Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: One Step Closer Away - O krok bliżej oddalenia [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Kto wymyślił najlepszy tytuł?
Marau Apricot "Krok bliższy od dalekiego"
0%
 0%  [ 0 ]
Katty B. "O krok bliżej oddalenia"
45%
 45%  [ 10 ]
Kasinka "Krok bliżej, który (nas) oddala"
22%
 22%  [ 5 ]
rysiaczek "Krok po kroku"
13%
 13%  [ 3 ]
unblessed "Kiedy każdy krok bliżej oddala"
18%
 18%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 22

Autor Wiadomość
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:31, 11 Cze 2008    Temat postu:

przez hilsonowe serducho nie przejęłam się w ogóle przypadkiem, wręcz zepchnęłam go w odległy kąt a skupiłam się na ich relacjach

Ale mógł wyczuć subtelny, prawie-nie-obecny zapach wody kolońskiej House'a. Mniej wyraźny zapach przypraw i dębiny docierał do jego nozdrzy, jeśli pochylał się odrobinę w prawo. Do tego dołączał się jeszcze zanikający aromat szamponu House'a o zapachu irlandzkiej wiosny.
irlandzka wiosna... od teraz poszukuję tego zapachu

- Co "co"? Gapisz się na moje nogi.
ohh House, nie widzisz czy nie chcesz widzieć miłości Wilsona?

- Ponieważ kocham go i chcę z nim być, ale nie mogę.
*_*

dialogi między nimi (o meczu, końcowy) są świetne

Poziomka napisał:

Cytat:
Wilson mógł prawie usłyszeć, jak House się ślini.

Biedny Jimmy. Pewnie chciałby, żeby House ślinił się tak myśląc o nim a nie o cieście z ananasami...

może ślinił się na myśl o Wilsonie jako słodkim dodatku do deseru?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Śro 21:32, 11 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:31, 11 Cze 2008    Temat postu:

martuusia napisał:
może ślinił się na myśl o Wilsonie jako słodkim dodatku do deseru?



Wilson chyba baaaaaaaaaardzo chciałby być takim dodatkiem. Nie... Wilson chciałby być deserem. A nawet przystawką, daniem głównym i deserem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:49, 11 Cze 2008    Temat postu:

on chce być wszystkim obiadem , deserem, kolacja i sniadaniem dla grega

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:06, 11 Cze 2008    Temat postu:

Poziomka napisał:
martuusia napisał:
może ślinił się na myśl o Wilsonie jako słodkim dodatku do deseru?



Wilson chyba baaaaaaaaaardzo chciałby być takim dodatkiem. Nie... Wilson chciałby być deserem. A nawet przystawką, daniem głównym i deserem.


Oł rajt, czuję się sprowokowana (a zatem usprawiedliwiona :wink: ):
Cytat:
Then Wilson quickly stood. Yawning he stretched like a cat and walked to the fridge. "Are you hungry?" He opened it and rummaged around in the crisper. "We've got foot-longs!"[...]
House finally let Wilson up for air. Both were breathing hard.
Wilson asked. "So you're NOT hungry?"
House stared at Wilson's cunning browns with his heat-stoked blue's. "Yes, I AM!" He growled. He pulled Wilson closer so he could grate the words right into his ear, and into his mind where they would never escape. "Get your ass in that bedroom and take your clothes off."


******************************************************************************************

Huragius - ja też doceniam Autorkę, że wplotła wątki medyczne - mnie by się nie chciało. Ale tłumaczenie tego... Zasnęłam w środku dnia, bo taaak mi się nie chciało. A jeszcze w jednym słówku trafiła się literówka i nawet nie wiem, czy w końcu wpisałam właściwe słowo

I - TAK - jutro "finał" pierwszej części... Jeśli uda mi sie przetłumaczyć te 6 stron *boi się*

Thx za literówkę (znów ) a ten "Homer MD"... (tylko ktoś inny mógł być za RSL!!!)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sosnowieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:21, 12 Cze 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:
Oł rajt, czuję się sprowokowana (a zatem usprawiedliwiona :wink: ):
Cytat:
Then Wilson quickly stood. Yawning he stretched like a cat and walked to the fridge. "Are you hungry?" He opened it and rummaged around in the crisper. "We've got foot-longs!"[...]
House finally let Wilson up for air. Both were breathing hard.
Wilson asked. "So you're NOT hungry?"
House stared at Wilson's cunning browns with his heat-stoked blue's. "Yes, I AM!" He growled. He pulled Wilson closer so he could grate the words right into his ear, and into his mind where they would never escape. "Get your ass in that bedroom and take your clothes off."



Mmmmmm...
Niedoczekam się...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:57, 12 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Po dzisiejszym kawałku już chyba nikt nie będzie miał pretensji do Wilsona, że nie chciał powiedzieć House'owi prawdy o swoich uczuciach...

Wybaczcie wszystkie literówki itp. - naprawdę nie miałam czasu sprawdzić Ale jutro wszystko przeczytam jeszcze raz i poprawię

Dobra, literówki poprawione... I parę innych rzeczy :?


[09]
House zjawił się z sześciopakiem Pilsnera pod lewym ramieniem. Miał na sobie znoszone Levisy i wytarty błękitny t-shirt ze sloganem: "Kiedy małpa się masturbuje, dostaje banany!"

Wilson potrząsnął głową. - Urocze. Kiedy twoja matka idzie na bingo, prawdopodobnie zakłada sobie torbę na głowę.

- Moja matka mnie kocha. Jestem jej ulubieńcem.

House postawił piwo na starannie przygotowanym stole Wilsona. Dwa talerze ze sztućcami leżały już na okrągłym beżowym blacie. Jakieś dzieło sztuki stało po jednej stronie stołu i House zabijał czas, próbując domyśleć się, co to jest. Nachylił się blisko, marszcząc czoło.
- Co to, u diabła, jest? Część ciała wieloryba? Jego pe...

- ...Nie! To cętkowana strzykwa*.

House spojrzał z niepokojem na swojego przyjaciela. - Interesujący wybór dzieła sztuki na stół w jadalni. Gdzie twoje stereo?

Wilson wskazał na przeciwną stronę pokoju, zdając sobie sprawę, że to pierwszy raz, kiedy House przyszedł do jego mieszkania. - Płyty są w szufladzie. Żadnego bluesa! Zbyt cholernie przygnębiający - mruknął pod nosem.

Z kuchni o rozmiarach schowka, oddalonej od kącika jadalnego, Wilson obserwował jak House przeszukuje jego muzyczną kolekcję, a potem wyjął lazanię z piekarnika. Góra była pomarańczowa, chrupiąca i utworzyły się na niej bąbelki.

Kojąca muzyka jak mgła popłynęła ze stereo. House ustawił głośność na znośnym poziomie, chociaż raz, i Wilson jęknął w duchu. House wybrał Beth Orton.

********************************************************************************

- Nie mogłeś wybrać czegoś mniej... żałobnego?

- Beth to dziecinka - odpowiedział House.

- W porządku, wszystko jedno.

Wilson zajął się krojeniem serowej, lepkiej masy i nałożył dużą porcję na talerz House'a. Postawił przy obu talerzach salaterki z sałatką ze szpinaku i umieścił sosjerkę w zasięgu House'a.

Ananasowy sernik chłodził się w lodówce.

- Gotowe.

House złapał piwo i usiadł przed swoim talerzem. - Wygląda nieźle - powiedział i zaczął wpychać jedzenie do ust.

Wilson grzebał w swoim talerzu, ale głównie sączył Pinota ze swojego kieliszka.

House oparł widelec o swoją lazanię, pociągnął duży łyk swojego drugiego piwa, splótł dłonie nad swoim talerzem i zwrócił się do Wilsona. - Więc nie zamierzasz porozmawiać o swoim problemie?

Kieliszek Wilsona zatrzymał się w połowie drogi do jego ust. - Ee... co?

House potrząsnął głową z irytacją. - Daj spokój. Nigdy nie zapraszałeś mnie do swojego mieszkania. I wiesz doskonale, że nigdy wcześniej nie przygotowałeś na raz moich trzech ulubionych dań.

- Byłeś w moim mieszkaniu - Wilson zająknął się, próbując ze wszystkich sił podtrzymać tę sprzeczkę, żeby nie musieć rozmawiać z House'em. To było właściwym celem kolacji, ale kiedy nadszedł moment, którego tak bardzo się obawiał, Wilson zapragnął uciec od stanowczego zachowania House'a.

- Nie byłem. A ty nie jesz. James Wilson zawsze je, chyba że coś utknie mu w gardle.

Wilson był zaskoczony, że House to zauważył. - Straciłem apetyt.

- I zachowujesz się coraz bardziej jak pijany głupek. Zaczynam podejrzewać, że...

Niezdecydowana przemowa House'a została przerwana, kiedy Wilson ścisnął drżące ręce pod swoją brodą, gorączkowo próbując zapobiec błyszczeniu swoich oczu, które wlepił w kieliszek wina przed sobą. Nie ośmielił się spojrzeć w kierunku House'a.

House zachował milczenie, wobec oczywistego zmartwienia swojego przyjaciela. W końcu, jąkając się zaczął: - Słuchaj, nie chciałem... - urwał. Był świadomy swojej nieudolności w takich sytuacjach. Sprawiały, że zaczynał się skręcać. Nie miał pojęcia, co ma zrobić.

- Przyjaciele... sobie pomagają - House miał ochotę się kopnąć. Spróbował jeszcze raz - Czy Hektor umarł? - nie zobaczył psa, plączącego się pod nogami. - Czy on próbował robić to z twoją strzykwą?

Wilson roześmiał się wbrew sobie. Kiedy House potykał się w otaczającym go emocjonalnym mroku, zawsze udawało mu się wpaść na coś niemal idealnego do powiedzenia. Dlatego właśnie go kochał. Między innymi.

Wilson zebrał swoje kłębiące się emocje w jedno miejsce.
- Muszę ci coś powiedzieć i... - potrząsnął bezradnie głową. - Nie mam pojęcia, jak zareagujesz, więc po prostu to powiem.

Wilson spojrzał na House'a przerażonymi oczyma. - Kocham cię.

House patrzył na niego bezmyślnie. Potem mały uśmiech wypełzł na jego wargi, przez moment ukazując błysk zębów. Roześmiał się. Pojedynczy wybuch wstrząsnął jego ciałem. - Taa, też cię kocham, Jimmy. Jesteś moim kumplem. Z dziwnym poczuciem humoru, ale kumplem - House przeniósł spojrzenie z Wilsona na lodówkę. - Co z tym sernikiem?

Wilson zdawał sobie sprawę, że to nie będzie takie proste. - House? Mówię poważnie.

House wpatrzył się w swojego przyjaciela, szukając iskierek w brązowych oczach Wilsona, które wskazywałyby, że on sobie z niego żartuje. Brązowe oczy odpowiedziały mocnym, nieustępliwym spojrzeniem. Skierowane ku górze lampki z jadalni odbijały się w nich, po jednej w obu ciemnych tęczówkach.
- Nie mówisz poważnie - powiedział House.

Wilson nie potrafił ocenić tonu słów House'a.

- Owszem, ko...

House wstał, przytrzymując się stołu. - Nieee. Wcale nie! - nie patrzył już na Wilsona. Jego spojrzenie padało na wszystko, byle nie na Wilsona.

House poszukał wzrokiem swojej laski. Znalazł ją na fotelu obok stereo i pokuśtykał wolno w tamtą stronę, żeby ją zabrać.

- House...

Idąc tak szybko, jak pozwalała mu noga, House zignorował go, wrócił do stołu i złapał swoją kurtkę, wiszącą na pustym krześle. Narzucił ją na siebie i ruszył do drzwi, żeby wyjść.

Ale Wilson był dla niego za szybki. Z trzaskiem położył dłoń na drzwiach, tak że House nie mógł ich otworzyć.

- Zabierz ją, albo ją stracisz - nakazał House.

- Nie - Wilson pozostał na miejscu. - Musimy o tym porozmawiać.

- Oooo nie, nie musimy. TY możesz zostać tutaj i gadać o czym tylko chcesz. Ja wychodzę.

- Domyślam się, że nie powinienem być zaskoczony tym, że nie będziesz potrafił uporać się z tą nowiną z odrobiną dojrzałości, ale nie wyjdziesz, dopóki mnie nie wysłuchasz.

- Słuchaj, kotku! Właśnie dowiedziałem się, że jesteś gejem. Skrót wiadomości: Ja nie jestem. Koniec rozmowy.

- Dlaczego, do cholery, jesteś z tego powodu taki zażenowany?

- Może dlatego, że - z czysto medycznych powodów - bywałem goły w obecności faceta, którego ulubionym daniem, jak się okazuje, są kiełbaska i fasolki - moje!

- Och, skończ z tym! Twoje ego nie zna granic. Nie jestem podglądaczem. Nie spędziłem ostatnich jedenastu lat śliniąc się z powodu pryszczy na twoim tyłku.

- Mój tyłek ci dziękuje. Chcesz powąchać?

Wilson opuścił rękę. - Och, jesteś TAKI seksowny - Wilson wrócił do stołu i zaczął zbierać naczynia.

House nie wyszedł. Obserwował, jak Wilson chodzi w tę i z powrotem od stołu do kuchennego zlewu.

- Powiedz mi, że to żart, żebym mógł dostać sernik.

- To nie jest żart, House - dobiegło z kuchni.

House przesunął dłonią po twarzy kilka razy. - Chryste. Wiedziałem, że coś jest nie tak, tylko nie wiedziałem, że to była twoja...

- Jeszcze raz: urocze - rzucił Wilson znad kosza na śmieci. Właśnie zeskrobywał resztki z talerzy.

Kiedy wrócił do jadalni, House nie ruszył się spod drzwi. Ale przynajmniej zwrócił się twarzą do wnętrza. Lecz nie był rozluźniony, jego ramiona i nogi były skrzyżowane, i patrzył na Wilsona spod ściągniętych brwi.
- A więc? Mów - zażądał.

Wilson pragnął tego, ale niczego by tym nie osiągnął. Nic się nie zmieniło, z wyjątkiem House'a. House będzie miał się przy nim na baczności, będzie unikał chodzenia razem z nim do szpitalnej łazienki, nie będzie rozmawiał z nim o pielęgniarkach, już nie będzie jadł z nim lunchu...

Wyglądało na to, że sprawy ułożyły się o wiele gorzej. - To nie ma znaczenia. Najwyraźniej jesteś tym przerażony, a ja jestem... nie wiem, przegrany, jak przypuszczam.

- Zakładam, że nie w sensie seksualnym - House westchnął, patrząc na swoje adidasy. - Dlaczego jesteś "przegrany"?

House czekał cierpliwie, Wilson to widział. On naprawdę chciał wiedzieć.
- To wyraźnie zmieni naszą przyjaźń, zakładam, że na gorsze. Nie chcesz przyjaźnić się z gejem, szczególnie jeśli jest on w tobie zakochany...

House wzdrygnął się.

- ...teraz nie chcę tylko tej starej przyjaźni. Chcę... czegoś więcej, czego ty nie możesz mi dać. Więc jestem przegrany. Sądzę, że mimo wszystko wezmę tę posadę w Kalifornii.

House wyprostował się. - Jaką posadę?

Wilson przypomniał sobie, że wyjawił House'owi planu B. - Alvarado Hospital w San Diego potrzebuje szefa oddziału onkologii. Jest moja, jeśli zechcę - wyjaśnił z odrobiną smutku Wilson. - Dostanę nową pracę w miłym, słonecznym miejscu i nie będę musiał już nigdy usychać z tęsknoty za tobą. Sytuacja wygrany-wygrany.

House zrobił krok - jeden krok - oddalając się od drzwi. - Więc stajesz się gejem, przenosisz się pięć tysięcy mil na drugi koniec kraju, ja stracę najlepszego kumpla... w jaki sposób to ma być sytuacja wygrany-wygrany dla mnie?

Wilson oparł ręce na biodrach. - Domyślam się, że nie jest.

House zaczął stukać laską w wykładzinę. - Słuchaj, nie musisz się przenosić. Dlaczego nie... Dlaczego po prostu nie wynajmiesz jakiegoś penisa i nie udajesz, że to ja?

- Dlaczego myślisz, że tego nie zrobiłem? A, przy okazji, twoja insynuacja jest nieco obraźliwa. Zakochałem się w tobie, a nie tylko w twoim piklu.

- Przestań mówić, że mnie kochasz. A to jest ogórek!

Wilson posłał mu stanowcze spojrzenie. - Chciałbyś to udowodnić?

House przeniósł laskę nad głową i oparł ją na swoim karku, masując nią napięte miejsce. - Tak czy owak, jak długo ukrywałeś się w schowku? Od kiedy mieszkałeś ze mną? Ukrywałeś się w MOIM schowku?

- Od college'u, być może.

House zrobił się niespokojny. - Więc zawsze, kiedy się odlewałem albo brałem prysznic, a ty się goliłeś...?

- Tak.

House poczerwieniał, opuszczając laskę. Wypuścił długi oddech spomiędzy zaciśniętych warg.
- Byłeś żonaty trzy razy. Trzy razy! Jestem całkiem pewny, że wszystkie były kobietami. Z wyjątkiem Amandy, ona wydawała się nieco zbyt męska.

- Kłamałem.

- Kłamałeś? To była całkiem duża, przeklęta, ogromna góra kłamstwa.

- Nie powiedziałem, że jestem z tego dumny.

House obracał swoją laską, częściowo w nerwowej zabawie, częściowo - żeby odciągnąć od siebie uważne spojrzenie Wilsona.
- Więc... Kiedy dokładnie... zacząłeś... wypożyczać Brokeback? Kłaść się na nierównościach? Wkładać cukierka do bombonierki...?

- ... rozumiem o czym mówisz. Masz tak cnotliwy sposób przedstawiania spraw!

- Miałem na myśli, kiedy zacząłeś chcieć...?

- ... kochać się z tobą? Nie jestem pewien. To działo się stopniowo. Aż do ostatniego Bożego Narodzenia, kiedy przedawkowałeś...

- Kiedy wyszedłeś i zostawiłeś mnie umierającego na podłodze...

- ...LEŻĄCEGO na podłodze, yeah - Wilson z zapałem pokiwał głową. - Tamtego dnia! Nie mogłem... już więcej pozbierać cię do kupy. Nie bez czegokolwiek za mój wysiłek. Nie bez niczego w zamian. Nie dostawałem niczego.

House mocno uderzył laską w podłogę. - Spędzaliśmy razem czas! Śmialiśmy się! Piliśmy piwo i oglądaliśmy świetne pornosy. I nigdy nie miałem zamiaru przedawkować. To był wypadek.

- Robiliśmy rzeczy, które TY lubiłeś - podkreślił Wilson. - I, przy okazji, szef diagnostyki jednego z najbardziej prestiżowych szpitali w New Jersey nie połyka trzydziestu sześciu Vicodinów i nie wypija szesnastu uncji whisky "przez przypadek". Próbowałeś się zabić.

- A TY wyszedłeś!

- Zwymiotowałeś! Nic ci nie było.

- Racja. Rzyganie mnie ocaliło.

House połknął tamte tabletki za karę. By ukarać Cuddy, że odebrała mu jego Vicodin, by ukarać Trittera za uczynienie jego życia jeszcze bardziej godnym politowania, a przede wszystkim, by ukarać Wilsona - za to, że go okłamał i zdradził. Za to, że nie uwierzył mu, kiedy powiedział, że cierpi. I może by ukarać siebie, za przyciśnięcie do podłogi pedału gazu we wraku samochodu, którym stało się jego życie.

Wilson odwrócił się do stołu i podniósł salaterki. - Idź do domu, House.

House nie poruszył się. - Dlaczego, do cholery, musiałeś stać się odmieńcem i zakochać się we mnie? - krzyknął nagle. Potem, z większą kontrolą: - Jestem starszy od ciebie, nie ubieram się tak odlotowo jak ty, nie mam wyczucia własnego stylu, jestem palantem, zupełnie nie jestem tak przystojny jak George Clooney, jestem kaleką, jestem narkomanem... nigdy nie prasuję!...

Wilson skinął głową, zgadzając się całkowicie. - Nie wydaje się to rozsądne, prawda? Jesteś tym wszystkim - Wilson odwrócił się, by spojrzeć mu odważnie w twarz, a jego głos obniżył się o ton. - Ale jesteś również wysoki i pięknie umięśniony. Masz słodkie usta, które chce się całować, cudowne oczy w kolorze arktycznego jeziora, i kiedy znajdujesz się w odległości dziesięciu stóp ode mnie, pragnienie ciebie tak mnie rozpala, że ledwie mogę oddychać.

House stał jak ogłuszony. Nie mógł w to uwierzyć. Wydawało się, że brak mu słów. Wreszcie się odezwał: - Naprawdę? Niemożliwe.

Wilson posłał mu zamglone spojrzenie, które nie pozostawiało miejsca na wątpliwości. - Możliwe.

- Super.

Wilson zachichotał. - Tylko ty...

- Więc co teraz? - spytał House.

Wilson wzruszył ramionami. - Nic.

House poczuł rozczarowanie. Nie z powodu braku odpowiedzi Wilsona, ale dlatego, że wiedział, iż wszystko zmieni się dla nich po tym wieczorze.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy dalej mogli robić to samo - oznajmił cicho House, patrząc na swoje dłonie zamiast na Wilsona.

- Wiem.

- Konsultacje. Może lunch. Żarty. Wciąż będę tym zabawniejszym.

Wilson zwrócił się ku niemu ze smutkiem. - A ja będę teraz tym "zabawnym".

House skierował się do drzwi. - Naprawdę zamierzasz wziąć tę pracę w San Diego?

- Prawdopodobnie.

House skinął jeden raz głową i nacisnął klamkę. - Do zobaczenia w poniedziałek.

- Dobranoc House.

********************************************************************************


Cytat:
* oryg. leopard sea cucumber (nie wiem, czy chodzi dokładnie o "cętkowaną" strzykwę, bo nie znalazłam
polskiej nazwy tego zwierzęcia, ale zobaczcie, jak ono wygląda :arrow:
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 22:21, 12 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:18, 12 Cze 2008    Temat postu:

O losie, House, Wilson właśnie powiedział ci coś tak ślicznego... a ty?!

Ich rozmowa jest świetna. Nie mówiąc już o strzykwie

Nie pośpieszam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:22, 12 Cze 2008    Temat postu:

początek jak fred i barni z flinstonów a dalej obrazek kłótni pary która miała mały kryzysik. śmieszne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:34, 12 Cze 2008    Temat postu:

A więc…Nadal mam szlaban na neta… ale byłam wredna: złamałam kilka przepisów szkolnej pracowni internetowej i ściągłam ten temat na mojego PenDrive’a. Teraz siedzę na moim beznetowym kompie i czytam:D
Modliłam się do House’a o koniec mojej udręki….. A On zesłał mi znakomitego Fika. Postaram się nie rozpisywać za bardzo. Więc zaczynam czytanie i komentuję na świeżo.
Sam tytuł kojarzy mi się z pewnym utworem Linkin Park, więc już na początku zapowiada się nieźle:D

po przeczytaniu pierwszej części
Nie cierpię, jak ludzie robią coś za plecami innych i jeszcze to usprawiedliwiają dobrem tych innych ... Oj Wilson, Wilson, mam nadzieję że masz dobry powód ku tej przeprowadzce…

część druga
Cuddy mediatorka…. znakomita rozmowa….
Wilson, nadal kłamiesz, jak tak dalej pójdzie to się obrażę … ale nadal wierzę, że coś Cię do tego skłania… i tym czymś NIE jest to, co nagadałeś House’owi.
Cytat:
Najgorsza kanalia jaka kiedykolwiek przyszła na świat nazywa się James Wilson. Sprawdźcie sami.

sprawdziłabym z przyjemnością

część 3
Rozmowa Cuddy-House żywcem wycięta z serialu. Czy autor(ka??) nie ma aby jakichś wtyków u scenarzystów?
House ze swoją diagnozą pacjentki Wilsona… ja wiem, że on jest dupkiem, ale teraz przeszedł samego siebie!
Wow! Nie tego się spodziewałam. Mam mieszane uczucia: Jestem wnerwiona na House’a (za scenę wyżej), na Wilsona (on go uderzył!!! moja hilsonowa dusza zamarła) a jednocześnie żal mi House’a (został uderzony przez swojego ex-kumpla) i trochę Wilsona (coś musi mu być, skoro odrzucił od siebie House’a i coś ukrywa… i dlaczego kojarzy mi się tu pewna scena z Kontraktu?)

cześć 4
ten post będzie za długi, jak się rozpiszę na temat tej części, więc tym razem zwięźle: OMG!
House! Nie idź w stronę światła!!!

następna część, nie wiem która, jestem w szoku
Foreman ma ludzkie uczucia?! Warto wiedzieć…
AAAA to dlatego to wszystko! Wilson ty idioto! Chcesz żebym zeszła przez Ciebie na zawał?
Trzeba było tak od razu, że Ty go kochasz… ale ja to od zawsze wiedziałam, więc…
Ta rozmowa z Cuddy. Dlaczego z Cuddy a nie z House’m?

część… nie liczę która
No i znów razem! Nie tak, jak powinni, ale jeszcze troszkę… i to House’owe „zostań”…
House jest… chory? znaczy będzie? Infekcja? Nie wiem jak ja to zniosę… Ale przynajmniej będzie przy nim Wilson… chyba. Już się w Jimmy’m obudził instynkt opiekuńczy, to pewnie zostanie.


EDIT- odzyskałam Internet!!! Przynajmniej na razie więc wrzucam, to co nabazgrałam wyżej i to, co piszę teraz.
dalsza część

hihi a nie mówiłam? Tylko dlaczego przeprowadził się z powrotem do domu.??
lepiej nie będę się rozpisywać… ale trzeba pochwalić medyczną stronę części.


Wilson w swoim starym gabinecie
Znów bardzo profesjonalnie, medycznie, fajnie
OMG Wilson napalony jak nastolatek, nieźle, nieźle…
I ta rozmowa z Cuddy- ona jednak zawsze wymyśli coś mądrego
House jak zawsze… jego ironiczny humor… i ślinienie się!

next part
House po raz pierwszy w mieszkaniu Wilsona? Może i, nie wnikam.
Szef kuchni Wilson- podziwiam go, ja nawet wodę na herbatę przypalam
House jak zwykle wszechwiedzący.
JEEEEE Kocham Cię, nareszcie!
House, nie, nie wychodź! No, tak lepiej…
Ta rozmowa jest cuuuudowna! Taka z jednej strony smutna, z drugiej realistyczna, gdzieniegdzie ironiczna, jest piękna, I jeszcze To:
Wilson skinął głową, zgadzając się całkowicie. - Nie wydaje się to rozsądne, prawda? Jesteś tym wszystkim - Wilson odwrócił się, by spojrzeć mu odważnie w twarz, a jego głos obniżył się o ton. - Ale jesteś również wysoki i pięknie umięśniony. Masz słodkie usta, które chce się całować, cudowne oczy w kolorze arktycznego jeziora, i kiedy znajdujesz się w odległości dziesięciu stóp ode mnie, pragnienie ciebie tak mnie rozpala, że ledwie mogę oddychać.
Boskie wyznanie…
Pięknie, pięknie, pięknie!
Rozumiem już, czemu ten fik jest uważany za jeden z najlepszych, jest fantastyczny!
Nadrabiam zaległości, więc może następne posty nie będą tak dłuugaśnie, wybaczcie, ale brak dostępu do neta powoduje u mnie niewytłumaczalną chęć pisania…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:32, 13 Cze 2008    Temat postu:

- Przyjaciele... sobie pomagają - House miał ochotę się kopnąć. Spróbował jeszcze raz - Czy Hektor umarł? - nie zobaczył psa, plączącego się pod nogami. - Czy on próbował robić to z twoją strzykwą?
przy tym tekście padłam
padłam po to by ...

Wilson spojrzał na House'a przerażonymi oczyma. - Kocham cię.
(...)
House wstał, przytrzymując się stołu. - Nieee. Wcale nie! - nie patrzył już na Wilsona. Jego spojrzenie padało na wszystko, byle nie na Wilsona.


... by wstać i paść jeszcze raz

dialog przerażonego (?) wyznaniem Wilsona House'a z zakochanym Jimmy'm
świetny

House skierował się do drzwi. - Naprawdę zamierzasz wziąć tę pracę w San Diego?
Wilsonie! nawet nie próbuj!


ten fik podoba mi się coraz bardziej
zazwczyj w hilsonie jest tak, że obydwoje się w sobie zakochują i walczą z tymi emocjami
a tutaj (na razie) tylko Wilson to odczuwa

chyba, że..
Richie117 napisał:

evay napisał:
to jest takie słodkie i ... smutne
biedny Jimmy, biedny House, ech

zachowaj ten tekst na podsumowanie One Step...

... że House nie odwzajemni jego uczuć...
aaa!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Pią 10:33, 13 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:55, 13 Cze 2008    Temat postu:

Kasinka - nie krępuj się :wink: Dłuuugaśne posty są bardzobardzo mile widziane, szczególnie, że evay gdzieś wyparowała

martuusia, nie bój się aż tak bardzo... Twoja interpretacja tego "podsumowania" One Step nie do końca odpowiada faktom


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:08, 13 Cze 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:
martuusia, nie bój się aż tak bardzo... Twoja interpretacja tego "podsumowania" One Step nie do końca odpowiada faktom


ciesze się


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:14, 13 Cze 2008    Temat postu:

[08]

piękna dedykacja!
Bruno znowu z nami!

no ja jestem pełna podziwu dla autorki
ja się na medycynie tak nie znam
próbowałam kiedyś pisać fiki z masą przypadków,
ale natychmiast zrezygnowałam:
to było zbyt trudne, wymagało oglądania odcinków podczas pisania i jakiś stron medycznych.
poza tym rozumiem, serial oglądamy dla tej medycyny, ale fiki... to inna bajka ;D

dlatego nie będę komentować za bardzo tych fragmentów medycznych, bo no jak? "o, krew wyszła dobrze, to super"?

Wilson, z powrotem w swoim starym biurze, czuł niewielką ulgę, że choć nie wszystkie rzeczy wróciły do normy, niektóre najwyraźniej tak. Jak House wchodzący do jego biura bez pukania.

ach, stare biuro *_* nareszcie wrócił, moja dusza się raduje, znowu wszystko w porządku..
tak? --'

House znalazł mecz w telewizji, otworzył piwo i rozsiadł się na kanapie.
Austria-Polska?

Wilson usiadł obok niego. Nie za blisko. Ale mógł wyczuć subtelny, prawie-nie-obecny zapach wody kolońskiej House'a. Mniej wyraźny zapach przypraw i dębiny docierał do jego nozdrzy, jeśli pochylał się odrobinę w prawo. Do tego dołączał się jeszcze zanikający aromat szamponu House'a o zapachu irlandzkiej wiosny. Wilson poczuł ciepło rozchodzące się po swojej klatce piersiowej, a wkrótce potem gorące pobudzenie w lędźwiach.

Boże, zakochany Wilson.
to jest takie boskie i niesamowite,
to znaczy nic nowego, ale wspaniale opisane
zażenowany, niepewny, boi się mu wreszcie powiedzieć.
uwielbiam coś takiego ;pp
(tak, ja kocham ich, gdy się męczą)

W czterdziestym siódmym roku życia, grawitacja zaczynała witać się z House'em - tak jak w końcu spotyka to wszystkich - ale ogólnie rzecz biorąc, ten człowiek był silny i atrakcyjny. Wilson surowo zabronił swoim oczom wędrować dalej na północ, ku obszarowi ponad udami House'a. Jeszcze chwila fantazjowania, zwłaszcza o tym, a spuści się w spodnie.
właśnie o tym piszę!
opisy takie jak to są po prostu... niesamowite i boskie, wspaniale odzwierciedlają to zafascynowanie Wilsona. po prostu mogłabym coś takiego czytać i czytać!

- Co? - spytał Wilson, mając nadzieję, że jego głos nie drży tak, jak jego uda.
- Co "co"? Gapisz się na moje nogi.
- No i?
House przewrócił oczami. - Nic mi nie jest. Z nogą wszystko w porządku, kostka się zrosła. Weź jeszcze jedno piwo i przestań się zamartwiać jak żydowska babka.

przynajmniej House się nie zorientował, że wcale nie chodzi o to, że Wilson się martwi
chociaż mógłby wreszcie coś zauważyć ;D


pięknie *_*
ja chcę wreszcie ... no wiesz... erę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:51, 13 Cze 2008    Temat postu:

evay napisał:
, serial oglądamy dla tej medycyny, ale fiki... to inna bajka ;D

jeszcze raz wyrażę moje radykalne zdanie na ten temat: PO CO PSUĆ FIKA MEDYCYNĄ???
evay napisał:
znowu wszystko w porządku..
tak? --'

Jak zwykle powiem: To skomplikowane... Wiesz, ile do Ery zostało... A to i tak nie będzie za bardzo Erowa Era (po woli wyciągacie ze mnie wszystko )
evay napisał:
opisy takie jak to są po prostu... niesamowite i boskie, wspaniale odzwierciedlają to zafascynowanie Wilsona. po prostu mogłabym coś takiego czytać i czytać!

no to się naczytasz tylko musimy (ja i Wy) przebrnąć przez nudną medycynę *blee*
evay napisał:
przynajmniej House się nie zorientował, że wcale nie chodzi o to, że Wilson się martwi
chociaż mógłby wreszcie coś zauważyć ;D

House'owi nawet do głowy by nie przyszło o co chodzi Zresztą wszystko jest w 9. części... )
evay napisał:
ja chcę wreszcie ... no wiesz... erę

A ja się boję... Bo gdyby ta właśnie Era była fikiem samym w sobie, to bym się do niej z pewnością nie dotykała


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:03, 13 Cze 2008    Temat postu:

[9]

House zjawił się z sześciopakiem Pilsnera pod lewym ramieniem. Miał na sobie znoszone Levisy i wytarty błękitny t-shirt ze sloganem: "Kiedy małpa się masturbuje, dostaje banany!"

okay, niezły początek
szczególnie o tych małpach ;pp

- Moja matka mnie kocha. Jestem jej ulubieńcem.
ach, House jako synek mamusi *_* boskie to takie *_*

- Co to, u diabła, jest? Część ciała wieloryba? Jego pe...
- ...Nie! To cętkowana strzykwa*.

rotfl, tu mój zdominowany ostatnio przez Lectera mózg wyobraża sobie różne rzeczy na temat tajemniczego dania ;D

Wilson zajął się krojeniem serowej, lepkiej masy i nałożył dużą porcję na talerz House'a. Postawił przy obu talerzach salaterki z sałatką ze szpinaku i umieścił sosjerkę w zasięgu House'a.
ech, czy w tych fikach zawsze musi byc jedzenie?
nalesniki, jakis smaczny obiadek, a ja glodna jestem i jeszcze 15 minut az mama zrobi nalesniki ;pp hilsonowe ;D

- Nie byłem. A ty nie jesz. James Wilson zawsze je, chyba że coś utknie mu w gardle.
a ta zasada zaś przypomina mi "Przyjaciół" i "Joey nie dzieli się jedzeniem!". rotfl. biedny Jimmy!

- Czy Hektor umarł? - nie zobaczył psa, plączącego się pod nogami. - Czy on próbował robić to z twoją strzykwą?
wybuchnęłam śmiechem i znów śmiałam się głośno, dopóki mama mnie nie uciszyła ;D Boże ;D

Wilson zebrał swoje kłębiące się emocje w jedno miejsce.
- Muszę ci coś powiedzieć i... - potrząsnął bezradnie głową. - Nie mam pojęcia, jak zareagujesz, więc po prostu to powiem.
Wilson spojrzał na House'a przerażonymi oczyma. - Kocham cię.

o mój Boże, zrobił to!
jestem w szoku, nie sądziłam, że tak szybko się przełamie i po prostu to powie!!!

House patrzył na niego bezmyślnie. Potem mały uśmiech wypełzł na jego wargi, przez moment ukazując błysk zębów. Roześmiał się. Pojedynczy wybuch wstrząsnął jego ciałem. - Taa, też cię kocham, Jimmy. Jesteś moim kumplem. Z dziwnym poczuciem humoru, ale kumplem - House przeniósł spojrzenie z Wilsona na lodówkę. - Co z tym sernikiem?
no, ja nie dziwię się, że na początku do House'a to w ogóle nie dotarło, no bo heloł, nie dość, że najlepszy przyjaciel, że po kłótni to jeszcze od razu takie wyznanie?
i to takie nieco zakłopotane "też cię kocham".
nie, nie pytaj o ten sernik, zrozum wreszcie, co się dzieje --'

Wilson zdawał sobie sprawę, że to nie będzie takie proste. - House? Mówię poważnie.
House wpatrzył się w swojego przyjaciela, szukając iskierek w brązowych oczach Wilsona, które wskazywałyby, że on sobie z niego żartuje. Brązowe oczy odpowiedziały mocnym, nieustępliwym spojrzeniem. Skierowane ku górze lampki z jadalni odbijały się w nich, po jednej w obu ciemnych tęczówkach.
- Nie mówisz poważnie - powiedział House.

no, przynajmniej Wilson był na to przygotowany.
A House... hej, mógł go jakoś przygotować.
To tak, jak gdyby nagle cały świat mu sie zawalił na głowę.
przecież zawsze wszystko opierało się na: medycynie i Wilsonie.
a tu nagle okazuje się, że ta PRZYJAŹŃ nie jest taka, jak myślał --'

- Zabierz ją, albo ją stracisz - nakazał House.

widzicie? House już się uczy od mojego Lectera.
szkoda że stosować te sztuczki chce wobec Wilsona!

- Słuchaj, kotku! Właśnie dowiedziałem się, że jesteś gejem. Skrót wiadomości: Ja nie jestem. Koniec rozmowy.

o kur...
nie, House, nie tak ostro!
Wilson też ma uczucia, bez przesady!




House czekał cierpliwie, Wilson to widział. On naprawdę chciał wiedzieć.
- To wyraźnie zmieni naszą przyjaźń, zakładam, że na gorsze. Nie chcesz przyjaźnić się z gejem, szczególnie jeśli jest on w tobie zakochany...
House wzdrygnął się.
- ...teraz nie chcę tylko tej starej przyjaźni. Chcę... czegoś więcej, czego ty nie możesz mi dać. Więc jestem przegrany. Sądzę, że mimo wszystko wezmę tę posadę w Kalifornii.
House wyprostował się. - Jaką posadę?

nawet...
mnie...
do...
cholery...
NIE DENERWUJ!
tak, to jest ten znany motyw, który jest w wielu hilsonowych fikach.
Wilson ucieka, bo nie potrafi sobie poradzić z ogarniającym go uczuciem.
Albo House, ale rzadko.

- Dlaczego myślisz, że tego nie zrobiłem? A, przy okazji, twoja insynuacja jest nieco obraźliwa. Zakochałem się w tobie, a nie tylko w twoim piklu.
- Przestań mówić, że mnie kochasz. A to jest ogórek!


ogórek.
House nie powstrzymuj go! czemu on tego nie może wreszcie zaakceptować, czemu?

House obracał swoją laską, częściowo w nerwowej zabawie, częściowo - żeby odciągnąć od siebie uważne spojrzenie Wilsona.
- Więc... Kiedy dokładnie... zacząłeś... wypożyczać Brokeback? Kłaść się na nierównościach? Wkładać cukierka do bombonierki...?

mnie się tak wydaje, że teraz Wilson strasznie kłamie, żeby House go znienawidził i zapomniał, gdy ten odleci do San Diego. Nie chciał mieć wyrzutów sumienia...


House nie poruszył się. - Dlaczego, do cholery, musiałeś stać się odmieńcem i zakochać się we mnie? - krzyknął nagle. Potem, z większą kontrolą: - Jestem starszy od ciebie, nie ubieram się tak odlotowo jak ty, nie mam wyczucia własnego stylu, jestem palantem, zupełnie nie jestem tak przystojny jak George Clooney, jestem kaleką, jestem narkomanem... nigdy nie prasuję!...

Wilson skinął głową, zgadzając się całkowicie. - Nie wydaje się to rozsądne, prawda? Jesteś tym wszystkim - Wilson odwrócił się, by spojrzeć mu odważnie w twarz, a jego głos obniżył się o ton. - Ale jesteś również wysoki i pięknie umięśniony. Masz słodkie usta, które chce się całować, cudowne oczy w kolorze arktycznego jeziora, i kiedy znajdujesz się w odległości dziesięciu stóp ode mnie, pragnienie ciebie tak mnie rozpala, że ledwie mogę oddychać.

ten fragment po prostu zaparł mi dech w piersiach.
Rozumiem ta desperację House'a, gdy próbuje zrobić cokolwiek, by było, jak dawniej, nie rozumie, dlaczego Jimmy zakochał się w nim, pokazuje nagle wszystkie swoje wady, chociaż wcześniej zawsze ignorował opinię innych na ich temat...
i ta wspaniała odpowiedź Wilsona o tym, jak bardzo go kocha, jak nie dba o to, że House czasem jest dupkiem. Wilson dostrzega coś, co nikt inny nie widzi, a ta miłość rozjaśnia mu postać House'a.
takie typowe, gdy jest się w tym stanie...



ech, nie mogę się doczekać następnej części...
to znaczy byłoby super, gdyby była w niedzielę, gdy wrócę z Krk ;pp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:31, 13 Cze 2008    Temat postu:

Prawie nie mam co odpowiedzieć na te wszystkie trafne spostrzeżenia...
Tylko to:
evay napisał:
A House... hej, mógł go jakoś przygotować.

No tylko jak???
evay napisał:
ogórek.
House nie powstrzymuj go! czemu on tego nie może wreszcie zaakceptować, czemu?

mnie ten "ogórek" śmieszy jeszcze bardziej z powodu "sea cucumber" (ta strzykwa nieszczęsna)
"wreszcie"??? on się dopiero dowiedział... akceptacja zajmie trochę czasu (niestety)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:08, 13 Cze 2008    Temat postu:

Wiecie, że dziś piątek trzynastego???

Mój komuter w każdym razie o tym wie i postanowił mi skasować ponad stronę z dzisiejszego tłumaczenia No i cały czas mi się wiesza, a mnie krew zalewa

Tak więc dzisiejszy kawałek będzie dzisiaj późno w nocy, albo jutro rano
3majcie kciuki żeby mój komp nie wyleciał przez okno


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 19:58, 13 Cze 2008    Temat postu:

Po tych wszystkich wspaniałych komentarzach ciężko napisać mi coś sensownego. Poza tym, że ten fik jest chyba najlepszych Hilsonowym fikiem, jakiego czytałam. Przeczytałam hurtem trzy zaległe części i jedno zdanie podobało mi się szczególnie :

Wiem, że House jest dupkiem. Wiem, że jest wyczerpujący i wymaga mnóstwa wysiłku. Ale on... - Cuddy szukała właściwego słowa - ... on jest tego wart.

Nie wiem, co mogę napisać. Bo ile razy można powtarzać, że coś jest wspaniałe?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:45, 14 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Jeśli ktoś spodziewał się fajerwerków, to w najbliższym czasie poczuje się zawiedziony... :?

A od kiedy padły te długo oczekiwane słowa „Kocham cię” dla mnie niestety zaczęły się małe schody... Bo oczywiście House musi utrudniać i wymyślać głupie szyfry, a dokładniej zamiast powiedzieć „love” wymyśla „”L” word”... Po angielsku to całkiem fajnie wygląda:

„I ”L” word you” - „Kocham cię”
„I'm in ”L” word with you” - „Zakochałem się w tobie”

Zauważyliście??? Po angielsku zawsze jest „love”, a po polsku „miłość/kochać/zakochać”...
Dlatego z bólem serca postanowiłam jakoś wplatać angielski w polski, chociaż to strasznie wygląda i zwykle nie bardzo pasuje...

Mam nadzieję, że mi to jednak wybaczycie A gdyby ktoś wpadł na błyskotliwy pomysł, jak rozwiązać ten problem, to niech się ze mną podzieli Oki???


EDIT: Ten Fik stał się dla mnie jedną niepodzielną całością, więc zapomniałam podać linka do 2. cz po angielsku: [link widoczny dla zalogowanych] (oczywiście będzie mi miło jeśli nie skorzystacie :wink: )

Ten w większości nie-hilsonowy kawałek dedykuję mojemu owczarkowi Rexowi, z okazji naszej pierwszej rocznicy

[10]
- Co powiedzieli rodzice?
House wszedł do pokoju konferencyjnego o szklanych ścianach, przylegającego do jego gabinetu. Cameron obserwowała go, jak nalewa sobie filiżankę kawy. Była przygotowana na jego pytania.
- Ja też cię witam - rzuciła, kiedy on, zamiast powiedzieć "dzień dobry", tylko patrzył na nią spod uniesionych
brwi.

- Kristy - zaczęła Cameron - była normalnym dzieckiem. Normalne dziecięce choroby, normalne szczepienia. Nic niezwykłego, według rodziców.

- Chyba że oni kłamią.

- Racja, CHCĄ, żeby umarła.

- Oo, złośliwości od rana - House chodził wokół pokoju, mijając białą tablicę. Wypisane na niej symptomy pozostały niezmienione. Pośpiesznie napisane czarne znaczki nie świadczyły o niczym. - Czy jej stan się pogorszył?

- Oprócz bólu, spowodowanego oparzeniami drugiego stopnia większości jej ciała, nie.

Myśli House'a wydawały się być gdzie indziej.

- Dobrze się czujesz?

- Świetnie.

Cameron porzuciła ten temat.

House spacerował, obgryzając paznokieć swojego kciuka. - To nie są oparzenia. Nikt nie dostaje oparzeń słonecznych przez ubranie. To musi być autoimmunologiczne.

- Kristy nie ma żadnej alergii. Nie ma artretyzmu, ani HIV. Nie wykryliśmy żadnych leków w jej organizmie.

- Brak znanych alergii, brak znanych problemów autoimmunologicznych. To może być rumień wielopostaciowy z toksyczną nekrolizą naskórka*.

- Ale to jest spowodowane lekami sterydowymi używanymi w przypadku artretyzmu. Badania skóry, krwi, moczu były czyste. Wykluczy...

House obrócił się twarzą do niej. - Wiem! Wykluczyliśmy to. Wyświadcz mi przysługę i przyjmij na chwilę, że to wielopostaciowa nekroliza. Jakie leki, poza sterydami, mogły spowodować, że jej skóra pokryła się pęcherzami?

Cameron zastanowiła się nad tym. - Mnóstwo. Ale ona żadnego z nich nie brała. Od miesięcy nie brała nic mocniejszego od aspiryny.

- Czy została przyjęta z gorączką? To znaczy, czy gorączkowała zanim ją przywieziono?

- Mogę spytać jej przyjaciół.

- Mniejsza z tym. Grała w siatkówkę i kąpała się w gorącym błocie. Jeśli miała gorączkę, i tak by o tym nie wiedziała, a tym bardziej jej pijani przyjaciele.

Odezwał się pager Cameron. Zerknęła na niego, a potem spojrzała na House'a. - Kristy sika krwią.

House westchnął i przygryzł wargę. - Wciąż jest na antybiotykach o szerokim spektrum?

Cameron przytaknęła.

- Podwój dawkę. Ja idę porozmawiać z rodzicami.

********************************************************************************

- Czy wasza córka w ciągu ostatnich kilku tygodni mogła przyjmować jakieś lekarstwa, o których by wam nie powiedziała?

Rodzice Kristy byli przeciętnymi amerykanami. Oboje pokręcili głowami.
- Nic o tym nie wiemy - powiedziała matka.

- Wiemy, że czasami paliła trawkę i piła z przyjaciółmi - wyznał ojciec. - Ale miała dobre stopnie, postępowała ostrożnie z narkotykami i niezwykle dbała o swoje zdrowie. Oraz wygrała stypendium na kierunek prawa w Yale. Nigdy nie zrobiłaby niczego, żeby to zmarnować.

- A co z krewnymi? Czy kiedykolwiek zajmował się nią jakiś krewny, który mógł jej coś dać? Nawet jako dziecko?

Matka spojrzała na ojca, a później z powrotem surowego lekarza. - Cóż, kiedy miała czternaście lat mieszkała z moją siostrą przez około trzy miesiące.

- "Trzy miesiące"? Większość rodziców nie pozwoliłoby czternastolatce przebywać ze skautkami przez trzy miesiące. Dlaczego tak długo?

- Byłam w szpitalu - odpowiedziała matka.

- Co ci dolegało? - spytał House. Kiedy zwlekała z odpowiedzią, powiedział: - Wątroba twojej córki wysiada. Mam gdzieś, co się z tobą działo i co sądzisz o tym pytaniu, ale jeśli chcesz, żebym dowiedział się, co jej dolega, muszę to wiedzieć.

- Miałam depresję i potrzebowałam trochę czasu, żeby odetchnąć od pracy i... rodziny.

House skinął głową na ojca. - Gdzie ty byłeś?

- Musiałem pracować, nie mogłem troszczyć się o Kristy i równocześnie być z moją żoną. Pomyśleliśmy, że tak będzie dla niej lepiej.

House ruszył z powrotem do swojego gabinetu, a rodzice podążyli za nim.
- Muszę porozmawiać z twoją siostrą - zwrócił się do matki.

- Nie może pan.

House zatrzymał się. - Dlaczego?

- Cóż, ona zmarła dwa lata temu.

House odwrócił się, nie mówiąc już ani słowa i zostawił ich, stojących w korytarzu. Cameron, ubrana w sterylny uniform, była w pokoju jego pacjentki i zawieszała nowe kroplówki z dożylnymi antybiotykami. House zastukał w szklaną ścianę i wskazał na telefon. Cameron podniosła słuchawkę w pokoju, a House podniósł tą, która wisiała na framudze drzwi.

- Zrób biopsję wątroby - powiedział.

- Antybiotyki nie miały wystarczająco dużo czasu, żeby...

- Albo zrobimy biopsję teraz, albo w czasie autopsji. Osobiście jest mi to obojętne. Z drugiej strony jej rodzice mogą mieć w tej sprawie inne zdanie! - odwiesił słuchawkę, nie czekając na odpowiedź Cameron.

********************************************************************************

House opadł na krzesło przy swoim biurku i dwoma palcami skubał swoją dolną wargę.

Drzwi gabinetu otworzyły się i Wilson wszedł do środka. House kątem oka widział, kto wszedł, ale nie obrócił swojego krzesła.

- Trudny przypadek? - spytał Wilson.

- Głównie dla mojej umierającej pacjentki.

- Chciałem ci tylko powiedzieć... nie ma żadnych markerów nowotworowych.

- Domyśliłem się.

Wilson starał się wymyślić coś, co mógłby powiedzieć, jakiś pretekst, by przedłużyć rozmowę. House wybawił go z opresji. - Czy jest jakaś szansa, że ten... twój problem odejdzie?

Wilson zamrugał kilka razy, zaciskając wargi. Wsunął ręce do kieszeni lekarskiego kitla, ponieważ zwisały bezużytecznie. - Ja nie jestem chory, House. To nie jest jakaś krosta.

House obrócił się gwałtownie w fotelu. - Ale to jest stan świadomości - dowodził. - Świadomość można zmienić. - Przeniósł wzrok na swoją dużą baseballową piłkę, zanim wypowiedział kolejne zdanie. - Uczucia... mogą się zmienić.

Wilson skinął głową, ale nie dlatego, że się zgadzał. - Jasne. Stałeś się orędownikiem samokontroli i tryumfu ducha nad materią. Model emocjonalnej powściągliwości.

House oparł się na fotelu. - Kiedy lecisz?

- W czwartek.
Był wtorek.

- Odwołaj to. Albo przełóż. Daj mi jeszcze jeden tydzień.

Wilson spojrzał na niego z ukosa. - Na co?

- Żebym mógł to rozwiązać.

- Co? Twój przypadek...

House wskazał palcem na siebie i na Wilsona. - Nie, żebym mógł "to" rozwiązać.

- House, to nie jest choroba, którą trzeba zdiagnozować. Na to nie ma lekarstwa. Zakochałem się w tobie, a tego nie da się wyleczyć Vancomycyną.

House zmrużył oczy, jakby przeszył go ból. - Czy mógłbyś przestać powtarzać "L" word, kiedy o tym rozmawiamy?

- Nie, ponieważ rozmawiamy o tym, że to JEST "L" word...

... Cameron weszła do pokoju i wręczyła House'owi jakieś dokumenty.
- Rodzice podpisali formularz zgody - spojrzała nieprzychylnie. - Dyskutujecie na temat "The "L" word"**? Rozmawiacie o lesbijkach, kiedy kobieta umiera?

- W domu, w pracy, pod prysznicem - odparł House. - Każdy czas jest doskonały, żeby porozmawiać o lesbijkach.

- House, dziewczyna jest przypięta do stołu, jest pokryta bandażami, a rurki wystają z każdego otworu...

- ...Przestań, rozpalasz mnie - powiedział House.

- Niewiarygodne - wymamrotała Cameron.

- Mów ciszej - fuknął House, kiedy odeszła. Wstał, wziął dokumenty w jedną rękę, a laskę w drugą. - "L" word jest tylko problemem. Problemy można rozwiązać.

- Problem, ach - Wilson zaczął gestykulować rękoma. - Więc powinniśmy usiąść przy biurku i narysować kołowy diagram?

- Jesteśmy lekarzami...

- ...Przede wszystkim jesteśmy ludźmi. Skoro tak lubujesz się w metaforach, pozwól mi zobrazować taką, którą bedziesz mógł zrozumieć: Jestem narkomanem. Ty - Vicodinem. Muszę oddalić się od Vicodinu. Potrzebny mi detoks. Dlatego właśnie w czwartek przenoszę się pięć tysięcy mil stąd.

House podszedł bliżej do Wilsona, tak że stał z nim twarzą w twarz. - Ale nigdy nie "spróbowałeś" "Vicodinu" - pochylił się. - Skąd możesz wiedzieć, że ci się spodoba?

- Nie "spróbowałem" "Vicodinu", ponieważ ten "Vicodin" jest heteroseksualnym, beznadziejnie głupim "Vicodinem" z mózgiem o dwóch nóżkach biegnących w przeciwnym kierunku - Wilson szybko podniósł wzrok i opuścił go. - I możesz mi wierzyć, ten "Vicodin" "wyleczyłby" mnie w jednej chwili. I czy możemy przestać mówić szyfrem? Zostawiłem mój but-telefon w samochodzie.

- Dasz mi jeszcze jeden tydzień?

- Właśnie ci powiedziałem...

- ...Zrób to dla mnie. Jeśli "L" word mnie, daj mi jeszcze jeden tydzień.

Wilson podrapał się w tył głowy i westchnął. - W porządku. Przełożę to. Jeden tydzień. Mam pacjenta - i wyszedł.

********************************************************************************


Cytat:
* inaczej:[link widoczny dla zalogowanych]
** The "L" word - serial, przedstawiający życie grupy lesbijek i biseksualnych kobiet... ([link widoczny dla zalogowanych])


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 10:22, 14 Cze 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 6:16, 14 Cze 2008    Temat postu:

- Nie "spróbowałem" "Vicodinu", ponieważ ten "Vicodin" jest heteroseksualnym, beznadziejnie głupim "Vicodinem" z mózgiem o dwóch nóżkach biegnących w przeciwnym kierunku - Wilson szybko podniósł wzrok i opuścił go. - I możesz mi wierzyć, ten "Vicodin" "wyleczyłby" mnie w jednej chwili. I czy możemy przestać mówić szyfrem? Zostawiłem mój but-telefon w samochodzie.

Niby taki poważny kawałek, ale pod koniec się śmiałam. Ja nie wiem, czy to się stało jakąś moją obsesją, ale dalej stoję po stronie House'a. No bo niby jak on miał zareagować? Ale Wilson użył pięknej metafory . Niech się w sobie zakochają! .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:43, 14 Cze 2008    Temat postu:

tradycyjnie rozmowa House - Wilson świetna
metafora Jestem narkomanem. Ty - Vicodinem.
genialna

ileż to może się wydarzyć przez ten tydzień
nie mam dzisiaj natchnienia na komentarze

super Richie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Sob 9:43, 14 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:26, 14 Cze 2008    Temat postu:

Nie wiem, czy powinnam to zdradzać już teraz, ale co tam

Em.
House też wymyśli niezłą metaforę: uczucia Wilsona to "pogoda", a jego własne to "klimat"...

matruusia - nie licz na kolejny "One Week"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:56, 14 Cze 2008    Temat postu:

House powoli oswaja się z tą sytuacją .milusia rozmowa odbyła się między nimi .Czekam na tą metaforę z pogodą i klimatem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:58, 14 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Ale nuuuuudy... :?


[11]
- Pod mikroskopem jej wątroba wydaje się być toksyczna. Nie dowiemy się dlaczego, dopóki nie skończymy badań - oznajmiła Cameron, wchodząc do biura House'a. - Dokąd idziesz? - spytała, kiedy House wstał i złapał swoją laskę.

- Porozmawiać z moim ziomem, z Foremanem.

- O czym? Właśnie ci powiedziałam...

- Wiesz, moje uszy działają tak jak trzeba. Toksyczna wątroba. Zanim dostaniemy wyniki testów upłynie kolejne czterdzieści osiem godzin. Do tego czasu ona będzie martwa i to nie będzie już miało znaczenia. Trzeba ją leczyć i do tego potrzebny mi Foreman.

House wszedł do gabinetu Foremana. - Potrzebuję przysługi.

Foreman pisał czarnym markerem po białej tablicy.

House zatrzymał się na chwilę. - Czy to nie powinna być czarna tablica z białym markerem?

- O co chodzi, House? - spytał Foreman.

- Jesteś mi potrzebny, żeby obejrzeć dom mojej pacjentki. A zwłaszcza jej sypialnię.

Foreman odwrócił się z powrotem do swojej tablicy. - Już się nie włamuję do domów. Dostaję pisemne pozwolenie od moich pacjentów.

House podszedł do niego. - Po tych wszystkich miłych chwilach, które przeżyliśmy? Na przykład... cóż, właściwie nie mogę sobie żadnej przypomnieć. Daj spokój! Teraz jesteśmy kolegami. Koledzy wyświadczają sobie przysługi. Czy nie pozwoliłem ci zatrudnić Chase'a? - House wskazał na zirytowanego Chase'a, siedzącego na krześle przy małym konferencyjnym stole Foremana.

- Wylałeś mnie! - powiedział Chase, jeszcze bardziej rozdrażniony.

- Spójrz, jaki z niego słodki mały dingo - z jasnymi oczami i puszystym ogonem. I potrafi załatwiać się na gazetę.

- Jesteś dupkiem – powiedział Chase do House'a.

- Yipe-Yipe-Yipe! - House zaskomlał jak ranny szczeniak.

Foreman odwrócił się do House'a. - House, teraz sam możesz wykonywać swoją brudną robotę.

- Ból głowy, Nudności, Wymioty, Słyszy głosy - House przeczytał objawy, które Foreman zapisał na tablicy i spojrzał na niego. - Macie problem ze znalezieniem odpowiedzi?

Foreman przewrócił oczami. - Nie, nie mamy problemu, stawiamy diagnozy różnicowe.

- Jest was tylko dwóch. To nie diagnozy różnicowe, tylko porównywanie zdań - przesadnie gładząc swoją brodę, House zastanawiał się przez kilka sekund nad listą symptomów. - Eureka!

- Co? - Chase obgryzał ołówek, starając się wyglądać na znudzonego.

- Nie ulegaj mu - Foreman zwrócił się do Chase'a.

House przeszedł się po pokoju, przerzucając medyczne czasopismo. - Jedno włamanie, jedna podpowiedź. To jest uczciwe, prawda? - spojrzał na Foremana.

Foreman skrzyżował ramiona. - W porządku. Co to za podpowiedź?

- Gdzie twój zestaw Złego Czarnego Włamywacza?

Foreman westchnął ze znużeniem i wyciągnął go ze swojego biurka.

House zmarszczył brwi. - Jeśli nie zamierzałeś już wykonywać swoich brudnych wyczynów w tajemnicy, czemu wciąż to trzymasz?

- Żeby mi przypominało, że już dla ciebie nie pracuję.

- Masz własną praktykę i australijskiego szczeniaczka, co powinno być wystarczającym przypomnieniem. Zatrzymałeś to, żeby przypominało ci o MNIE, mam rację?

- Chciałbyś. Podpowiedź.

- Twoją pacjentką jest kobieta z nadwagą, która słyszy muzykę. Ma mniej więcej czterdzieści pięć lat, nosi okulary...
- Taa, jesteś genialny. Przejdź do sedna.

- Trzymaj swoje spodnie na miejscu, jeśli chcesz się tym cieszyć - powiedział House. - Jej białe krwinki są w normie - House spojrzał na Foremena i Chase'a, czekając czy mu zaprzeczą. Kiedy żaden sprzeciw się nie pojawił, ciągnął dalej: - Wykluczyliście schizofrenię, ponieważ nie byłaby tutaj, gdyby była wariatką? A także nowotwory, ponieważ gdyby miała raka, właśnie teraz zajmowałaby Wilsona.

- Podpowiedź! - powtórzył Foreman, tracąc cierpliwość.

House zamilkł i spojrzał na nich dramatycznie. - Zapytaj swoją pacjentkę, czy muzyka, którą słyszy ma mocny rytm.

- Rytm? - powtórzył Chase. - Odbiło ci?

Foreman potrząsnął głową i wzruszył ramionami. - W porządku, spytamy ją o rytm. Więc gdzie jest ten dom, House?

House wyciągnął kartkę z kieszeni i podał ją Foremanowi.

- Co to jest?

- Zgoda rodziców mojej pacjentki, żebyś przeszukał sypialnię ich córki.

Foreman popatrzył na House'a spod zmarszczonych brwi, jakby patrzył na wariata. - Więc dlaczego chciałeś, żebym zabrał mój zestaw?

- Nie chciałem. Za to chciałem zobaczyć, czy wciąż cenisz swoje korzenie.

Foreman potrząsnął głową. - Jesteś jeszcze większym dupkiem, niż wcześniej - ruszył w kierunku drzwi.

- Wiem - odparł House i podał Foremanowi klucz. - Oh, możesz użyć tego, żeby się dostać do środka. To znaczy, jeśli to nie zrani twojej dumy.

Foreman chwycił klucz od House'a i rzucił mu spojrzenie pełne dezaprobaty.

House spojrzał na Chase'a. - No, dalej, mały! Spacerek!*

Chase poszedł za swoim szefem do drzwi. - Pierdol się.

********************************************************************************

- Doktor House? - nastolatka ze sztucznymi blond włosami zaczepiła go po drodze do jego gabinetu. - Rodzice Kristy powiedzieli, gdzie pana znajdę.

- A ty jesteś...

- Kristy jest moją najlepszą przyjaciółką. Właśnie się dowiedziałam, co się stało.

- Ona jest tutaj od dwóch dni.

- Wyjechaliśmy na Florydę przed Bożym Narodzeniem. Czy ona naprawdę umrze? - duże błękitne oczy dziewczyny błyszczały.

House szybko zmienił temat. - Czy Kristy brała jakieś lekarstwa albo witaminy, o których byś wiedziała? Albo narkotyki?

Dziewczyna zawahała się.

- Jeśli powiesz mi prawdę, nie doniosę jej rodzicom. Dodatkowa korzyść jest taka, że Kristy być może przeżyje.

- Nic twardego. Ona naprawdę dba o swoje zdrowie. Szczególnie teraz, kiedy musi iść na to głupie prawo.

- Ona tego nie chce?

- Nie. Ona kocha pisać. Opowiadania są jej światem. Ale jej rodzice chcą, żeby miała dobre życie, i dlatego idzie do szkoły prawniczej.

- Powiedziałaś, że ona dba o zdrowie. Co z ziołami, chińskimi specyfikami...?

- Zażywała takie zioło, taa. Kupiła je przez internet. Była bardzo zdenerwowana z powodu szkoły. Mówiła, że to uspokaja.

- Yeah, yeah, jak się nazywa?

- Wydaje mi się, że Java lub Lava... czy coś takiego.

- Kava**?

- Yeah.

House zostawił dziewczynę i zadzwonił do Cameron. - Zaczęłaś już robić biopsję? Nie rób tego. Już wiem, co byś tam znalazła. Dziewczyna zatruła się pieprzem metystynowym - kavą. To dlatego jej wątroba jest toksyczna. Zacznij jej podawać n-acetylocysteinę i zwiększ płyny. Co? Potem będziemy patrzeć, jak jej rodzice czekają.

********************************************************************************

- Czy ona umrze? - zapytała matka Kristy ze łzami w oczach.

House ominął pytanie, poprzez wyjaśnienie choroby. - Wasza córka przyjmowała duże dawki ziołowego środka bez recepty o nazwie kava - pieprz metystynowy. To roślina spokrewniona z krzewem pieprzu i jest używana w niektórych częściach świata by złagodzić niepokój lub wywołać efekty psychotropowe takie jak euforia.

- Niestety, w wysokich dawkach, a szczególnie w połączeniu z alkoholem, może powodować zatrucie wątroby. Wątroba przestaje normalnie funkcjonować, toksyny zaczynają się gromadzić, wątroba przestaje funkcjonować. Dlatego właśnie sikała krwią. Innym skutkiem ubocznym kavy są uszkodzenia skóry, które w najgorszym przypadku mogą objawiać się jak reakcja alergiczna lub oparzenia.

Matka Kristy odwróciła się do swojego męża: - Czemu potrzebowała czegoś takiego?
- Kristy jest szczęśliwą dziewczyną. Jestem pewna, że musiała się martwić przyszłorocznym college'em, ale...

House spojrzał w dół korytarza. - Czasami szczęśliwi ludzie tylko wydają się szczęśliwi, ponieważ ukrywają to, co czyni ich nieszczęśliwymi. Przyjaciółka Kristy powiedziała, że wydaje jej się, że Kristy nie chce zostać prawnikiem.

Matka Kristy stała się mniej udręczona i defensywna. - Jej przyjaciółka jest włóczęgą. My wiemy, co jest dobre dla naszej córki.

- Cóż. Jeśli przeżyje, bez wątpienia wyrośnie na dobrego adwokata, żebyście mogli być z niej dumni.

- Czy ona będzie żyła? - spytał ojciec Kristy.

House wzruszył jednym ramieniem. - Leczymy ją n-acetylocysteiną i podajemy jej płyny. Uszkodzenia skóry są równoważne z oparzeniami drugiego stopnia, ale skóra się złuszczy, a warstwa leżąca pod nią będzie ostatecznie zdrowa. Może będzie miała kilka blizn. Innymi słowy - wszystko, co możemy zrobić, to czekać.

Matka i ojciec przytulili się do siebie.

House wskazał na stojącą w pobliżu Cameron. - Jeśli chcecie ją zobaczyć, doktor Cameron zaprowadzi was.

- Dziękuję - powiedziała matka Kristy.

********************************************************************************


Cytat:
* ang. "Walkies!" - spacerek (komenda do psa) [wg. [link widoczny dla zalogowanych]
** [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 18:59, 14 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:37, 14 Cze 2008    Temat postu:

Foreman pisał czarnym markerem po białej tablicy.
House zatrzymał się na chwilę. - Czy to nie powinna być czarna tablica z białym markerem?

Cały House

- Spójrz, jaki z niego słodki mały dingo - z jasnymi oczami i puszystym ogonem. I potrafi załatwiać się na gazetę. ....
i.....House spojrzał na Chase'a. - No, dalej, mały! Spacerek!*
Odpadłam

Sto procent House'a w House'ie i sto procent medycyny...
Ogółem... nie wiem czemu napisałaś: Ale nuuuuudy... :?
Dla mnie bomba!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasinka dnia Sob 19:38, 14 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 5 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin