Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: One Step Closer Away - O krok bliżej oddalenia [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Kto wymyślił najlepszy tytuł?
Marau Apricot "Krok bliższy od dalekiego"
0%
 0%  [ 0 ]
Katty B. "O krok bliżej oddalenia"
45%
 45%  [ 10 ]
Kasinka "Krok bliżej, który (nas) oddala"
22%
 22%  [ 5 ]
rysiaczek "Krok po kroku"
13%
 13%  [ 3 ]
unblessed "Kiedy każdy krok bliżej oddala"
18%
 18%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 22

Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:53, 14 Cze 2008    Temat postu:

napisałam "Nuuuudy", bo mnie tylko Hilson interesuje
Jak to czytałam po raz pierwszy, to akapity w których nie pojawiały się słowa "House" i "Wilson" (albo tylko "Wilson") omijałam szerokim łukiem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:57, 14 Cze 2008    Temat postu:

przypadek tylko inny był w któryms z odcinków i w tym fiku był inny .I chyba podobnie jak richie 117 uważam ze był troche nudyny jedynie scena z chasem i foreman,była śmieszna

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:39, 15 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Wreszcie zaczyna się coś dziać... Szkoda tylko, że nie tak, jak byśmy chcieli... :?


[12]
House siedział w kafeterii. Wcześniej zjadł łapczywie zapiekankę z mięsa i ziemniaków na lunch, a teraz sączył kawę, bezmyślnie gapiąc się przez okno na podwórko, gdzie lekarze palili papierosy. Było zimno i pracownicy szpitala w grubych kurtkach kręcili się w koło, stawiając małe kroki jak pingwiny.

- Jak twoja wielopostaciowa pacjentka? - Wilson usiadł naprzeciwko niego z talerzem sałatek i sokiem grejpfrutowym.

House zastanawiał się, jak długo Wilson go obserwował, stojąc przy kasie, zanim podszedł. I od jak dawna pił jasnofioletowy sok owocowy.

- Na szczęście wraca do zdrowia. Toksyczność wątroby spowodował pieprz metystynowy połączony z alkoholem.

- Kava? Z internetu?

House skinął głową. - A rodzice martwią się pornografią...

- Rokowania?

Tego dnia Wilson widocznie zamierzał porozumiewać się pojedynczymi słowami.
House dokończył swoją kawę. - Pół na pół. A jeśli przeżyje - zero, że będzie mogła żyć, tak jak chce. Pisarze są zwykle biedni, a mama i tata ulokowali wielkie ambicje w ich małej przyszłej prawniczce.

Wilson tylko uniósł brwi. Jego własna historia nie była za nadto odmienna, chociaż nie wspominał o tym House'owi. - Martwią się, że zmarnuje sobie życie, budując zamki na piasku. Większość rodziców chce, żeby ich dzieciom powodziło się lepiej niż im samym.

- Racja. Miłość rodzicielska jest bezwarunkowa.

Wilson nie miał ochoty sprzeczać się w kwestii, która była szczególnie czułym punktem House'a. - Wiesz, niektórzy ludzie są godni zaufania.

- Wiem. W każdym tkwi dobro. Zupełnie jakbyś właśnie zaśpiewał interpretację Sunshine and Lollipops, gdzieś tam jakiś kutas siedzi w swoim nowiutkim samochodzie, dłubiąc sobie w zębach twoją kartą kredytową.

- Twoja wiara w ludzi jest inspirująca.

- Ludzie, rodzice, kutasy powinni sobie na nią zasłużyć - House wydawał się być rozdrażniony.

- Jesteś jednym z ludzi.

House zignorował to. - Wszystko spakowane?

- Nie. Ale prawie. Dałem ci tydzień, pamiętasz?

- Pamiętam - House wstał.

- Denerwuję cię?

- Nie. Biegnę dokończyć papierkową robotę.

To było oczywiste kłamstwo. - Pewnie. House zaniepokojony swoimi zestawieniami. I nie możesz biegać.

- Miły jesteś.

Wilson spróbował jeszcze raz. - Co robisz dziś wieczorem?

House zatrzymał się i spojrzał na niego. Wilson poczuł się jak szalka Petriego*. - Zapraszasz mnie na randkę?

Wilson był zmęczony niewzruszonym zachowaniem House'a. - Niee, pytam o twoje życie. Tak robią przyjaciele.

Wydawało się, że House zmienił zdanie na temat włączenia się do konkursu w opluwaniu. - Mam zamiar pojeździć.

- Ulice są oblodzone.

House był podenerwowany. - Założę łańcuchy - zgarbił się lekko i spojrzał na Wilsona. - Chodź.

Wilson właśnie zaczynał swoją sałatkę. - Jeszcze nie zjadłem.

- Zabierz to ze sobą.

Wilson pośpieszył za House'em. To zdumiewające, jak szybko kaleki lekarz mógł się poruszać, jeśli zechciał. - Dokąd idziemy?

- Do mojego składzika.

Wilson wypił po drodze swój sok i wyrzucił plastikowy kubek do kosza na papiery. - Po jaką cholerę? - jego talerz był nadal prawie pełen.

- Tam trzymam mój skarb. Nie mów Cuddy.

Kłótnia była daremna. Wilson podążył za House'em, który wszedł do swojego biura, minął stół konferencyjny - gdzie Wilson bezpiecznie zostawił swój talerz sałatek i widelec - i otworzył drzwi składzika. House przepuścił go przodem, i Wilson zapalił światło.

House zamknął za sobą drzwi.

Podenerwowany Wilson odwrócił się, żeby zapytać House'a, po co to wszystko. Zamiast pozwolić Wilsonowi przemówić, House złapał jego głowę w swoje dłonie i złożył mocny pocałunek na jego ustach. Niezbyt długi. Ani sterylny. Ale było to kilka dobrych sekund stanowczego migdalenia się z lekko rozchylonymi ustami.

Wilson był tym, który to przerwał, cofając się o krok, jakby wpadł na ścianę. - Co ty, do cholery, wyprawiasz?

- Udowadniam ci coś.

Wilson gapił się na House'a, orientując się natychmiast, że House nie zrobił tego, by sprawić mu przyjemność. To nie był podarunek. To był eksperyment.

Wilson był zdumiony, ale żałował, że przerwał kontakt tak szybko. Słodki smak House'a pozostał. - Co udowadniasz? Że powinieneś się ogolić?

House zatoczył lewą ręką, jak gdyby świat powinien to usłyszeć. - Ten pocałunek, którym właśnie cię obdarzyłem. Usta na ustach; fizyczny dotyk; uścisk; szybki numerek; stosunek oralny... to wszystko nic nie znaczy. Możesz pójść i robić te rzeczy z każdym. Jestem twoim przyjacielem. Nie chcę być twoją fantazją.

- Nie jesteś. Kocham...

- Yeah, yeah, yeah, załapałem. Zakochałeś się...

Wilson słuchał, jak House już niemal wykpił jego wcześniejsze wyznanie, minimalizując jego szczere uczucia i lekceważąc jego oddanie, jakby to była sentymentalność uczniaka.

Wilson usłyszał już od House'a wszystko, co mógł znieść. - To było twoje rozwiązanie? - wbił wzrok w podłogę składzika. - Dla tego... Dla TEGO opóźniłem o tydzień moją nową pracę? Zapłaciłem dwumiesięczny depozyt za mieszkanie w San Diego, House! Mam nową pracę, nowe życie.

- Masz stare życie tutaj! I rezygnujesz z niego tylko dlatego, że nie chcę się z tobą przespać.

Wilson spojrzał na niego ze smutkiem. - Czy tak właśnie myślisz? Że jestem tylko pedałem, który jest napalony na twoje krocze? Myślisz, że to wszystko, o co mi chodzi? A twoje rozwiązanie, niewiarygodne!, ma "udowodnić", że to jest nic?

House spojrzał na swoje buty. Na swoją laskę. - To wszystko, co mogłem zrobić.

Wilson oparł ręce na biodrach i potrząsnął głową. - Posłuchaj - zamierzał wytłumaczyć to, jak dziecku. - Może całowanie, seks, miłość, sympatia, oddanie są tylko abstrakcyjnymi pojęciami, którymi TY możesz żonglować lub się ich pozbyć. Traktować je jak trujące substancje, które są bez znaczenia. Domyślam się, że właśnie dlatego po odejściu Stacy piłeś przez sześć miesięcy, a potem usychałeś z tęsknoty przez pięć lat? - dodał sarkastycznie.

- To musiał być powód, dla którego zamiast uwierzyć w miłość i uporać się ze stratą, odłożyłeś uczucia na bok - Wilson patrzył uważnie na House'a, szukając przebłysku zrozumienia. - A teraz próbujesz przekonać mnie, żebym stłumił w sobie uczucia - albo, jeszcze lepiej, spłukał je - innymi słowy, zignorował rzeczywistość. Żebym UDAWAŁ, że cię nie kocham. To twoje rozwiązanie?

Wilson odwrócił się od House'a w stronę drzwi. - To jest najsmutniejsza część tego, House. Pomimo tego, co powiedziałem... próbowałem wyjaśnić... ty nadal myślisz, że wcale nie chodzi o to, że cię kocham - Wilson położył dłoń na klamce. - W jakiś sposób, w głębi serca, wierzysz, że nie jesteś tego wart.

Wilson wyszedł ze składzika i wpadł na Cameron.

- Gdzie jest House?

Wilson wskazał kciukiem za siebie. - Jest w składziku.

********************************************************************************

Zadymione wnętrze Turnbulla wypełniał tłum młodych i starych. Żonaci, single oraz ci, którzy szukali, niedawno osamotniali i napaleni, samotni i wściekli. W większości pijani, albo na najlepszej drodze do tego.

House, z powodu braku miejsca przy barze, usiadł przy stoliku dla czterech osób, po wypiciu połowy z dwudziestu czterech uncji Southern Comfort**. Nadal miał na sobie ubranie, w którym był w pracy. Laska zwisała z jego lewej ręki, kiedy osuszał kieliszek za kieliszkiem.

Czuł się dobrze.

Chujowo, ale dobrze. Magiczna alkoholowa mieszanka.

Kelnerka o taniej urodzie podeszła i zamieniła wypełnioną niedopałkami popielniczkę na czystą.
- Kiepski dzień? - zapytała go, widząc, że opróżnił prawie połowę butelki, którą mu przyniosła.

- Chciałabyś sprawić, że będzie lepszy? - spytał House.

Zamyśliła się nad jego ekstremalnie nietrzeźwym stanem. - Zabawne. Wiesz, to śliska sprawa*** dla kogoś tak pijanego, jak irlandzki wrak.

House podniósł swój kieliszek. - Za szybkie zejście.

Kelnerka zostawiła go samego, a dwóch facetów zbliżyło się do stolika.
- Hej, kolego - powiedział muskularny, łysy człowiek z wytatuowanym na karku pająkiem. - Możemy się dosiąść? To miejsce jest zwariowane.

House zgodził się, podnosząc kieliszek gestem "Wasze zdrowie" w stronę pustych krzeseł.

Dwójka usiadła i zajęła się rozmową, ukrywając w masywnych dłoniach ich własny wybór napojów na piątkowy wieczór. Towarzysz faceta z pajęczym tatuażem był niższym z mężczyzn. Muskularny, ale nie dzięki sterydom. Miał blond włosy ostrzyżone na jeża, które sprawiały, że wyglądał na Szefa.

House ponownie uniósł swój kieliszek, otworzył usta i przerwał ich spokojną rozmowę: - Macie penisy?

- Co? - dwaj mężczyźni nie byli pewni, co usłyszeli.

House wypił. - Kiełbaski i fasolki? - powiedział.

Mówił niewyraźnie, a jego myśli wynurzały się z jeziora wódy. - Bo jeśli macie dwie miseczki i puszyste ciasteczka, nie możecie tu siedzieć.

House zmrużył oczy, patrząc poprzez dym na swoich towarzyszy przy stole. - Nowa zasada House'a - skinął głową i opróżnił kieliszek.

- Chyba lepiej, żebyś zwolnił, koleś - powiedział facet z tatuażem.

- Świętuję - odparł House.

- Yeah? - spytał Szef. - Co świętujesz?

House nalał sobie kolejnego. Jego butelka była prawie pusta. - Moją doskonałą niezdolność, by przyciągnąć kobietę.

House popatrzył na mężczyzn ponad brudnym blatem stołu. - Jestem lekarzem - oznajmił. - Dyplomowanym Lekarzem DWÓCH - podniósł w górę trzy palce - specjalizacji: chorób zakaźnych i nefrologii, czyli "funkcjonowania i chorób nerek", gdybyście nie wiedzieli.

Brwi gościa z tatuażem połączyły się w jedną kreskę. - Pewnie. Myślę, że miałeś mnóstwo kobiet.

House odrzucił głowę do tyłu. - Mylisz się. Nie uprawiałem seksu, jeśli za niego nie zapłaciłem od prawie dwóch lat. Dwóch LAT!

- Wydaje mi się, że jesteś nieźle narąbany, doktorku. I robisz się głośny. Powinieneś iść do domu.

- DWÓCH! - podkreślił House. - Większość mężczyzn przechodzi częściej badania odbytu - House czknął.

Dwaj mężczyźni wymienili złowrogie, rozdrażnione spojrzenia. Szef zaczął rozglądać się za pustym stolikiem.

- Idź do domu - powiedział gość z tatuażem. To nie była sugestia.

House zignorował go. - Oczywiście, jeśli dam Wilsonowi to, czego chce, miałbym badanie odbytu co noc - House zaśmiał się z własnego dowcipu. Podniósł swój kieliszek i wypił bursztynowy płyn.

Gość z tatuażem rozejrzał się po lokalu i wstał.
- Wygląda na to, że bramkarz jest zajęty obracaniem jakiejś brzyduli. Pomóżmy doktorkowi wyjść na zewnątrz.

Szef, wyraźnie niższy z dwuosobowej chojrackiej drużyny, wstał. Chwycili House'a za ramiona i na wpół wynieśli nieprotestującego House'a i jego laskę za drzwi. Na zewnątrz, zabrali go do cuchnącej alejki i oparli go o ceglaną ścianę baru.

Szef powiesił House'owi laskę na szyi i poklepał go po opuszczonej szczęce. - Zaczekaj, aż trochę ci przejdzie, doktorku, zanim spróbujesz pójść do domu.

- Yeah - parsknął House. - Pójść.
Udało mu się stać prosto, kiedy Pajęczy Tatuaż i Szef odeszli.

- Hej, kotku - prostytutka, która była świadkiem całej sceny, podeszła do niego. - Hej, cukiereczku - powiedziała. - Masz ochotę na trochę słodkości?

House usłyszał, ale nie załapał sensu. - Mmm, to się raczej nie zmiesza z Southern.

Dziwka zbliżyła się do niego. Czuć było od niej pot i stary dym z papierosów. - Jesteś słodki na swój sposób. Mogę ci zrobić ssanko**** za dwudziestaka.

House obserwował sennie, zamglonymi przez alkohol oczami, jak klęka przed nim i rozpina mu spodnie.
- Zostało mi tylko dziesięć dolców - powiedział.

Skinęła głową, splunęła na dłoń i wzięła go do ręki, w alejce, tam, gdzie stali. Ludzie przechodzący ulicą mijali ich, udając, że nie ma nic do oglądania.

House zamknął oczy i jęknął cicho, kiedy doszedł. Prostytutka wstała i wyciągnęła rękę. House patrzył na nią głupio. Wyciągnęła portfel z kieszeni jego spodni. W środku nie było gotówki. - Hej, palancie! Gdzie jest forsa?

- Oops - uśmiechnął się szatańsko.

Prostytutka wyciągnęła jego kartę kredytową i cisnęła portfelem w jego pierś. - Nie ważne, mam to - podniosła VISĘ ku jego twarzy jak trofeum.

House wzruszył ramionami. - Jest pusta. Nie mogę nią zapłacić nawet za gumę do żucia.

Dziwka złapała jego laskę i zdzieliła go rączką przez twarz, posyłając House'a na ziemię. Z małego rozcięcia nad jego lewym okiem popłynęła krew. Pobudzona narkotycznym głodem, prostytutka uderzyła laską o ceglaną ścianę kilka razy, dopóki jej nie połamała.
- Dupek! - wrzasnęła i odeszła.

********************************************************************************


Cytat:
* Szalka Petriego - [link widoczny dla zalogowanych]
** Southern Comfort - [link widoczny dla zalogowanych]
*** ang. slippery slope -dosł. śliskie wzniesienie/wzgórze (pewnie dlatego to "zejście" :? )
**** ang. suckie – ssanko [wg. [link widoczny dla zalogowanych]]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:14, 15 Cze 2008    Temat postu:

Już myślałam, że dział Hilson całkiem zamarł, cały dzień nic się nie działo. Ale Richie uratowała sytuację

Tego dnia Wilson widocznie zamierzał porozumiewać się pojedynczymi słowami.
Ja taka nie będę i ułożę długaśne zdania!


House zatrzymał się i spojrzał na niego. Wilson poczuł się jak szalka Petriego*. - Zapraszasz mnie na randkę?
Nie zrozumiałam tego z szalką. Że niby jak się poczuł?

Podenerwowany Wilson odwrócił się, żeby zapytać House'a, po co to wszystko. Zamiast pozwolić Wilsonowi przemówić, House złapał jego głowę w swoje dłonie i złożył mocny pocałunek na jego ustach. Niezbyt długi. Ani sterylny. Ale było to kilka dobrych sekund stanowczego migdalenia się z lekko rozchylonymi ustami.
Suuuuuuuuuuuuuper
Oj house ty brutalu, to jest psychiczne znęcanie się nad Wilsonem (i nade mną)

Wilson wyszedł ze składzika i wpadł na Cameron.
- Gdzie jest House?
Wilson wskazał kciukiem za siebie. - Jest w składziku.

Ciekawe, co sobie pomyślała Cam...

-Jestem lekarzem - oznajmił. - Dyplomowanym Lekarzem DWÓCH - podniósł w górę trzy palce - specjalizacji:
No nie... jaki żul

Scena z prostytutką - to było takie... dramatyczne i smutne. Aż mi się zrobiło żal Grega.

Rzeczywiście. W tej części coś się dzieje.... i rzeczywiście nie tak jak by się chciało. Dlatego czekam niecierpliwie, kiedy następna część?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:16, 15 Cze 2008    Temat postu:

Kasinka napisał:
House zatrzymał się i spojrzał na niego. Wilson poczuł się jak szalka Petriego*. - Zapraszasz mnie na randkę?
Nie zrozumiałam tego z szalką. Że niby jak się poczuł?


przezroczysty?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:16, 15 Cze 2008    Temat postu:

nieźle , na dwie strony .tez tak mozna

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:35, 15 Cze 2008    Temat postu:

Kasinka napisał:
House zatrzymał się i spojrzał na niego. Wilson poczuł się jak szalka Petriego*. - Zapraszasz mnie na randkę?
Nie zrozumiałam tego z szalką. Że niby jak się poczuł?

Jeśli szaska Petriego to naczynie lab. w którym obserwuje się np wychodowane bakterie, to zakładam, że Wilson czuł się bardzo wnikliwie obserwowany


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:31, 16 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Zamiast pozwolić Wilsonowi przemówić, House złapał jego głowę w swoje dłonie i złożył mocny pocałunek na jego ustach. Niezbyt długi. Ani sterylny. Ale było to kilka dobrych sekund stanowczego migdalenia się z lekko rozchylonymi ustami.


na twarzy przez cały dzień  Szkoda, że to tłumaczenie, a nie twórczość własna... Bo pewno takich momentów byłoby o wiele, wiele więcej.
Czekam na ciąg dalszy Richie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:45, 16 Cze 2008    Temat postu:

ok, znów mam zaległości, ech, muszę wreszcie coś z sobą zrobić.
i fika dziś wrzucić, bo ten ślub to już dawno miał być --'


- Racja, CHCĄ, żeby umarła.
no jasne ;pp rodzice mają dosyć bachora ;D takie typowe ;D

ale mimo wszystko nuuuuuuuuudy, medycyna jest fajna, ale ja chcę... HILSONA! ;pp

Wilson starał się wymyślić coś, co mógłby powiedzieć, jakiś pretekst, by przedłużyć rozmowę. House wybawił go z opresji. - Czy jest jakaś szansa, że ten... twój problem odejdzie?
Wilson zamrugał kilka razy, zaciskając wargi. Wsunął ręce do kieszeni lekarskiego kitla, ponieważ zwisały bezużytecznie. - Ja nie jestem chory, House. To nie jest jakaś krosta.

jaki problem, do cholery?
Wilson nie ma ŻADNEGO problemu! pff, nie wiem, co to ma być!
i świetnie Jimmy odpowiedział. musiał być strasznie zażenowany i zrezygnowany, ech, czemu House nie może wreszcie zrozumieć?

- W domu, w pracy, pod prysznicem - odparł House. - Każdy czas jest doskonały, żeby porozmawiać o lesbijkach.
to takie typowe....

Jestem narkomanem. Ty - Vicodinem. Muszę oddalić się od Vicodinu. Potrzebny mi detoks. Dlatego właśnie w czwartek przenoszę się pięć tysięcy mil stąd.
uuuu, niezła metafora. w stylu House'a. coś takie powinien zrozumieć, skoro prawie zawsze używa podobnych metafor...

House podszedł bliżej do Wilsona, tak że stał z nim twarzą w twarz. - Ale nigdy nie "spróbowałeś" "Vicodinu" - pochylił się. - Skąd możesz wiedzieć, że ci się spodoba?
o, robi się gorąco.
tylko, że wiadomo, że House zrobi wszystko, by Wilson został.
nawet się z nim prześpi czy coś...

- Nie "spróbowałem" "Vicodinu", ponieważ ten "Vicodin" jest heteroseksualnym, beznadziejnie głupim "Vicodinem" z mózgiem o dwóch nóżkach biegnących w przeciwnym kierunku - Wilson szybko podniósł wzrok i opuścił go. - I możesz mi wierzyć, ten "Vicodin" "wyleczyłby" mnie w jednej chwili. I czy możemy przestać mówić szyfrem? Zostawiłem mój but-telefon w samochodzie.
boska boska boska odpowiedź
teraz House powinien przejrzeć na oczy
pocałować go czy coś.
ale SZCZERZE

Jeśli "L" word mnie, daj mi jeszcze jeden tydzień.
tu jest literówka czy po prostu nie rozumiem zdania? ;pp "mnie"?

- Jesteś dupkiem – powiedział Chase do House'a.
- Yipe-Yipe-Yipe! - House zaskomlał jak ranny szczeniak.



- Kava? Z internetu?
House skinął głową. - A rodzice martwią się pornografią...

rotfl...
dokładnie...

House złapał jego głowę w swoje dłonie i złożył mocny pocałunek na jego ustach.
ech, właśnie to nie jest takie szczere, jakbym chciała.
wydaje się takie wymuszone, takie...
ech no

Wilson był zdumiony, ale żałował, że przerwał kontakt tak szybko. Słodki smak House'a pozostał. - Co udowadniasz? Że powinieneś się ogolić?

słodki smak House'a.
ech, biedny Wilson, ale wpadł...
i to "że powinieneś się ogolić" - boskie

Chujowo, ale dobrze.


- DWÓCH! - podkreślił House. - Większość mężczyzn przechodzi częściej badania odbytu - House czknął.
no to tymbardziej powinien się z Wilsonem związać --'

i moment z prostytutką...
hmmmm House, Ty idioto!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez evay dnia Pon 15:46, 16 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:29, 16 Cze 2008    Temat postu:

evay napisał:
ech, czemu House nie może wreszcie zrozumieć?

bo mu się to w głowie nie mieści...
evay napisał:
niezła metafora. w stylu House'a. coś takie powinien zrozumieć, skoro prawie zawsze używa podobnych metafor...

ja sobie myślę, że on to rozumie, tylko pojąć nie może
evay napisał:
tylko, że wiadomo, że House zrobi wszystko, by Wilson został.
nawet się z nim prześpi czy coś...

albo czytałaś (wierzę, że nie), albo łączy nas jakaś siostrzana telepatia muszę sobie zrobić kapelusz z folii aluminiowej
no co, że niby spoileruję??? przecież od początku obiecywałam Erę :wink:
evay napisał:
teraz House powinien przejrzeć na oczy
pocałować go czy coś.
ale SZCZERZE

na to niestety trzeba będzie poczekać...
evay napisał:
Chujowo, ale dobrze.

serio - tak było na dict.pl tzn do wyboru było jeszcze "gównianie", no ale jak to brzmi :wink:
evay napisał:
no to tymbardziej powinien się z Wilsonem związać --'

to sarkazm, czy mi się wydaje? :wink:
evay napisał:
i moment z prostytutką...
hmmmm House, Ty idioto!

a czemu?
zresztą, ciekawe czy stałoby się to, co się stanie, gdyby nie ten kawałek... :?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:40, 16 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Proszę się nie dziwić, jeśli ta scena wyda się Wam znajoma. Tak, to już było w Naszym Fiku 3 - sama to napisałam, a w zasadzie ściągnęłam z "One Step..."

Aż się nie chce wierzyć, że to może wyjść na prostą...


[13]
Wilson, ubrany w biały szlafrok, pędził, by otworzyć drzwi swojego mieszkania, po tym, jak wściekłe pukanie niemal wyrwało je z zawiasów.

To był House. Jego głowa krwawiła, a on sam był pijany, albo dopiero co był. Czuć było od niego whisky.

- House, jest po północy.

House zignorował aluzję Wilsona, która miała go przepędzić, i rzucił swój płaszcz na podłogę.

- Okay - powiedział.

Wilson spojrzał na płaszcz i na House'a. I na jego krwawiące czoło. - Okay? Co okay?

House rozłożył ręce w geście kapitulacji. - Możesz... możesz mieć mnie na noc - spojrzał Wilsonowi prosto w oczy, żeby uniknąć nieporozumień. - JEDNĄ noc.

Wilson otworzył usta. Był pełen napięcia. - Czy ty... czy ty prostytuujesz się przede mną??

- Słuchaj, proponuję...

Wilson zamknął drzwi i zaczął z niedowierzaniem krążyć po małym wykafelkowanym foyer. - To taktyka negocjacyjna? Mój Boże.

House wyglądał na szczerze zażenowanego. - Tego właśnie chcesz...

- Nie. Nie! To znaczy, tak, ale... Jezu, House, nie wiem, czy powinienem czuć się obrażony przez twoje ego, współczuć ci, czy walnąć cię w łeb.

- Cóż, wiesz co robić, Rocky - rzucił House.

Wilson wpatrywał się w niego. - Naprawdę myślisz, że jesteś bezwartościowy.

Nawet opierając się na lasce, House chwiał się lekko. - Przestań udawać, że w tym wszystkim chodzi o mnie.

- Ale w tym CHODZI o ciebie. Chodziło o ciebie od kiedy to się zaczęło. Jesteś dla mnie kimś więcej, niż przygodą na jedną noc...

- ...ale to sprawi, że znajdę się poza twoim schematem. Kiedy... zrobisz to, przekonasz się, że moja instalacja hydrauliczna nie różni się niczym, od tej należącej do kogoś innego.

- House! Chcę cię mieć dla siebie. Na zawsze! - Wilson potarł oczy. - Spróbuj zrozumieć to: Nie chodzi tylko o seks.

House odwrócił wzrok.

Wilson niemal widział trybiki, obracające się w mózgu House'a.

House znów spojrzał na Wilsona i - co niezwykłe - w tym momencie, w jakiś sposób, wytrzeźwiał. - Oczywiście, że o to chodzi! Tobie się tylko wydaje, że mnie kochasz. Spędzałeś ze mną tyle czasu, kiedy... - House wskazał ręką okolicę miednicy Wilsona - ... twoja różowa lilia rozkwitała, że wydaje ci się, że jestem tym jedynym.

Wilson odwrócił się i uniósł ręce w geście porażki. - Wielkie nieba.
Opuścił je i poszedł do kuchni. Nastawił czajnik z wodą.

House poszedł za nim. - Co robisz?

- Teraz, kiedy nie śpię, równie dobrze mogę napić się kawy.

- Rozpuszczalna? Nie możesz zrobić prawdziwej?

Zdolność House'a do zmiany tematu, bez końca zdumiewała Wilsona. - Nie mam zwykłej kawy. Wyprowadzam się, pamiętasz? Moja taksówka przyjeżdża o szóstej rano - powiedział Wilson ponad odkręconym kranem.

House skinął głową. Przypomniał sobie. Teraz.

Czajnik zagwizdał i Wilson napełnił dwie filiżanki. Nie mieli na czym usiąść, więc oparli się o kuchenny blat. Obok czajnika stała cętkowana strzykwa Wilsona.

- Zostawiasz juniora?

Wilson zerknął na nią. - Nie, włożę ją do ostatniego pudła. Ma dziwny kształt, jest niewygodna do pakowania.

House pociągnął łyk kawy i skrzywił się. - Więc co mi powiesz?

Wilson ze znużeniem odstawił swoją filiżankę na blat. - Czy właśnie tego nie ustaliliśmy? Czyżbyś w jakiś sposób cofnął się w czasie? - potrząsnął głową.

House ponownie spróbował. - Wydaje mi się, że poświęcam się, przychodząc tu.

Wilson przeczesał palcami włosy. - Oh, yeah, zapomniałem. Zamierzasz zamknąć oczy, spuścić spodnie i udawać, że jesteś gdzie indziej. Nie myślałem, że jestem aż TAKI zły.

House westchnął. - Nie jesteś, nie miałem na myśli... Posłuchaj, przyszedłem tu dziś w nocy, żeby zaoferować siebie. Myślisz, że to dla mnie łatwe? Mój żołądek się skręca, jestem gotowy zwymiotować, a ty teraz mówisz "nie"?

- Rozumiem. Perspektywa kochania się ze mną przyprawia cię o mdłości i popycha cię na krawędź wymiotów. Ostrożnie, House, kompletnie zawrócisz mi w głowie.

Nagle House uniósł laskę i roztrzaskał nią strzykwę. - Czego ty, do cholery, chcesz?! Chcesz, żebym się zakochał? Chcesz, żebym powiedział, że pragnąłem cię przez wszystkie te lata? Mam wyznać, że też jestem gejem, ale - ojej - kompletnie o tym zapomniałem?!

Trochę pyłu z rozbitej strzykwy wylądowało na podłodze i we włosach Wilsona.

House wydawał się speszony, patrząc na zniszczony przez siebie przedmiot. Mimo to, powiedział: - To i tak było niewygodne. I ohydne.

Wilson dłubał sobie w oku. Starł strzykwowy pył ze swojej twarzy. - Niczego od ciebie nie oczekuję.

- Ty kłamco - House przykuśtykał bliżej. - Oczekujesz wszystkiego - przybliżył się jeszcze bardziej, w sposób, w jaki robił to, kiedy wiedział, że ma rację. - Tylko o niczym nie wiesz.

Wilson zmarszczył brwi. - Co to ma znaczyć?

- Co wiesz? - spytał prawie złowrogo House.

- O...?

- O nas... co wiesz?

Wilson szukał odpowiedzi, której House mógł oczekiwać. - Wiem, że cię kocham...

- Yeah, yeah, yeah, zanim to całe miłosne gówno się zaczęło. O nas, jako przyjaciołach, co wiesz?

Wilson wyprostował się, kładąc dłonie na blacie za sobą, szukając fizycznego oparcia i odwagi. Nie wiedział, czego House chce.

House przysunął swoją twarz do twarzy Wilsona, tak że dzielił tylko cal. - Co WIESZ!?

Język Wilsona zahaczył o jego zęby, a potem zaczął wyrzucać słowa, byle skłonić drugiego mężczyzną do odsunięcia się. - Wiem, że jesteśmy przyjaciółmi, kolegami, spędzamy razem czas, rozmawiamy,... śmiejemy się... jemy pizzę... dzielimy się wszystkim...

House cofnął się. - Tak. Czy to było wystarczające? Między przyjaciółmi, czy to wystarczało?

Wilson wciąż nie wiedział, dokąd to zmierza, ale to naprawdę wystarczało. - Tak. Tak. Jako przyjaciel troszczyłem się o ciebie. To wystarczało, tak.

- Więc dlaczego teraz to - PLUS moje ciało - nie wystarcza?

To było wyjątkowe spostrzeżenie. I pochodziło od House'a.

- Nie wiem. Kocham cię jeszcze bardziej. Ale tylko jedna noc... nie wystarczy. Chcę prawdziwego związku.

House nie skończył i nadal był wściekły. - A co to znaczy? Prawdziwa miłość. Prawdziwy związek. Rozrzucasz te słowa wokół, jak zużyte chusteczki, Panie trzy-razy-rozwiedziony. TY nawet nie wiesz, co one znaczą.

- Więc co one znaczą? - Wilson zdobył mały punkt.

- Ja też tego nie wiem. Ale to ty siedzisz w nich po szyję. Oświeć mnie.

Wilson był zmęczony, kawa przestawała działać. Musiał wstać za cztery godziny, by odlecieć na zachód i wyrwać się z życia House'a. - Nie wiem i jestem zbyt zmęczony, żeby zgadywać.

House odwrócił się ku niemu. - Nie wiesz - wskazał laską na Wilsona i na siebie. - Ale oczekujesz, że dam ci więcej, niż to, o czym wiesz.

To było wyjaśnienie. House wziął niejasną przypadłość i wykonał nacięcie, by zajrzeć do środka. Początek diagnozy. Jego specjalność. Jeszcze nie leczenie. Nie terapia, ale już wiedzą lepiej, w czym tkwi problem.

Jednakże to wciąż była głęboka rana. Żaden z nich nie wiedział jeszcze, jak ją wyleczyć.

- Nie zasługuję na to - powiedział House i otworzył na oścież drzwi mieszkania, nie trudząc się, by zamknąć je za sobą. Wilson widział przerażający smutek na twarzy House'a i poszedł za nim.

House trzymał w ręce telefon komórkowy i wybierał jakiś numer, jednocześnie wciskając bez przerwy przycisk pobliskiej windy.

- Dokąd idziesz, House? - spytał Wilson, stojąc w drzwiach.

Starsza kobieta czekała na tę samą windę, co House.

- Do kogo dzwonisz? - Wilson spytał ponownie, tylko po to, by skłonić House'a by wrócił i dokończył rozmowę.

House nie spojrzał na niego. - Do mojego alfonsa! - spojrzał na kobietę i skinął głową w stronę Wilsona. - Nie chce zapłacić.

Wilson przymknął oczy. - Witam, pani Aldenburg.

Pani Aldenburg jedynie uniosła dogłębnie dezaprobująco jedną brew, reagując na nocne rozrywki swojego sąsiada-lekarza.

Drzwi windy się otworzyły i House razem z kobietą zniknęli.

********************************************************************************

O 5:48, Wilson, ubrany i ze spakowanymi walizkami, czekał przy krawężniku obok swojego bloku. Prysznic i golenie dały mu fałszywe uczucie czystości, które szybko się rozwiewało.

O szóstej taksówka się nie pojawiła. Wilson spojrzał na zegarek. Jego lot był o ósmej. - Cholera.

W pobliżu odpalono silnik. Motocykl.

Wilson patrzył, jak House podjeżdża do krawężnika. Miał na czole opatrunek i zmienił ubranie. House rzucił Wilsonowi swój czarny kask. - Wskakuj.

Wilson odrzucił kask. - Nie.

House rzucił mu go jeszcze raz. - Przestań zachowywać się jak dupek i wsiadaj. Możesz się nawet do mnie przytulić, jeśli chcesz.

Na Wilsona nagle spłynęło przyprawiające o mdłości objawienie. - Odwołałeś moją taksówkę! - gapił się na House'a jak na szaleńca. - Zrobiłeś to? Odwołałeś moją taksówkę??

Wilson rzucił swój płaszcz na ziemię i zaczął się miotać. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa, House. Doprowadzasz do szaleństwa wszystkich, którzy cię otaczają. Jesteś szalony. Stracę tamtą pracę!

House zbył to machnięciem ręki. - Nie chciałeś tamtej pracy. Znienawidziłbyś Kalifornię. Zbyt wielu gejów.

Wilson zatrzymał się i wpatrywał się w ziemię, jak człowiek, który nagle znalazł cuchnącego trupa na swoim niedawno skoszonym trawniku. - Moje życie jest skończone.

- Daj spokój, możesz zostać u mnie, dopóki Cuddy nie załatwi ci z powrotem twojej starej pracy.

- Nadal jesteś pijany - Wilson założył kask na głowę i wspiął się na siodełko motocykla. Nie objął House'a ramionami, tylko wsunął ręce pod skórzany pasek, biegnący w poprzek siedzenia.

- Racja - House wybrał numer na swojej komórce.

- Do kogo teraz dzwonisz?

- Do firmy taksówkowej.

Wilson był zaskoczony. - Dlaczego teraz wzywasz dla mnie taksówkę??

- Nie dla ciebie. Wzywam taksówkę, żeby zabrała twój bagaż.

- Niech go zawiezie do Plainsborough.

- Dlaczego?

- Proszę, czy możesz wyświadczyć mi tę jedną małą przysługę bez zadawania pytań? Tylko tę jedną?

House zrobił to. Odpalił motor. Przejechali kilka mil.

- Zatrzymaj się na chwilę - powiedział Wilson, przekrzykując hałas silnika.

- Dlaczego?

- Potrzebuję kilku rzeczy na podróż, a tam jest całodobowa apteka.

House podjechał do krawężnika. Wilson zeskoczył i zamiast do sklepu, odszedł w przeciwnym kierunku.

House przełożył nogę nad siodełkiem, ale wiedział, że nie jest w stanie go dogonić. - Hej! Dokąd idziesz?

- Do hotelu.

- Co z twoim bagażem?

- Zatrzymaj go. Możesz założyć nowe ciuchy.

- Daj spokój...

- Jedź do domu, House. Pooglądaj telewizję. Zamów sobie dziwkę. Mam to gdzieś.

- Wilson...

- Zostaw mnie w spokoju. Mówię poważnie.

********************************************************************************


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 19:41, 16 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:10, 16 Cze 2008    Temat postu:

Nie mam siły komentować tak długo jak poprzednio, zresztą, w porównaniu z komentarzami Evay moje są co najwyżej ... mierne.

Po prostu powiem...
Nie chce się wierzyć, że tam kiedyś będzie Era...

Nie. Nie! To znaczy, tak, ale... Jezu, House, nie wiem, czy powinienem czuć się obrażony przez twoje ego, współczuć ci, czy walnąć cię w łeb.
Ja proponuję rzucić się na niego i namiętnie pocałować

- Zostaw mnie w spokoju. Mówię poważnie.
Czemu w tym fiku jest tyle niespodziewanych zwrotów akcji?!
Najpierw jeden chce drugiego, potem chce go nadal, ale chce wyjechać, tamten nie chce, ale chce jednocześnie, ale ten pierwszy chce czegoś innego niż chce ten drugi, w końcu oboje nie chcą... To jeszcze trochę i oboje będą chcieli jupiii!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:42, 16 Cze 2008    Temat postu:

cały dialog świetny
ten fik jest cudowny
zaczyna się fajnie, mamy pełno niespodzianek, zwrotów akcji, genialnych dialogów ... suuuper

- Zostaw mnie w spokoju. Mówię poważnie.
ehh.. i co teraz? wszystko znów się pomieszało


a i w poprzedniej części prostytutka złamała laskę House'a, a w tej ją miał
nieścisłość czy ja coś źle zrozumiałam?

brawa jak zawsze Richie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:05, 16 Cze 2008    Temat postu:

- House! Chcę cię mieć dla siebie. Na zawsze! - Wilson potarł oczy. - Spróbuj zrozumieć to: Nie chodzi tylko o seks.

czy to nie jest wyznanie miłosne ?
śuper


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:08, 16 Cze 2008    Temat postu:

dobra, są podobieństwa ;D
ech Richie ;D


House rozłożył ręce w geście kapitulacji. - Możesz... możesz mieć mnie na noc - spojrzał Wilsonowi prosto w oczy, żeby uniknąć nieporozumień. - JEDNĄ noc.
rotfl, to dopiero poświęcenie
House NIESAMOWICIE zdesperowany...
no i nie dziwię się...

- Cóż, wiesz co robić, Rocky - rzucił House.
buhaha, WAL, Rocky, WAL!

Wilson wpatrywał się w niego. - Naprawdę myślisz, że jesteś bezwartościowy.
biedny biedny House wciąż myśli, że Wilson po prostu chce się kochać, czysty seks, a nie być w związku z nim. czuje się taki bezwartościowy, pusty, niezdolny do miłości, nie może zrozumieć tego, że ktoś może go pokochać... poor House poor Wilson, on teraz musi go jakos przekonac, ze jest wspanialym czlowiekiem --'
co nie bedzie latwe...

- House! Chcę cię mieć dla siebie. Na zawsze! - Wilson potarł oczy. - Spróbuj zrozumieć to: Nie chodzi tylko o seks.
dobra.
moje hilsonowe serducho...
...rozpłynęło się.
całe.
po prostu siedzę, uśmiecham się lekko i wzdycham
coś wspaniałego, przepiękne wyznanie Wilsona *_*

Pani Aldenburg jedynie uniosła dogłębnie dezaprobująco jedną brew, reagując na nocne rozrywki swojego sąsiada-lekarza.

rotfl... śmiech w nieszczesciu

House zbył to machnięciem ręki. - Nie chciałeś tamtej pracy. Znienawidziłbyś Kalifornię. Zbyt wielu gejów.

nieczuły...

- Jedź do domu, House. Pooglądaj telewizję. Zamów sobie dziwkę. Mam to gdzieś.
- Wilson...
- Zostaw mnie w spokoju. Mówię poważnie.

kiedy wreszcie się coś ułoży?
KIEDY?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:27, 17 Cze 2008    Temat postu:

Kasinka napisał:
Po prostu powiem...
Nie chce się wierzyć, że tam kiedyś będzie Era... (*)

Ja proponuję rzucić się na niego i namiętnie pocałować (**)

To jeszcze trochę i oboje będą chcieli jupiii! (***)

* Uwierz, będzie już niedługo... Chociaż nie taka lukrowana jak by się chciało... :?

** Taaa... Już widzę co by zrobił House...

*** Żeby do tego doszło, to jeszcze się WIELE musi wydarzyć. Ehhh...

martuusia napisał:
a i w poprzedniej części prostytutka złamała laskę House'a, a w tej ją miał
nieścisłość czy ja coś źle zrozumiałam?

No, rzeczywiście... :? Aż musiałam sprawdzić, czy JA czegoś nie pokręciłam, ale zakładam, że - Hooker smashed the cane against the brick wall a few times until it broke. - it w tym zdaniu oznacza laskę, bo trudno byłoby rozwalić ścianę kawałkiem drewna
A zatem nieścisłość... Albo House nosi zapasową laskę na takie okazje


evay napisał:
dobra, są podobieństwa ;D
ech Richie ;D

taaa... "podobieństwa" - pisałam tamto z OS na kolanach
no co??
evay napisał:
House NIESAMOWICIE zdesperowany...

to dopiero czubek góry lodowej desperacji House'a
evay napisał:
poor Wilson, on teraz musi go jakos przekonac, ze jest wspanialym czlowiekiem --'
co nie bedzie latwe...

*wzdycha* ale w końcu, w końcu się uda... (przynajmniej takie odniosłam wrażenie)
evay napisał:
coś wspaniałego, przepiękne wyznanie Wilsona *_*

taa... NAM się podoba, ale szczerze się dziwię, że House usłysząc to, nie uciekł z krzykiem (ofkors pomijając fakt, że nie może biegać oraz że jest bardzo zdesperowany ) Btw - poczekaj na "wyznania" w 16. części... omg
evay napisał:
kiedy wreszcie się coś ułoży?
KIEDY?!

no czemu zawsze zadajesz pytania, na które tak trudno odpowiedzieć??? Albo na które odpowiedź nie jest taka, jak by się chciało???
"coś" ułoży się niedługo a potem się rozwali a potem będzie lawina nieszczęść, a na koniec... cóż - You can't always get everything what you want...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:18, 17 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
To ja może powiem tylko, że to 14. z 28 części One Step...


[14]
Cuddy zobaczyła, że House kuśtyka wolno, mijając jej biuro. Miał tego dnia inną laskę - gładką, z ciemnego drewna. Była 11:20.

Cuddy obserwowała i czekała. Jeśli skupi na nim swój wzrok wystarczająco długo, była pewna...

...odwrócił się, wyczuwając jej przeszywające spojrzenie. House, z opuszczonymi ramionami, wszedł przez dwuskrzydłowe drzwi do należącego do Cuddy centrum dowodzenia Plainsborough.

Cuddy zaczekała, aż usadowi się w skórzanym fotelu na przeciwko jej biurka. Wyglądał koszmarnie.

Ale ona wciąż była jego szefową. - Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego przychodzisz do pracy, wyglądając jak pijany włóczęga, o jedenastej dwadzieścia rano?

House założył górną wargę na dolną, tak jak to robił, kiedy nie był pewien, czy powinien powiedzieć to, co zdecydował się powiedzieć. - Wydałem wszystkie pieniądze?

Cuddy zauważyła opatrunek na jego czole. - Co ci się stało w oko? - podeszła, żeby go obejrzeć.

- Niezadowolona... dziewczyna. Nie zachowałem się jak dżentelmen.

Cuddy zbadała ranę, żeby upewnić się, że nie trzeba jej zszyć. Rana zdążyła się już zasklepić i pewnie zagoi się, pozostawiając minimalną bliznę.

Cuddy wyprostowała się. Była przeciwna temu, i była zirytowana tym, i czuła współczucie dla jej całkowicie wyniszczonego i wymiętego pracownika. - Idź do pracy - powiedziała tylko.

- Dyżur w klinice - przypomniała mu, kiedy był w połowie drogi do drzwi.
House westchnął ciężko.

********************************************************************************

- Czekałam tam czterdzieści minut - irytowała się kobieta w średnim wieku, pacjentka House'a. Miała ufarbowane na platynowo włosy, skóra na jej twarzy była napięta, a jej wargi ściągnęły się, mając lepsze rzeczy do roboty.

- Więc musisz być zachwycona, że mnie poznałaś - powiedział House. Połknął pół tuzina aspiryn i dwa Vicodiny, popijając je podwójną czarną kawą. Jego żołądek i głowa zbliżały się do normalnego stanu.

Kobieta obrzuciła go spojrzeniem. - Jest pan lekarzem?

- O ile wiesz - przejrzał niebieski folder, zapełniony gryzmołami pielęgniarki z kliniki, dotyczącymi fizycznych dolegliwości, które przywiodły kobietę do kliniki.

House rzucił folder na blat. - Masz - podsumował dwustronicową kartę - ranę ciętą.

- Czy to nie oczywiste? - podniosła rękę z wykonanym w domu opatrunkiem. Niewielka ilość krwi przeciekła przez gazę. - Nie jest bardzo duża, ale mocno krwawi i wydaje mi się, że trzeba to zszyć.

House założył lateksowe rękawiczki i odwinął bandaż. Od nim było bardzo małe skaleczenie na prawym palcu wskazującym.
- Nie trzeba szwów - oznajmił i spojrzał na nią. - Zamiast tego, polecałbym jakieś hobby.

- Hobby?

- Tak. Zamiast marnować lata swojej średniej klasy emerytury, sadystycznie naprzykrzając się ludziom o wiele bardziej zajętym - i chorym - od ciebie, na przykład przyczepianiem się do lekarzy, znajdź sobie hobby. Robótki ręczne, hodowanie petunii, zbieranie motyli... Trzeba wbijać w nie szpilki - to jest dość sadystyczne.

Zdjął rękawiczki i wyrzucił je do śmieci. - Ale teraz idź do domu, przemyj ranę, przyklej plaster z opatrunkiem i zabierz swojego grubego, dwunastoletniego pudla na spacer.

Kobieta poczerwieniała, jej brwi zbiegły się w jedną linię, jak czarne skrzydła wrony. - Skąd wiesz, że jestem na emeryturze albo że należę do klasy średniej?

- To proste - House spojrzał na nią pobieżnie, szczególnie na jej twarz. - Ostatnio miałaś lifting twarzy, ale niezbyt udany. Musiałaś wydać na to około ośmiu tysięcy dolarów, więc masz trochę pieniędzy, ale nie za dużo, ponieważ naprawdę dobra plastyka twarzy kosztuje około trzydziestu.

- Nie masz pierścionka na palcu, więc jesteś rozwódką albo wdową, dlatego nie masz drugiego dochodu i z tego powodu przyszłaś do darmowej kliniki. I jest sobota. Gdybyś była zajęta braniem udziału w namiętnej randce, nie marnowałabyś swojego czasu - ani mojego - przychodząc do darmowej kliniki z powierzchowną raną na palcu.

- Jesteś w błędzie.

- Nie, nie jestem - odparł, zapisując coś w jej karcie.

- Tak - powiedziała ostro - mylisz się.

House zaczynał być znudzony. - Poddaję się.

- Rana mocno krwawiła. Trzeba ją zszyć.

House spojrzał na nią, włożył nasadkę na długopis i wstał. - W porządku. Sprowadzę jednego z naszych studentów, żeby założył szew - zaakcentował liczbę pojedynczą - na twój palec. Przynajmniej jedna osoba nie będzie miała zmarnowanej soboty.

- Myliłeś się również w sprawie liftingu. Kosztował dziewiętnaście tysięcy dolarów.

House wydął dolną wargę, słysząc tę kwotę. - Poważnie? Mam nadzieję, że zagwarantowali zwrot pieniędzy - House opuścił gabinet, by wejść do następnego.

- Co ci dolega? - spytał zaniepokojonego pacjenta, którego jeszcze nie zbadał, nie troszcząc się wcale o zajrzenie do jego karty.

- Źle się czuję.

House spojrzał z boku na brzuchatego mężczyznę, siedzącego sztywno na kozetce.

- Taaaa. Jeśli w pierwszej kolejności rozmawiasz z lekarzem, to się rozumie samo przez się. Dlaczego czujesz się źle? I zakładam, że mówiąc "źle" masz na myśli, że jesteś chory.

- Nie jestem pewien. Jakby coś mnie bolało przez cały czas.

- CO cię boli przez cały czas?

- Wszystko.

House gapił się bezmyślnie na niego przez kilka sekund. Jego oczy rozszerzyły się, a potem zwęziły. Pacjent zachował się tak samo, wyglądając na jeszcze bardziej zaniepokojonego.

House wziął ręce człowieka i przytrzymał je przed sobą. Uszczypnął mocno jego dłonie. - Czy to bolało?

- Ouch! Tak! - facet szybko zabrał ręce.

Następnie House wziął latarkę i zajrzał facetowi do nosa. - Cieknie ci z nosa? Kichasz? Chcesz wydmuchać nos?

- Tak, istotnie...

- ...Jakieś bóle mięśni w ciągu ubiegłego roku?

- Tak, ale...

House pytał dalej: - Co ze swędzeniem? Czy masz czasem ochotę by podrapać się... wszędzie. Czy masz wrażenie, że po twojej skórze chodzą mrówki, sprawiając, że swędzi - okropnie - w dziennym świetle? Szczególnie kiedy jesteś na zewnątrz? W świetle jarzeniówek?

Pacjent podrapał się w rękę. - Czasami...
Używając oftalmoskopu, House zajrzał mu do lewego oka i zagwizdał. - A teraz? Czy swędzenie nasila się WŁAŚNIE TERAZ?

- Tak, teraz jest naprawdę źle - pacjent drapał się po rękach i brzuchu.

House wypuścił wstrzymywany oddech. - Ty...

- Co? Wiedziałem. Co mi dolega?

- ... masz - House otarł twarz i potrząsnął głową z udawanym smutkiem - zaburzenia somatomorficzne*.

- O Boże, wiedziałem.

House opadł na swoje krzesło, robiąc poważną minę. - Stosunkowo rzadkie. To nęka - złowrogo podkreślił to słowo - jedynie jakieś pięć procent populacji.

- Co to jest? Proszę mi powiedzieć, zniosę to. Umieram, prawda?

- Cierpisz na Hipochondrię Anatomiczną Pawłowa. Muszę cię z przykrością poinformować, że zostało ci tylko jakieś czterdzieści lat życia.

- O nie!... Chwila, ale... czterdzieści lat?

House zebrał oftalmoskop i kartę pacjenta. - Pawłowa. To znaczy, że reagujesz na każdą sugestię, na którą jesteś uwarunkowany. A sądząc po szybkości reakcji, jesteś w stadium terminalnym.

Widząc zakłopotanie na twarzy mężczyzny, House powiedział: - Jesteś hipochondrykiem, idioto! - rzucił mu na wpół zjedzoną paczkę miętowych dropsów. - Masz. To ci pomoże. Idź do domu!

********************************************************************************

Cuddy zatrzymała House'a, po drodze do męskiej łazienki. - Skończyłeś już dyżur w klinice? - spytała.

- Tak, i mam zatkane jelito, żeby to udowodnić.

Zrównała z nim krok. - Wilson nie wyjechał do San Diego. Dziekan, który miał być jego nowym szefem, zadzwonił do mnie, zastanawiając się, dlaczego Wilson się nie pokazał. Nie wiesz czegoś na ten temat?

House spojrzał na nią. - Może stwierdził, że San Francisco jest bardziej w jego guście - House pachnął drzwi łazienki, ale Cuddy złapała go za ramię, zatrzymując go.

- House...

House spojrzał w jej oczy, szukając tego, czego nie powiedziała. Znalazł to w jednej chwili. Cuddy nie była zaskoczona. Sukinsyn, zawsze to potrafił.

- Powiedział ci!

Kiwnęła bezradnie głową. - Tak.

House oparł się o drzwi. - Boże! Kto jeszcze wie?

- Nikt - zapewniła go zdecydowanie. - Nie wydaje mi się, żeby ucieczka mogła rozwiązać ten problem.

House zmarszczył brwi. - Ja nie uciekam. Ja tylko nie... biegnę DO tego - westchnął.

Cuddy obserwowała jego twarz, tak ożywioną, tak pełną emocji. Strach, zakłopotanie, smutek, poszukiwanie odpowiedzi; leczenia; lekarstwa. House nie był dupkiem - nie był TYLKO dupkiem - chociaż każdy myślał, że tak było. Był człowiekiem. Gdyby nie był, skąd pochodziłyby te wszystkie uczucia?

- House. Wilson wyjeżdża. Ale ja jestem tutaj dla ciebie, gdybyś mnie potrzebował - to mówiło wystarczająco wiele. House zaakceptuje to bez zakłopotania i odpowie bez zażenowanie.

House spojrzał na nią z błyskiem w niebieskich oczach i skinął raz głową.

- Proszę, porozmawiaj z nim - powiedziała z naciskiem. - Nie chcę stracić Wilsona. Nie chcę stracić ciebie - nie mogła wymyślić żadnej innej rady.

House wyglądał na zagubionego.
- Wszystko się zmienia.
Spojrzał na nią, i Cuddy zobaczyła to w jego oczach. House potrzebował stabilności.

- Nie wiem jak - powiedział, odzwierciedlając jej myśli, i wślizgnął się do łazienki.

********************************************************************************

Słońce właśnie wschodziło, malując niebo na różowo, kiedy Wilson przesunął magnetyczną kartę przez czytnik przy drzwiach. Suns Inn był drogi, ale tylko tam mógł dojść piechotą, z miejsca, gdzie House go zostawił.

- Niech to szlag! - warknął do nikogo Wilson, kiedy karta nie zadziałała. Spróbował ponownie i drzwi otwarły się lekko.

Zamknął drzwi na zamek, zapalił światło i usiadł na twardym łóżku. Nie miał bagażu, maszynki, ani kremu do golenia. Ani zmiany bielizny czy dezodorantu. Nie miał mieszkania, do którego mógłby wrócić. Nie miał pracy.

Opadł na łóżko i potarł twarz. Po południu zadzwoni do Cuddy i sprawdzi, czy może odzyskać swoje stanowisko lub dostać jakiekolwiek inne, z powrotem w Plainsborough. Przy odrobinie szczęścia z biurem daleko od House'a.

Wilson wszedł pod prysznic, pozwalając ciepłej wodzie zmyć napięcie z jego pleców i uśmierzyć ból w jego głowie. House'owy ból głowy. I House'owe napięcie. House'owe ciepło. Miękka House'owa mgiełka.

Wilson jęknął, kiedy erotyczne wyobrażenia tego mężczyzny przewijały się bez końca w jego umyśle. Prawie żałował, że odrzucił jednonocną propozycję House'a. Jak by to było objąć go? Całować go mocno? Dotykać go wszędzie ustami, czuć zapach jego skóry? Przykryć go własnym ciałem? Pieprzyć go, aż będzie jęczał i błagał?

Serce Wilsona zaczęło bić mocniej. Nie mogąc się powstrzymać, zaczął się dotykać i głaskać. Ten pieprzony sukinsyn uwięził jego umysł i duszę.
- Cholera... - jęknął pod gorącą wodą i doszedł.
Wilson położył się do łóżka i zasnął niemal natychmiast. Wyobrażenia House'a pozostały tam, w jego śnie. House śmiejący się z własnych dowcipów. Krzyczący na Cuddy, kiedy nie chciała dać mu wolnej ręki. Siedzący cicho w chwilach depresji. Krzywiący się z bólu.

Kradnący jego chipsy. Pożyczający jego samochód. Pijący z nim, pracujący z nim, przechodzący z nim przez jego rozstania, przechodzący przez ból, plotkujący o pielęgniarkach...

Dzielący kilka rzadkich, cennych uczuć, kiedy ocierał się o parszywe dno swojego życia.

A House był wciąż nieznanym człowiekiem. Geniuszem. Szaleńcem. Całkowitym unikatem.

Wspaniały.

Wilson spał od pięciu godzin, kiedy nagle się obudził. Niebezpieczny pomysł zrodził się w jego głowie. Ale to był sposób, by zrozumieć House'a. Może. Zrozumieć go, być może, trochę lepiej.

********************************************************************************


Cytat:
* Zaburzenia somatomorficzne - [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:08, 17 Cze 2008    Temat postu:

14 z 28?
łał... wiedziałam, że jest długi, ale aż tak? no, no, no
mi tam się to podoooba, bo fik jest świetny i zaskakujący

klinika ... jak ja lubię te momenty, gdy pacjenci wychodzą na idiotów

Cuddy obserwowała jego twarz, tak ożywioną, tak pełną emocji. Strach, zakłopotanie, smutek, poszukiwanie odpowiedzi; leczenia; lekarstwa. House nie był dupkiem - nie był TYLKO dupkiem - chociaż każdy myślał, że tak było. Był człowiekiem. Gdyby nie był, skąd pochodziłyby te wszystkie uczucia?
świetne 'podsumowanie' House'a
nie wie co zrobić z uczuciem Wilsona, zaskoczyło go to i nawet jeśli oswoił się z tym, nie może zrozumieć (?) (dooobra, teraz to ja siebie nie rozumiem)

A House był wciąż nieznanym człowiekiem. Geniuszem. Szaleńcem. Całkowitym unikatem.
uwielbiam określenie Grega jako 'unikat'
podkreślona jest jego odmienność, którą tak kochamy

czekam na 15 część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:50, 17 Cze 2008    Temat postu:

No i w końcu. Ale to już połowa?! Za szybko, ten fik jest za krótki
Klinika. OMG jacy ludzie potrafią być tępi i upierdliwi. A House świetnie po nich jedzie. Uwielbiam
Ta część pokazuje, że House ma uczucia, które nawet jego samego irytują i przerażają, dlatego stara się ich wyzbyć, ukryć je przed światem i samym sobą.
Wilson też nie ma lepiej... nie może sobie poradzić z tym wszystkim.
Oj bidulki...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 7:51, 18 Cze 2008    Temat postu:

House odwrócił się ku niemu. - Nie wiesz - wskazał laską na Wilsona i na siebie. - Ale oczekujesz, że dam ci więcej, niż to, o czym wiesz.

Nawet nie chcę wiedzieć, jak beznadziejnie musiał czuć się wtedy House. Ale mimo wszystko wciąż analizował i okazał się być tym, który wszędzie widzi logikę. Chociaż jest coś w tym, o czym mówił.


A House był wciąż nieznanym człowiekiem. Geniuszem. Szaleńcem. Całkowitym unikatem.

Wspaniały.


Kocham Wilsona . No, bo on zawsze wiedział, jaki naprawdę jest House. Wyjątkowy .

Udało mi się załapać na dwie części. Richie, wciąż zdumiewa mnie twoja zdolność dobierania genialnych fików. Nie wiem, jak to robisz, ale nie przestawaj .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:47, 18 Cze 2008    Temat postu:

Oni dwaj potrzebują siebie ale nie potrafią się przed sobą powiedzieć o tym .Każdy z nich chce być dla każdego tajemniczy .już dawno nie uśmiałam się tak jak na tej części

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:58, 18 Cze 2008    Temat postu:

Martuusia napisał:
nie wie co zrobić z uczuciem Wilsona, zaskoczyło go to i nawet jeśli oswoił się z tym, nie może zrozumieć (?) (dooobra, teraz to ja siebie nie rozumiem)

A ja chyba Cię rozumiem, bo myślę dokładnie tak samo... Poor House (chociaż po tym, co dotarło do mnie po tym fragmencie, który za chwilę...)

Em. - dzięki Chociaż mam wrażenie, że to nie ja wybieram fiki, tylko one mnie :wink:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:59, 18 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Ten kawałek (a dokładnie jego pierwsza część) jest... brak mi słów po prostu...
Cały Wombat... tylko ON mógł wymyślić coś takiego...

Nie wiem, ile prawdy jest w tym kawałku, ale to jest tak plastycznie opisane, że myślę o nim ZAWSZE, kiedy ktoś wątpi w ból House'a.

**
I wybaczcie, że tak późno – przez pół dnia z uporem maniaczki kończyłam „Sobotę” (z „Zagadki”), no i tak jakoś wyszło... :?


[15]
Wilson zajął miejsce na przeciwko lekarza, siedzącego za swoim dużym, wypolerowanym biurkiem z prawdziwego dębu. Siwowłosy doktor znalazł trochę czasu dla młodszego kolegi, żeby - jak zakładał - porozmawiać z nim o jego byłym pacjencie.

- Cała przyjemność po mojej stronie, doktorze Tesky - powiedział Wilson.

- Doktor House, tak. Leczyłem doktora House'a. Kilka lat temu, lecz obawiam się, że bez większego sukcesu. Jego typ uszkodzenia mięśni i nerwów zakłada marne szanse na poprawę.

- Naprawdę? Myśli pan, że nie ma żadnej nadziei?

Tesky wyjął folder z dolnej szuflady - być może zawierającej jego nieudane przypadki - a potem przetarł i założył okulary do czytania.
- Zobaczmy - powiedział. - Niedokrwienie w wyniku zawału. Śmierć mięśnia, w 39 procentach Vastus lateralis* i w 37 procentach Rectus Femoris**. Uszkodzenie nerwu udowego. Uporczywy chroniczny ból...

- ...Chciałbym wiedzieć, co on czuje - powiedział Wilson.

- Ma pan na myśli skalę bólu? To zależy od aktywności, czy noga jest poddana obciążeniu, przemęczona, wypoczęta...

- Próbuję się dowiedzieć, jakie to uczucie. Ja... muszę wiedzieć, co on czuje. Fizycznie - Wilson wątpił, że Tesky zechce wyświadczyć mu tę przysługę.

Tesky stał się ostrożny. - To znaczy, że chce pan, żebym podłączył pana do urządzenia i sprawił panu...

- Ból. Tak. Taki rodzaj bólu, przez jaki przechodzi doktor House.

- To bardzo niezwykła prośba. Chciałbym wiedzieć, dlaczego.

- Żebyśmy mogli mu pomóc, pomóc mu to znieść. Nie potrafimy tego zrobić, jeśli nie wiemy... jak bardzo jest to dla niego bolesne.

Tesky spojrzał na swoje biurko. - Nie jestem pewien, czy pomagając panu przy tym, postąpię etycznie.

- Podpiszę każdy formularz jaki pan zechce, który zwolni pana od odpowiedzialności.

- Jesteśmy lekarzami, doktorze Wilson. Wie pan, że nie ma takich formularzy. Jesteśmy tutaj, żeby przynosić ulgę w cierpieniu, a nie je powodować.

- Jestem onkologiem od piętnastu lat. Moi pacjenci często tłumaczą mi, szczegółowo, ich ból i jak poważny on jest. Po piętnastu latach, ja nadal tak naprawdę nie wiem, co oni czują. Mówią mi, że często najgorszy jest brak zrozumienia u innych. House jest przyjacielem. Cierpi. Ludzie wokół niego myślą, że to nie może być tak poważne.

Wilson pochylił się do przodu. - Muszę wiedzieć. Jedna osoba w jego życiu musi wiedzieć. Nie potrafimy zrobić niczego z bólem. To... może być jedyny sposób, w jaki mogę pomóc.

Tesky myślał przez chwilę. Skinął głową. - Pomogę panu przy tym - wskazał na niego swoimi okularami. - Ale musi pan wiedzieć, że to będzie nieprzyjemne. Delikatnie mówiąc.

Liczę na to, pomyślał Wilson.

- Proszę zdjąć spodnie i się położyć - powiedział Tesky.

Wilson wykonał polecenie. Kozetka nakryta papierowym prześcieradłem była zimna i twarda.

Tesky przez chwilę zajmował się przygotowaniem sprzętu.
- Elektryczna stymulacja nerwów i mięśni jest skuteczną terapią przeciwbólową w większości przypadków. Posługujemy się przezskórną stymulacją elektryczną nerwów - starannie kontrolowaną - Tesky spojrzał na swojego "pacjenta". - U pana będę wywoływał, a nie łagodził ból. Jest pan pewien, że chce przez to przejść?

Wilson skinął głową.

- Okay - Tesky umieścił elektrody w strategicznych miejscach w górnej i dolnej części prawego uda Wilsona. - Naszym celem są istotne nerwy mięśnia, które reagują na pobudzenie o wiele szybciej, niż tkanka mięśniowa. Gotowy?

- Tak - odpowiedział Wilson.

Tesky włączył urządzenie i poruszył pokrętłami.

Wilson poczuł łaskotanie, a potem pieczenie w udzie. - Czuję coś.

Tesky uważnie obserwował odczyty. - To jedno z ustawień, które służą do terapii - przekręcił pokrętło. - Teraz powinno zacząć boleć.

Miał rację. Wilson poczuł, że mięśnie jego uda drgają. Skurcze przyspieszały, dopóki nie pojawiło się równomierne odrętwienie. Ale drgania wciąż nie ustawały. To naprawdę zaczynało boleć! Wilson oblał się potem.
- Czy to właśnie czuje House?

- Jeszcze nie - Tesky podniósł kolejne ustawienie.

Wilson myślał, że przygotował się wystarczająco na zniesienie większego bólu, ale mimo to szok odebrał mu oddech. - Ahh! - nie potrafił się powstrzymać. - Cholera!

- Wyłączę to - powiedział Tesky.

- Nie! Czy to czuje House bez Vicodinu?

Tesky spojrzał na niego odrobinę smutno. - Nie, to czuje PO ZAŻYCIU Vicodinu - przekręcił inne pokrętło. - To czuje bez.

To była czarna agonia. Mordercza.

Wilson złapał się obiema rękami za głowę. - O mój Boże! Jak... jak on może żyć w ten sposób? - Wilson zdecydował, że wytrzyma kilka godzin czując ból podobny do bólu House'a, ale zastanawiał się, czy nie był głupcem, myśląc, że mu się uda.

Tesky poruszył się, żeby to zakończyć. - Wyłączam to.

- Nie! - powiedział Wilson przez zaciśnięte zęby. - Proszę zostawić.

- To może spowodować pewne uszkodzenia - ostrzegł Wilsona.

- Proszę zostawić - powtórzył Wilson. Zamknął oczy i pozwolił, żeby ból przepływał przez niego. Fala po fali eksplodowała w jego nodze i sunęła na północ, przez jego miednicę i do mięśni brzucha. W jego żołądku zaczęły wzbierać mdłości. Pojawił się mały ból głowy, który nasilał się z każdą mijającą minutą, aż jego głowa zaczęła tętnić.

Napięcie. Wzrost ciśnienia krwi. Przyspieszona akcja serca. Zaczął się obficie pocić. Ból wciąż nie słabł. Wilson musiał wiedzieć. Godzina. Przynajmniej godzina, i być może uda mu się zrozumieć.

Światła rozbłysły pod jego zamkniętymi powiekami. Białe błyskawice, niebieskie iskry, fotograficzne przejawy cierpienia. Nagle przypomniał sobie przyjęcie z okazji swoich piątych urodzin, kiedy jego ojciec kupił mu pierwszy dwukołowy rower. Po kilku przejechanych chwiejnie metrach, zderzył się z garażem i złamał obojczyk. Płakał z bólu. Wspomnienie bólu, o którym nie myślał od trzydziestu pięciu lat, powróciło tak świeże, jakby zdarzyło się rano.

Rzeczywisty, niepochodzący ze wspomnień, ból wbijał nieczułe palce w jego ciało, i przerażający obraz przeszył jego umysł. Człowiek z toporem, odrąbujący jego nogę tuż pod stawem biodrowym. Krew, tryskająca jak ze szlaucha. Ale ta ulga! Wdzięczność dla bezimiennego okaleczyciela.

House mówił do niego kiedyś: "Moja noga boli. Myślisz, że to oszustwo??"

W bolesnej ciemności, Wilson odpowiedział: "Tak czy inaczej, będziesz na haju, który wydaje ci się potrzebny. Z twoją nogą wszystko w porządku. To był tylko efekt odstawienia leków!..."

"Cierpiałem! Musiałeś uwierzyć, że mam problem, żeby twoja zdrada miała złudzenie szlachetności. Tym razem mdłości są naprawdę silne..."

"Więc idź na odwyk... Myślałem, że możesz woleć ludzi niż tabletki..."

Załamany i zdesperowany House na podłodze, leżący we własnych wymiocinach. Wilson przygnębiony i czujący mdłości na widok tej sceny. Oburzony. Wściekły. Trzaskający drzwiami. Zostawiający go w tym. Wyświadczający mu przysługę.

"Wiem, że tylko próbowałeś mi pomóc, ochronić mnie..."

"Czy to szczere przeprosiny?"

"Wierz, w co chcesz."

Pośród jeziora bólu odpowiedź była prosta. Były szczere. Nie było żadnego innego jasnego powodu, żeby House powiedział, że jest mu przykro, oprócz tego, że była to prawda.

Wiedząc, że nie dotrze to do uszu House'a, Wilson myślał: Nigdy nie powiedziałem, że żałuję tego, że ci nie wierzyłem. Że zostawiłem cię, kiedy byłeś na dnie. Gdy Ketamina zawiodła. Cierpiałeś na dziesięć różnych sposobów, a ja ci nie wierzyłem. Boże, pomóż mi.

"Będziesz funkcjonował bez mięśnia" - powiedzieli do House'a/Wilsona. Obiecali mu: "Ból będzie można opanować."

Jak bilansowanie budżetu. Po prostu tyle cierpienia w ciągu dnia. Jesteśmy pewni, że noga będzie zachowywała się zgodnie z naszym bardzo rozsądnym rozkładem bólu.

Zapewnienia: "Możesz żyć bez narkotyków."

Wyzwiska: "Jesteś ćpunem, narkomanem."

Rzetelne zarzuty: "Lubisz być na haju, uwielbiasz te tabletki..."

Wilson śmiał się z ich ignorancji. Przysłowiowe oczy zostały otwarte. Do niedawna zaślepiony umysł teraz widział wyraźnie.

Jeden ze spazmów oderwał go od wspomnień. Nerwy były zdruzgotane i skręcone. Mięśnie były wyczerpane i wyniszczone.

Wilson wrzasnął.

- Doktorze Wilson! - Tesky krzyczał do jego ucha.

Kiedy Wilson odzyskał świadomość, zobaczył zamglonym wzrokiem, jak Tesky wyłącza swoje potworne urządzenie. Ból osłabł, ale pamięć o nim pozostała w jego umyśle i w kończynie.

- Zemdlał pan - wyjaśnił Tesky.

Wilson usiadł powoli. Jego udo nadal pulsowało, ale to było nic. Łaskotanie. Zabawne.
- Jak długo?

- Kilka minut.

- Miałem na myśli, jak długo byłem podłączony do urządzenia?

- Około czterdziestu pięciu minut. Wyłączyłem przed chwilą, kiedy pańskie tętno gwałtownie przyspieszyło.

Wilson zsunął się z kozetki. Jego prawa noga załamała się pod nim i prawie upadł.

- Ostrożnie - ostrzegł Tesky. - Pańska noga będzie zdrętwiała przynajmniej jeden dzień. Chodzenie będzie wyzwaniem przez kilka godzin.

Wilson otarł pot z twarzy. - Jak on to może znosić dzień po dniu?

- Pacjenci, którzy odczuwają ból, uczą się, jak sobie radzić. Zaciskają zęby. I, proszę pamiętać, on odczuwa ten ból już od pięciu lat i zażywa narkotyki. Te dwa czynniki uszkadzają - i dzięki temu nieznacznie znieczulają - jego już uszkodzone nerwy, więc jest to pewne zmniejszenie poziomu bólu.

- Chce pan powiedzieć, że on się do tego przyzwyczaił?

Tesky skinął głową. - Tak.

Smutek przyprawił Wilsona o mdłości.

********************************************************************************

House wypił trzy uncje taniej wódki i wrzucił kilka ubrań do swojego plecaka. Pojemnik z Vicodinem, Gravol, tabletki nasenne i jego telefon komórkowy dopełniły dzieła.

Kochał swoją pracę. Wiedział, że jest w niej dobry. Prawdopodobnie najlepszy.

Był beznadziejny w związkach. Ludzie zdumiewali go czasami. Innymi razy byli przezroczyści. Łatwi do odczytania, do manipulowania. Użyteczni.

Ludzie, bez których właściwie mógłby żyć. Nie dlatego, że naprawdę tego chciał, po prostu nie miał wyboru. Wiedział, że nie był sympatyczny. Nie był świetnym materiałem na przyjaciela.

House wsiadł na swoją Hondę, ale jej nie odpalił. To była ponura noc, padał śnieg, a wiatr szarpał otwartym kołnierzem i rękawami jego nowej czarnej skórzanej kurtki. Wywoływał gęsią skórkę.

Wilson mógł wyjechać do tej pory. House wciąż nie odpalał motoru.

Nienawidził wszystkich tych emocji, które pojawiły się z powodu wyznania Wilsona. Gardził słabością swoich własnych potrzeb. House odpalił motor, ożywiając silnik. Jeszcze raz. I kolejny, aż maszyna ryknęła w proteście.

Zgasił go gniewnie. Spojrzał w górę, puszyste płatki spadały na jego twarz i topniały. Wszędzie czuł małe zimne krople. Jego oddech zatrzymał się i przyspieszył. Napięcie. Załamanie nerwowe? - Co z tego? - Co się ostatnio nie rozpieprzyło? Jego oczy, tak suche jak resztki whisky w jego żołądku, zamknęły się.

Ból i cierpienie, ale żadne z nich nie pochodziły z jego nogi. House trzasnął rękami o uchwyty kierownicy.

Jeszcze raz. Mocno!

Jeszcze mocniej. I jeszcze raz! Bolesne rozproszenie niczego nie osiągnęło.

Jego przedramiona szczypały. Jutro pojawią się na nich siniaki. W jakiś sposób to nie przyniosło ulgi. Jak wtedy, gdy Stacy spakowała swoje trzy walizki i odeszła. Pustka, jaką w nim pozostawiła, rozprzestrzeniła się jak grzyb. Wilson zaproponował rozwiązanie.

Pewnie. Oprzyj się na tym. Terapia na nogę. Ponowna nauka chodzenia. Żadnej pracy ani perspektyw. Chcesz pić przez kilka miesięcy, okay? Na początek załamanie emocjonalne, jeśli nie masz nic przeciwko.

Cuddy pikująca w dół, ten cudowny kruk, i ratująca go, dając mu pracę. I uśmiech, o którym marzył w czasie każdego prysznica.

House czuł mdłości i przerażenie. Nie po raz pierwszy w swoim życiu (dobra robota, tato). Z pewnością nie ostatni. Ponownie uruchomił Hondę i ruszył przez mokre ulice do hotelu, w którym zatrzymał się Wilson. Jeśli jego już tam nie było, o Boże. Jeśli on...

...o Boże.

********************************************************************************


Cytat:
* Vastus lateralis - [link widoczny dla zalogowanych]
** Rectus Femoris - [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 17:30, 23 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:56, 18 Cze 2008    Temat postu:

tak jakoś smutno ,

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:21, 19 Cze 2008    Temat postu:

...O Boże.
Aż mnie noga zaczęła boleć. Bardzo. Ktoś napisał w innym dziale "...kiedy zamiast bólu psychicznego odczuwasz ból fizyczny" - chyba właśnie tak mam.
Straszne. Ale dzięki temu wiemy, co odczuwa House.
Ogółem ta część bardzo refleksyjna wyszła. Smutna troszkę.
Czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 6 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin