nikogo już nie pokochasz.

Jak w transie, nieświadomie, oddałem swój bagaż i ruszyłem w stronę odprawy. Przeszedłem przez bramki, pokazując mój bilet i dokumenty. Osłupiały widziałem uśmiechające się do mnie kobiety w uniformach lotniczych. Opadłem na plastikowe krzesło i ukryłem twarz w dłoniach, czekając na mój lot.

Całkowita pustka w głowie i sercu. Coraz głośniej. Jimmy, co ty robisz? Natychmiast rusz swój leniwy tyłek i wracaj do Jersey! Nie mogę bez niego żyć, pomyślałem, co jeśli tak będzie w Miami?

W głośnikach usłyszałem wezwanie pasażerów lotu 618 do Miami na pokład samolotu. Wstałem automatycznie. Poprawiłem krawat i drżącymi dłońmi wyciągnąłem z kieszeni bilet. Pod palcami poczułem coś jeszcze i zaskoczony zobaczyłem certyfikat od Cuddy. Uśmiechnąłem się lekko i walczyłem ze łzami, napływającymi do moich oczu.

Weź się w garść, pomyślałem i nabrałem głośno powietrza. Tkwiłem przez chwilę bez ruchu. Otworzyłem oczy i stanąłem w kolejce za około pięćdziesięcioletnią bladą kobietą. Mimo iż miała na sobie luźną białą koszulę zauważyłem brak jej prawej piersi. Dostrzegła moje spojrzenie i prychnęła ze złością. Uniosłem dłonie i otworzyłem usta, by ją przeprosić, powiedzieć, że jestem onkologiem, ale dałem za wygraną i spuściłem wzrok, myśląc, że porozmawiam z nią w samolocie.

Drżącymi dłońmi podałem bilet młodej blondynce. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując mi białe, równe zęby.

-Doktorze Wilson, miejsce E35 – powiedziała wesoło – życzę miłego lotu!

Kiwnąłem głową i próbowałem się uśmiechnąć, ale w środku wyłem z bólu. Zachwiałem się lekko i odebrałem mój bilet, walcząc z uczuciem beznadziejności, które opanowało całe moje ciało. Pomocy, niech mi ktoś pomoże, cofnie czas, zmusi do odwrotu…

Gwałtownie uniosłem głowę, gdy usłyszałem charakterystyczny i upragniony stukot laski. Dźwięk, który słyszałem od lat i napawał mnie radością, strachem, zirytowaniem…

-Przepraszam… przepraszam… odsuń się, do cholery!
-Proszę pana, pański bilet!

Odwróciłem się i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić ujrzałem jego twarz bardzo blisko mojej. I niebieskie oczy pełne… złości.

-A jednak – powiedział tylko.

Nagle poczułem jego silną dłoń zaciskającą się na moim przedramieniu. Mocno odciągnął mnie od drzwi, a ja starałem utrzymać się na nogach. Czułem gwałtowne bicie mojego serca i ciepło rozlewające się po całym moim ciele.

Gdy odeszliśmy od ludzi, czekających w kolejce, zobaczyłem pasażerów, którzy przyglądali nam się zaskoczeni. Odwróciłem od nich wzrok i spojrzałem w błękitne oczy House’a. Zarejestrowałem fakt, że mimo iż nie musi, wciąż trzyma moją rękę.

-Co „a jednak”? – spytałem głupio.

Greg prychnął tylko, po czym roześmiał się serdecznie. Przybliżył się nieco i przeszył mnie intensywnym spojrzeniem. Nagle stał się poważny i zacząłem się zastanawiać, czym się naćpał.

-Byłem przekonany, że zostaniesz – powiedział, marszcząc brwi – nawet chciałem się założyć… Chase zebrał sporo kasy, ale…
-House – powiedziałem ostro, słysząc w głośnikach ostatnie wezwanie na mój lot – o co chodzi? I jak tu się dostałeś?
-Kupiłem bilet – powiedział beztrosko – poza tym Agnes pomachała swoją odznaką i nie musiałem przechodzić przez te całe bramki…
-Agnes? – spytałem cicho i rozejrzałem się – gdzie ona jest?
-Nie wiem… - machnął ręką zniecierpliwiony – nie pozwolę ci uciec, słyszysz?

Zacisnąłem mocno dłonie w pięści, by powstrzymać ich drżenie. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego zaskoczony. Nie, to nie może być…

-House, naćpałeś się? – spytałem, a moje serce zabiło jeszcze mocniej.
-Tal! – powiedział twardo – TY jesteś moim narkotykiem i ta cała miłość… - urwał nagle.

Zobaczyłem rumieniec na jego twarzy, gdy zamknął natychmiast usta. Poczułem falę sympatii, kiedy gorączkowo rozglądał się po holu, byleby na mnie nie spojrzeć. Zignorowałem stewardessę, wołającą mnie do samolotu. Czułem ciepło rozchodzące się po całym moim ciele i niesamowitą ulgę… Przebaczył mi.

-Co? – spytałem i tym razem to ja chwyciłem go za ramiona.

Nie spodziewałem się, że tak szybko i gwałtownie podniesie głowę i zawoła:

-Kocham cię, Jimmy, kocham cię najbardziej na świecie, nie zostawiaj mnie…


1. My love, you’re so cruel…

Spuściłem wzrok i starałem się ukryć uśmiech. Stało się. Wybaczył mi. O niczym innym nie mogłem marzyć. Ale nadeszła moja kolej, by uchronić jego od cierpienia, które ja będę odczuwał do końca mojego życia.
Musiałem sprawić, że mnie znienawidzi.

-Czegokolwiek się naćpałeś… - powiedziałem chłodno – to jest szkodliwe i nie bierz tego nigdy więcej.

Z bólem obserwowałem, jak szczęście i euforia uciekają z jego twarzy, ustępując miejsca bólowi. Szok i zdezorientowanie. Jak gdyby pytał, dlaczego znów go krzywdzę.

-Jimmy… – wyszeptał tylko.
-Ty głupcze – powiedziałem stanowczo – to nigdy nie była miłość…
-Jimmy… - mruknął słabo i zachwiał się.

Nienawidząc samego siebie odsunąłem się i pozwoliłem mu upaść. Obudź się, House, już nigdy nie będzie przy tobie słabego, pokornego Wilsona do pomocy. Obudź się.

Czułem pogardę dla mojego zachowania i spojrzałem na niego z góry. Z całych sił starałem się nie okazywać słabości, gdy zauważyłem łzy w jego oczach. Nawet nie próbował wstać.

Wiedziałem, że tak będzie lepiej. Czekałem na złość, ale widziałem tylko ból, malujący się na jego twarzy. Przekonywałem siebie, że jeśli mnie znienawidzi nie będzie cierpiał. W końcu zapomni o tych wszystkich latach spędzonych wspólnie i o dniach, gdy kradliśmy sobie pocałunki.

W końcu odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi, prowadzących do samolotu. Z każdym krokiem do mojej głowy dostawało się kolejne wspomnienie, stawało przed moimi oczami. Ja i House w akademiku, śmiejący się z Anthony’ego, który przegrał z nami zakład. My w Jersey, prosto po studiach. Mój ślub i Greg, który rozpaczliwie stara się być miły. Ja, zazdrosny, gdy Stacy zabiera mu każdą wolną minutę. Noce, które spędzałem w szpitalu przy jego łóżku, kiedy ona podejmowała za niego decyzję, po postrzeleniu, i gdy sam prawie się zabił.

Nie było odwrotu, musiałem odejść, zostawić go już na zawsze, rozpocząć swoje własne, nowe, samotne życie z dala od niego, od domu, od bliskich. Czas dorosnąć, Jimmy, nie byłeś do życia, nawet oddychać nie umiałeś.

Zamarłem, gdy usłyszałem głośne szlochanie, które przerodziło się w wycie. Zostawiłem za sobą najlepszego przyjaciela, teraz przemieniającego się we wrak człowieka, po to, by znów otrząsnął się i zapomniał o wszystkim.

Ale nie było odwrotu.


I will be with you again…

Od razu go przejrzałem. Nie jestem taki głupi, jak mu się wydawało. Od samego początku wiedziałem, że chce mnie ochronić przed cierpieniem. Ja odsłoniłem przed nim moją duszę, a on, głupi, podeptał moje uczucia i ego, myśląc, że tak będzie dla mnie lepiej.

Minął miesiąc, a ja nie wiedziałem, co zrobić. To było straszne. Codzienna kontrola przez Cuddy, która pilnowała mnie. Była przekonana, że spróbuję sobie coś zrobić, jak gdybym był małym dzieckiem… W końcu trafiła do nas ta pacjentka. Od samego początku wiedziałem, że to rak. Jednak nie chciałem tego potwierdzić, ten nowy onkolog był straszny, unikałem go na każdym roku. Zacząłem go obwiniać o to, że Wilson odszedł. Nie mogłem na niego patrzeć, gdy zajmował ten gabinet. Unikałem korytarzy, naszego balkonu. W końcu Cuddy powiedziała, że przeniesie mnie na inne piętro. Gdy Trzynastka, zdenerwowana, wykrzyczała mi w twarz, że nie potrafię się pogodzić z twoim wyjazdem, wyszedłem z kartą pacjentki. Po opinię onkologa.

Jazda na lotnisko nie była długa. Zdążyłem kupić ostatni bilet na lot do Miami i natychmiast wsiadłem do samolotu, ignorując uśmiechnięte stewardessy i pasażerów, którzy głośno narzekają, że jak najszybciej chcę wydostać się z tej blaszanej puszki.

Złapałem taksówkę w kierunku centrum. Wcześniej nie przygotowałem sobie żadnego przemówienia. Nic. Po prostu wejdę i go pocałuję. To brzmi sensownie… Jak plan, prawda? Czekałem cierpliwie, aż szef Wilsona odbierze telefon. Zirytowany rozłączyłem się, gdy powiedział, że James wziął dzień wolnego. Potarłem skroń i usiłowałem przypomnieć sobie adres Jimmy’ego. W końcu taksówka zatrzymała się pod budynkiem mojego przyjaciela.

Niecierpliwie rzuciłem taksówkarzowi pieniądze i wysiadłem z samochodu. Pozbyłem się marynarki i otarłem dłonią pot z czoła. Sięgnąłem do kieszeni po okulary przeciwsłoneczne, przytrzymując kartę pacjentki pod pachą. Ruszyłem w kierunku mieszkania Wilsona. Brak windy sprawił, że mimo, iż chciałem trzymać go w swoich ramionach już w tamtej sekundzie, stanąłem przed jego drzwiami dopiero kilka dobrych minut później.

Zapukałem do drzwi, rozglądając się po korytarzu. Na piętrze było tylko jedno mieszkanie z przywieszoną kartką o warunkach sprzedaży. Świetnie, pomyślałem, nikt nam nie przeszkodzi, gdy będziemy się kochać…

Nikt mi nie otworzył, więc zirytowany zapukałem mocniej. Przycisnąłem ucho do drzwi, ale nie usłyszałem żadnego odgłosu. Sięgnąłem po telefon i wybrałem nowy numer Jamesa, który oczywiście podała mi Agnes. Uśmiechnąłem się, gdy przypomniała mi się nasza wczorajsza rozmowa, gdy jego zielonooka przyjaciółka, nie, MOJA przyjaciółka wciąż nie mogła przeboleć tego, że Jimmy po prostu odszedł…

Usłyszałem dzwonek jego komórki za ścianą i czekałem cierpliwie, aż odbierze. Zerknąłem na zegarek. Nigdy nie miał w zwyczaju urządzać drzemek o tej porze…

-Jimmy… - mruknąłem.

Szybko schowałem telefon do kieszeni i ściągnąłem okulary. Zawahałem się i pełen niepokoju nacisnąłem na klamkę, która ustąpiła.

Wpadłem do mieszkania, rozglądając się, w poszukiwaniu mojego najlepszego przyjaciela. Zauważyłem nasze wspólne zdjęcia stojące na szafkach i wielką, skórzaną kanapę, podobną do mojej. Podszedłem do okna, przez które przelewały się promienie słońca i mój wzrok padł na dłoń.

Natychmiast wbiegłem do sąsiadującego pokoju, a karta pacjentki wypadła z moich rąk. Rzuciłem się na podłogę, zapominając o nodze, zapominając o bólu, zapominając o wszystkim, o tym, że powinienem oddychać.

Złapałem go w ramiona i obraz, jaki widziałem, został zniekształcony przez łzy, które natychmiast napłynęły do moich oczu. Poczułem lepiącą krew na moich dłoniach, ale nie dbałem o to. Wymacałem rewolwer leżący obok niego i cisnąłem nim o ścianę, łkając i rozpaczliwie trzymając go w swoich ramionach. On nie może umrzeć, on nie może, błagam…

Otarłem twarz dłonią, rozmazując na swoim ciele krew. Moja spojrzenie padło na bladą twarz Wilsona, z zamkniętymi oczami i lekko rozwartymi ustami. Nie mogłem na niego patrzeć, próbowałem odwrócić wzrok. Przytuliłem się do jego piersi, pragnąc, aby żył. Chciałem poczuć jego ciepło, bicie serca. Za późno, Greg, spóźniłeś się… To wszystko twoja wina, nie musiałeś go tak karać… Nie musiałeś. To tylko i wyłącznie twoja wina…

Drżącymi dłońmi sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Agnes. Wsłuchiwałem się w pikanie aż w końcu odezwała się poczta głosowa.

-Hej, tu Agnes… Prawdopodobnie jestem w pracy i szukam morderców lub odsypiam, bo za długo to robiłam… w każdym razie zostaw wiadomość, a jak kogoś mordują, to do cholery dzwoń po policję!

Uśmiechnąłem się pod nosem, a z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez. Nie mogę żyć bez niego, nie mogę…

-Hej… Agnes – powiedziałem, a mój głos natychmiast się załamał – dzwonię po to, żeby powiedzieć, że… że Jimmy nie żyje – na te słowa rozszlochałem się – zabił się… jestem w jego mieszkaniu, więc… więc poinformuj kogoś o … o dwóch trupach… Ja po prostu nie mogłem…

Wcisnąłem czerwony przycisk i nabrałem powietrza do ust, tuląc go jeszcze mocniej do piersi. Gdy czekałem, aż Cuddy odbierze telefon, drugą dłonią wydobyłem z kieszeni pełne pudełko Vicodinu.

-Lisa Cuddy – usłyszałem jej zmęczony głos.
-Hej Cuddy – odezwałem się, starając się, aby mój głos zabrzmiał normalnie.
-HOUSE! – powiedziała ostro – gdzie ty, do cholery jesteś?!
-U Wilsona – odpowiedziałem cicho.
-U… U Wilsona? – spytała szybko – Wy… jesteście razem?
-Tak… - szepnąłem – tak, już na zawsze… na zawsze będziemy razem.
-House, ale…

Rozłączyłem się i rzuciłem telefon w bok. Jeszcze raz spojrzałem na twarz mojego najlepszego przyjaciela, tak niezwykle spokojną. Wysypałem tabletki na otwartą dłoń.

-Na zdrowie, Greg – powiedziałem cicho.

Gdy połknąłem wszystkie tabletki położyłem się obok niego. Był już zimny, ale starałem się wyobrazić sobie, że on tylko śpi. Tak jak dawniej, leżymy razem bez słowa, myśląc o tym, co nas łączy, co czuje druga osoba.

Gdy zasypiałem obok niego widziałem obrazy. Naszą przyjaźń. Była przecież najważniejsza… Przypomniały mi się czasy, gdy byliśmy młodzi i głupi, na studiach, gdy zbuntowani zaczynaliśmy razem pracować. Te wszystkie chwile, gdy przeszkadzały nam inne kobiety. Ostatnie tygodnie naszego związku…

Zasypiając, widziałem jego roześmianą twarz.


2. I know that this is not goodbye

Roześmiałem się serdecznie i bez żadnego ostrzeżenia rzuciłem się na niego, prawie zwalając go z nóg. Zachwiał się, zaskoczony i poczułem jego ciepłe dłonie, obejmujące mnie rozpaczliwie. Po chwili odsunął swoją głowę i spojrzał na mnie zaskoczony.

Na jego twarzy malowała się radość, jakiej nie widziałem nigdy wcześniej. W końcu złapał moją głowę w obie dłonie, wyrzucając laskę w bok.
I pocałował mnie. Pocałował mnie na oczach wszystkich ludzi. Nie zwracając uwagi na to, że wszyscy nas obserwują i wskazują palcami. Oddałem pocałunek, rozpaczliwie wodząc dłońmi po jego ciele, przytulając się do niego.

-Jak w ogóle mogłem chcieć cię zostawić… - mruknąłem, gdy odsunął się lekko, tak, że stykaliśmy się teraz czołami.
-Nie, Jimmy – odpowiedział pewnie, dotykając moich warg swoimi – nigdy nie chciałeś mnie zostawić…
-Nie chciałem… - mruknąłem i uśmiechnąłem się serdecznie.

House spojrzał za mnie, więc odwróciłem się i zobaczyłem jak stewardessa, kręcąc głową z uśmiechem, zamyka drzwi i odchodzi.

-Ups – powiedział cicho Greg – chyba uciekł ci samolot.
-O nie… - odpowiedziałem, całując go lekko – co teraz?
-Hmm – zamruczał – pomyślmy… Mam bilety…

Odsunąłem się zdziwiony. Zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko, gdy zauważyłem szatański uśmieszek, plączący się na jego twarzy. Zamrugał kilkokrotnie, a ja roześmiałem się serdecznie.

-Dokąd?
-Paryż… - zamruczał, całując mnie mocno.
-Muszę załatwić sobie pracę w Jersey… - mruknąłem, oddając pocałujek.
-Wszystko załatwione – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy – i praca w Miami też odwołana…
-Byłeś taki pewny? – zdziwiłem się.
-No… - zawahał się Greg, patrząc w bok – nie…

Wtedy zauważyłem, że obok bramek stoi Agnes z telefonem przy twarzy. Gdy nasze spojrzenia spotkały się, uniosła kciuk w górę i uśmiechnęła się szeroko. Przymknąłem oczy i pocałowałem House’a.

-Kocham cię… - zamruczałem.
-Mówisz tak, bo biorę cię do Paryża – roześmiał się.
-No tak… - szepnąłem – też.
-W drogę – powiedział dziarsko i pochylił się, by podnieść swoją laskę – muszę cię nauczyć wielu, wielu sztuczek francuskich kochanków.
-Na przykład jakich? – spytałem, idąc z nim do kolejnej kolejki.
-Zobaczysz w samolocie – odpowiedział, mrugając do mnie.

Podał bilety stewardessie i spojrzał na mnie, unosząc brwi i oblizując wargi. Uśmiechnąłem się i chwyciłem mocno jego dłoń, czując, że już zawsze będziemy razem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Wto 21:10, 06 Maj 2008    Temat postu:

Więc tak.

1. Pierwsze zakończenie... no cóż, podobało mi się do momentu, kiedy House się nie zabił. Chociaż w sumie to dziwne, że skoro Wilson się zastrzelił, to nikt nie przybiegł. Strzał przecież słychać, no nie? Ale zasypianie House'a... W sumie nie, to zakończenie bardzo mi się podoba .

2. House, który kocha i dalej jest sobą - I love it .

evay, kocham cię za to, że dzisiaj wkleiłaś zakończenia. Które mi się bardzo podobają . Mam tylko nadzieję, że jeszcze napiszesz jakiegoś fika .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:33, 06 Maj 2008    Temat postu:

Pierwsze zakończenie mi się podobało, choć do szczęśliwych chyba nie można go zaliczyć. Wzruszające ale nie ckliwe, w sam raz.
Drugie podobało mi się jeszcze bardziej, lubię gdy bohaterowie pod koniec ficka nie umierają, a wręcz są bardzo szczęśliwi. Może jestem dziwna
Ogólne wrażenia? Podobało mi się, bardzo, bardzo,bardzo
Evay, czekam na kolejne opowiadanie napisane przez Ciebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:34, 06 Maj 2008    Temat postu:

evay napisał:
Nienawidząc samego siebie odsunąłem się i pozwoliłem mu upaść. Obudź się, House, już nigdy nie będzie przy tobie słabego, pokornego Wilsona do pomocy. Obudź się.


Hej, Wilson co z Tobą? Miałeś się od razu na niego rzucić

przy pierwszym zakończeniu prawie się poryczałam
przy drugim się uśmiechałam ... Paryż? w końcu House postawił coś Wilsonowi, a nie na odwrót
ogólnie to to jest bomba ... czekasz aż w końcu wybuchnie i napięcie osiągnie stan najwyższy xD a jak osiągnie to jak to po bombie jest zamieszanie (w tym przypadku emocjonalne) bis!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:42, 07 Maj 2008    Temat postu:

no bis bedzie, moze nawet dzisiaj ;D
ale w innym fiku


wlasnie zastanawialam sie, czy rzeczywiscie House powinien łyknąć te tabletki, troche za bardzo szekspirowskie (;pp) to bylo, ale ja sama, gdyby "milosc mojego zycia" sie zabila, pewnie dołączyłabym do niego. tymbardziej ze House musial miec wyrzuty sumienia przez to, ze sam kazal az tak "pokutowac"

fajnie, ze Wam sie podoba, idę pisać ;pp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:46, 07 Maj 2008    Temat postu:

nie wiem od czego zacząć...

więc tak - dobrze, że jednak wrzuciłaś to wczoraj. przynajmniej mam to już za sobą... tak jakby...

obudziłam się rano i od razu zrobiło mi się smutno... a zaraz potem zobaczyłam w wyobraźni jak House gna po tych schodach, z nadzieją... Świetnie, pomyślałem, nikt nam nie przeszkodzi, gdy będziemy się kochać… - w tym momencie się wczoraj popłakałam Dobrze, że miałam pod ręką mojego owczara, żeby się do niego przytulić...

oba zakończenia były niesamowite! i nieprawdopodobne - w pierwszym: cóż, mam nadzieję, że Jimmy jest genetycznie zaprogramowany w taki sposób, żeby nie robić takich rzeczy! w drugim - już to widzę, żeby Greg okazywał tak wylewnie uczucia w miejscu publicznym (i w dodatku przy ludziach )

nie wiem, czy nie zabrzmi to okrutnie, ale dobrze, że Greg też się zabił (bez znaczenia, czy po szekspirowsku, czy nie). dla mnie ZAWSZE najbardziej bolesne i wzruszające jest obserwowanie, jak ktoś cierpi po stracie ukochanej osoby
/takim fikiem podzielę się z wami 14. maja - jeśli tłumaczenie mnie nie zabije/


evay - cały fik jest piękny *uśmiecha się przez łzy* teraz go tylko ładnie zbiorę do kupy i wydrukuję!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:57, 07 Maj 2008    Temat postu:

Evay przepiękne, i pierwsze i drugie zakończenie przyprawiło mnie o łzy, przy drugim zakończeniu łzy szczęścia, a przy pierwszym...

Cały fik jest booooski, masz cudowaną wyobraźnię, i wenę twórczą.

Bardzo mi się podobało!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VV
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myslovitz

PostWysłany: Śro 13:08, 07 Maj 2008    Temat postu:

Cudownie się czuję, bo chyba pierwsza miałam przyjemność przeczytać to opowiadanie
Ev, kochana moja, Ty doskonale wiesz, co ja o tym sądzę.
Masz niesamowity talent do ubierania myśli w słowa i zrób wszystko, by go nie zmarnować!
Mam nadzieję, że kiedyś na półce w księgarni będą widnieć książki podpisane Twoim nazwiskiem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Śro 17:44, 07 Maj 2008    Temat postu:

Maj Gad...
brak mi słów ale coś postaram się sklecić

pierwsze...dżizys płaczę....( pisze to po przeczytaniu 1 wersji )
płaczę i chyba nie mam zamiaru przestać...

jeju evay...zabijesz mnie chyba
a co tam

( kładzie się obok nich i podcina sobie gardło )



( teraz po drugim )

jejku jakie piękne ile bym dała żeby być tą stewardessą i zobaczyć ich razem...trzymających się za ręcę


szczerze? bardziej przemówiło do mnie pierwsze zakończenie wiec mam wszystko gdzieś leżę sobie i płacze

ale znajdę moment na komplementy

brawo evay! cudowny fik
kłaniam się przed Toba po samą podłoge


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:55, 07 Maj 2008    Temat postu:

I tu się zgadzam z Bruno - chociaż ten happy end był... zajefajny , to ten tragiczny koniec już na amen wrył mi się w pamięć...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 0:37, 24 Cze 2008    Temat postu:

Ech, chyba zostałam właśnie przekonwertowana z Haterki na Hilsonkę...
Piękny fik, evay, piękny. Zakończenie wymiata, zwłaszcza w wersji pierwszej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:50, 02 Lip 2008    Temat postu:

wreszcie ktoś, kto uznał pierwsze zakończenie ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:42, 02 Lip 2008    Temat postu:

Ja też je uznałam... Do tej pory nie mogę o nim zapomnieć :smt089
Nawet ostatnio mi się przypomniało :smt089


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:57, 11 Sie 2009    Temat postu:

Piękny fik. Zakończenie w wersji pierwszej dosłownie wbija w fotel.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HannahLove
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mieszkanko wśród własnych gwiazd :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:33, 12 Sie 2009    Temat postu:

Zakończenie nr 1 wycisnęło ze mnie potok łez. Idealnie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Strona 8 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin