Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

I don't wanna miss a thing /u/
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:56, 16 Lut 2009    Temat postu:

Richie napisał:
taaa, i nie tylko o tym

A o czym jeszcze?

Richie napisał:
na jeszcze większe szczęście w Regulaminie horum jest punkt, który zabrania zmieniać treści postów, do których odnosi się jakaś dyskusja...

A wiesz, że regulaminy są po to, by je łamać,prawda?
Musisz wiedzieć, chodziłaś przecież do szkoły.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Pon 15:57, 16 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:13, 16 Lut 2009    Temat postu:

any napisał:
A o czym jeszcze?

gdyby mi się chciało tego szukać...

any napisał:
A wiesz, że regulaminy są po to, by je łamać,prawda?

*leci donieść Administracji na czarną owcę*

any napisał:
Musisz wiedzieć, chodziłaś przecież do szkoły.

taaa, wiem, ale nie z autopsji - bo byłam bardzo grzecznym stworzeniem, zanim nie trafiłam na forum
za to kolega (ten od koszulki) zwykł powtarzać: "Przestępstwo - umyślne nagięcie prawa"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:26, 16 Lut 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
*leci donieść Administracji na czarną owcę*

Nie wierzę, byś to zrobiła. Za bardzo mnie kochasz.

Richie napisał:
taaa, wiem, ale nie z autopsji - bo byłam bardzo grzecznym stworzeniem, zanim nie trafiłam na forum

Jakoś trudno mi w to uwierzyć...
Poza tym - coraz bardziej lubię tego Twojego kumpla.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Pon 16:26, 16 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:41, 16 Lut 2009    Temat postu:

any napisał:
Za bardzo mnie kochasz.

pomijając ten perlisty śmiech, zabrzmiałaś prawie jak House w 5x04

any napisał:
Jakoś trudno mi w to uwierzyć...

zawsze możesz przeprowadzić śledztwo w moim np. liceum... Każdy nauczyciel Ci powie, że byłam jedyną osobą z całej klasy, która przyszła na lekcje na tydzień przed zakończeniem roku. A moja wychowawczyni przestała się do mnie odzywać po tym, jak podesłałam jej linki do moich tłumaczeń


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:07, 17 Lut 2009    Temat postu:

Richie napisał:
pomijając ten perlisty śmiech, zabrzmiałaś prawie jak House w 5x04

Ojej.
Muszę chyba tylko jeszcze troszkę popracować nad akcentem i będę brzmiała zupełnie, jak on.

Richie napisał:
A moja wychowawczyni przestała się do mnie odzywać po tym, jak podesłałam jej linki do moich tłumaczeń

Taki prezent na zakończenie szkoły?
Bo jeśli wysłałaś jej to wcześniej, to gratuluję odwagi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:07, 17 Lut 2009    Temat postu:

any napisał:
Taki prezent na zakończenie szkoły?
Bo jeśli wysłałaś jej to wcześniej, to gratuluję odwagi...

ani na zakończenie, ani przed zakończeniem... Właściwie to było jakieś trzy lata po opuszczeniu przeze mnie tego przybytku szatana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:16, 17 Lut 2009    Temat postu:

A mogę spytać o cel tego, co uczyniłaś?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:25, 17 Lut 2009    Temat postu:

ha... żebym to ja pamiętała...

nie, spox, pamiętam Spotkałam kiedyś przypadkiem panią L. i tak się jakoś zgadało, że powiedziałam jej o mojej ewentualnej chorobie. Ona się tak straszniestrasznie zmartwiła, a ja jej powiedziałam, że w zasadzie to olewam, bo dzięki fikom i horum moje życie nabrało sensu
Ona była ciekawa, o czymże są te opowiadania, no więc poszłam na całość i posłałam jej linki do tych najbardziej zUych Skoro nie do końca za nią przepadałam, to wielką radość sprawiło mi zburzenie jej wiary, że na świecie są jeszcze niewinne duszyczki (brała mnie za taką )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:35, 17 Lut 2009    Temat postu:

Boże... No trudno się kobiecie dziwić, sama też byłabym ciekawa, cóż to za teksty mogą odciągnąć człowieka od myśli o potencjalnej chorobie.
Słuchaj, a skoro ona się przestała odzywać, to może najnormalniej w świecie zabiłaś ją tymi fikami?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:42, 17 Lut 2009    Temat postu:

gosh... I wish it happened

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:53, 17 Lut 2009    Temat postu:

Poor wychowawczyni...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:55, 17 Lut 2009    Temat postu:



ona, ze swoim charakterem, nadawałaby się na CTB...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:03, 17 Lut 2009    Temat postu:

Jeśli tak, to faktycznie - śmierć jej!

Btw, Richie, wiesz, że offtopujemy na całego? I to jeszcze w dziale, w którym jesteśmy modami...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:07, 17 Lut 2009    Temat postu:

i to właśnie jest piękne jakoś brakowało mi offtopowania

(a potem wlepimy sobie nawzajem osty )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:12, 17 Lut 2009    Temat postu:

Mod chyba nie może modowi wlepić...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:35, 17 Lut 2009    Temat postu:

Może... Tylko najpierw Rada Horum musi zagłosować

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:04, 17 Lut 2009    Temat postu:

To może nie będziemy robić zamieszania,co?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:01, 17 Lut 2009    Temat postu:

ja nie zamierzam Hilsonowe off'y to moje I!love

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:03, 18 Lut 2009    Temat postu:

Hilsonowe - owszem. Ale offy dot. Twojej wychowawczyni?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:19, 18 Lut 2009    Temat postu:

No to co... czas na następną część.
I... ja z góry przepraszam... - za co, zobaczycie.
*zwiewa rączym pędem*




XX


Była już piąta po południu, a on wciąż nie podjął decyzji co do wizyty u Wilsona. Strasznie się za nim stęsknił, ale gdzieś w głębi serca czuł lęk. Po tym wszystkim, czego dowiedział się od Cuddy, nie wiedział, w jaki sposób zacząć rozmowę. Od przeprosin? Bo w końcu zachował się jak szczeniak: najpierw oznajmił przyjacielowi, że jest w nim zakochany, a potem, gdy uzyskał pewność, że nie może liczyć na jakąkolwiek wzajemność, wyjechał, zostawiając drugiego mężczyznę z mętlikiem w głowie. Z tego, co mówiła wczoraj, a właściwie dziś rano, Cuddy, jasno wynikało, że Wilsona zabolała ta ucieczka. Ale… czy zabolała dlatego, że House nie przyznał się do planowanego urlopu, czy może z zupełnie innego powodu? Wciąż brzmiały mu w uszach słowa szefowej: „Wilson zachowuje się jak zakochana nastolatka.” Ona na pewno nie wiedziała, nie mogła wiedzieć o uczuciach diagnosty, nie użyła więc tego zdania, by go pocieszyć.
Ale myliła się, z pewnością. On nie mógłby

Jego rozmyślania przerwał krótki dzwonek do drzwi. Przewrócił oczami, gdy zrozumiał, że tylko Cuddy wiedziała o jego wcześniejszym powrocie i tylko ona mogła zechcieć złożyć mu wizytę. Z niezadowoleniem malującym się na twarzy wstał sprzed pianina i ruszył w stronę drzwi, chwytając po drodze swoją nową, kupioną w Szkocji, laskę z bukowego drewna. Pluł sobie w brodę, że tak wcześnie zapalił lampkę – w innym wypadku mógłby udawać, iż mieszkanie jest puste.

Kiedy na swoim progu ujrzał Wilsona, prawie poczuł, jak jego nogi wrastają w podłogę.

Onkolog stał bez ruchu, wpatrując się w twarz przyjaciela. Gdy tylko dowiedział się od szefowej o jego powrocie, postanowił, że spędzą ten wieczór razem. Jednak teraz, kiedy po prawie trzech miesiącach rozłąki, miał go wreszcie na wyciągnięcie ręki, cała jego dotychczasowa pewność zniknęła. Na jej miejscu pojawiło się onieśmielenie i niezdecydowanie. Z pamięci wyparowała mu cała ułożona wcześniej przemowa. Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nadal nie wie, co czuje do mężczyzny stojącego naprzeciwko – a było to niezmiernie frustrujące. Szczerze mówiąc, miał ochotę złapać stający w korytarzu wazon i roztrzaskać go sobie na głowie.

House pierwszy ocknął się z zaskoczenia.
- Jest Chanuka – zauważył. – Ty nie w synagodze?
Wilson spojrzeniem dał mu znać, żeby się zamknął. Diagnosta cofnął się i wpuścił przyjaciela do mieszkania, rozważając w myślach, do czego to wszystko może prowadzić. Obserwował, jak onkolog zdejmuje kurtkę, wiesza ją na wieszaku, wchodzi do salonu i, cały czas w milczeniu, siada na kanapie. Po chwili namysłu, klapnął obok.

Powoli mijały minuty. House z rosnącym zdumieniem obserwował spod oka przyjaciela. Po upływie pierwszego kwadransa, Wilson podniósł się i podszedł do wieży stereo. Ze stosu leżących obok płyt wybrał krążek Boba Dylana, włożył go do odtwarzacza, ściszył dźwięk i wrócił na swoje poprzednie stanowisko – wszystko bez jednego słowa. Diagnosta czuł się nieco nieswojo. Osobiście nie miał nic przeciwko ciszy, poza tym mógł wreszcie do woli napatrzeć się na tę kochaną twarz, nieco szczuplejszą od momentu, gdy widział ją po raz ostatni; jednak takie milczenie było zupełnie niepodobne do Wilsona. Onkolog każdą wizytę u niego rozpoczynał od garści uwag na temat panującego wszędzie bałaganu czy też lecącego w telewizji filmu. Teraz od dobrych dwudziestu minut nawet nie otworzył ust, wodził tylko niespokojnym wzrokiem po pokoju. House natomiast czuł ogarniającą go z wolna senność – bądź co bądź, podczas ostatniej doby nie spał dłużej niż trzy godziny. Wdychając przyjemny zapach wody kolońskiej przyjaciela, przymknął oczy…


Nerwy Wilsona były napięte do granic możliwości, toteż gdy usłyszał dobiegające z prawej strony pochrapywanie, parsknął niemal histerycznym śmiechem. House otworzył oczy i spojrzał na towarzysza z owym zainteresowaniem, które pojawiało się w jego wzroku, kiedy miał sposobność spotkania z cierpiącą na jakąś niezmiernie rzadką chorobę osobą.

- Słuchaj, od pół godziny siedzisz tu jak słup soli, nie racząc się nawet przywitać. Żądam wyjaśnień. Po co przyszedłeś?
Onkolog wziął głęboki oddech.
- Są święta… zwykle spędzaliśmy je u ciebie, dlaczego więc…
- Och, Jimmy dba o tradycję – zadrwił. – Ciekawe, co się za tym kryje.
Zebrał się w sobie. Powiedz coś, idioto!
- No więc… - zaczął – Ty… ty… - zakasłał.
- House – podpowiedział mu usłużnie przyjaciel. – Dla bliższych znajomych Greg.
- Zamknij się – usiłował mówić spokojnie. Po ułamku sekundy namysłu zdecydował się na metaforę. – Gdybyś miał pacjenta… z objawami pasującymi do dwóch, zupełnie różnych chorób… I gdybyś mógł zastosować tylko jedną terapię, bez wykonywania żadnych badań, wiedząc, że jeśli nie trafisz, chory umrze… To co byś zrobił?
- Zagrałbym w marynarza – odpowiedział House z pełną powagą w głosie. – Uwielbiam, kiedy ważne decyzje podejmuje za mnie los. – Widząc jednak minę przyjaciela, dodał szybko. – No tak, ale chyba nie o to ci chodziło. Hej… - zaczął ze zdumieniem w głosie i umilkł na chwilę. – To ty jesteś tym pacjentem! Nie wiesz, czy przypadkiem nie zacząłeś czuć do mnie czegoś dziwnego i teraz się wahasz! – zakończył, nie dając po sobie poznać, że jego serce śpiewało właśnie radosną arię. – Oj, Jimmy, Jimmy…
Nie próbował zaprzeczać.
- Ty i twoja cholerna inteligencja – burknął niechętnie.
House prychnął śmiechem. Wypełniało go ciepło i lekkość, jakiej nie czuł od miesięcy, a być może i lat. W głębi duszy liczył na taki obrót spraw ale wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Teraz należało rozważyć następne kroki.
- Zadzwonić po pizzę? – zaproponował.

Wraz z upływem minut, Wilsona opuszczał lęk. Zrozumiał, że przyjaciel nie zamierza na razie drążyć tematu jego uczuć, za co był mu niezmiernie wdzięczny. Pozwolił sobie na uśmiech, rozluźnienie stalowoszarego krawata, opowiedzenie o kilku śmieszniejszych sytuacjach, które miały miejsce ostatnio w szpitalu, a nawet na wypicie czegoś mocniejszego. Koło godziny dziewiątej House jak co roku, usiadł przy pianinie. Onkolog z trudem bo z trudem, ale rozpoznawał brzdąkane cicho kolędy – nigdy nie przyznałby się, że jeszcze na jesieni zakupił płytę z najpopularniejszymi utworami bożonarodzeniowymi i po pracy oswajał się z nimi, by w ten szczególny dzień po raz kolejny nie wypaść na ignoranta, żeby nie powiedzieć - idiotę. Później w repertuarze zagościły własne kompozycje House’a, jak zawsze całkiem dobre. Zdziwienie Wilsona było więc ogromne, gdy z nieokreślonych bliżej tonów wyłoniła się nagle melodia znanej mu (dzięki słuchającej jej na okrągło młodej pacjentce z oddziału onkologicznego) piosenki „All I want for Christmas is you”. Zerknął na diagnostę, który, choć wydobywał dźwięki z instrumentu, patrzył w zupełnie inną stronę. Intensywnie niebieskie oczy skierowane były na drugiego mężczyznę, który poczuł wypływający mu na policzki gorący rumieniec.

Uczucie House’a było prawie namacalne.
Dostrzegał je w każdym jego słowie, każdym pozornie obojętnym geście. I z każdą sekundą wzrastało w nim przekonanie, iż może je odwzajemnić. Pewności nie miał – bał się, że któregoś dnia może obudzić się ze świadomością, iż nie czuje nic. Wiedział, jak bardzo zraniłoby to diagnostę – był świadkiem jego załamania wywołanego odejściem Stacy. Nie chciał, by taka sytuacja się powtórzyła.

Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważył, iż muzyka umilkła. Dopiero, kiedy House przemówił, ocknął się z zadumy.
- Cały problem z tobą jest taki, że kompletnie w siebie nie wierzysz – usłyszał. – Boisz się jakiejkolwiek odpowiedzialności, bo jesteś pewny, że coś skopiesz. Dlaczego?
Po raz pierwszy od dawna House rozmawiał z nim z ten sposób. Patrzył przyjacielowi prosto w oczy, mówił spokojnym, prawie łagodnym tonem.
- A ty… podjąłbyś ryzyko? – odpowiedział pytaniem, z napięciem wpatrując się w twarz towarzysza.
Ten błyskawicznie pojął wagę obecnej chwili. Od tego, co teraz powie, może zależeć cała ich przyszłość. Wiedział, że Wilson jest tak zdesperowany, iż podporządkuje się każdej jego odpowiedzi. Przed moment miał ochotę rzucić zdecydowane „tak”, ale zmienił zamiar. W końcu tu chodzi o najważniejszą dla niego osobę świata.
- Tylko jeśli naprawdę bym tego chciał – powiedział powoli, lecz stanowczo.
Onkolog milczał przez kilkanaście sekund. Jednak, gdy podniósł wzrok, nie było już w nim lęku. W czekoladowych oczach migotały ciepłe ogniki.

Zrozumiał, ile kosztowała przyjaciela ta szczerość. Dla jego szczęścia ryzykował swoim. Patrząc na tę oddaloną o pół długości pokoju twarz, widział w niej wszystko to, co pragnął ujrzeć – niebywały wręcz, jak na House’a, spokój, zdecydowanie, szacunek, a nawet czułość, czającą się gdzieś w kącikach ust. Przemknęło mu przez myśl, że byłby durniem, gdyby pozwolił takiemu uczuciu na zmarnowanie się. Postanowił szczerością odpowiedzieć na szczerość.
- Wiesz, że gdybyś wtedy nie przyznał mi się do tego, co do mnie… hm… czujesz, to najprawdopodobniej nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby zastanowić się nad tym, co sam czuję. Bo przecież aż do tamtego wieczoru nigdy nie myślałem, że mogę… że ty możesz znaczyć dla mnie więcej niż przyjaciel. Ale skoro to już się stało… to znaczy, wciąż nie mam stuprocentowej pewności, jednak wiem jedno – bez ciebie moje życie nie byłoby nic warte – zakończył z nieśmiałym uśmiechem.
House siłą woli powstrzymał się przed wydaniem dzikiego okrzyku radości. Oto siedzi przed nim Wilson i przyznaje się… chociaż, chwila, on tak właściwie nie przyznał się do niczego, czego sam diagnosta wcześniej nie wiedział…
- Robisz się górnolotny jak moja babka – mruknął wreszcie, by przerwać ciszę.
- Z ciebie natomiast wyparowały już ostatnie miligramy romantyzmu, jak widzę – padła błyskawiczna odpowiedź.
Pokazał przyjacielowi język, po czym zebrał się w sobie i spytał:
- Więc… co teraz?
- Ja już swoje powiedziałem. Twój ruch.
- Nie ma mowy, kolego, nie wykpisz się. To nie ja jestem tutaj nieokreśloną, ciągle zmieniającą zdanie stroną – zaprotestował.
Wilsona po raz kolejny zdziwiło, jak bardzo diagnosta nie chce na niego naciskać. Po chwili milczenia, House dorzucił jeszcze cichym tonem:
- Nigdy nie pozwolę, żebyś zrobił coś wbrew sobie.

I chyba to zdanie przeważyło szalę.

Mężczyzna mógł dostrzec, jak na twarz Wilsona wypływa uśmiech, jak onkolog podnosi głowę, wstaje, zbliża się do stołka przy pianinie, na którym wciąż siedział House, i wreszcie kuca przed nim, zaglądając mu w oczy.
- Nawet mimowolnie jesteś diabelnie przekonujący.

Nie potrzebował innej odpowiedzi.

Pocałunek, który ich połączył, był dla House’a ziszczeniem wszystkich dotychczasowych snów. Pragnienie dotyku ust przyjaciela, jego dłoni i ciała, wreszcie stało się rzeczywistością. Nigdy wcześniej nie uznałby się za zwolennika teorii, iż marzenia się spełniają, jednak kiedy teraz odsunęli się od siebie, by nabrać tchu i diagnosta spojrzał na Wilsona, gotów był zmienić zdanie. Jeśli to nie było szczęście, czym w takim razie ono było?

Poczuł, jak drugi mężczyzna podnosi się i ciągnie go za sobą. Prawie nieświadomie podążył za nim do sypialni.


- Jakiś ty porywczy – zdołał z siebie wyrzucić między kolejnymi pocałunkami, którymi zostawał obdarowywany.
- Muszę cię przetestować – odparł z błyskiem w oku Wilson. – Póki jeszcze jesteś na gwarancji.
House odepchnął go lekko, pozorując urazę.
- A idź do diabła!
- O nie, nie…
Z coraz większym zdumieniem obserwował poczynania onkologa, który przesuwał ustami po linii szczęki przyjaciela, podczas gdy jego dłonie znajdowały się niebezpiecznie blisko paska od spodni towarzysza.
- Najpierw mnie do tego wszystkiego namówiłeś, a teraz się wykręcasz?
House jęknął cicho, gdy poczuł zaciskające się na swoim uchu zęby. Szukał ust mężczyzny, jednak ten zręcznie umykał, nie pozwalając diagnoście na złowienie ani jednego pocałunku.
- Wiesz, że nie będę prosić? – wydyszał.
Wilson uśmiechnął się diabolicznie.
- A to się dopiero okaże – szepnął przyjacielowi prosto do ucha, po czym popchnął go lekko w kierunku łóżka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Śro 7:20, 18 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:29, 18 Lut 2009    Temat postu:

Cytat:
- Ty i twoja cholerna inteligencja – burknął niechętnie.
House prychnął śmiechem. Wypełniało go ciepło i lekkość, jakiej nie czuł od miesięcy, a być może i lat. W głębi duszy liczył na taki obrót spraw ale wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Teraz należało rozważyć następne kroki.




Cytat:
Uczucie House’a było prawie namacalne.
Dostrzegał je w każdym jego słowie, każdym pozornie obojętnym geście. I z każdą sekundą wzrastało w nim przekonanie, iż może je odwzajemnić.




Cytat:
Patrząc na tę oddaloną o pół długości pokoju twarz, widział w niej wszystko to, co pragnął ujrzeć – niebywały wręcz, jak na House’a, spokój, zdecydowanie, szacunek, a nawet czułość, czającą się gdzieś w kącikach ust.




Cytat:
- A to się dopiero okaże – szepnął przyjacielowi prosto do ucha, po czym popchnął go lekko w kierunku łóżka.




I to właściwie mogłoby wystarczyć za mój komentarz.
Wilson. House. Nareszcie razem! Cudowne
(Nie spadł na nich samolot, dom się nie zawalił, nie zginęli w pożarze... Uff xD)

Jak miło jest znaleźć rano kolejną część Twojego tekstu... Mam tylko nadzieję, że to jeszcze nie koniec

Eh, świetnie piszesz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:08, 18 Lut 2009    Temat postu:

ty opisujesz ich randkę taką normalną bez żadnych katastrof i smutków


ŚLICZNE


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:52, 18 Lut 2009    Temat postu:

Pino, jakie urocze serduszka.

Pino napisał:
(Nie spadł na nich samolot, dom się nie zawalił, nie zginęli w pożarze... Uff xD)

Bo w głębi serca to ja miętka jestem. Po tylu torturach zasłużyli sobie na chwilę wytchnienia.

Pino napisał:
Mam tylko nadzieję, że to jeszcze nie koniec

Prawie koniec....

Pino napisał:
Eh, świetnie piszesz

Dziękuję.

motylku, i Tobie też dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Śro 14:55, 18 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:01, 18 Lut 2009    Temat postu:

Doooobraaa.. to może ja najpierw ochłonę

anyyyyyyyyy Zamierzam postawić ci ołtarzyk

Cytat:
Kiedy na swoim progu ujrzał Wilsona, prawie poczuł, jak jego nogi wrastają w podłogę.

A wtedy Wilson wyjął zza pleców siekierę

Cytat:
Onkolog stał bez ruchu, wpatrując się w twarz przyjaciela. Gdy tylko dowiedział się od szefowej o jego powrocie, postanowił, że spędzą ten wieczór razem.

I tak się śpieszył, że nawet nie zdążył wciągnąć spodni, bidula

Cytat:
Jednak teraz, kiedy po prawie trzech miesiącach rozłąki, miał go wreszcie na wyciągnięcie ręki, cała jego dotychczasowa pewność zniknęła.

A z rąk wypadła mu siekiera wybacz, any

Cytat:
Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nadal nie wie, co czuje do mężczyzny stojącego naprzeciwko – a było to niezmiernie frustrujące.

Ciebie, Jimmy to frustruje, a co dopiero mnie. Ja tu porządną akcję czekam.

Cytat:
Szczerze mówiąc, miał ochotę złapać stający w korytarzu wazon i roztrzaskać go sobie na głowie.

No dobra, nie o taką akcję mi chodziło.

Cytat:
House pierwszy ocknął się z zaskoczenia.
- Jest Chanuka – zauważył. – Ty nie w synagodze?

No i tyle z magii chwili zostało

Cytat:
Powoli mijały minuty.

Które z kolei przeradzały się w godziny, a te w dni. I tak sobie siedzieli, aż ich pajęczyna nie pokryła

Cytat:
Ze stosu leżących obok płyt wybrał krążek Boba Dylana, włożył go do odtwarzacza, ściszył dźwięk i wrócił na swoje poprzednie stanowisko – wszystko bez jednego słowa.

Zapamiętajcie dzieci: jak nie wiecie co powiedzieć, zawsze puszczajcie Boba Dylana

Cytat:
Wdychając przyjemny zapach wody kolońskiej przyjaciela, przymknął oczy…

I wtedy do pokoju wpadł Chris Martin z gitarą..

Cytat:
Nerwy Wilsona były napięte do granic możliwości, toteż gdy usłyszał dobiegające z prawej strony pochrapywanie, parsknął niemal histerycznym śmiechem.

Jedyna sensowna reakcja

Cytat:
House otworzył oczy i spojrzał na towarzysza z owym zainteresowaniem, które pojawiało się w jego wzroku, kiedy miał sposobność spotkania z cierpiącą na jakąś niezmiernie rzadką chorobę osobą.

Np, atak histerycznego śmiechu.

Cytat:
- Słuchaj, od pół godziny siedzisz tu jak słup soli, nie racząc się nawet przywitać. Żądam wyjaśnień. Po co przyszedłeś?

I pół godziny trwało zanim go o to spytałeś?

Cytat:
- House – podpowiedział mu usłużnie przyjaciel. – Dla bliższych znajomych Greg.

A dla jeszcze bliższych pan Misio Pysio

Cytat:
- Zamknij się – usiłował mówić spokojnie. Po ułamku sekundy namysłu zdecydował się na metaforę. – Gdybyś miał pacjenta… z objawami pasującymi do dwóch, zupełnie różnych chorób… I gdybyś mógł zastosować tylko jedną terapię, bez wykonywania żadnych badań, wiedząc, że jeśli nie trafisz, chory umrze… To co byś zrobił?

Jak to co -

Cytat:
Nie wiesz, czy przypadkiem nie zacząłeś czuć do mnie czegoś dziwnego i teraz się wahasz! – zakończył, nie dając po sobie poznać, że jego serce śpiewało właśnie radosną arię.

Ooooo soooleee mijooooo... ekhem ekheem, sorry

To co następuje dalej lepiej osnuć zasłoną milczenia. It's to perfect, any, it's to perfect

No i się w końcu doczekałam *skacze z radości* A to oznacza już tylko jedno - koniec jest bliski No cóż, ale w końcu wszystko kiedyś się kończy, nawet telenowela (chociaż z jednym, małym wyjątkiem )

any, mam nadzieje, że poraczysz nas paroma pikantnymi scenami, a nie przejdziesz od razu do tej znacznie nudniejszej akcji, co?

Tak, czy siak, wiedz moja droga, że cię kocham


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:17, 18 Lut 2009    Temat postu:

Lady Makbeth napisał:
Zamierzam postawić ci ołtarzyk

Super!!

Lady Makbeth napisał:
A wtedy Wilson wyjął zza pleców siekierę

Halabardę!

Lady Makbeth napisał:
I tak się śpieszył, że nawet nie zdążył wciągnąć spodni, bidula

I był tak zestresowany, iż nie poczuł zimna, kiedy wychodził bez spodni na ulicę w końcu grudnia.

Lady Makbeth napisał:
A z rąk wypadła mu siekiera

Halabarda, no!

Lady Makbeth napisał:
No dobra, nie o taką akcję mi chodziło.

Dlaczego?! Wiesz, ile bym dała za możliwość ujrzenia Jimmy'ego roztrzaskującego sobie na łbie wazon?

Lady Makbeth napisał:
I tak sobie siedzieli, aż ich pajęczyna nie pokryła

A wtedy House kichnął - miał uczulenie na pajęczynę.

Lady Makbeth napisał:
Zapamiętajcie dzieci: jak nie wiecie co powiedzieć, zawsze puszczajcie Boba Dylana

Głosy zewsząd: ZAPAMIĘTAMY!

Lady Makbeth napisał:
I wtedy do pokoju wpadł Chris Martin z gitarą..



Lady Makbeth napisał:
I pół godziny trwało zanim go o to spytałeś?

Patrz - biedny Jimmy był tak zestresowany, że nawet nie miał siły się odgryźć...

Lady Makbeth napisał:
It's to perfect, any, it's to perfect

I think I made it too sweet...

Lady Makbeth napisał:
A to oznacza już tylko jedno - koniec jest bliski

Yeah. That's right.

Lady Makbeth napisał:
(chociaż z jednym, małym wyjątkiem )

Nie byłabyś sobą, gdybyś o tym nie wspomniała, nie?

Lady Makbeth napisał:
any, mam nadzieje, że poraczysz nas paroma pikantnymi scenami, a nie przejdziesz od razu do tej znacznie nudniejszej akcji, co?

Zależy jeszcze, co rozumiesz pod pojęciem"pikantny"...

Lady Makbeth napisał:
Tak, czy siak, wiedz moja droga, że cię kocham




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Śro 16:18, 18 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19, 20  Następny
Strona 18 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin