Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: When Your Day Is Night Alone [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:43, 19 Mar 2010    Temat postu:

Katty napisał:
Ja tylko chciałam wtrącić, że czas teraźniejszy w narracji - a w szczególności drugoosobowej - jest kochany i mruu i w ogóle. Czas PRZYSZŁY w narracji, to dopiero hardkor. *napisała tak prawie pięciotysięcznika, wie*

a ja dziękuję za takie eksperymenty *kocha bezgranicznie narrację trzecioosobową w czasie przeszłym* (w teraźniejszym mogę jedynie pisać szkice rozdziałów, co zresztą ciągle robię bez zastanowienia)

Katty napisał:
Jako sucker na ogół fików Julii (z powodów, które chyba znasz ) czytałam to parę tygodni temu.

ooo, ja też jakoś wtedy i od razu wiedziałam, że muuuuszę to przetłumaczyć

Katty napisał:
Moja ulubiona twórczyni h/c i moja ulubiona tłumaczka, po prostu widok, który sprawił, że serducho zaczęło mi bić jak szalone.


...
szkoda tylko, że Julii już chyba kompletnie odbiło Jakby było mało tego, że jej najnowsze fiki kompletnie kłócą się ze starymi, to jeszcze teraz usunęła prawie wszystkie swoje dzieła z FFN, a na LJcie napisała, że od teraz przestaje publikować, tylko będzie swoje fiki wysyłać chętnym na maila. I dodała jeszcze, że negatywnych komentarzy sobie nie życzy... Aż brak mi słów

Katty napisał:
Fik jest naprawdę dobrze przetłumaczony. Świetnie oddałaś niesamowitą dynamikę dialogów, które pisze Julia i - co jest nawet ważniejsze, bo i trudniejsze do wykonania - ich dowcip.

Dowcip w dialogach to bułka z masełkiem w porównaniu z erą i wszystkim, co ero-podobne...
Zresztą takie świetne fiki jak Julii to sama przyjemność przy tłumaczeniu. I taaak mi żal, że to praktycznie moja ostatnia praca nad Juliową twórczością (no, jeszcze rozważam ten fik z ojcem, ale jakoś mnie on nie przekonuje )... *Richie będzie tęsknić*


Dzięki za uznanie, i w ogóle, i cała przyjemność po mojej stronie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:19, 19 Mar 2010    Temat postu:

O_o O tym, że przenosi się z FFN na LJa to wiedziałam - trudno nie zauważyć, gdy nagle ze 109 fików zostają 3 - ale TO? Czyżby nasza pannica została rozpuszczona przez czytelników i wyrobiła o sobie zbyt duże mniemanie?

Richie napisał:
Dowcip w dialogach to bułka z masełkiem w porównaniu z erą i wszystkim, co ero-podobne...

Myślę, że dla mnie byłoby to podobnie trudne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:30, 20 Mar 2010    Temat postu:

Katty napisał:
O tym, że przenosi się z FFN na LJa to wiedziałam - trudno nie zauważyć, gdy nagle ze 109 fików zostają 3 - ale TO? Czyżby nasza pannica została rozpuszczona przez czytelników i wyrobiła o sobie zbyt duże mniemanie?

Teraz został już tylko jeden =='

Profil Juliibohemian na ffn, dla tych, którzy chcą zobaczyć: [link widoczny dla zalogowanych]

Wiem, że to nieładnie tak mówić, ale uważam, że ona naprawdę ma coś z głową. Teksty o tym, że nie życzy sobie niepochlebnych komentarzy były na miarę Karoli - Julii bym o nie (do niedawna) nie podejrzewała. A potem zaczęła co kilka dni pisać na swoim LJcie, że skończyła jej się wena do fików, po czym wrzucała kilka prac jedna po drugiej na FFN Teraz też napisała, że póki co daje sobie z tym spokój i znów wrzuciła kolejny rozdział "60 minut"... No cóż, jej fiki i tak zaczęły trącić głupotą na miarę scenarzystów [H]ouse'a, więc z żalem bo z żalem, ale i tak dałabym sobie spokój z jej fikami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:31, 20 Mar 2010    Temat postu:

Cytat:
No i kolejny part – jako usprawiedliwienie, że zalegam z tyloma komentarzami i odpowiedziami na komentarze




<center>II. I Don't Want To Start Any Blasphemous Rumors (część druga)</center>



- Jesteś idiotą. - To pierwsza rzecz, jaką Wilson słyszy, i brzmi to tak, jakby House czekał wiele godzin, by to powiedzieć.

Stoi ze skrzyżowanymi ramionami, opierając się o ramę w nogach szpitalnego łóżka Wilsona. - Twoje ciśnienie krwi wynosiło niemal dwieście na sto dwadzieścia. Na wypadek gdybyś opuścił tę lekcję na studiach medycznych: nadciśnienie i niewydolność oddechowa nie łączą się ze sobą.

Wilson mruga, po czym mruga jeszcze raz. Jest zamroczony. Jego wzrok wciąż jest mglisty i póki co nie jest on w stanie jasno myśleć. Powinien być wdzięczny za opiekę medyczną, za to, że głowa już go nie boli oraz za to, że najwyraźniej nie jest martwy. Z jakiegoś powodu wcale wdzięczny nie jest.

- To była tylko reakcja zapalna na migrenę...

- Ach, no tak, jestem pewien, że kiedy ciśnienie osiągnęłoby krytyczny poziom, twój mózg by powiedział: "Fałszywy alarm. Odwołajcie udar, chłopaki. To tylko migrena.”

Wilson ignoruje komentarz, ponieważ wie, że House ma rację i ponieważ nie potrafi wykrzesać z siebie inteligentnej odpowiedzi. Odwraca głowę i zauważa dwa worki, zwisające ze stojaka na kroplówki. Mruży oczy, ale nie może odczytać, co jest na nich napisane.

- Co właściwie dostaję?

- [link widoczny dla zalogowanych] i uzupełnienie płynów.

Wilson milczy przez chwilę. Nie potrafi do końca rozróżnić szczegółów twarzy House'a. Ale wyczuwa odrobinę gniewu w jego głosie. Uświadamia sobie, że nigdy nie powiedział nikomu o swoich migrenach. Zatem nie może powstrzymać się przed zastanawianiem, jak House odkrył, który lek mu podać.

- Skąd wiedziałeś?

Głos House'a łagodnieje odrobinę, sprawiając, że mężczyzna brzmi bardziej, jakby czuł ulgę niż wściekłość.

- Widziałem woreczki po roztopionym lodzie... i włosy z tyłu twojej głowy odstawały we wszystkich kierunkach. A na kanapie, w miejscu gdzie leżałeś, była mokra plama...

- Mogłeś podać mi leki w domu - zauważa słabo Wilson. Częściowo czuje się zawstydzony tym, iż zażył tak dużo tabletek, że musiał zostać przywieziony do szpitala na obserwację i to sprawia, że chce wszcząć sprzeczkę. - Nie musiałeś mnie tu przywozić.

- Tak właściwie, to musiałem. Nie mogłem cię obudzić, a ty ledwo oddychałeś. Ile Vicodinu wziąłeś?

Wilson kwituje to pytanie głośnym prychnięciem, ponieważ nie może uwierzyć, że House - spośród wszystkich ludzi - przeprowadza takie dochodzenie. Zachowuje się defensywnie, to oczywiste, nie tylko z powodu ironii tej sytuacji, ale również dlatego, bo niepokój House'a jest uzasadniony. Wilson naprawdę nie pamięta, ile wziął. Właściwie wcale nie liczył.

- Pozwól, że odświeżę ci pamięć - mówi House, wyciągając dwa opakowania z kieszeni marynarki i stawiając je na szafce przy łóżku Wilsona. Jedno jest puste, a druga mniej więcej w połowie pełna. Daty wydrukowane na etykietkach jasno stwierdzają, kiedy leki zostały wykupione. - Co najmniej dwieście miligramów w mniej niż osiemnaście godzin.

Wilson przewraca oczami.

- Nie wiesz tego... z samych... samych...

- Masz rację. Nie wiem. Wiem to z badań toksykologicznych, które przeprowadziłem na twojej ślinie. Czy ty próbujesz się zabić? Bo jeśli tak, to są na to skuteczniejsze sposoby... i szybsze.

- No tak, coś o tym wiesz - odpowiada burkliwie Wilson. - Wypróbowałeś je wszystkie.

- To nie jest odpowiedź. Chcesz przeprowadzić zawody w tym, kto jest bardziej samodestrukcyjny? Możemy zaczynać.

Wilson nie jest pewien, czemu niepokoi go myśl o byciu porównanym do House'a.

- Nie działałem samodestrukcyjnie. Bolała mnie głowa.

- Mhm, ten scenariusz jest mi kompletnie obcy. Byłbym zdecydowanie niewłaściwą osobą, do której można by zadzwonić.

Śmiech Wilsona ma w sobie nutę okrucieństwa.

- Jasne... to by ci się podobało, co? Nieszczęścia kochają towarzystwo. Typowy socjopata nareszcie otrzymuje uprawomocnienie, którego szukał, odkąd tylko...

- Tak, Wilson. Od chwili, kiedy zostałem kaleką, żywiłem skrytą nadzieję, że pewnego dnia zostaniesz dotknięty niepełnosprawnością, przez którą do końca życia będziesz cierpiał z powodu chronicznego bólu. Ach, te piękne czasy, które teraz nastąpią.

Wilson krzywi się i kuli na łóżku. Jego wzrok wreszcie jest ostry i z wolna ujawnia, że mina na twarzy House'a nie wyraża gniewu, lecz prawdziwą troskę. Wilson wie, że nie powinno mu to przeszkadzać. Ale przeszkadza. Nie chce litości od House'a, ani od nikogo innego. Litości House'a nie chce szczególnie. Ponieważ jeśli nawet House czuje wobec niego współczucie, to musi on być naprawdę żałosny. A poza tym, on nie jest jak House. Nie jest kaleką. Jest chory. Cierpi na pewne schorzenie. To w ogóle nie jest to samo.

- Nie jestem niepełnosprawny - mamrocze.

- Cierpisz na niepełnosprawność, czyli na stan, który uniemożliwia ci pracowanie, zatem jesteś niepełnosprawny.

- Nie cierpię na niepełnosprawność.

- No to prawdopodobnie masz wyrzuty sumienia, z powodu kasowania pieniędzy od stanu New Jersey. Powinieneś je odesłać, żeby mogli je dać naprawdę niepełnosprawnym osobom.

- Wynoś się - rzuca ze złością Wilson. Nienawidzi siebie za to, w jaki sposób się zachowuje, za rzeczy, które mówi, nawet za to, co czuje. Ale nie ma sił, by to powstrzymać. Nie chce dyskutować nad semantyką tego, co składa się na niepełnosprawność. Nie chce się tłumaczyć i nie czuje, że powinien to robić.

Kiedy podnosi wzrok, a House nadal stoi tam, gdzie stał, powtarza się i robi to wystarczająco głośno, by być słyszanym poza obszarem swojego pokoju.

- Wynoś się stąd, do jasnej cholery.

- Nie ma sprawy - odpowiada spokojnie House. - Daj mi znać, kiedy będziesz gotowy, żeby cię wypisać.

<center>*****</center>

Wilson opuszcza szpital tak szybko, jak to możliwe, żeby uniknąć konieczności spotykania się ze wszystkimi potencjalnymi gośćmi. Nie czeka, aż doktor Ellison go zbada, nawet mimo tego, że przypuszczalnie została powiadomiona o jego przyjęciu do szpitala. Wilson naprawdę nie chce słuchać tego, co ona ma do powiedzenia. Nawet udaje, że śpi, kiedy pielęgniarki przychodzą sprawdzić jego funkcje życiowe.

Cuddy również trzyma się z daleka, ale tylko dlatego, że House jej powiedział, iż Wilson wolałby, żeby mu nie przeszkadzano. Spogląda na niego ze zdziwieniem, zwłaszcza że House używa zwrotu, który sugeruje współczucie. Jest niemal pewna, że House zna Wilsona lepiej niż ktokolwiek inny, a poza tym House jest jedyną osobą, z którą Wilson się jeszcze spotyka. Zatem polega w tej kwestii na jego opinii.

Kiedy Wilson wzywa House'a, ten pojawia się w ciągu kilku minut. Wilson nie pyta, czy House obecnie zajmuje się jakimś pacjentem, ani czy wyjście z pracy w środku dnia nie jest dla niego w żaden sposób kłopotliwe. Wmawia sobie, że House robi to tylko po to, by wymigać się od swojego obowiązkowego dyżuru w klinice.

House nie wspomina ani słowem o ich wcześniejszej rozmowie. Podąża za pielęgniarką, która pcha wózek Wilsona od jego pokoju aż na chodnik przed wejściem.

- Masz nowy samochód - stwierdza obojętnie Wilson. Docierają na miejsce parkingowe House'a i Wilson zauważa, że teraz stoi tam [link widoczny dla zalogowanych]. Nadal znajdują się na nim naklejki od dealera.

- Mhm - odpowiada House. - Tamten w końcu na dobre się zepsuł.

- Ten jest niezły - mówi mu Wilson, ponieważ to prawda. W duchu jest zaskoczony, że House o tym nie wspomniał. Dla większości ludzi kupno nowego samochodu nie jest szczególnie ważną sprawą. Dla człowieka, który nie dokonał żadnych poważnych zmian w swoim życiu przez ponad dziesięć lat, kwalifikuje się to jako wyczyn.

Jazda do domu przebiega w milczeniu. Jedyne, czego Wilson chce, to wrócić do własnego łóżka, co jest ironią, zważywszy, że dopiero co opuścił to szpitalne. W jakiś sposób spanie w swoim własnym łóżku jest inne. Kiedy parkują, House podaje Wilsonowi dwie buteleczki - jedną z [link widoczny dla zalogowanych], a drugą z Vicodinem. Etykietki na obu głoszą, że to House jest lekarzem, który je przepisał.

Wilson musi zapytać, choćby po to, by odwrócić uwagę ich obu: - Chcesz wejść na chwilę?

Nie jest w nastroju na towarzystwo, albo tak mu się tylko wydaje. Ale w tym momencie ma wrażenie, że House jest jedyną osobą, z którą wciąż go coś łączy i że jedyną rzeczą, która trzyma ich razem jest dosyć cienki kawałek sznurka, który słabnie z każdą sekundą.

O ile Wilson chciałby uważać, że już dłużej nie chce, ani nie potrzebuje tego połączenia, jest też przerażony tym, że House w końcu wypuści ten sznurek, bo wie z pierwszej ręki, jak łatwo jest usprawiedliwić postawienie krzyżyka na kimś, kto nie chce pomocy. Teraz Wilson znajduje się po drugiej stronie. Jest - w porównaniu do House'a - bardziej potrzebujący, a perspektywa bycia porzuconym jest o wiele bardziej przerażająca.

Z jednej strony Wilson czuje ulgę, że Amber już nie ma i że nie ogląda go w tym stanie. Sądziłaby, że jest żałosny. Mogłaby go nawet zostawić z tym wszystkim, tak samo jak Stacy zostawiła House'a. Wilson przyłapuje się również na tym, że zastanawia się, co by było, gdyby House znowu się z kimś związał, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby nie był już najważniejszą osobą w życiu House'a.

- Muszę jechać - odpowiada House, wzruszając lekko ramionami.

Wilson umyślnie nie wkłada wysiłku w próbę ukrycia swojej desperacji.

- Proszę... proszę, wejdź do środka.

- Ja...

- Proszę.

House przez chwilę wpatruje się w kierownicę. Jego twarz ma dziwny wyraz, którego Wilson nie potrafi odczytać. Po minucie przekręca kluczyk, żeby wyłączyć silnik i wyciąga go ze stacyjki.

- Okej.

Wspinaczka po schodach jest powolna dla nich obu, z powodu ich własnych fizycznych ograniczeń. Na ułamek sekundy dłoń Wilsona odruchowo sięga w bok i odnajduje ramię House'a. A House posyła mu ostre spojrzenie, by mu przypomnieć, że mężczyzna z laską jest ostatnią osobą, której chciałoby się przytrzymać w celu uniknięcia wylądowania twarzą na chodniku. Wilson zastanawia się, jak u diabła mógł o tym zapomnieć i zamiast tego mocniej zaciska palce na poręczy.

- Zimno mi. - To słowa, które Wilson kończy mówić w tym samym momencie, kiedy wchodzą do mieszkania. Są one wyrażone jako stwierdzenie, ale w rzeczywistości jest to prośba. Stoją tak obaj, nie odzywając się do siebie, póki cisza nie zostaje w końcu przerwana przez delikatne szuranie Wilsona, zmierzającego w kierunku sypialni.

Potrzeba ciepła wynika z fizyczności, ma wręcz medyczne podłoże. Wilson wie o tym. To jedyny powód, dla którego może o to prosić. Ponieważ nie może poprosić o to, czego naprawdę chce, czyli żeby ktoś go przytulił. Chce ciała, w które mógłby się wypłakać, ciała, które należy do wyrozumiałej osoby, do kogoś, kto zna go lepiej niż on sam. Chce dostać zapewnienie, że nie zostanie porzucony, nawet kiedy będzie robił wszystko, co w jego mocy, żeby odepchnąć ludzi od siebie. Chce wiedzieć, że House zrozumie, że kiedy powie "nie chcę pomocy", w rzeczywistości znaczy to, że jej chce.

Ale Wilson nie może powiedzieć żadnej z tych rzeczy, więc zamiast tego mówi, że jest mu zimno.

I jest całkiem pewien, że gdy House zrzuca buty i wsuwa się pod przykrycie, traktuje to jako leczniczą terapię.

<center>*****</center>




Gore, Martin. "Blasphemous Rumors." Some Great Reward. Mute. 1984.
"I don't want to start any blasphemous rumors, but I think that God's got a sick sense of humor, and when I die, I expect to find him laughing."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 7:31, 20 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:39, 20 Mar 2010    Temat postu:

Z miejsca oświadczam, że jeszcze nie nadrobiłam wszystkich nowości tutaj (i prawdopodobnie nie nadrobię nigdy ), i że przeczytałam dopiero teraz
Julia nigdy nie była moim ulubionym twórcom. Na prawdę wybaczcie, ale przy takiej tematyce po prostu wysiadam Zwykle, jak już zmuszę się na jakiegoś jej fika, to zaraz potem aplikuję sobie Nostalgia Critica żeby mieć święty spokój
Zresztą Julia chyba padła już ofiarą własnej popularności (tak przynajmniej sądzę). Tak czy siak, jej dawne fiki nawet bardzo lubię (pomijając "One step..", które kojarzy mi się z wieloma rzeczami, a żadna nie jest pozytywna ). Serio Richie, jak ty możesz to tłumaczyć i nie popaść w depresję?
Ten fik natomiast jest... świetny. I trudny, ale tak już jest z historiami Julii. Chyba tylko ona może przez ileś tam rozdziałów opowiadać jak ludzie cierpią.
Zwykle nie przepadam za hurt/comfort, trudno znaleźć w tych fikach specyficzny rodzaj pozytywnej ironii, z której znany jest mój ukochany Pratchett
Wybacz mi, Richie, jestem chora i ogólnie samopoczucie mi dokumentnie podupadło, więc i bzdury wypisuję
PS, jedno się nigdy nie zmieni. Dla mnie zawsze pozostaniesz mistrzynią tłumaczeń


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:42, 20 Mar 2010    Temat postu:

Czasu niby sporo mam, ale jak zabieram się za komentowanie, zawsze coś wyskoczy, no -.-'
Tego, co się stało z Julią, nie komentuję, aż szkoda

Jeeej, to już przedostatnia część?
Jakoś tak szybko ;p


Cytat:
- Jesteś idiotą. - To pierwsza rzecz, jaką Wilson słyszy, i brzmi to tak, jakby House czekał wiele godzin, by to powiedzieć.

"A tak całkiem przy okazji, martwię się o Ciebie" *_*

Cytat:
Twoje ciśnienie krwi wynosiło niemal dwieście na sto dwadzieścia

Przypomniało mi się, jak lekarka moja omal zawału nie dostała, jak poszłam do niej, a ciśnienie wyszło mi 220/140
Nie wiem, czemu akurat teraz mi się przypomniało, ale tam xD

Cytat:
Zachowuje się defensywnie, to oczywiste, nie tylko z powodu ironii tej sytuacji, ale również dlatego, bo niepokój House'a jest uzasadniony

Bardzo uzasadniony. Wilson, no ja Cię proszę

Cytat:
Typowy socjopata nareszcie otrzymuje uprawomocnienie, którego szukał, odkąd tylko...

Ale on musi cierpieć. Przecież normalnie by tak nie powiedział

Cytat:
Cuddy również trzyma się z daleka, ale tylko dlatego, że House jej powiedział, iż Wilson wolałby, żeby mu nie przeszkadzano

I bardzo dobrze, że się nie zbliża! Jeszcze by się zaczęła i tutaj wpychać ;x

Cytat:
srebrne Mitsubishi Eclipse.

Też chcę! *_*

Cytat:
Chce ciała, w które mógłby się wypłakać, ciała, które należy do wyrozumiałej osoby, do kogoś, kto zna go lepiej niż on sam. Chce dostać zapewnienie, że nie zostanie porzucony, nawet kiedy będzie robił wszystko, co w jego mocy, żeby odepchnąć ludzi od siebie. Chce wiedzieć, że House zrozumie, że kiedy powie "nie chcę pomocy", w rzeczywistości znaczy to, że jej chce.


Jej, jak dobrze, że House jest przy nim. I że jest Housem, który sam nie mówi wprost. I przy okazji to smutne, że aż tak źle jest z Wilsonem.


Aż dziwnie tak, że już niedługo końcówka. Z niecierpliwością czekam *_*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:55, 22 Mar 2010    Temat postu:

Lady M. napisał:
(pomijając "One step..", które kojarzy mi się z wieloma rzeczami, a żadna nie jest pozytywna )

no jak tak można mówić o OSCA? Tam jest wiele pozytywnych rzeczy... chyba tylko zakończenie pozytywne nie jest w szerokim rozumieniu słowa "pozytywne" A już najpozytywniejszy jest realizm
besides... *kaszlu, kaszlu... OSCA napisała GeeLady, a nie Julia... kaszlu, kaszlu*

Lady M. napisał:
Serio Richie, jak ty możesz to tłumaczyć i nie popaść w depresję?

wszystko zależy jak leży... Kiedy już sobie umoszczę gniazdko z mięciutkiego fluffu, to żaden angst (nie-death!fik) mi nie straszny A potem, jak już wymęczę chłopaków, to mam ochotę zrobić im dobrze w jakimś erowo-fluffowym fiku

Lady M. napisał:
Chyba tylko ona może przez ileś tam rozdziałów opowiadać jak ludzie cierpią.

ech, nie tylko ona jeszcze GeeLady, DIY Sheep (od "Kontraktu" i "One Blind House"), DreamsofSpike, JoeyBug (której fika poznacie niedługo, jak wena i czas pozwolą), KidsNurse... Chyba można by tak długo wymieniać

Lady M. napisał:
Wybacz mi, Richie, jestem chora i ogólnie samopoczucie mi dokumentnie podupadło, więc i bzdury wypisuję

wybaczam

Lady M. napisał:
jedno się nigdy nie zmieni. Dla mnie zawsze pozostaniesz mistrzynią tłumaczeń

dziękuję

***

Izoch napisał:
Jeeej, to już przedostatnia część?

przedostatnia, albo przed-przedostatnia... zależy jak mi pójdzie z 3. rozdziałem... Ech, ta era

Izoch napisał:
Przypomniało mi się, jak lekarka moja omal zawału nie dostała, jak poszłam do niej, a ciśnienie wyszło mi 220/140

też tak miałam... i dostałam raz na zawsze szlaban na oddawanie krwi

Izoch napisał:
I bardzo dobrze, że się nie zbliża! Jeszcze by się zaczęła i tutaj wpychać ;x

Aha! Im mniej Cuddy w fiku, tym lepiej dla wszystkich

Izoch napisał:
Też chcę! *_*

I ja, i ja! Najlepiej z House'em za kierownicą... A gdyby Wilson siedział na miejscu pasażera, to ja mogę nawet w bagażniku jechać

Izoch napisał:
Aż dziwnie tak, że już niedługo końcówka. Z niecierpliwością czekam *_*

no to zobaczymy, co się wykluje pierwsze - ten fik, czy może Gimme


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:40, 22 Mar 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
no jak tak można mówić o OSCA?

Wierz mi, to najłagodniejsza z rzeczy jakie mogę o tym fiku powiedzieć A pozytywne tam było Huddy, ale, niestety zdechło (Jeeeeezuuuu, nie wierzę, że to napisałam )

Richie117 napisał:
besides... *kaszlu, kaszlu... OSCA napisała GeeLady, a nie Julia... kaszlu, kaszlu*

No widzisz, to bezsprzecznie świadczy o tym, że rzadko kiedy zwracam uwagę na autora bo mnie bardziej interesuje raiting

Richie117 napisał:
A potem, jak już wymęczę chłopaków, to mam ochotę zrobić im dobrze w jakimś erowo-fluffowym fiku

Ja bym wolała fluffa na co dzień A szczególnie takiego, gdzie House jest słodki niczym kilo cukru i kochający niczym Banderas w swych najlepszych latach

Richie117 napisał:
ech, nie tylko ona jeszcze GeeLady, DIY Sheep (od "Kontraktu" i "One Blind House"), DreamsofSpike, JoeyBug (której fika poznacie niedługo, jak wena i czas pozwolą), KidsNurse... Chyba można by tak długo wymieniać

I właśnie dlatego staram się ich unikać Wiem, świnia ze mnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 14:37, 23 Mar 2010    Temat postu:

Richie ja za Tobą jednak nie nadążam
Przeczytałam III część i chciałam skomentować, a patrzę a tu już była IV

No, ale cóz ja mogę mówić. Ten fic jest tak bardzo wzruszający *Agusss powstrzymuje łzy*
Jej on mnie doprowadza do szału. Jak czytam o tym całym bólu i zmęczeniu Wilsona to normalnie tak sie już płakać mi chcę... O mamo...
Jeszcze to przedawkowanie... Nie spodziewałam sie po nim... I House! Dzielny rycerz
Ale oczywiście końcówka *__*
Tak mi podziałał na wyobraźnie, ze lepiej nie wiedzieć jaki obrazek sobe tam dorobiła xD Taaa xD
Mój konstruktywny komentarz
Mimo tego wszystkiego[że taki smutny] chcę czytać dalej, dalej, dalej *__*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:03, 24 Mar 2010    Temat postu:

Lady M. napisał:
A pozytywne tam było Huddy, ale, niestety zdechło

okej, dzwonię po karetkę. To może być zaraźliwe i nie chcemy tu epidemii

Lady M. napisał:
No widzisz, to bezsprzecznie świadczy o tym, że rzadko kiedy zwracam uwagę na autora bo mnie bardziej interesuje raiting

Tylko wam te sexy w głowach *ma uporczywe wrażenie, że się powtarza*

Lady M. napisał:
Ja bym wolała fluffa na co dzień A szczególnie takiego, gdzie House jest słodki niczym kilo cukru i kochający niczym Banderas w swych najlepszych latach

kuuurcze... słodki House i kochający jak Banderas? Sounds to me jak fik GeeLady, który mam w planie jako kolejny

***

Agusss napisał:
Richie ja za Tobą jednak nie nadążam

awwww, dziękuję To najmilsza rzecz, jaką słyszałam od dawna
*tęskni za czasami, kiedy miała... czas codziennie wrzucać coś nowego*

Agusss napisał:
No, ale cóz ja mogę mówić. Ten fic jest tak bardzo wzruszający *Agusss powstrzymuje łzy*

nie powstrzymuj się, bo jeszcze dostaniesz kamieni nerkowych w kanalikach łzowych
*podaje Agusss karton chusteczek*

Agusss napisał:
Jeszcze to przedawkowanie... Nie spodziewałam sie po nim... I House! Dzielny rycerz

mówiłam, że tutaj chłopaki totalnie zamienią się rolami

Agusss napisał:
Tak mi podziałał na wyobraźnie, ze lepiej nie wiedzieć jaki obrazek sobe tam dorobiła xD Taaa xD

mam silne przeczucie, że opis tego obrazka będzie w kolejnej części

Agusss napisał:
Mimo tego wszystkiego[że taki smutny] chcę czytać dalej, dalej, dalej *__*

A ja chcę dalej, dalej, dalej tłumaczyć, ale cóż... Uroki sprawowania częściowej władzy nad forum, gdzie pojawiają się takie trolle jak Mr.Dzej, skutecznie mi to uniemożliwiają


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:38, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Cytat:
booosh, mam wrażenie, że rozciągam tego fika w nieskończoność Ale naprawdę nie znoszę czasu teraźniejszego. Aż mnie nadgarstek zaczął od niego boleć (tzn od sięgania do klawisza Backspace, kiedy co chwilę muszę coś poprawiać)

Tym razem już naprawdę przedostatnia część

Enjoy!



<center>III. A Simple Prop To Occupy My Time* (część pierwsza)</center>


- Dopiero wypisałem ci receptę - mówi House, owijając przewód słuchawki wokół palca i ciągnąc za niego.

Jego zespół obserwuje go z przeciwległego końca pomieszczenia, ponieważ te krótkie rozmowy z Wilsonem są obecnie dosyć częste. Wcześniej również były częste, ale role właśnie odwróciły się w tajemniczy sposób. Planeta Małp, powiedziałby prawdopodobnie Kutner, a może [link widoczny dla zalogowanych]**. Z tym wyjątkiem, że to bardziej przypomina Powrót na Planetę Małp, ponieważ to już trzeci raz w tym miesiącu, kiedy House przeprowadza dokładnie taką samą rozmowę przez telefon.

- Wiem. - Wilson odpowiada manipulacyjnym tonem, który natychmiast uświadamia House'owi, w jaki sposób udało mu się zaciągnąć tak wiele osób do łóżka. - Ostatnio miałem kilka ciężkich dni.

House wzdryga się na dźwięk frazy, którą posługiwał się częściej, niż można by zliczyć oraz na myśl o odniesieniu jej do Wilsona.

- Byłeś na wizycie u doktor Ellison?

Wilson ignoruje pytanie, ponieważ nie widział się z doktor Ellison i nie planował tego robić w najbliższym czasie.

- Daj spokój, House... ty jesteś lekarzem. Cały czas wypisujesz pacjentom recepty i Bóg świadkiem, że ja sam wypisałem ci ich całą masę. Jaka to, do diabła, różnica?

House wzdycha, bo wie, że Wilson jest doskonale świadom tego, jaka to różnica. Pomimo własnych doświadczeń oraz obecności oczywistej hipokryzji, House zaczyna się zastanawiać, jaka część tego wszystkiego wynika z bólu Wilsona, a jaka to jedynie jego fizyczna zależność od leków. Wie, że po upływie pewnego czasu, jego własne dawki Vicodinu podwoiły się w porównaniu z tymi, które brał na początku, ponieważ połowa z tego była potrzebna jedynie po to, żeby zapobiec objawom odstawienia.

I wówczas pojawia się druga strona tego zagadnienia, którą House wolałby zignorować - właśnie zaczynał mieć wyrzuty sumienia z powodu stawiania Wilsona w podobnej sytuacji tak wiele razy na przestrzeni ubiegłych lat.

Spogląda na zegar na swoim komputerze. Jest czternasta trzydzieści sześć.

- Mogę przyjechać zaraz po pracy - proponuje - około siedemnastej?

- To... dopiero za kilka godzin - mówi płaczliwie Wilson.

- Dwie i pół godziny. Nie możesz zaczekać dwóch i pół godziny?

- Wszystko mnie boli.

- I nic ci nie zostało? - pyta House, zanim ma szansę to przemyśleć. To pytanie nigdy nie spotykało się z dobrą reakcją, kiedy to Wilson je zadawał, więc nie ma powodu oczekiwać, że tym razem rozegra się to inaczej.

- Wiesz co? - parska gniewnie Wilson. - Pierdol się.

Kiedy dociera do niego, że drugi mężczyzna się rozłączył, House odkłada słuchawkę telefonu i próbuje nie zwracać uwagi na to, jak uważnie go obserwowano. Kiedy podchodzi do stołu konferencyjnego, pozostali lekarze w jednej chwili kulturalnie udają, że są zajęci, a on im na to pozwala, bo nie chce o tym rozmawiać.

- Co z pacjentką?

- Ona... czeka na rezonans - odpowiada Kutner.

- Wychodzę... Mam coś... - House wzdycha i nie udziela żadnego wyjaśnienia.

Wie, że oni i tak już wiedzą oraz wie, że gdy tylko wyjdzie z pokoju, nawiążą dyskusję na temat zachwycającej ironii sytuacji, w której jego wyrzuty sumienia zmuszają go do ustępowania wyraźnemu uzależnieniu Wilsona od hydrokodonu oraz jak fascynującym jest obserwowanie House'a, któremu ktoś odpłaca pięknym za nadobne.

Świadomość, że oni wiedzą, nie sprawia, że mniej go to martwi. W istocie, sprawia to, że martwi go to jeszcze bardziej.

- Dajcie mi znać, kiedy będą wyniki.

<center>*****</center>

Przez korki na drodze i oczekiwanie w kolejce na zrealizowanie recepty, dotarcie do mieszkania Wilsona zajmuje House'owi prawie godzinę. Z jakiegoś powodu popołudnia w dni powszednie wydają się być najbardziej pracowitym okresem dla szpitalnej apteki. Otwiera drzwi i odnajduje drugiego mężczyznę skulonego na kanapie, wyglądającego naprawdę żałośnie, z oczami utkwionymi w ekranie telewizora.

- Mam twoje leki - mówi House, unosząc papierową torbę i potrząsając nią dla lepszego efektu. Kiedy torebka znajduje się w jego zasięgu, Wilson chwyta ją, wyjmuje buteleczkę, zgniata torbę w kulkę i rzuca ją na podłogę. Następnie otwiera buteleczkę, wytrząsa dwie pigułki i połyka je bez popijania. Zamyka buteleczkę pokrywką i wtyka ją pomiędzy dwie poduszki kanapy do późniejszego użytku.

House stoi tam przez minutę, czekając czy Wilson poprosi go, żeby został albo przynajmniej zrobi coś więcej, by okazać, że jest świadom jego obecności.

Wilson wydaje się być czymś pochłonięty lub co najmniej nie w nastroju do rozmowy, bo chociaż wpatruje się w telewizor, tak naprawdę nie sprawia wrażenia, że go ogląda.

House dostrzega, że włosy Wilsona są dłuższe, niż były kiedykolwiek w ciągu ostatnich piętnastu lat i że wpadają mu do oczu. To sprawia, że Wilson wygląda odrobinę młodziej i - z braku bardziej stosownego określenia - dosyć uroczo. House powstrzymuje się od wypowiedzenia uwagi o tym, ile panienek zaliczyłby Wilson, gdyby nadal pracował, ponieważ zaczyna upodabniać się do jednego z [link widoczny dla zalogowanych]. Wątpi, że taki komentarz spotkałby się z pozytywnym odbiorem. Obecnie Wilson sprawia wrażenie, że nie posiada poczucia humoru, zwłaszcza na temat tego, co odnosi się do jego wyglądu czy jego nagłego braku zainteresowania dbałością o wygląd.

Gdy mija wystarczająco dużo czasu i staje się jasne, że drugi mężczyzna nie planuje się nim zająć, House odwraca się do wyjścia.

<center>*****</center>

Jakiś czas później telefon przy łóżku House'a dzwoni w środku nocy. House ustawia go tak, żeby nie przełączał się od razu na automatyczną sekretarkę, jeżeli wydaje mu się, że jego zespół może go do czegoś potrzebować, ponieważ zazwyczaj potrzeba co najmniej czterech dzwonków, żeby obudzić go z głębokiego snu.

- Mmm...halo?

Po drugiej stronie słychać głos Wilsona, niewyraźny z nadmiaru emocji.

- House...

- Hmm... czego? - mamrocze, czekając aż jego mózg zacznie pracować w tym samym tempie, co usta.

- Przepraszam...

House przewraca się na plecy, wciąż nie do końca obudzony, po czym podpiera się na łokciu. Ostatnim, o czym myślał przed zaśnięciem, była jego pacjentka. Rezonans wykrył gruczolaka, więc umówili ją na operację. House szybko przeszukuje swoje najświeższe wspomnienia, próbując odnaleźć kontekst dla słów Wilsona.

- Huh... za co przepraszasz?

- Za to, że nawrzeszczałem na ciebie... wcześniej. Ty... Nie czułem się zbyt dobrze, kiedy się zjawiłeś. Nie miałem ochoty na towarzystwo. Nie miałem ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Ja... chciałem tylko tabletek.

- Uh... - House mruga i rozgląda się dookoła, wreszcie zaczynając orientować się w sytuacji. Następnie przypomina sobie wizytę u Wilsona, bycie potraktowanym jak powietrze i wyjście wkrótce potem. - Nie przejmuj się tym.

- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.

House odpowiada dosyć szczerze:

- Znalazłbyś sobie... inny sposób na dobycie tabletek.

- Nie to miałem na myśli.

- ...wiem.

- Możesz przyjechać?

House mruży oczy, patrząc na czerwony wyświetlacz budzika. - Wilson... jest trzecia nad ranem.

- Zimno mi.

- Podkręć ogrzewanie - sugeruje.

Na chwilę zalega cisza i właśnie gdy House zaczyna myśleć, że Wilson się rozłączył, słyszy: - Potrzebuję cię.

<center>*****</center>

Trochę go to przeraża. Nie, przeraża go to nawet bardzo. Wilson go potrzebuje. A on wciąż nie może przestać myśleć, że Wilson nie potrzebuje jego. Wilson po prostu jest w potrzebie, a tylko on jest wystarczająco żałosny, by przybiec albo przykuśtykać na jego wołanie. Ponieważ Wilson nigdy wcześniej go nie potrzebował, a przynajmniej nie z powodu, do którego by się przyznał. Nagle jest zbyt chory, by utrzymać jakikolwiek prawdziwy związek, więc dzwoni do jedynej osoby, która najwyraźniej nie ma niczego lepszego do roboty, ani nikogo lepszego, z kim mogłaby to robić.

- Nie sądziłem, że przyjedziesz - mówi Wilson. Stoi w salonie z rękami splecionymi na piersi, czekając z niepokojem.

House pozbywa się szalika, czapki i kurtki i rzuca je na oparcie kanapy.

- Użyłeś przekonującego argumentu.

- Nie musiałeś się tak ubierać.

- Na zewnątrz jest jakieś siedem stopni poniżej zera - stwierdza House, chociaż z jakiegoś powodu wątpi, że Wilson wychodził ostatnio na dwór. Biorąc pod uwagę, jak ciemno było wcześniej w mieszkaniu, zastanawia się, czy Wilson był choćby w pobliżu okna w ciągu ostatniego tygodnia. - Chodniki są zamarznięte.

- Wybacz.

- Przestań przepraszać i wracaj do łóżka.

- Pójdziesz ze mną? - pyta ostrożnie Wilson, ponieważ do tej pory w zasadzie nie rozmawiali otwarcie na ten temat. Wie, że to trochę dziwne. Czeka, aż House mu to powie, aż powie mu, że jest już dużym chłopcem i nie potrzebuje z nikim spać. Czeka, aż przerodzi się to w szyderstwo.

House wzrusza ramionami i zrzuca adidasy. - Po to przecież dzwoniłeś, prawda?

- Mhm...

Wilson kładzie się z powrotem do łóżka, przezornie zostawiając dużo miejsca drugiemu mężczyźnie. House sprawdza termostat i podnosi temperaturę o jeden stopień, po czym wsuwa się pod przykrycie. Zwykle potrzebuje więcej czasu, żeby ułożyć się wygodnie we własnym łóżku, obracając się i wiercąc do woli. Ale stara się ograniczyć swoje ruchy dla dobra współtowarzysza oraz żeby zasnąć ponownie, tak szybko jak to możliwe.

Na krótko przed szóstą rano House budzi się z dosyć przyjemnego snu, jednego z tych, jakie nie śnią mu się zbyt często. Jako osoba regularnie zażywająca opiaty przeważnie miewa niespokojne i ogólnikowe sny, czasami wręcz przerażające. Ale ten był kojący, ciepły i przyjemny. Był to jeden z tych snów, po których zwykle ma ochotę masturbować się aż do osiągnięcia długotrwałego i leniwego, wczesnoporannego orgazmu.

Gdzieś pomiędzy uświadomieniem sobie pragnienia, by się dotknąć a faktycznym sięgnięciem ręką ku swoim genitaliom, House przypomina sobie, gdzie się znajduje. Następną rzeczą, jaka do niego dociera, jest to, że Wilson leży za nim, tuż za nim, dopasowując się do wygięcia jego długiego ciała. Leżą przytuleni jak dwie łyżeczki. Siła, z jaką spontaniczna, odruchowa erekcja Wilsona napiera na dolną część jego pleców, zmusza House'a, żeby się przesunął i zmienił pozycję.

House wie, że u mężczyzny to zupełnie normalna rzecz i że to niekoniecznie musi coś oznaczać. Przypuszcza, że Wilson myli go z Amber albo z jedną z jego byłych żon, albo przynajmniej z kimkolwiek odmiennej płci. Ale kiedy przesuwa się do przodu, żeby pomiędzy nim a Wilsonem było kilka centymetrów odstępu, czuje jak ręka otacza jego brzuch i ciągnie go w tył na poprzednie miejsce.

- Wilson? - szepcze House. Nadal jest ciemno, więc nie może niczego zobaczyć. Słońce dopiero zaczyna wschodzić. Ale jego oczy nie miały czasu przywyknąć do półmroku.

- Wszystko w porządku - mamrocze Wilson. - W porządku, House.

Ręka Wilsona zsuwa się odrobinę niżej, ale nie zbyt nisko - tylko na tyle, by wsunąć się pod koszulkę House'a i bawić się miękką kreską włosów, które pokrywają jego pępek. House zjawił się u Wilsona w jeansach i w swetrze. Zamiast przywieźć ze sobą piżamę, w którą mógłby się przebrać, po prostu rozebrał się do bokserek i t-shirta, które miał pod spodem.

Przez ciało House'a przebiega dreszcz, a on sam czuje, że jego penis sztywnieje. House wpada w panikę, ponieważ naprawdę nie wie, co się stanie, kiedy osiągnie pełną erekcję i w końcu jej czubek zacznie ocierać się o dłoń Wilsona. Przyłapuje się na tym, że jego umysł znienacka przepełniają wyobrażenia, których obecności zawsze był w pełni świadomy, ale które aż do tego momentu nie miały żadnego znaczenia - na przykład jak wygląda Wilson, gdy jest zupełnie nagi. House przypomina sobie, że wiele lat temu kilka razy widział przelotnie swojego przyjaciela pod prysznicem na siłowni, przypomina sobie ciemną kępę jego włosów łonowych, wyraźnie kontrastujących z jego mlecznobiałą skórą. Z jakiegoś powodu te myśli doprowadzają House'a do niespodziewanego stanu pełnej erekcji. Na szczęście dłoń Wilsona z wolna przesuwa się odrobinę wyżej i zatrzymuje się na jego mostku.

House wstrzymuje oddech, mając nadzieję, że zdoła siłą woli zmusić swój członek, żeby zwiotczał. W końcu osiąga sukces. Wsłuchuje się w ciche chrapanie Wilsona, ustalając, że mężczyzna wciąż śpi i najwyraźniej nie ma pojęcia o sytuacji w jakiej się obecnie znajduje. W związku z tym, że nie musi być w pracy jeszcze przez co najmniej cztery godziny, House decyduje, że po prostu zamknie oczy i spróbuje ponownie zasnąć.

Jakoś około dziewiątej wymyka się z łóżka, uważając, żeby nie obudzić Wilsona, ubiera się i wychodzi do pracy.

<center>*****</center>

Mija kolejny tydzień, zanim Wilson znowu się do niego odzywa. House nie zadaje sobie trudu, by do niego zadzwonić, ponieważ Wilson nie odbiera połowy telefonów, a House nienawidzi zostawiać wiadomości, które nie zostaną odsłuchane, a tym bardziej - na które nie dostanie odpowiedzi. Nie chodzi wyłącznie o to - oprócz tego House czuje się nieco dziwnie w związku z ich poprzednim spotkaniem i niczym nastoletnia dziewczyna woli zaczekać i zobaczyć, czy Wilson zadzwoni jako pierwszy.

Procedura jest taka sama jak wcześniej. Wilsonowi skończyły się tabletki i - chociaż powinien mieć ich wystarczająco dużo, by starczyły mu do końca miesiąca - potrzebuje kolejnych. Chce je dostać natychmiast. Tym razem House nie ma pacjenta. Pamiętając jak poprzednim razem Wilson wkurzył się o to, że miałby czekać kilka godzin, House postanawia, że wykupi leki i zawiezie mu je w przerwie na lunch. Dochodzi do wniosku, że jeśli jego zespół albo Cuddy będą go potrzebować, to mają numer jego komórki.

I tak jak w poprzednim przypadku, Wilson jest milczący i nie okazuje entuzjazmu. Leży na kanapie, owinięty kocem, który prawdopodobnie nie był prany od miesięcy, a jego usta wykrzywia grymas.

Tym razem House wpatruje się w niego przez kilka minut, czekając aż powie przynajmniej "dziękuję". Kiedy tak się nie dzieje, House podnosi pilota i wyłącza telewizor.

- Co do diabła? - Wilson wygląda przede wszystkim na poirytowanego.

- Kiedy ostatnio coś jadłeś? - pyta ostro House.

- Zjadłem miskę płatków - kłamie Wilson. Cóż, to nie do końca kłamstwo. Faktycznie zjadł miskę płatków, ubiegłego ranka, a może to było przedwczoraj. Ale tak czy siak, miska jest ciągle w zlewie.

- Wyjdźmy gdzieś - proponuje House. - Zjedzmy jakiś lunch czy coś. Ja zapłacę. W Mickey's Diner czy gdziekolwiek zechcesz pójść. Niedaleko kampusu otwarto nową meksykańską knajpkę.

Wilson wzdycha. Kiedyś byłaby to miła propozycja, szczególnie że House chciał zapłacić. Ale wyjście na miasto wiązało się z wzięciem prysznica, goleniem, myciem zębów, czesaniem i próbą znalezienia jakiegoś ubrania, które nie byłoby pogniecione. W tej chwili brzmi to jak wielki kłopot - zbyt duży, by Wilson miał ochotę się z nim zmierzyć - tylko po to, by coś zjeść. To kolejne przypomnienie, że w tym momencie nawet House jest najwyraźniej bardziej sprawny i związany ze światem zewnętrznym niż on sam.

- Jestem zmęczony - brzmi wymówka, którą wypowiada Wilson.

House musi powstrzymać się przed zadaniem pytania: "Czym?". Ponieważ wie, że zmęczenie Wilsona nie wynika z żadnej konkretnej aktywności czy zużycia energii. Wynika ono z czegoś wieloznacznie fizycznego, na co ani on, ani inny przypuszczalnie genialny specjalista z dziedziny medycyny nie ma żadnego lekarstwa. Do diabła, oni nawet nie wiedzą, jakie są przyczyny fibromialgii.

House zaczyna się obawiać, że jeśli samodestrukcyjny wzór zachowania jego przyjaciela posunie się jeszcze dalej, nic nie będzie w stanie tego powstrzymać. Wilson będzie zmierzał w czerń po równi pochyłej i zostanie tam na zawsze. To dokładnie takie samo wrażenie, jakie House miał zaraz po tym, jak Stacy go zostawiła - że jest coś, co powinien robić, coś, co mógłby robić, by ocalić ich związek, ale nie był do końca pewien, co to było. Jeżeli ta choroba, te tabletki, odbiorą mu Wilsona, będzie to jak utrata cząstki samego siebie. House zastanawia się, od kiedy zaczął myśleć o Wilsonie jak o kimś, z kim łączył go długi i intymny związek.

House lubi uważać się za kogoś twardego, wytrzymałego, jeśli chodzi o życie. Wiele przeszedł, w każdym razie prawdopodobnie o wiele więcej niż Wilson. Ale nawet on do pewnego stopnia podporządkował Vicodinowi swoją godność. Zupełnie tak, jakby miał kulę przykutą łańcuchem do nogi - nieustanne przypomnienie, że nigdy nie uda mu się przetrwać bez niego, nawet gdyby chciał. Wie, że jeśli leki mogą wyrządzić tak wielką krzywdę jemu, to Wilsona dosłownie jedzą one żywcem.

- Okej... zamówmy coś - sugeruje House, próbując nie wyglądać na zdesperowanego, pomimo tego, że chwyta się już ostatniej deski ratunku. - Zamówmy pizzę albo coś tajskiego i możemy wypożyczyć film czy coś w tym stylu.

Wilson odpowiada dosyć ozięble, ponieważ House wydaje się nie chwytać aluzji, a fakt, że tak dzielnie się stara jest dość niepokojący. W tej chwili Wilson sądzi, że jedynym, czego naprawdę chce, to żeby House sobie poszedł. Ale bardzo duża - choć uśpiona - część jego osoby, ma nadzieję, że bez względu na to jak okropne słowa wyjdą z jego ust, House nie da się odstraszyć i nie przestanie próbować.

- Wybacz, ale nie mam teraz ochoty cię zabawiać. Czemu nie wrócisz do pracy i nie poznęcasz się nad swoim zespołem?

- Nie o to... - House milknie, szukając na twarzy Wilsona jakiejś podpowiedzi, w jaki sposób powinien sobie z tym poradzić, co powinien zaoferować. Nie ma nic, nawet najmniejszej wskazówki, jedynie dowód pragnienia, by zostawić go w spokoju. Kiwa głową i odwraca się do drzwi. - Okej.

"Proszę, nie idź", myśli Wilson, ale nie potrafi tego powiedzieć. Patrzy, jak drzwi się zatrzaskują. Przypomina sobie dotyk skóry House'a pod swoimi palcami, ciepły i zachęcający. Zastanawia się, czy House wtedy nie spał, czy wiedział, co się dzieje albo czy uznał to za fragment snu.

Gdy uświadamia sobie, że House naprawdę poszedł, z powrotem włącza telewizor.

<center>*****</center>



Cytat:
* fragment tekstu The One I Love R.E.M
** Wacky Wednesday - książka dla dzieci napisana przez Dr. Seussa; zawiera obrazki, na których nie wszystko jest takie, jak powinno, a zadaniem dziecka jest odnalezienie nieprawidłowego elementu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 10:33, 05 Mar 2015, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:02, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Czemu to już koniec rozdziału? Tak szybko zleciało na przyczytaniu...
I czeeemu to przedostatni rozdział?

Nie, dobra. Już będę cicho xD

Kurczę, to jakby House zamienił się miejscami z Wilsonem...

Cytat:
...włosy Wilsona są dłuższe, niż były kiedykolwiek w ciągu ostatnich piętnastu lat i że wpadają mu do oczu.

Takiego go uwielbiam najbardziej

Już się nie mogę doczekać ostatniego odcinka! I nie dlatego, że jest ostatni...

Weny do tłumaczenia! (I wybacz za mnie, ja powinnam teraz spać xD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:35, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Richie, kiedy Ty śpisz? O.O

Czas teraźniejszy jest fajny! Bardzo go lubię *_*


Cytat:
właśnie zaczynał mieć wyrzuty sumienia

I dobrze! Chociaż na jakiś czas odwróciły się role i zobaczył, jak wyglądało to ze strony Wilsona.

Cytat:
- I nic ci nie zostało?

Ile tabletek jest w takim jednym opakowaniu? o.o

Swoją drogą, zawsze chciałam mieć tabletki w takich pojemniczkach, jak te Vicodinowe. Ale wszystkie, jakie mi przepisują, są w listkach

Cytat:
ponieważ zaczyna upodabniać się do jednego z Jonas brothers.

OMÓJBOŻE
Po pierwsze, padłam ze śmiechu. Wyobraziłam sobie Wilsona jako Nicka. Albo nie, jako Joe'go
Po drugie, House słuchający JB, mrmrmr

Cytat:
potrzeba co najmniej czterech dzwonków, żeby obudzić go z głębokiego snu.

Mnie żadne dzwonki nie są w stanie obudzić. Miałam już 10 budzików i każdy gdzieś pałęta się po domu, nic nie dawały xD

Cytat:
- Potrzebuję cię.

To miód spływający na moje serce *_*

Cytat:
Jako osoba regularnie zażywająca opiaty przeważnie miewa niespokojne i ogólnikowe sny, czasami wręcz przerażające.

Jej. Ja teraz mam przerażające sny, co by to było, gdybym i w opiaty się rzuciła? O.O

Cytat:
Wilsonowi skończyły się tabletki

Ponawiam pytanie o ilość tabletek

Cytat:
Zastanawia się, czy House wtedy nie spał,

Pocieszę Cię Wilson, że nie spał ;D Teraz możesz do niego zadzwonić *_*

Nie zadzwoni, nie? xD



Jej, już ostatni part przed nami? Jak dziwnie, według mnie to jeszcze za szybko ;D
Weny i czasu! ;D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Izoch dnia Nie 16:33, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:03, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Hello! *macha zasmarkaną chusteczką*

Zanim zacznę, wiesz, że dopiero ostatnio zastanowiłam się nad sensem tytułu tego tekstu? Tzn., wcześniej funkcjonował w mojej głowie jako zlepek kilku słów o smutnym znaczeniu - a kilka dni temu (co gorączka robi z człowiekiem ) go sobie przełożyłam na polski. Piękny tytuł *_*

Treść właściwa:

Cudnie zatroskany House i cudna wymiana zdań o autodestrukcji. Zatroskany House wciąż jest House'm, a te kilka niepokojących linijek jest jak dobra przyprawa.

Cytat:
Dla większości ludzi kupno nowego samochodu nie jest szczególnie ważną sprawą.


Jak to nie?! A Eclipse jest śliczny ^^ Chociaż nie jestem pewna, czy House nie wybrałby tej wersji z bajerami...

(Chciałam tu coś napisać o swoim prywatnym zboczeniu dotyczącym House'a zrzucającego buty i włażącego do łóżka, ale brzmiało to jakbym była bardziej chora niż jestem Więc tylko: są rzeczy w Internecie, o których nigdy mi się nie śniło, że mogą być fajne w erotyczny sposób )

Cytat:
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
House odpowiada dosyć szczerze:
- Znalazłbyś sobie... inny sposób na dobycie tabletek.


Oh, jakie to jest... Karmisz tę mroczną część mnie, która nie lubi puchatych rzeczy
Zdecydowanie Wacky Wednesday.

Cytat:
Na krótką przed szóstą rano (...)


Awkward. W najlepszy z możliwych sposobów
Chwała za to, że nie rzucili się na siebie od razu (i za całą tę scenę *_* Zawsze wiedziałam, że przytulanie się jest fajne! Tylko czy to nie House powinien przytulać Wilsona? Kto tu kogo chce rozgrzać? )

Cytat:
Zamiast przywieźć ze sobą piżamę, w którą mógłby się przebrać, po prostu rozebrał się do bokserek i t-shirta, które miał pod spodem.


Prawidłowo! *przychodzi jej do głowy wizja Pidżama Porno Party*

Cytat:
House czuje się nieco dziwnie w związku z ich poprzednim spotkaniem i niczym nastoletnia dziewczyna woli zaczekać i zobaczyć, czy Wilson zadzwoni jako pierwszy.


Nie myślałam, że coś takiego może być w jego stylu, ale zaskakująco... pasuje

Cytat:
Zastanawia się, czy House wtedy nie spał, czy wiedział, co się dzieje albo czy uznał to za fragment snu.


Haa! Wilson nie spał, Wilson nie spał *nuci jakąś krzywdzącą słuch melodyjkę*
Ostatnie zdanie, które uparcie przypomina o jego stanie, uwielbiam takie[.i] ostatnie zdania.
I tylko, za Izoch, boję się, że ostatnia część pogalopuje jak jakiś naćpany robot-jednorożec prosto w ścianę *zastanawia się, czy Richie użyła kiedyś [i]tego
linka*

Can't wait. Weny czasu weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Śro 14:37, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Wyobraźmy sobie scenariusz: leżę sobie w łóżku, myśle o tym, że nie napisałam głupiego wypracowania, ale jest zbyt późno by chciało mi się go pisać[w końcu 2 rano] dlatego biorę ten oto fic i czytam xD

Po prostu lepszej pory dnia/nocy na czytanie tego nie mogłam wybrać^^ Moja pobudzona wyobraźnia zaczęła działać na bardzo wysokim poziomi. Na początku w ogóle cały obraz ich rozmowy, później pośpiechu House, jego niezadowolenie z powodu olania, a następnie wielka scena łóżkowa *__* tutaj nie pozostaje wiele do dodania^^ Genialnie napisane chociaż tak naprawdę wiele sie nie zdarzyło xD A później ta niemiła sytuacja... Trochę zepsuła mi humor, ale... pozostawiła dziwny smak, że beęędzie dobrze. Będzie prawda? *patrzy błagalnie*

Czasu, Weny i w ogóle


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:56, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Cytat:
Uff, tak dawno nie zdarzyło mi się skończyć żadnego fika, że zapomniałam, jakie to przyjemne uczucie
Zatem oddaję w Wasze ręce to, co tygryski lubią najbardziej, czyli happy end (nie, nie erę, perwery jedne No, prawie nie )

Enjoy!



<center>III. A Simple Prop To Occupy My Time (część druga)</center>


Kilka godzin później, w środku nocy, dzwoni telefon House'a.

- Ja... zimo tutaj - mówi Wilson, w jego głosie słychać odrobinę mniej żądania niż zazwyczaj.

Tym razem House nie śpi. Jest kompletnie rozbudzony, ponieważ jego umysł zaprząta to, co wydarzyło się wcześniej tego dnia, to, co wydarzyło się tydzień wcześniej. Nie potrafi się zdecydować, czy chce, czy nie chce, żeby to trwało, a przynajmniej czy chce, żeby to trwało w taki sposób.

Przeszkadza mu nie tyle wypisywanie recept, co wrażenie, że jest zwyczajnie wykorzystywany - że jest po prostu chłopcem na posyłki, że jest jedynie najłatwiej dostępnym ciepłym ciałem, z którego Wilson może skorzystać, a następnie odepchnąć i porzucić. Nie jest pewien, czy chce, żeby to znaczyło coś więcej. Ale to nie oznacza, że nie czuje się znieważony. Nie jest pewien czy tamta noc, tamto improwizowane przytulanie, było jakąś próbą wyjścia sobie naprzeciw, nawiązania emocjonalnej więzi, czy było to tylko jakieś przypadkowe zdarzenie.

- Czego chcesz? - pyta Wilsona bez ogródek.

- Powiedziałem...

- Zimno ci. Tylko tyle? Jestem wykończony. Możesz zamówić dziwkę, żeby cię ogrzała albo wziąć koc elektryczny.

Usiłowanie Wilsona by zamaskować gniewem swoje zranione uczucia jest dosyć nieudane.

- Chcesz, żebym to właśnie zrobił? Czy zabije cię zrobienie czegoś miłego dla...

- Przestań zmieniać temat i odpowiedz na pytanie.

- Nie mam pojęcia, o co, u diabła, pytasz - krzyczy Wilson. Wie doskonale, co House chce usłyszeć.

- Czego chcesz, Wilson? "Zimno mi" to nie odpowiedź. Chcesz, żebym u ciebie przenocował? To poproś mnie, żebym u ciebie przenocował.

- Dlaczego to robisz? - pyta Wilson. - Czemu zawsze musisz zrujnować wszystko, co jest dobre?

- Zapomnij o tym. To... wiesz co? - prycha House. - Przestań dzwonić do mnie w środku nocy i prosić mnie, żebym przyjechał.

- Tak, bo jesteś taki zajęty... Przecież w niczym ci nie przeszkadzam.

- Ja śpię.

- Sam - przypomina mu Wilson - chyba że wynająłeś kogoś, żeby dotrzymał ci towarzystwa.

Wilson kopie się w duchu za powiedzenie czegoś tak potwornego, tak bolesnego. Czego naprawdę chce, to żeby House przyjechał i oto - proszę bardzo - usiłuje złapać muchy na ocet.

- Czy o to właśnie chodzi? Jestem... Nie mam nic lepszego do roboty, więc powinienem być na każde twoje skinienie?

Głos Wilsona staje się coraz głośniejszy. Nie jest wściekły na nikogo, poza sobą. Krzyk zwyczajnie przynosi mu ulgę.

- Och, proszę! I to mówi człowiek, który wyciągał mnie z łóżka więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć... Z łóżka, które dzieliłem z małżonką, mógłbym dodać.

- To zabawne - parska śmiechem House; w przeciwieństwie do Wilsona, maskuje swoje zranione uczucia humorem i sarkazmem. - Nie pamiętam, żebyś choć raz powiedział: "Kurczę... nie mogę przyjechać. Wolałbym zostać w łóżku z moją żoną."

- Miałem, ci powiedzieć, że sprawiasz mi kłopot?

- Żartujesz sobie? Jeżeli próbowałeś nie wyglądać na zadowolonego, że nie musisz z nimi przebywać, to żałośnie ci to wyszło.

- To ty jesteś żałosny - wrzeszczy Wilson. - Proszę cię o jedną rzecz, jedną bardzo prostą rzecz... a ty zachowujesz się jak... Boże. Jeśli wolisz zostać w domu i leżeć samotnie w łóżku, zamiast zrobić coś, co mogłoby...

House siada, krzycząc do słuchawki:

- Jesteś aż tak cholernie głupi, Wilson? Oczywiście, że wolałbym spać tam.

Obaj milczą przez jakieś dziesięć sekund. House czuje, jak jego serce łomocze, praktycznie może je usłyszeć na tle płytkiego oddechu Wilsona, dochodzącego ze słuchawki.

- Po prostu przyjedź - mówi w końcu Wilson i się rozłącza.

<center>*****</center>

House spogląda w lustro w łazience. Umył zęby kilka godzin wcześniej, zanim położył się do łóżka. Ale przeczesuje palcami włosy, pochyla głowę i przygląda się miejscu, w którym się przerzedzają. Przypatruje się z uwagą swojemu profilowi. Następnie śmieje się, ponieważ analizuje swoje odbicie, zastanawiając się, czy dobrze wygląda, zastanawiając się, czy Wilson uzna, że dobrze wygląda.

Wmawia sobie, że nie ma pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, a jednak przebiera się w inną koszulkę, mniej znoszoną, bez dziur, zakłada czystą bieliznę i najlepszą parę jeansów. Nakłada na twarz odrobinę płynu po goleniu - nie za dużo, tylko tyle, żeby sprawiać wrażenie, że użył go przed tym, kiedy Wilson do niego zadzwonił.

Kiedy wsiada do samochodu i jedzie przez miasto, jest podekscytowany. Musi powstrzymywać swoje kolano przed uderzaniem o kierownicę.

Wilson jest w łazience, przyglądając się własnemu odbiciu. Najwyraźniej nie ma czasu, żeby się ogolić. Ale przynajmniej wziął wcześniej prysznic i umył włosy, które opadają równo, sięgając jego podbródka i naturalnie podwijają się za uszami. Zastanawia się, co House o nich myśli, czy woli je, kiedy są krótsze. Od poprzedniego dnia nie mył zębów, więc robi to teraz, pośpiesznie czyści je nitką i płucze usta płynem do płukania. Następnie zamartwia się jeszcze chwilę swoim zarostem. Dotyka swoich ust i zauważa, że są suche i popękane, więc nakłada na nie trochę balsamu. Ubiera się w czystą piżamę, ponieważ tą, którą miał na sobie wcześniej, nosił już od kilku dni.

Potem przypomina sobie, że od tygodni nie zmieniał pościeli i gorączkowo zdziera ją z łóżka, po czym wlecze wszystko do pralki. Właśnie naciąga ostatnią powłoczkę na poduszkę, kiedy słyszy klucz wsuwany do zamka. Cieszy się, że House nie zapukał, że sam otwiera sobie drzwi, ponieważ nie jest pewien, czy byłby w stanie to zrobić. Pragnie, żeby tym razem House odwalił całą robotę, żeby chciał przebyć całą drogę do jego boku i na powrót dać mu poczucie bezpieczeństwa.

- Cześć - mówi House. Jest zaskoczony, widząc tak wiele włączonych świateł. Z jakiegoś powodu spodziewał się, że Wilson będzie już leżał w łóżku oraz że w mieszkaniu będzie ciemno. Kiedy wokół jest tak jasno, nagle czuje zdenerwowanie.

- Cześć - mówi Wilson w odpowiedzi. Nie ma pojęcia, kiedy to słowo - a także osoba House'a - stały się takie podniecające. Nie wie, co ma robić i nie jest pewien, nawet po wybuchu House'a w czasie rozmowy telefonicznej, czy to bezpieczne, by czynić jakieś założenia.

Ale wówczas robi krok w jego stronę i dociera do niego zapach płynu po goleniu. Wyobraża sobie, jak House go nakłada, używając tylko jednego palca, zamiast całej dłoni. Jego ilość musiała być na tyle niewielka, żeby nie wydawała się zamierzona, tak perfekcyjnie oszacowana, tak starannie, tak idealnie w stylu House'a.

Prawa dłoń House'a ściska laskę, jego palce zaciskają się i rozprostowują z niezdecydowaniem.

- Nadal jest ci zimno? - pyta.

Wilson kiwa głową, ciągle zmagając się ze spostrzeżeniem, że House chciał dla niego ładnie pachnieć.

- Mhm.

House zamyka drzwi na klucz, sprawdza termostat, a następnie wyłącza główne oświetlenie. Tylko lampa w sypialni nadal się świeci. Zanim dociera do pokoju, Wilson jest już z powrotem w łóżku, tym razem pozostawiwszy odchylone przykrycie, zapraszając drugiego mężczyznę, żeby się położył.

Kiedy wreszcie zapada ciemność, udaje im się pozbyć wierzchnich warstw lęku. Układają się wygodnie, ich ciała powoli dopasowują się do siebie, jak miało to miejsce wcześniej. Znów leżą jak dwie łyżeczki. Ale tym razem żaden z nich nie śpi. Koniec końców, dłoń Wilsona przesuwa się na to samo miejsce, drażniąc smugę włosów poniżej pępka House'a. House nakrywa dłoń Wilsona swoją, mimowolnie zaczerpuje powietrza. Palce młodszego mężczyzny są tak gładkie i delikatne, zupełnie jak kobiece, tyle że silne. Wsuwa swoje palce pomiędzy palce Wilsona, obejmuje je i ściska je razem.

Obaj mają erekcję. House czuje, jak członek Wilsona napiera na jego kość ogonową.

- O, Boże - szepcze, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wszystkie wyobrażenia z tamtej nocy powracają teraz w towarzystwie kilku nowych, na przykład to, jak Wilson wygląda nieogolony, to, w jaki sposób jego cienki t-shirt uwydatnia mocne kontury jego klatki piersiowej oraz wspomnienie dłoni Wilsona, dotykających go w sposób, który nigdy nie wydawał się ani trochę erotyczny, aż do tej chwili.

- Mogę? - pyta Wilson, równie cichym głosem.

House nie odpowiada, tylko łagodnie naciska na dłoń Wilsona, popychając ją w dół, póki nie styka się ona z główką jego penisa, ukrytą pod bawełną. Wydaje z siebie najcichszy jęk i odchyla głowę do tyłu, obnażając szyję.

Ręka Wilsona pełznie w górę, po piersi House'a, ku jego twarzy. Mężczyzna głaszcze szorstki zarost czubkami palców, podświadomie porównując go z fakturą własnego zarostu. Aż do teraz nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego powodu, czemu wolał się nie golić. W wyobraźni widzi House'a, siedzącego za biurkiem, głaszczącego się po brodzie, pogrążonego w zamyśleniu - dlatego właśnie skrycie pragnął, by wyciągnąć rękę i samemu go dotknąć.

Przesuwa opuszką kciuka po wargach House'a - są o wiele miększe, niż się spodziewał. Nachyla się i ich nosy ocierają się o siebie. Trwają tak przez minutę, muskając nawzajem nosami o swoje policzki, czekając, który z nich jako pierwszy ulegnie zniecierpliwieniu.

House oblizuje wargi, wyciąga w ciemności rękę i przytrzymuje Wilsona za podbródek. I wtedy całują się, a nawet mimo tego, że obaj mają zamknięte usta, jest to niewiarygodnie intymne. To najbardziej intymny moment, jakiego kiedykolwiek doświadczyli. House jako pierwszy rozchyla wargi, rozkoszując się chwilowym szokiem Wilsona, jego drżeniem, kiedy czubek języka diagnosty wysuwa się naprzód i ośmiela się badać nowe terytorium.

Wilson otwiera usta i wpuszcza House'a do środka. Aż do tego momentu zadawał się wyłącznie z kobietami, a może z bardzo specyficznym rodzajem kobiet. Zazwyczaj to on jest silną stroną, on ma kontrolę. Zazwyczaj to ta druga osoba potrzebuje ratunku. W tym momencie Wilson chce, żeby to House był silną stroną, mężczyzną, tym, który ma kontrolę. Wilson chce przyzwolenia na bycie słabym, chce móc upaść i zostać podniesionym, chce być ratowany i zostać ocalony.

Kładzie się na plecach i pozwala rozebrać się do naga, palce House'a odnajdują wszystkie odpowiednie miejsca, jego wargi i zęby szczypią skórę Wilsona w sposób, w jaki po prostu nigdy nie była szczypana.

"Weź mnie", myśli Wilson, po czym uświadamia sobie, że musiał wypowiedzieć to na głos, kiedy House szepcze mu prosto do ucha:
- Trzymam cię.*


<center>The End</center>


Berry, Bill & R.E.M. "The One I Love." Document. I.R.S. 1987.
"This one goes out to the one I love.
The one goes out to the one I left behind.
A simple prop to occupy my time.
This one goes out to the one I love."



Cytat:
* okeeej, to zdanie brzmi lepiej po angielsku:
Take me, Wilson thinks, and then realizes he must have said it out loud, when House breathes into his ear, "I've got you."
ale za cholerę nie mam pojęcia, jak to lepiej ująć po polskiemu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 7:59, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:23, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Bereeeek!

Cytat:
że jest jedynie najłatwiej dostępnym ciepłym ciałem

Jedynym ciepłym ciałem, które kocha Wilson

Cytat:
chyba że wynająłeś kogoś, żeby dotrzymał ci towarzystwa.

Podłe to było.
Ostatnio coś rzuciłaś się na wrednego Wilsona, no Gimme, teraz to xD

Cytat:
- Jesteś aż tak cholernie głupi, Wilson? Oczywiście, że wolałbym spać tam.

Jak mogłeś się nie domyślić, Wilson? Przecież to takie oczywiste

Cytat:
czy Wilson uzna, że dobrze wygląda.

Ty zawsze świetnie wyglądasz *_*

Cytat:
zakłada czystą bieliznę

Którą potem zdejmie?

Cytat:
ciągle zmagając się ze spostrzeżeniem, że House chciał dla niego ładnie pachnieć.

Poddaj się temu uczuciu, pocałuj go i wszystko będzie pięknie *_*

Cytat:
- Mogę?

Taaak!

Cytat:
W tym momencie Wilson chce, żeby to House był silną stroną,

Jej, kocham to. To jest takie słooodkie. Nic więcej na ten temat nie dodam ;D

I wiedziałam, że zdejmie bokserki w końcu! Mwahahaha


Czyli jednak nie wyzdrowieje Wilson? Szkoda. Miałam nadzieję ;D Z drugiej strony House nie będzie musiał obawiać się zniszczenia reputacji po ciągłym przytulaniu się do Wilsona ;D

Szkoda, że już koniec, miło się czytało. I wciągało *_* Cieszę się, że go tłumaczyłaś. Po pierwsze masz talent do tego, po drugie sama pewnie bym się nie skusiła ;D

Mam nadzieję, że korniczki się trzymają jakoś i pracują nad Gimme?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narcyza
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:01, 17 Kwi 2010    Temat postu:

Ow. Ow. Ow.

Znasz procedurę Przesłodkie, cudowne i tak dalej.

Tylko... Pozostawia jakiś taki... Niedosyt Ale z drugiej strony wiem, że sceny +18 już zepsułyby ostatni rozdział...

I myślę, że:
Cytat:
Take me, Wilson thinks, and then realizes he must have said it out loud, when House breathes into his ear, "I've got you."

będzie dobrze brzmiało:
Cytat:
- Weź mnie (...)
- Mam cię.

Myślałam nad tym przed zaśnięciem, więc jeżeli to nie jest dobre, to wybacz

Weny


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcyza dnia Sob 12:03, 17 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:06, 17 Kwi 2010    Temat postu:

Dobrze, że nie było ostrej ery na koniec, subtelne mizianie było idealne

Ja jedyne co wymyśliłam, to:

- Weź mnie.
- Jesteś mój.

teraz czekam na kolejną część Gimme


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:15, 17 Kwi 2010    Temat postu:

Ha! Uwielbiam takie fiki! "Resztę wyobraź sobie sam."
Czytałam tego fika w oryginale już jakiś czas temu i muszę stwierdzić, że jest on jednym z lepszych Julii. Należy do elity tych jej fików, po których lekturze nie miałam nagłej ochoty obejrzenia filmu z Hugh Grantem
Podobał mi się pomysł ze swoistą zamianą ról. Wilsona dosłownie postawiono na miejscu House'a. W tej samej sytuacji wręcz. Przy czym House nawet w wersji "caring" wypada nadzwyczaj house'owato;) No i zawsze to lepszy pomysł niż podłączanie Wilsona do prądu (Taaak, wiem, że Richie kocha ten pomysł z fika GeeLady. Ja nie )
Tak czy siak, po raz kolejny muszę ci pogratulować tłumaczenia. Już w oryginale końcówka tego fika jest świetna, a tobie udało się tą "świetność" przełożyć na polski Wiesz, ja właśnie to kocham za końcówkę, bez zbędnego gdakania o uczuciach, jest cicho, ciepło, no i ten fakt, że House chciał ładnie pachnieć
BTW, wiesz jak to jest z językiem polskim. Coś może brzmieć pięknie w języku obcym, ale po polsku wychodzi drewno. Ale nie martw się, ładnie ci to wyszło

PS, Co do GeeLady, to nadal nie zabrałam się za tą jej kontynuację OSCA. Wiem, że niby nie jest 'deathfik', ale w jej przypadku wolę być ostrożna, więc zanim tam zajrzę skompletuję sobie odpowiednio wysoki stosik fluffu aby mieć czym się potem odtruwać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:49, 18 Kwi 2010    Temat postu:

Izoch napisał:
Ostatnio coś rzuciłaś się na wrednego Wilsona, no Gimme, teraz to xD

1. to całkowity zbieg okoliczności już nie wiem, co mnie popchnęło do wrednego Wilsona w Gimme, ale zgranie tego w czasie z fikiem Julii było zupełnym przypadkiem
2. cóż, przynajmniej Wilson tu jest wredny z jakiegoś powodu, a nie po prostu upierdliwy jak w 6x15
3. a o troskliwym House'ie w skumulowanej dawce to nie wspominasz? *strzela focha*

Izoch napisał:
Ty zawsze świetnie wyglądasz *_*

chyba że się ogolisz, uczeszesz i włożysz krawat, bleh

Izoch napisał:
Którą potem zdejmie?

albo zostanie w tym wyręczony

Izoch napisał:
Jej, kocham to. To jest takie słooodkie. Nic więcej na ten temat nie dodam ;D

i to jest właśnie najważniejszy powód, czemu chłopaki powinny być razem W ten sposób mogliby na zmianę być "tą silną stroną" - żadna kobieta nie da im takiej sposobności - na stos z Cuddy i Carr'em!!!

Izoch napisał:
Czyli jednak nie wyzdrowieje Wilson? Szkoda. Miałam nadzieję ;D

well, jak coś jest nieuleczalne, to jest nieuleczalne Ale przynajmniej House będzie mógł 24/7 łagodzić objawy choroby

Izoch napisał:
Szkoda, że już koniec, miło się czytało. I wciągało *_*

*sniff, sniff* też żałuję, że już koniec - uroczy był ten fik

Izoch napisał:
Cieszę się, że go tłumaczyłaś.

cała przyjemność po mojej stronie

Izoch napisał:
Mam nadzieję, że korniczki się trzymają jakoś i pracują nad Gimme?

też mam taką nadzieję, bo jak nie skończą do next niedzieli, to je wywiozę do lasu i zakopię w mrowisku

***

Narcy napisał:
Tylko... Pozostawia jakiś taki... Niedosyt

postaram się go zaspokoić następnym fikiem O ile sama przy nim nie padnę

Narcy napisał:
Cytat:
- Weź mnie (...)
- Mam cię.
Myślałam nad tym przed zaśnięciem, więc jeżeli to nie jest dobre, to wybacz

Ja myślałam nad tą końcówką od listopada I "Mam cię" też mi przyszło do głowy w pewnym momencie, ale... to brzmi trochę jak okrzyk przy zabawie w berka... Damn, gópi język polski Thx, że próbowałaś

***

milea napisał:
Dobrze, że nie było ostrej ery na koniec, subtelne mizianie było idealne

to się nazywa "robić dobrą minę do złej gry"

milea napisał:
Ja jedyne co wymyśliłam, to:
- Weź mnie.
- Jesteś mój.

o tym też myślałam Ale to by właśnie do tej ostrej ery pasowało... Wiem, wiem, zrzędzę Nienawidzę polskiego

milea napisał:
teraz czekam na kolejną część Gimme

a kolejna część Pluszowego nie może być?

***

Lady M. napisał:
muszę stwierdzić, że jest on jednym z lepszych Julii.

zwłaszcza w porównaniu z tym crapem, który teraz pisze Zerknęłam na ostatni akapit 44. rozdz "60 minutes with Nolan" i myślałam, że puszczę pawia - emo!House też musi mieć swoje granice

Lady M. napisał:
Podobał mi się pomysł ze swoistą zamianą ról. Wilsona dosłownie postawiono na miejscu House'a. W tej samej sytuacji wręcz.

awww, mnie też to urzekło

Lady M. napisał:
Przy czym House nawet w wersji "caring" wypada nadzwyczaj house'owato;)

...mam nadzieję, że mój troskliwy House w Gimme też nie straci House'owatości

Lady M. napisał:
No i zawsze to lepszy pomysł niż podłączanie Wilsona do prądu (Taaak, wiem, że Richie kocha ten pomysł z fika GeeLady. Ja nie )

Pomysł może i lepszy, ale zależy, do czego się zmierza
Tutaj, jak sama piszesz, Wilson znalazł się w identycznej sytuacji, co House - miał czas spróbować radzić sobie bez leków, przegrał z kretesem i stał się w 100% zależny od Vicodinu, przez co na własnej skórze przekonał się, jak wygląda życie House'a. W OSCA Wilson chciał się tylko dowiedzieć, jak to jest z bólem nogi House'a, żeby wiedzieć, z czym ma do czynienia i żeby znaleźć właściwy sposób jak pomóc House'owi
Plus to, że w OSCA Wilson sam wpadł na ten szatański (i uroczy) pomysł, a tutaj to tylko tragiczne zrządzenie losu...

Lady M. napisał:
Tak czy siak, po raz kolejny muszę ci pogratulować tłumaczenia.

dziękuję

Lady M. napisał:
no i ten fakt, że House chciał ładnie pachnieć

ale Wilson umył zęby i pobalsamował sobie usta na tę specjalną okazję

Lady M. napisał:
Coś może brzmieć pięknie w języku obcym, ale po polsku wychodzi drewno.

tjaa, tłumaczenia są jak kobiety, blah blah, blah

Lady M. napisał:
Wiem, że niby nie jest 'deathfik', ale w jej przypadku wolę być ostrożna

chyba GeeLady nie wykręciłaby mi jakiegoś psikusa z tym fikiem Póki co Wilson jest gotowy na wszystko, żeby uratować House'a... normalnie wolałabym nie stawać mu na drodze

****

BONUSIK:
Gdyby ktoś chciał sobie druknąć tego fika, to można go pobrać zebranego w całość w formacie .pdf [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 4:55, 05 Mar 2015    Temat postu:

Ay ten chory Wilson Zmęczony, drażliwy i House otaczający go opieką Może po tym wszystkim stan Jamesa ulegnie poprawie? Psychicznie House go podbuduje? Szkoda, że ery dalej nie było, ale ff i bez super
W pewnym momencie jak byli w szpitalu i House mówił o Vicodinie to nasunęło mi się jakby Greg mówił 'Wilson, nigdy nie myślałem, że o to zapytam, ale... ile Vicodinu wziąłeś?'
House nie odpuszcza i bardzo dobrze, niech się zajmie przyjacielem i po tym chyba nie tylko przyjacielem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 4:53, 09 Mar 2015    Temat postu:

damn me, kiedy pytałaś o fiki z chorym Wilsonem, to zupełnie nie skojarzyłam tego fika... nie ogarniam już własnych tłumaczeń

Choroba Wilsona raczej nie wygląda na taką, która miałaby się poprawiać w zależności od stanu psychicznego pacjenta, ale kto wie... Na pewno możemy bezpiecznie założyć, że związek z House'em zmotywuje Wilsona do wzięcia się w garść i nasz Jimmy przestanie bezczynnie poddawać się chorobie
Tym razem nie żałuję, że Autorka nie napisała dalszego ciągu ery. Okropnie się tłumaczy takie rzeczy napisane w czasie teraźniejszym
Musiałabym poszukać i przypomnieć sobie tę scenę w szpitalu, ale przelatując tekst trafiłam na kawałek, jak Wilson dzwoni do House'a, prosząc o kolejną receptę... Nie wiem, czy to nie dziwne, że obaj tak szybko przystosowali się do zamiany ról. Ale imo na żarty "ile vicodinów wziąłeś?" przyjdzie jeszcze dla nich czas
Ofkors, że House nie odpuszcza. Dla mnie to zawsze było oczywiste, że House by tak postąpił, i cieszę się, że ostatecznie do scenarzystów też to dotarło

Ahhh, żeby się nie powtarzać pod wszystkimi fikami - dziękuję za odkopanie i skomentowanie moich starych prac


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faberry
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:44, 14 Mar 2015    Temat postu:

Bardzo lubię wymyślać własne przygody chłopaków na interesujący mnie motyw i też o takowe pytam bo czytać takie ff też chętnie Te ff na Horum już przeczytałam Ale lubię go

No nie, ale może House podziała mobilizująco i Wilson właśnie się ogarnie
Rozumiem, choć chętnie czytam

House został niejako zmuszony do szybkiego zareagowania gdy Wilson się poddał. Nie zostawiłby przyjaciela bez pomocy i wsparcia tak jak Jimmy nie zostawił jego. Zresztą Greg rozumie co to znaczy i jego samego zaczyna to męczyć w pewnym momencie i widzi jaki sam był. Zapewne

No ba, nie mógłby. Masz na myśli sprawę z rakiem w ósmym sezonie?

Nie ma za co


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:16, 18 Mar 2015    Temat postu:

Mnie musi trafić jakiś pomysł, żebym chciała wymyślać wokół niego fika... Niestety, jeśli próbuję siąść do pisania, to mam pustkę w głowie, dlatego przestałam próbować Poza tym, jeśli czytam dobrego, długiego fika, to w przerwach staram się odgadnąć, jak się potoczy akcja (i czasem mi się udaje )
Btw, jeszcze jeden fik z sick!Wilsonem sobie przypomniałam - [link widoczny dla zalogowanych]

Fabbery napisał:
No nie, ale może House podziała mobilizująco i Wilson właśnie się ogarnie
co więcej, w drugą stronę też to zadziała i House także się ogarnie; w końcu on jest teraz w lepszej sytuacji i musi zająć się Wilsonem, zamiast rozczulać się nad sobą. To jest pocieszające w tym fiku, że nawet takie nie najlepsze okoliczności wyjdą chłopakom na dobre

Fabbery napisał:
Masz na myśli sprawę z rakiem w ósmym sezonie?
yeah, a przede wszystkim finał i House'owe porzucenie własnego życia dla Wilsona

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 2 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin